4. WEDDING (BONUS MARATON CZ.4)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od zaręczyn minęło pięć miesięcy.

Pięć miesięcy planowania, siedzenia w kuchni po nocach i wymyślania dokładniejszych szczegółów ślubu.

Oboje chcieli, żeby ceremonia była idealna. Sporządzili listę gości, zarezerwowali odpowiedni termin. Właściwie mieli już wszystko, oprócz garniturów.

I mimo namowy ze strony NamJoona, Jin nie zamierzał założyć cholernej sukienki. 

Nie był jeszcze aż tak zniewieściały, żeby wpychać się w kieckę i latać w niej po kościele.

Chociaż ta informacja nieco zasmuciła NamJoona, starszy musiał jakoś to przeżyć. Nie chciał oczywiście zmuszać Jina do niczego, ale chętnie zobaczyłby go w takiej sukience, to trzeba przyznać.

Wybranie garniturów zajęło im kilka dni. Oczywiście Jin uparł się, że sam musi wybrać sobie swój garnitur, ponieważ NamJoon nie może zobaczyć go w nim aż do dnia ślubu. 

W końcu nadszedł wielki dzień. Od samego rana byli niewyobrażalnie podekscytowani, Jin oblał się dwa razy kawą, a NamJoon prawie podpalił dom, próbując podgrzać parówki w mikrofalówce.

Do kościoła dojechali idealnie na czas. To znaczy dojechaliby pół godziny przed, gdyby nie korki.

- Cholera jasna, NamJoon! Spóźnimy się na własny ślub, jeśli nie przyspieszysz! - jęknął Jin, uderzając dłonią o swoje kolano. Starszy westchnął i pokręcił głową.

- Tego korka naprawdę nie da się objechać, przepraszam. 

- Nie da się? Możesz przecież pojechać tam... - Jin pokazał przez okno jedną z niewielkich ulic odchodzących od głównej ulicy. - Na pewno uda nam się dojechać na czas, jeśli tamtędy pojedziesz!

- Skarbie, to nie jest takie...

- Chyba naprawdę chcesz w naszą noc poślubną spać na kanapie... - mruknął obojętnie Jin, patrząc na niego.

Kilka sekund później jechali wskazaną przez młodszego drogą. No cóż, celibat to groźba nie do pokonania.

Na szczęście Jin miał rację i dokładnie pięć minut przed ceremonią przygotowywali się do wejścia do kościoła.

Oboje byli dręczeni przez obawy, które towarzyszą chyba każdemu tuż przed ślubem. Byli pewni, że są dla siebie stworzeni i temu nikt nie mógł zaprzeczyć. Etap fascynacji drugą połówką był już dawno za nimi, a mimo to dalej darzyli się ogromnym uczuciem, ciągle tak samo ciepłym i trwałym. 

Mimo kłótni, małych zawirowań i codziennych problemów, żyli obok siebie i dla siebie, gotowi oddać wszystko dla drugiej osoby.

Gdy stanęli już razem przed ołtarzem, wątpliwości odeszły. NamJoon mocno ściskał dłoń ukochanego, uśmiechając się do niego ciepło. 

Nie skupiali się szczególnie na słowach księdza czy gadaniu starszych pań, które mimo niezadowolenia z płci młodej pary przyszły na ślub. NamJoon wpatrzony był w Jina, a Jin uśmiechał się delikatnie do narzeczonego, próbując dotrwać w miarę spokojnie do najbardziej oczekiwanego momentu.

W końcu nadszedł czas na przysięgę. 

Obeszło się na szczęście bez wpadek, wszystko poszło w marę sprawnie. 

Po prawie godzinie, Jin i NamJoon wyszli z kościoła jako małżeństwo.

Jin cały czas ocierał łzy wierzchem dłoni, wciąż nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. NamJoon obejmował mocno młodszego w pasie, delikatnie głaszcząc jego bok i szepcząc mu ciągle do ucha. 

I bardzo możliwe, że NamJoon jednak nie spędził ich nocy poślubnej na kanapie.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro