30 (MARATON, CZ. 1)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po śmierci Taehyunga kompletnie się załamał.

Nie chciał wychodzić z domu, nie odpowiadał na telefony.

Trwał w ciszy, przerywanej od czasu do czasu szlochem.

W głowie ciągle słyszał głos swojego profesora ze studiów...

"- Pamiętajcie... - powiedział mężczyzna, opierając się tyłem o biurko i przebiegając wzrokiem po znajomych mu twarzach. - Śmierć pacjenta nigdy nie jest waszą winą, jeśli robiliście co w waszej mocy, żeby mu pomóc. 

Odepchnął się od drewnianego blatu i zaczął powoli spacerować po sali, zatrzymując wzrok na każdym studencie z osobna.

- To od pacjentów zależy czy przyjmą waszą pomoc. Nikogo nie można zmuszać, to niemożliwe. Dlatego nie powinniście być agresywni, nachalni, tylko wspierający i przekonujący. Nawet najlepszy lekarz nie jest w stanie pomóc osobie, która mimo leczenia wciąż nie widzi sensu w dalszym istnieniu na świecie. - zatrzymał się i spojrzał na Jina, który patrzył na niego z zaciekawieniem. Profesor przez chwilę milczał. - Jakieś pytania?

Jin uniósł rękę do góry, a starszy mężczyzna kiwnął głową.

- Czy kiedykolwiek przeżył pan śmierć jakiegoś pacjenta?

- Tak. - odpowiedział po dłuższym czasie profesor, powoli wracając do swojego biurka. - I od tego czasu zacząłem naprawdę cenić swoją pracę i fakt, że można nią uratować czyjeś życie.

Jin zmarszczył lekko brwi.

- Zrozumiesz to wszystko, kiedy sam to przeżyjesz. Zaczniesz na wszystko patrzeć inaczej. Na pewno tak będzie. - mężczyzna stanął przy biurku i zebrał wszystkie swoje papiery. - Zajęcia uważam za zakończone. Dziękuję wszystkim za obecność, zapraszam do spotkania się za tydzień."

I wtedy właśnie Jin zrozumiał, co profesor miał na myśli.

Poczuł to na własnej skórze.

Poczuł ten ból w sercu, rozrywającym się na kawałki, jak po stracie bliskiej nam osoby.

Taehyung był zbyt młody, żeby umrzeć. 

Chciał przecież żyć.

Sprawa naprawdę była skomplikowana, co przyprawiało Jina niemalże o mdłości. 

Ale im głębiej w to wchodził, tym trudniej było mu wydostać się z tego bagna.

Po prostu nie był tego jeszcze świadomy.

Nie mogąc wytrzymać ani chwili dłużej w samotności, szybko się umył, ubrał i przygotował na spotkanie z rzeczywistością. 

Musiał wrócić do szpitala i zrozumieć wszystko do początku.

Musiał porozmawiać z NamJoonem.

To był pierwszy raz, kiedy Jin przyznał przed samym sobą, że tęsknił za jego obecnością.

Ale na pewno nie ostatni.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro