47

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stanął przed drzwiami do pokoju NamJoona, mocno zaciskając palce na brzegach koszulki z logiem zespołu, którego już dawno nie słuchał.

Wziął głęboki wdech i położył dłoń na klamce, następnie delikatnie ją naciskając.

Drzwi powoli się otworzyły.

Pokój wypełniał lekki półmrok, dzień był burzowy, a słońce skryło się za chmurami.

NamJoon leżał skulony na łóżku, wciąż pod wpływem silnych leków. Jin nie był pewien co jeszcze mogli mu podać, ale wiedział, że pacjent przez jakiś czas będzie średnio przytomny.

- Jak się czujesz? - zapytał, starając się brzmieć poważnie i nie zdradzać swojego strachu. Tak naprawdę miał ochotę uciec z pokoju.

Ten atak naprawdę go przestraszył.

Gdyby nie szybka reakcja Hoseoka, obiekt jego zauroczenia powaliłby go na podłogę i prawdopodobnie (znając siłę NamJoona) pozbawił przytomności.

Jin skrzywił się, słysząc ponury śmiech starszego.

- A jak ty byś się czuł w takiej sytuacji? - zapytał NamJoon zachrypniętym od krzyków głosem.

- To ja zadałem ci pytanie.

- Pasujesz do nich. Dobry z ciebie policjant.

- Mówiłem ci, że nie jestem policjantem.

NamJoon parsknął śmiechem, unosząc głowę. Jego spojrzenie było zamglone i zmęczone.

- I ja mam ci uwierzyć? Po tym jak mnie zniszczyłeś? Przez ciebie jestem kawałkami, SeokJin. To wszystko twoja wina.

Bolało.

- Kiedy ciebie nie było, wszystko było dobrze. Zniszczyłeś mnie. Zniszczyłeś moje życie. Nienawidzę cię.

Nie rań mnie więcej, proszę.

To boli, przestań.

- Byłeś głupi, myśląc że mogę pokochać kogoś takiego jak ty.

To boli.

Kocham cię.

- Wiem, że to wszystko miało mnie tylko zniszczyć. Chcieliście, żebym się przyznał, żebym się złamał. Wmawialiście mi, że chcecie pomóc.

Zrobiłem dla ciebie wszystko.

Dlaczego mnie odpychasz?

- Żałosne. Nawet przez chwilę w to nie uwierzyłem.

NamJoon był pusty.

Zepsuty.

Każda jego najmniejsza komórka przestała odczuwać cierpienie, ból, ale także szczęście.

On nie potrafił być człowiekiem.

Zapomniał jak się funkcjonuje, oddycha.

Potrafił tylko umierać, każdego dnia na nowo.

Spojrzał na Jina, po czym położył głowę na łóżku i skulił się. Zamknął oczy, a sen szybko pozwolił mu stracić kontakt z okrutną rzeczywistością. Chociaż na chwilę.

Po policzkach lekarza powoli płynęły łzy.

NamJoon nie był przytomny.

Nie był normalny, nie był świadomy swoich słów, ani zachowania.

Ale był szczery.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro