3. RING (BONUS MARATON CZ.3)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NamJoon był zachwycony, kiedy skończył robić ciasto. 

Obchodzili właśnie z Jinem piątą rocznicę i na tą okazję zaplanował coś specjalnego. 

Zaręczyny.

Bardzo długo o tym myślał i był pewien, że Jin jest właśnie tą osobą, z którą chce spędzić całe życie. Z którą chce przeżywać smutki i radości. Z którą chce tworzyć coś wspaniałego. 

Bardzo długo zastanawiał się również nad pierścionkiem na tą okazję. Chciał czegoś niezwykłego, pięknego jak jego ukochany, chociaż takiej urodzie trudno było dorównać. Chciał czegoś co Jin naprawdę pokocha.

Znalazł w końcu idealny pierścionek. Srebrny, wysadzany cyrkoniami. Układały się one w jeden rząd i zajmowały praktycznie całą szerokość pierścionka. 

Jako iż NamJoon naprawdę chciał wymyślić coś nietypowego na zaręczyny, postanowił ukryć pierścionek w czekoladowym cieście. 

Oczami wyobraźni już widział zachwyt Jina na widok jedzenia, a potem łzy szczęścia w jego oczach, kiedy w swojej porcji znajdzie piękny pierścionek. Dlatego właśnie ustawił tort pod odpowiednim kątem, żeby ukroić dobry kawałek.

Wszystko było cudownie zaplanowane. 

Pierścionek znalazł się już w torcie.

Pozostało mu tylko przygotować kolację dla dwojga.

- Cholera! - warknął, kiedy ostatnia zapałka w domu zgasła tuż przed świeczką. Spojrzał na zegar i jęknął cicho, chwytając w dłoń klucze. Do przyjścia Jina zostało tylko kilka minut, musiał szybko biec po zapałki do sąsiadki. Zamknął mieszkanie i zaczął zbiegać po schodach

Dosłownie minął się z Jinem, który w momencie, w którym NamJoon biegł na złamanie karku po zapałki, wjeżdżał sobie spokojnie windą na piętro, niczego się nie spodziewając.

Pamiętał co prawda o ich rocznicy, ponieważ za każdym razem obchodzili ją razem i spędzali więcej czasu w swoim towarzystwie niż w każdy normalny dzień, ale nie spodziewał się zaręczyn. Wszedł do mieszkania, zdjął buty i kurtkę.

- Już jestem, Jonnie! - krzyknął, czując wyśmienite zapachy w powietrzu. Przeszedł do salonu i zatrzymał się w wejściu, patrząc na pięknie udekorowany stół z czekoladowym tortem na środku. Podszedł bliżej i podniósł ostrożnie paterę z ciastem, oglądając je ze wszystkich stron z zachwytem. Słysząc kroki na korytarzu odłożył je na stół i wrócił do przedpokoju.

NamJoon wpadł do domu zziajany, ściskając w dłoni paczkę zapałek. Zamarł, widząc uśmiechniętego Jina.

- E-Ekhem... N-niespodzianka? - wydyszał cicho, zdejmując buty.

Gdy jego oddech trochę się uspokoił, chwycił delikatnie dłoń Jina i jak prawdziwy gentelman zaprowadził go do stołu. Odsunął mu krzesło, żeby ukochany mógł usiąść i sam zajął miejsce obok. 

Jedli pyszne dania, które wcześniej przygotował NamJoon i rozmawiali o przeszłości. Wspominali swoje pierwsze randki, najpiękniejsze wspólne chwile i tym podobne. 

Z każdą chwilą Nam denerwował się coraz bardziej. A co, jeśli Jin odrzuci jego zaręczyny? Co jeśli jednak nie odwzajemni tego uczucia, zwątpi, zostawi go?

- Jonnie, to było pyszne! - jęknął z zachwytem Jin, masując się delikatnie po brzuchu.

- Mam nadzieję, że masz jeszcze miejsce na ciasto, skarbie. - NamJoon bardzo starał się, żeby jego głos nie drżał, nawet jeśli wewnętrznie był jedną wielką galaretką. 

- Na ciasto? Zawsze!

Nam zaśmiał się nerwowo i ukroił planowany kawałek, nakładając go na talerzyk Jina, po czym ukroił jeszcze jeden dla siebie. 

- Smacznego, kochanie! - uśmiechnął się i równocześnie z Jinem wzięli do ust po kawałku ciasta.

NamJoon zaczął przeżuwać, kiedy poczuł w ustach coś twardego.

Kurwa, chyba pojebał te kawałki.

Zaczął charczeć i pluć, próbując jakoś pozbyć się pierścionka z jamy ustnej. Jin spojrzał na niego spanikowany, gotów zacząć go klepać po plecach.

Po chwili trudu, pierścionek znalazł się wreszcie na talerzu, a reszta ciasta wylądowała w żołądku NamJoona. 

- Cholera, co ci wpadło do głowy, żeby dodawać do ciasta jakieś pierścionki! - Jin był zmartwiony i zły. NamJoon postąpił przecież bardzo lekkomyślnie, narażając ich oboje na zakrztuszenie. 

- To miały być oryginalne oświadczyny!

- ROZUMIEM, ŻE ORYGINALNE OŚWIADCZYNY, ALE KURWA, CO CI WPADŁO DO... Zaraz, oświadczyny?!

NamJoon odchrząknął, wziął do ręki pierścionek, trochę oczyścił go z resztek ciasta i wstał ze swojego miejsca. Klęknął przed Jinem na jedno kolano i spojrzał mu w oczy.

- Cz-czy ty, Kim SeokJin, uczynisz mi ten wielki zaszczyt i zgodzisz się wyjść za mnie? - zapytał drżącym głosem, a jego dłonie jeszcze nigdy w życiu tak potwornie nie pociły się z nerwów, jak w tamtym momencie. 

Jin zakrył usta dłonią, a do jego oczu napłynęły łzy. Pokręcił przecząco głową, a NamJoon spuścił lekko głowę, czując jak robi mu się słabo. 

- P-przepraszam, byłem idiotą. N-nie powinienem tego robić, wiedziałem, że nie jesteś gotowy... - szepnął, a Jin upadł na kolana przy nim i złączył ich usta w namiętnym pocałunku pełnym uczucia. 

- T-ty cholerny idioto, co wpadło ci do głowy, żeby oświadczać się w tak głupi sposób, to było niebezpieczne! - warknął w następnej chwili, po czym znowu złączył ich usta, zanim wyszeptał w końcu to długo wyczekiwane "Tak".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro