6.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomieszczenie było naprawdę duże.

Kilka drewnianych stołów, przysunięte do nich drewniane krzesła. 

Jin poczuł się jakby właśnie wrócił do szkoły i siedział w szkolnej stołówce. Identyczne krzesełka, identyczne stoliczki, czysta podłoga.

I cisza.

Pomieszczenie było naprawdę duże.

I puste.

Mężczyzna odchylił się lekko na krześle, bawiąc palcami. Nie rozumiał, czemu dla Hoseoka jego zachowanie było dziwne. Jego zdaniem NamJoon nie zrobił niczego szczególnie złego. To prawda, przestraszył lekarza. Nawet bardzo. Na jego nadgarstku wciąż można było zauważyć ślad po mocnym uścisku.

Ale czy zrobił coś złego?

Nie.

Drzwi otworzyły się i do środka wszedł pacjent, prowadzony mocno za ramię przez Hoseoka. Widać było, że starszy lekarz jest zmartwiony, ale również zły na swojego "podopiecznego". Nie chciał, żeby jego nowemu przyjacielowi coś się stało, zdążył już polubić wiecznie uśmiechniętego Jina. 

NamJoon usiadł naprzeciwko starszego, od razu wbijając wzrok w stolik. Hoseok puścił jego ramię i stanął obok psychiatry, kładąc mu dłoń na ramieniu. 

- Będę siedział przy stoliku pod ścianą. Mam was na oku. Jeśli będzie próbował robić coś głupiego, daj znać. - powiedział poważnie, a Jin westchnął. Uważał Hoseoka za naprawdę miłą osobę, ale nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że jest przez niego traktowany jak małe dziecko. Skończył w końcu te idiotyczne studia, to co, z własnym pacjentem sobie nie poradzi? 

Jednakże wraz z odejściem starszego od stolika, jego pewność siebie zmalała. Co miał zrobić? 

Zaczął powoli bębnić palcami w blat, przypatrując się uważniej NamJoonowi, który w dalszym ciągu uparcie wpatrywał się w stół. 

Wziął głęboki wdech i głośno wypuścił powietrze. Zero reakcji.

W końcu wstał, żeby następnie poprosić Hoseoka o informację, gdzie znajdzie jakieś jedzenie. W końcu jego zadaniem było pilnować, żeby NamJoon coś zjadł. Udało mu się również uprosić starszego, żeby popilnował chwilę pacjenta. Co prawda Jin był święcie przekonany, że nie wykona on najmniejszego ruchu, ale wolał mieć pewność. 

Po prawie godzinie spędzonej w kuchni, dwóch stłuczonych talerzach i zrobieniu czegoś, co nawet przypominało obiad, SeokJin znowu usiadł naprzeciwko NamJoona, uśmiechając się uprzejmie i podsuwając mu talerz. Ugotowanie czegokolwiek było ogromnym problemem, biorąc pod uwagę fakt, że wydatki na jedzenie dla pacjentów nie były zbyt duże.

To wcale nie tak, że dla bezpieczeństwa własnego i swojego pacjenta, dał mężczyźnie łyżkę zamiast noża i widelca.

On po prostu bardzo nie chciał widzieć, jak NamJoon się rani. 

A tym bardziej skończyć z poderżniętym gardłem.

Widząc, że mężczyzna mimo wszystko nawet nie spojrzał na przygotowane dla niego jedzenie, przesunął je jeszcze dalej w jego stronę. W dalszym ciągu zero reakcji.

Niemalże podskoczył na krześle, kiedy NamJoon podniósł rękę i sięgnął po łyżkę. Zrobił to bardzo powoli, jakby się wahał. Jin uważnie obserwował każdy jego ruch. 

Nabrał na łyżkę odrobinę jedzenia. Lekarz mógł tylko patrzeć, jak ręce mężczyzny drżą, a jedzenie powoli wędruje w stronę ust młodszego. 

Nagle, łyżka zatrzymała się tuż przed jego wargami, a ręka zaczęła się trząść jeszcze bardziej. NamJoon gwałtownie wciągnął powietrze i przycisnął wolną dłoń do ust, zamykając oczy. Jin spanikowany spojrzał w stronę stolika, przy którym siedział nieświadomy niczego Hoseok. 

Talerz, zmieciony jednym ruchem ręki, znalazł się na ziemi i stłukł w drobne kawałki. SeokJin zerwał się z miejsca, przerażony. Nie wiedział jak zareagować na zachowanie pacjenta, który ukrył twarz w dłoniach, cały się trzęsąc. 

Hoseok chwycił Jina za ramiona i odciągnął go jak najdalej od mężczyzny, co było dosyć dobrym posunięciem. W przeciągu może kilkunastu sekund, na podłodze znalazło się również połamane krzesło, którym NamJoon rzucił o ścianę.

Starszy wyprowadził roztrzęsionego lekarza z pomieszczenia, pozwalając mu osunąć się po ścianie na ziemię. 

Po kilkudziesięciu sekundach, NamJoon był już wyprowadzany przez kilku mężczyzn. Jego widok sprawił, że Jin poczuł się jeszcze słabiej. Zakrwawione, poranione dłonie, ledwo trzymał się na nogach.

Ale to nie uderzyło Jina tak bardzo.

Była jeszcze jedna rzecz.

NamJoon płakał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro