21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W pokoju powoli zapadała ciemność.

Robiło się chłodno.

Cisza.

Żaden z nich nie chciał wstawać, żeby zapalić światło.

 Żaden z nich nie miał też drugiemu nic do powiedzenia. 

Siedzieli w milczeniu i ciemności, patrząc od czasu do czasu na siebie.

- Zimno tu. - powiedział cicho NamJoon, pocierając dłońmi swoje ramiona. 

Starszy zmarszczył brwi, myśląc przez chwilę. Potem uśmiechnął się delikatnie i wziął do rąk drugi kocyk, przysuwając się bliżej NamJoona. Opatulił go starannie, żeby obronić go przed chłodem.

- Cieplej? - zapytał cicho, a młodszy pokiwał głową i zamknął oczy. 

Znowu zapadło milczenie.

- Tobie nie jest zimno? - NamJoon otworzył oczy, patrząc uważnie na starszego.

- Odrobinę jest, ale wytrzymam. Nie mamy drugiego koca. - westchnął cicho Jin, a NamJoon oparł się plecami o ścianę za sobą, odwijając się lekko z ciepłego kocyka. 

- Chodź tutaj. Zmieścisz się. - powiedział niemalże niedosłyszalnie młodszy, a serce Jina niezrozumiale przyspieszyło. - No chodź, zanim się rozmyślę a ty zamarzniesz. - uśmiechnął się delikatnie, kiedy starszy przysunął się do niego i również oparł plecami o ścianę. NamJoon objął Jina ramieniem, chcąc go szczelniej otulić kocem, ale tak jakoś wyszło, że jego ręka nie chciała odsuwać się od lekarza i została na swoim miejscu. 

Starszemu też nieszczególnie to przeszkadzało.

Siedzieli chwilę w milczeniu, dopóki NamJoon nie westchnął cicho i nie położył głowy na ramieniu lekarza, obejmując go ramieniem w pasie.

- Umiesz śpiewać? - pytanie młodszego nieco zaskoczyło Jina, ale kiwnął głową.

- Kiedy byłem mały, dużo śpiewałem. Myślę, że dalej coś potrafię. - odpowiedział, modląc się, żeby NamJoon nie usłyszał bicia jego serca, ani nie zobaczył rumieńców.

- Zaśpiewaj mi coś. - poprosił cicho NamJoon, zamykając oczy i wtulając nos w szyję starszego. 

Jin powstrzymał jęk, czując ciepły oddech mężczyzny na swojej szyi i wziął głęboki wdech. 

- C-co chcesz, żebym Ci zaśpiewał? - zapytał, opierając tył głowy o ścianę i patrząc w sufit.

- Cokolwiek. To co będzie ci najłatwiej zaśpiewać. Wszystko będzie dobre, zaufaj mi. - odpowiedział młodszy, kładąc wygodniej głowę na ramieniu lekarza. 

Wszystko?

Pierwszym, o czym pomyślał Jin, była kołysanka, którą śpiewała mu jego mama przed śmiercią. Co noc, kiedy chłopiec nie potrafił zasnąć, mama przychodziła do pokoju i śpiewała mu jedną piosenkę. Jedyną, która działała na niego uspokajająco i wręcz usypiająco. 

Cichutko, jakby bał się, że ktoś oprócz NamJoona go usłyszy, zaczął śpiewać. Melodia powoli wypełniała pokój, a noc stała się jakby jaśniejsza.

Po kilku minutach skończył śpiewać. Jedynymi dźwiękami był jego oddech oraz miarowy oddech NamJoona.

Śpiącego NamJoona. 

Pacjent zasnął, z głową na ramieniu mężczyzny, obejmując go w pasie. 

Kiedy Jin tylko próbował się ruszyć i wstać, Nam mruczał niezadowolony i jeszcze mocniej przyciągał go do siebie. Lekarz musiał odpuścić. 

Przeczesał delikatnie palcami włosy młodszego, po czym uśmiechnął się delikatnie i zamknął oczy, opierając tył głowy o ścianę.

Nie wiedzieli, że Jeon siedział w gabinecie Hoseoka, obserwując ich przez cały wieczór na monitorze komputera.

I nie był zachwycony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro