56

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Strach.

Jego serce przepełnione było strachem.

Słyszał swój przyspieszony oddech, kiedy biegł do autobusu, ściskając w dłoni telefon. 

To była jego wina.

To przez niego NamJoon targnął się na własne życie. 

To wszystko jego wina. 

Pojazd czekał na pasażerów. Jin wsiadł chwilę przed zamknięciem drzwi i usiadł na jednym z miejsc, próbując się uspokoić.

Tak okropnie się bał. 

Czuł wibracje swojego telefonu, to prawdopodobnie był Jimin. 

Nie miał siły nawet odblokować urządzenia. 

Był przerażony.

NamJoon umierał, a jego przy tym nie było.

Łzy napłynęły do oczu lekarza, praktycznie całkowicie wszystko rozmazując. 

Nie potrzebował wzroku. Nie chciał niczego czuć.

Chciał tylko, żeby NamJoon przeżył. 

Ocknął się, słysząc nazwę właściwego przystanku. Od razu wysiadł i skierował się do szpitala, którego adres podał mu wcześniej dyrektor. 

Przed drzwiami czekał Hoseok, obok niego stał Jeon. Oboje wyglądali na nieźle zdenerwowanych, starszy trzymał między palcami na wpół wypalonego papierosa. Musieli czekać tutaj już chwilę.

Gdy tylko Jung zobaczył Jina, zagryzł wargę, patrząc na niego ze współczuciem. 

Jin był świadomy tego, że starszy lekarz najpewniej już kilka razy przechodził przez to samo. Wiedział, że praca w szpitalu to ogromna odpowiedzialność i każda śmierć pacjenta to coś okropnego. 

Czuł to samo po śmierci Taehyunga. 

- Leży w sali osiemdziesiątej. - powiedział od razu Jeon, upuszczając papierosa na ziemię i przydeptując go obcasem buta. 

Jin kiwnął głową i wszedł do środka, nie czekając na lekarzy, którzy i tak weszli chwilę po nim. Telefon znowu zawibrował w mocnym uścisku jego dłoni. Spojrzał na ekran i zatrzymał się, wpatrując w wyświetloną wiadomość. 

Teraz już wiedział. 

Wiedział kto był mordercą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro