Feralny wieczór

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Słońce zachodziło nieznośnie powoli. Iruka mimo, że większość dnia i tak przespał, czuł się dziwnie zmęczony. Stracił trochę już rachubę czasu i nie wiedział, nie był pewien czy nie zbliża się czasem pełnia. Zawsze wtedy był taki... wymięty i do niczego. Kiedyś ją uwielbiał. Nie zmienia to faktu, że zawsze podczas pełni miał problem ze snem. 
Mruknął pod nosem niezadowolony i odwrócił się twarzą do ściany. Senność zamykała mu oczy. Błądził myślami po różnych obszarach nie skupiając się na żadnym z nich. Jakoś nieświadomie przysunął się bliżej ściany i skulił na posłaniu. 
Słońce już prawie całkiem zaszło i w pokoju zapanował kojący półmrok. Wokół było tak przyjemnie cicho. Iruka odpływał w objęcia głębszego niż czuwanie snu, kiedy kołdra, którą był okryty poruszyła się. Mruknął sennie myśląc, że Kakashi przyszedł i go troskliwie okrywa, by mu pleców nie przewiało. Zesztywniał jednak, kiedy poczuł, że łóżko tuż za nim ugina się alarmująco. Po chwili poczuł ciepło czyjegoś ciała i ręce wędrujące wokół jego talii próbujące go chwycić. Otrzeźwiał natychmiast. Zatrząsł się przerażony i nim się intruz zorientował, obrócił na posłaniu. Skulony miał sporo miejsca na manewry. Oparł się plecami o ścianę i najmocniej jak mógł kopnął intruza w brzuch zrzucając go na podłogę. 

- Nie dotykaj mnie! Co ty wyrabiasz?! Perwersie! Zboczeńcu! Gwałcicielu!- zaczął się na niego drzeć, chociaż bardziej wyglądał na przestraszonego niż wściekłego. 

- Przepraszam? Myślałem, że już śpisz i chciałem się tylko przytulić i ogrzać twoim ciepłem. Nie chciałem zrobić ci nic złego.- zaczął się tłumaczyć nie wiedząc czy bardziej pocierać obolały tyłek czy tył głowę w zakłopotaniu. 

- Zostaw mnie wreszcie w spokoju! Wszyscy chcecie mi tylko krzywdę robić! Co ja wam takiego zrobiłem?! No co?!- nie dawał za wygraną. 

- Ależ, Iruś mój kochany, ja naprawdę nic złego nie chciałem ci zrobić.- powiedział robiąc najbardziej smutną minkę jaką potrafił nic z tego nie rozumiejąc. 

- Proszę. Ja się do tego nie nadaje. Wypuść mnie. Obiecuję że będę siedział w domu do poniedziałku.- powiedział cofając się w róg. 

- Przepraszam. Naprawdę nie chciałem cię tak przestraszyć.- powiedział smutnie i przywołał Pakkuna. 

Iruka tylko go obserwował. Kakashi poddał się i zwrócił do psa. 

- Pakkun. Pilnuj go. Gdyby coś się działo to masz mnie obudzić. Gdyby poczuł się źle albo cokolwiek. Jasne?- zakomenderował.

- Jasne, Kakashi.- odpowiedział i wskoczył na łóżko

 Kakashi wyszedł z sypialni i poszedł zrobić sobie legowisko na kanapie w salonie. 

Iruka siedział w kącie jeszcze przez chwilę. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Z jednej strony miło było że ktoś się troszczył, ale z drugiej strony za bardzo się bał, że ten będzie próbował znów czegoś zboczonego. A, co jeśli nie wystarczy mu przytulanie i spanie w jedynym łóżku?
Co jeśli chce czegoś więcej? Co jeśli wykorzysta jego słabość i zrobi TO? Teraz to się naprawdę bał oczy zamknąć. 

- Hej Iruka- sensei. Nie bój się Kakashiego. On ci nie zrobi krzywdy. Za bardzo cię pokochał. To może dziwnie zabrzmieć, ale ty pierwszy potraktowałeś go jak zwykłego ninja. Nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo on tego potrzebuje.- powiedział Pakkun siedząc na skraju łóżka. 

- Ta. Jasne. Na razie sprawia wrażenie jakby chciał mnie koniecznie zaliczyć, a potem udawać, że nie zna.- burknął i kuląc się na posłaniu, ułożył do snu. 

- Faktycznie może sprawiać takie wrażenie. Jest w tym trochę niezręczny.

- Mhm...- mruknął zamykając ponownie oczy i rezygnując z głębokiego snu. Tak na wszelki wypadek.

Poczuł lekki ruch w okolicach swojego brzucha i zerknął podejrzliwie jednym okiem. To pies Kakashi'ego ułożył się obok niego na posłaniu i zamknął ślepia. Zwinięty w kulkę wyglądał niegroźnie i nawet przyjemnie. Uspokojony, że to nie była sztuczka białowłosego, zamknął oko i pogrążył się w czujnym śnie. 

Było już ciemno i księżyc w swej wstępującej fazie świecił jasno i upiornie. Jego blask padał na skuloną postać na łóżku i psa obok niego.
Iruka zrobił się niespokojny i zaczął się wiercić na posłaniu. Oddychał ciężko. dłonie zaciskał kurczowo na pościeli.

- Nie... nie chcę... to boli... nie... proszę, nie...- mamrotał przez sen.

To zbudziło śpiącego obok Pakkuna, który uznał, że potrzebna będzie interwencja, gdyż widocznie mu się chyba pogorszyło. Zerwał się z posłania i zbiegł do salonu, gdzie spał Kakashi nie śniąc żadnego snu. Wskoczył na niego.

- Kakashi! Obudź się!- zawołał.

Wzywany otworzył zaspane oko. Spojrzał na psa, którego zostawił w sypialni.

- Co się dzieje, Pakkun? Miałeś go pilnować.- wymamrotał.

- No właśnie o niego chodzi. Chyba mu się pogorszyło, bo się miota i coś tam mamrocze, że go boli. Prawie mnie kopnął! W sumie nie sądziłem, że człowiek może się aż tak wyginać i zwijać w taka kulkę. - powiedział z przekąsem.

- Cholera!- zaklął i zerwał się z posłania, przy okazji zrzucając biednego Pakkuna na podłogę.

Ignorując go pobiegł na górę. Wpadł do sypialni w momencie, kiedy śpiący zerwał się z krzykiem na ustach.

- NIE!!!- wrzasnął przerażony dysząc ciężko, a po jego skroniach spływały strużki potu.

Kakashi szybko znalazł się przy nim. Nachylił się nad nim i chwycił lekko za ramiona.

- Co się stało, Iruka? Boli cię coś?- zapytał z troską w głosie.

- Nie dotykaj mnie!- niemal krzyknął wciąż się trzęsąc i odepchnąwszy go cofnął się w róg łóżka.

- Iruka. Co się dzieje? Miałeś koszmar? Iruka?- nie dawał za wygraną.

- Nie rób mi krzywdy. To boli. Nie chcę. Proszę, zostaw mnie.- mamrotał, a w jego lśniących gorączką oczach pojawiły się łzy.

Kakashi spojrzał na niego zdumiony. Przecież nie robi mu nic złego. Nie dałby rady go skrzywdzić, więc o co mu chodzi? Musiał mieć naprawdę zły i chory koszmar. Czyżby aż tak się go bał? Wszedł na łóżko kolanami. Zbliżył się do bladego i trzęsącego jak galaretka bruneta. Ujął jego rozpaloną i zapłakaną twarz w dłonie i najczulej jak tylko potrafił zaczął go uspokajać.

- Iruka. Spójrz na mnie. Iruka. Ja ci krzywdy nie zrobię. Przysięgam na wszystko. Nie wiem, co ci się strasznego śniło, ale ja nie jestem jakimś zboczonym potworem i nic ci nie zrobię. Uwierz mi, proszę.- mówił do niego cicho, ocierając kciukami łzy. Najchętniej by je scałował, ale bał się popełnić znowu ten sam błąd. 

- Nnnn....- wydusił z siebie i nagle złapał za materiał bezrękawnika.

Kakashi myślał, że znów chce go odepchnąć, ale on bardzo niepewnie jak wręcz odwrotnie chciał go do siebie przyciągnąć. Objął ostrożnie i delikatnie bruneta, ramionami. Przytulał go bez słów, czując jak ten się trzęsie. Jak dygota w jego ramionach. Nie wiedział, czy to przez koszmar czy gorączkę, a może przez jedno i drugie?

Opadał go jakiś dziwny, nienazwany smutek, który zatruwał umysł i duszę. Gdzieś z tyłu głowy kołatała się dołująca myśl, że ktoś kiedyś musiał go skrzywdzić i dlatego on teraz tak na każdy dotyk i słowo reaguje. Dlatego nie pozwala się nikomu do siebie zbliżyć.

Wreszcie poczuł jak ciało bruneta się rozluźnia. Usłyszał dość ciężki jeszcze oddech, ale wyrównujący i uspokajający się. Jakoś nie poprawiało mu to nastroju.

- Chyba jednak będę musiał tu jutro ściągnąć Tsunade, żeby go zabrała do tego cholernego szpitala. Niepokoi mnie ta ciągle wracająca gorączka. Cholera...- pomyślał wciąż jeszcze go tuląc.

Nie wiedział jak długo go tak obejmował, ale w końcu poczuł, że i jego ogarnia senność. Najchętniej w ogóle nie wypuszczałby go z objęć i tak zasnął, ale wiedział, że rano najpewniej zostanie brutalnie zrzucony z łóżka i wyzwany za to od najgorszych. I pewnie byłby to koniec ich znajomości. Niechętnie ułożył śpiącego na posłaniu. Poprawił mu poduszkę i ponownie okrył cienką, ale ciepłą kołdrą. Pocałował w czoło i wyszedł.

Wrócił na kanapę, ale jeszcze długo nie mógł zasnąć. Wciąż miał przed oczami tą przerażoną i zalana łzami twarz. Zastanawiał się, co zrobił źle. Nic nie wymyślił gdyż zmorzył go sen. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro