57

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedział na plastikowym krzesełku, obok drzwi do sali. 

Nerwowo pukał palcami jednej dłoni o kolano. 

Wszystko zniszczył. 

Był okropny.

Ale mimo wszystko, gdzieś w głębi jego serca istniała nadzieja, że NamJoon przeżyje.

Musiał przeżyć.

Przecież nie mógł zostawić go samego. 

Nie kochał go, ale to nie znaczy, że od razu mógł sobie tak bezkarnie... umierać. 

Obok Jina siedział Hoseok, a naprzeciwko - Jeon. Oboje wpatrywali się w podłogę, nie wiedząc chyba do końca co mają zrobić. 

Jin nie miał im tego za złe. Ciągle był w szoku.

W podwójnym szoku.

Najpierw NamJoon. Nikt nie spodziewał się tej próby, wszyscy oczekiwali polepszenia jego stanu, szczególnie po współpracy z Jinem. 

Później...

Wiadomość od Jimina, która wreszcie rozwiązała sprawę.

Do tego podszedł na spokojnie. Nie mógł pozwolić, żeby emocje wzięły górę. Musiał nad wszystkim panować. 

Dyrektor niemalże szalał ze złości. 

Wiedział, że nie powinien pozwalać niedoświadczonemu lekarzowi na sprawowanie opieki nad tak trudnym pacjentem jak NamJoon. 

Teraz miał za swoje. 

- Obudzi się. - szepnął Jin, unosząc głowę. - Na pewno. 

Dyrektor prychnął. 

- No cóż, nie będziesz miał przyjemności tego zobaczyć. Niestety, SeokJin. Dzisiaj kończy się twoja praca w moim szpitalu. 

Wszystko zniszczył...

- Ale przecież...

- Nie wypełniałeś swoich obowiązków. Masz odejść. Ciesz się, że nie obarczamy się większymi konsekwencjami, mimo że mam wielką ochotę to zrobić. 

- I tak zrobiłeś naprawdę wiele dla NamJoona. Na pewno jest ci za to bardzo wdzięczny. - powiedział Hoseok, kładąc delikatnie dłoń na ramieniu młodszego. - Szkoda, że tak się stało. Nikt nie spodziewał się, że NamJoon posunie się tak daleko... Najwyraźniej jemu po prostu nie można pomóc.

Jin przełknął głośno ślinę i wstał z miejsca, patrząc na Hoseoka. 

- Naprawdę mówisz coś takiego jako przyrodni brat jego tragicznie zmarłego chłopaka?

Cisza.

Hoseok zacisnął mocno palce na materiale swoich spodni.

Dyrektor patrzył raz na Junga, a raz na SeokJina, nic nie rozumiejąc. 

Jeon zmarszczył brwi i wyglądał na tak samo zdezorientowanego. 

- Jin, rozumiem. Jesteś w szoku, nie wiesz co mówisz. Musisz się uspokoić...

- Jak to jest zabić człowieka, Hoseok? Jak to jest, stać pod drzwiami, czekać aż otworzy? Zostać ciepło przyjętym, pokłócić się z kimś, zabić go, a później w okrutne zabójstwo wkręcić niewinnego mężczyznę? 

- Jin, skończ. 

- Wytłumacz mi to. Jak to jest, doprowadzić kogoś do próby samobójczej?

Jin zacisnął mocno dłonie w pięści, patrząc na starszego lekarza, który spuścił głowę.

- Doktorze Jung czy SeokJin mówi prawdę?

Milczenie.

Jeon wstał i kiwnął głową. 

- Wygląda na to, że muszę zabrać cię na przesłuchanie, Hoseok. 

- Niestety, to nie jest takie łatwe Jeon. - Jin uśmiechnął się słabo, przechylając lekko głowę. - Dobrze wiesz, że każda ciemna sprawa zawsze wyjdzie na jaw. Śmierć TaeHyunga... Nie popełnił samobójstwa, prawda? 

Jeon spojrzał na Jina zdenerwowany, mrużąc lekko oczy. 

"Zamknij się, do cholery albo tego pożałujesz"

- Niczego już nie rozumiem. - mruknął dyrektor, patrząc zdezorientowany na najmłodszego z lekarzy. 

- Najważniejsze, że policja rozumie. Jimin za chwilę tu będzie, zabierze was na komisariat. Co dalej się stanie... nie wiem.

Jeon zacisnął mocno dłonie w pięści i rzucił się na Jina, przewracając go na podłogę. Zaczął okładać go z całej siły, a pozostali mężczyźni byli zbyt zaskoczeni, żeby zareagować. 

Stojące na drugim końcu pielęgniarki od razu zaalarmowały ochroniarzy, którzy prawie natychmiast odciągnęli agresywnego lekarza. 

Jin powoli podniósł się z podłogi, kiedy kilku innych policjantów przytrzymywało mocno mężczyznę i zabierało go do samochodu. Hoseok nie stawiał najmniejszego oporu, nie podniósł nawet głowy. 

Wszystko się skończyło. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro