29

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przed szpitalem stał wóz policyjny.

Stał też ambulans, przy którym kręcili się zaniepokojeni ratownicy.

Wypadek?

Coś stało się NamJoonowi?

Czemu do cholery znowu myślał o NamJoonie?!

Potrząsnął niezadowolony głową.

Musi się ogarnąć.

Musi myśleć racjonalnie. 

Chociaż niezbyt racjonalnym było zostawienie Jimina w stanie osłupienia i wyjście bez słowa z jego domu.

Ups.

Skierował się do gabinetu jego szefa.

Zamknięte.

Usłyszał czyjś głos, a z jednego z korytarzy wyszedł zdenerwowany Hoseok. Na widok Jina na twarzy starszego pojawił się najbardziej wymuszony i sztuczny uśmiech, jaki młodszy lekarz widział przez całe swoje życie.

- Cieszę się, że przyjechałeś. Sprawa jest bardzo poważna, zależało nam na czasie. Wiem, że również pracowałeś z tym przypadkiem, dlatego proszę, żebyś w miarę możliwości nam pomógł i złożył swoje dowody w tej sprawie. - głos Hoseoka cały czas drżał, a serce Jina na moment się zatrzymało.

- Cz-czy coś stało się z NamJoonem? - zadał pytanie, starając się nie brzmieć, jakby jego serce chciało uciec z piersi. Hoseok pokręcił przecząco głową.

- Nie. Zaraz zobaczysz. Chodź za mną. - starszy ruszył korytarzem, kierując się do części szpitala, w której mieszkali mniej niebezpieczni pacjenci. Drzwi do pokoju Taehyunga były otwarte na oścież, a w środku kręcili się policjanci. 

Hoseok przepuścił Jina w drzwiach, a ten wszedł do środka i od razu musiał oprzeć się o ścianę. Zrobiło mu się słabo, świat znowu zawirował.

Ciało Taehyunga zawieszone było pod sufitem. 

Na szyi młodego pacjenta zacisnął się sznur, zrobiony z dziwnego materiału, który chłopak wcześniej musiał zaczepić o lampę.

Ciało delikatnie kołysało się na boki. Na podłodze leżało przewrócone krzesło.

Nienaturalnie blada twarz, przymknięte powieki i zaciśnięte usta.

Hoseok delikatnie chwycił Jina za ramiona, wyprowadzając go z pokoju. Do oczu młodego lekarza napłynęły pierwsze łzy, a jego ciałem wstrząsnął szloch. 

Nie rozumiał. 

Nie potrafił zrozumieć.

Nie chciał zrozumieć.

To wszystko tak okropnie bolało.

Starszy lekarz przytulił mocno przyjaciela, głaszcząc go po plecach, kiedy ten wypłakiwał się w jego koszulę. 

-  Wiem, że to dla ciebie ogromny szok, Jinnie. Każdy tak reaguje na początku. - zaczął mówić, delikatnie przeczesując palcami jego włosy. - Chłopak musiał mieć większy problem, niż te, o których mówił. Po prostu nie wytrzymał. To nie twoja wina, Jinnie. To nie jest wina nikogo. On najwyraźniej nie chciał pomocy. 

- Gówno prawda! - warknął płaczliwie Jin, odpychając się od lekarza i opierając od razu plecami o ścianę. Zawroty głowy nie chciały dać mu spokoju. - On chciał żyć, rozumiesz?! Mógł ułożyć sobie całe cholerne życie! Wyszedł z tego wszystkie, mógł sobie poradzić!

I może, tylko może, Jung w to wierzył. 

Miał wątpliwości.

Ale łatwiejszą wersją było samobójstwo.

Niestety, żaden z lekarzy nie zauważył Jeona, który stał na końcu korytarzu.

A jego usta rozciągnięte były w delikatnym uśmiechu, kiedy obserwował zachowanie Jina.

Nienawiść to naprawdę silne uczucie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro