2. BEACH? (BONUS MARATON CZ.2)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cholera, Jonnie, nie pluskaj na mnie! - pisnął niezbyt męsko Jin, wycierając się z niezadowoleniem. 

Spędzali właśnie drugi tydzień na Teneryfie, w ramach jak to ujął NamJoon "krótkich wakacji".

W teorii mieli tam wyjechać tylko na cztery dni, ale żaden z nich nie miał ochoty opuszczać ciepłej wyspy. 

NamJoon uśmiechnął się do ukochanego i upadł na rozłożony na piasku ręcznik.

- Nie marudź, Jinnie. Lepiej chodź ze mną do wody. - pocałował chłopaka w policzek, na co on spojrzał na niego i parsknął.

- Nie ma mowy. Woda jest mokra. I nie umiem w niej oddychać, więc wolę jej unikać.

- Skarbie, pływanie to naprawdę dobra zabawa. Zaufaj mi.

- Nie ma mowy. - Jin założył na nos okulary przeciwsłoneczne i ułożył się wygodniej na kocu. - Obudź mnie, jak już będę ładnie opalony.

NamJoon przewrócił oczami i pobiegł z powrotem do wody. Jin westchnął cicho i zamknął oczy, ale nie dane mu było odpoczywać długo, ponieważ pewien niebieskowłosy wariat podniósł go z ręcznika i zaczął nieść w stronę wody.

- Cholera, NamJoon, to nie jest zabawne! Puść mnie! - Jin zaczął się szarpać, kiedy wchodzili coraz głębiej do wody.

- Mam cię puścić, skarbie? Jesteś tego pewien? - zapytał rozbawiony starszy, trzymając ukochanego mocno w pasie.

- NAWET NIE PRÓBUJ, DO CHOLERY JASNEJ! - wrzasnął Jin, trzymając się kurczowo NamJoona. Objął go nogami w pasie i rękami za szyję, nieświadomie go dusząc. - ZANIEŚ MNIE Z POWROTEM NA PLAŻĘ, PRZYSIĘGAM, URWĘ CI JAJCA JEŚLI TEGO W TEJ CHWILI NIE ZROBISZ!

- Wiesz, ja na twoim miejscu bym tak nie groził. - powiedział spokojnie rozbawiony NamJoon, lekko poluźniając uścisk i pozwalając Jinowi lekko się wysunąć. Ten od razu zaczął panikować i niemalże wydrapał starszemu oczy. 

NamJoon, nie chcąc dalej ryzykować utraty żadnej ważnej części ciała, wyniósł powoli ukochanego na brzeg. Jin od razu pośpiesznie wrócił na swój bezpieczny ręczniczek, na którym nie musiał się martwić nawet o zmoczenie palca.

Starszy położył się obok i objął go w pasie, przyciągając bliżej siebie.

- Jesteś na mnie obrażony? - zapytał cicho, patrząc poważnie na Jina, który zdecydowanie miał focha. Tak, miał zwyczajnego focha. I tak, mówimy tu o dorosłym, poważnym mężczyźnie.

- Pf. Jakoś wcześniej cię to nie obchodziło. - mruknął obojętnie młodszy, starając się ignorować ukochanego i dać mu nauczkę, że z Jinem się po prostu nie zadziera.

- Skarbie... - mruknął niskim głosem NamJoon, po czym podniósł  się z koca i zawisł nad Jinem, opierając dłonie po obydwu stronach jego głowy. Nachylił się nad nim i zaczął delikatnie muskać ustami jego szyję, schodząc z czasem na ramiona, żeby zostawiać na nich ciemne ślady. 

- Dalej jesteś na mnie zły? - zapytał, kiedy Jin był praktycznie zarumienioną kupką jęków i cichych sapnięć, wijącą się pod nim.

Zamiast odpowiedzi otrzymał mocne pacnięcie w głowę, przez co aż usiadł na nogach ukochanego z wrażenia. Nad nimi stała starsza babcia, wojowniczo wymachująca swoją torebeczką. 

- Cholerne te geje, niby człowiek wyjedzie ze swojej kochanej Polszy zaznać spokoju od tej gejozy, a tu proszę, wszędzie się to rozprzestrzenia! I jeszcze skośne! Hańba! - wymamrotała w swoim języku, po czym odeszła, a Jin i NamJoon byli zbyt zaskoczeni, żeby w jakikolwiek sposób zareagować.

Pierwszy śmiechem wybuchł Jin, który począł się niemalże zwijać ze śmiechu na kocu, po czym powoli wstał i poklepał ukochanego po głowie. NamJoon ciągle siedział w jednym miejscu z lekko otwartymi z wrażenia ustami.

- Chodź kochanie, bo jak widać nawet na plaży nie można w spokoju oddać się ukochanemu. Chodź szybko, to wrócimy do hotelu zanim ci opadnie. - zaśmiał się głośno Jin, zbierając z piasku ich rzeczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro