19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Witaj NamJonnie. Jak się czujesz? - zapytał mężczyzna z uśmiechem, wchodząc do pokoju. W dłoniach dzierżył dwie wielkie torby, które z każdym ruchem wydawały dziwne dźwięki. NamJoon spojrzał na niego podejrzliwie, nie komentując jego nietypowego wyglądu.

- Znowu tu jesteś? Myślałem, że ostatnim razem wyraziłem się wystarczająco jasno. Nie potrzebuję twojej pomocy. Nie marnuj na mnie czasu, mi nie da się pomóc. - warknął cicho, ale jego głos był zdecydowanie mniej pewny niż dzień wcześniej. Uśmiech Jina jeszcze bardziej się poszerzył.

- Myślisz, że zamierzam się ciebie słuchać? Z całym szacunkiem, Jonnie, ale nie. Zdecydowałem, że ci pomogę i tyle. Nie ma mowy, żebym przestał. - starszy położył podejrzane torby na łóżku mężczyzny, ocierając pot z czoła i wziął głęboki oddech. - Mam coś dla ciebie. Kiedy tylko zobaczyłem to w sklepie, pomyślałem, że będzie idealne.

Dłoń Jina zanurzyła się w jednej z toreb, żeby zacząć czegoś szukać. Po chwili wyjął z niej niewielkie zawiniątko. Niezidentyfikowany przedmiot, zawinięty w stare gazety. Podał go NamJoonowi, który niepewnie zaczął odwijać tajemniczą rzecz z papieru.

- Chciałem dać ci coś, co spowoduje, że zaczniesz się częściej uśmiechać. Widziałem ostatnio twój uśmiech i myślę, że świat zasługuje na to, by widzieć go częściej. - uśmiechnął się delikatnie, patrząc jak młodszy powoli zdejmuje ochronną warstwę gazet z prezentu. 

Gdy NamJoon odwinął już cały papier, jego oddech się zatrzymał. Dawno nie dostał prezentu, nikt nigdy o nim nie pamiętał, a podarunek od lekarza był dla niego czymś naprawdę cennym.

W jego dłoniach spoczywała niewielka plastikowa buteleczka, a w niej piękna róża. Oczywiście nie była ona prawdziwa, tylko sztuczna. Wyglądała jednakże tak realistycznie  i delikatnie, że NamJoon musiał przez chwilę dobrze się zastanowić czy aby na pewno nie trzyma właśnie w dłoniach prawdziwej różyczki, zamkniętej w plastikowym pojemniczku.

- Możesz ją gdzieś postawić. Na oknie, na stoliku, przy łóżku. Sam wybierz. Jest twoja. Opiekuj się nią, NamJoon. - lekarz uśmiechnął się, widząc delikatnie unoszące się kąciki ust pacjenta. 

NamJoon był zachwycony. 

Prezent był najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek dostał. 

Zanim został zamknięty w szpitalu a jego ojciec się go wyparł, często dostawał drogie prezenty bez okazji. Zegarki, garnitury, koszule, raz nawet samochód.

Ale żaden z tych prezentów nie był dla niego tak drogi, jak ta jedna, malutka róża. Plastikowa róża, zamknięta w buteleczce. 

Ostrożnie, lekko drżącymi rękoma, postawił prezent na stoliczku przy łóżku i wpatrywał się w niego oczarowany. 

- Mam nadzieję, że ci się podoba. - powiedział lekarz, siadając na łóżku i patrząc na NamJoona, który z prezentu przeniósł wzrok na mężczyznę.

- Dziękuję, Jin. Jest naprawdę piękna. - wyszeptał cicho, uśmiechając się słabo.

Cały świat Jina zawirował, widząc ten jeden uśmiech.

- Naprawdę dziękuję. Za wszystko co dla mnie robisz. Za to, że mimo wszystkich dowodów, ty dalej mi ufasz. Jesteś jedyną osobą, na którą mogę teraz liczyć. 

"Jesteś jedyną osobą, na którą mogę teraz liczyć".

Te słowa uszczęśliwiły Jina jeszcze bardziej.

Nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć swojego zachowania.

Po prostu chciał cały czas patrzeć na ten piękny uśmiech i słyszeć głos, który wypowiada te kilka słów. 

Cały czas.

Cisza, która panowała przez krótką chwilę, nie była niezręczna.

Wręcz przeciwnie, była pełna spokoju i niezrozumiale przyjemna.

Jin odchrząknął, po czym wstał, podnosząc jedną z toreb.

- To dopiero początek niespodzianek, NamJoonie. - powiedział zadowolony, po czym zaczął grzebać w wielkiej torbie. - Chcę sprawić, żeby dzisiejszy dzień był jednym z najpiękniejszych w twoim życiu.

Naprawdę tego chciał.

Bardziej niż czegokolwiek innego.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro