36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szli w ciszy korytarzem, a dźwięki ich kroków sprawiały wrażenie o kilkanaście razy głośniejszych.

Ciche oddechy, lekko przyspieszone przez bieg.

Ręce, złączone w silnym uścisku i splecione palce.

Pusty, ciemny korytarz.

Jin naprawdę nie wiedział, kiedy pacjent stał mu się tak bliski. Kiedy zaczął zauważać każdy szczegół jego zachowania, zapamiętywać jego przyzwyczajenia i rutynę. Potrafił rozpoznać każde kłamstwo po chociażby najmniejszym drżeniu powieki, co mogło w sumie wydawać się dosyć przerażające.

NamJoon nie chciał akceptować faktu, że ktoś może przyprawić go o szybsze bicie serca. W jego sercu było miejsce tylko dla zmarłego ukochanego, którego wspomnienie wciąż często męczyło mężczyznę w nocy. Naprawdę nie chciał nawet myśleć o miłości, zauroczeniu, wyższym uczuciu. Przecież był pusty.

Ale nie mógł zaprzeczyć, że Jin wyjątkowo go zainteresował i koił jego nerwy oraz ból. Był jak ratunek, który zawsze chcemy mieć przy sobie. Rozumiecie? Coś jak czekolada. Kiedy jesteśmy smutni, chętnie jemy czekoladę. Ma ona w sobie coś, co poprawia nam chociażby odrobinę humor. Ale chcemy ją jeść nie tylko w momentach, w których jest nam smutno. Po prostu ją lubimy, jedzenie sprawia nam przyjemność.

I mniej więcej takie odczucia wobec Jina miał NamJoon.

Ale gdy podeszli do drzwi, a Jin zamierzał je otworzyć, cały ich plan mógł strzelić jasny szlag.

Usłyszeli kroki.

Szybkie, zmierzające w stronę ich korytarza.

Spanikowani spojrzeli na siebie, a NamJoon szybko rozejrzał się po korytarzu, po czym pociągnął mocno Jina za nadgarstek, wciągając go do jednego z ciemniejszych korytarzy.

Lekarz spojrzał na niego spanikowany, chcąc coś powiedzieć. 

NamJoon naprawdę wiedział, że nieznajomy człowiek jest blisko i każde słowo może ich wydać.

Możliwe, że właśnie dlatego chwycił obydwa nadgarstki starszego, po czym złączył ich usta.

Możliwe, że taki był właśnie powód.

Ale kto wie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro