24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam zapłakana w swoim pokoju. Co jakiś czas słyszałam kroki dochodzące zza drzwi i pukania. Jednak do żadnego z nich nie dałam sygnału , lub pozwolenia aby ktoś wszedł. Przebywałam w tym pomieszczeniu cały dzień nic nie jedząc ani pijąc.  To co się wydarzyło przez ostatnie dwa dni było jednym wielkim koszmarem.

<<2 dni wcześniej<<

-To gdzie na początek idziemy?- spytał się pod wieczór Shikadai, który rozkładał namioty.

-Do wioski Rzeki, tam jest najwięcej bandytów.- odpowiedziałam rozpalając ognisko.

-Okey. Zostało nam w takim razie pięć godzin marszem.

-Nie da się zaprzeczyć. A teraz przepraszam cię, ale idę spać, obudź mnie za cztery godziny i w tedy zrobimy zmianę.- zarządziłam a ten tylko pokiwał głową na znak zgody.

Kiedy słońce zaczęło wschodzić, j zaczęłam  pakować potrzebne rzeczy do plecaka. Podeszłam do namiotu mojego przyjaciela i kopnęłam gwóźdź  dzięki, któremu cała konstrukcja się trzymała , mini pseudo domek spadł na chłopaka, który z krzykiem podniósł się z ziemi.

Po paru minutach szatyn wyczłapał się z pod zawalonego namiotu.

-Ale to upierdliwe. Musiałaś?

-Musiałam. - zaśmiałam się.

Kolejny postój zorganizowaliśmy sobie na terenie należącym do wioski Jeziora. Uklękłam przy nie dużym i płytkim strumyku. Kiedy się pochyliłam aby napić się trochę słodkiej wody poczułam jak coś popycha mnie do przodu.  Nie utrzymałam równowagi i wpadłam do lodowatej cieczy. Szybko się odwróciłam i chlapnęłam w twarz mojego "wroga".

Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy kiedy zobaczyłam zażenowaną minę Shiakadaia. 

Jednak uśmiech nie utrzymał się na niej tak długo jak bym chciała. Ni stąd ni zowąd dookoła nas pojawiła się jakaś banda. Na ich twarzach malowały się złowieszcze uśmiechy. Wszyscy bili łysi i meli namalowane kropki na czole.

-No dzieciaki , oddawać plecaki. -wysyczał jeden z nich.

Shikadai podał mi rękę abym mogła wstać . 

-Ani nam się śni. - odpowiedziałam takim tonem jak mężczyzna, przez co jego koledzy się zaśmiali.

-Niebezpieczna dziewczynka widać z ciebie.

-A żebyś wiedział. 

Stworzyłam wodny miecz, którym zaatakowałam pierwszego mężczyznę. Ten chciał zrobić unik, ale mój przyjaciel zablokował go swoją techniką cienia. Wbiłam katanę w brzuch bandycie i  wyciągnęłam go ciachając przy okazji pozostałych ninja. Kiedy myślałam, że już jest po wszystkim  odwróciłam się w stronę chłopka i w tedy zobaczyłam jego.  Orochimaru biegł w jego stronę z srebrną kataną. Podbiegłam jak najszybciej popychając szatyna i wtedy polała się krew. Mój własny ojciec... odciął mi prawą rękę. Szkarłatna ciecz sączyła się obficie z mojej rany. 

-Daczego?- spytałam .

-To nie miałaś być ty.

-Ale dlaczego on?

Na to pytanie już nie odpowiedział . 

Przez brak krwi zrobiło mi się słabo a po chwili straciłam przytomność.

__________

Yo gwiazdeczki!

Oto długo wyczekiwany rozdział!

Kto jedzie na Magnificon w sobotę???????????? Bo ja tak! 

W piątek lub czwartek wstawię opis i rysunek jak będę wyglądać , jak ktoś by się chciał spotkać!

Hidan: Chciała byś.

*ryp patelnią w łeb*

Do zobaczenia !!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro