7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Serce Jina płakało gdzieś w kącie, a jego wiecznie dobry humor nagle wyparował.

Nie wiedział co zrobić.

Po tym, jak Hoseok odwiózł go do domu i zaprowadził pod same drzwi, jedynym co udało mu się zrobić, było położenie się do łóżka. Już od ponad dwóch godzin bezczynnie wpatrywał się w sufit, nie mając siły nawet na najmniejszy ruch.

Był rozdarty.

Z jednej strony - przerażony. Nigdy nie żałował w swoim życiu niczego tak bardzo, jak tego, że zdecydował się na ten cholerny zakład. Za każdym razem, kiedy zamykał oczy, widział łzy spływające po bladych policzkach NamJoona i jego zaczerwienione oczy, patrzące na niego. 

Puste oczy.

Myśl, że będzie musiał wrócić do pracy i dalej zajmować się agresywnym pacjentem, napawała go przerażeniem.

Ale z drugiej strony, przez całe swoje życie nigdy nie czuł tak niesamowicie silnej potrzeby pomocy komuś, jak w tej sytuacji. Chciał pomóc NamJoonowi. Uwolnić go od bólu, zadbać o niego. Ale nie wiedział jak.

Nie miał siły. 

Westchnął i przewrócił się na bok, patrząc za okno. Ciemność. Słyszał ciche bębnienie deszczu o parapet, które zazwyczaj powodowało, że bardzo szybko czuł się senny. 

Ale tym razem ostatnią czynnością, na jaką miałby ochotę, byłoby spanie. Wiedział, że myśli nie pozwolą mu spokojnie odpłynąć do beztroskiej krainy snu. Co najwyżej znalazłby się w jednym wielkim koszmarze, chociaż nie był pewien czy już w nim nie jest.

Telefon SeokJina zawibrował, dając mu znać o nowej wiadomości. Powoli sięgnął po urządzenie i zmrużył oczy, kiedy światło z ekranu przedarło się przez ciemność, jaka panowała w pokoju. Było już dawno po jedenastej w nocy. Czyli jednak leżał dłużej, niż mu się wydawało.

ChimChim:

Mam nadzieję, że przygotowałeś dobrą wymówkę. Nie odbierasz telefonu, nie otwierasz drzwi... Co się dzieje, Jin?

Mężczyzna westchnął, myśląc nad odpowiedzią. Nie miał siły tłumaczyć całej sytuacji przyjacielowi. Zanim zdążył wpaść na dobry pomysł, telefon znów zawibrował.

ChimChim:

Obraziłeś się za te pianki? Cholera, wiedziałem, że nie powinienem ich dotykać. Odkupię je, tylko odpisz! Martwię się, idioto.

Jin uśmiechnął się lekko, czytając wiadomość kilka razy. Jimin zawsze wiedział jak poprawić mu humor, nawet jeśli robił to nieumyślnie. Wziął się za odpisywanie.

EOMMAJIN:

Nie obraziłem się. Miałem dosyć nieprzyjemny dzień w pracy, musiałem odpocząć. 

Stwierdził, że nie będzie go okłamywał. O NamJoonie powie mu później, Jimin i tak by się kiedyś dowiedział. Telefon zawibrował, a Jin przeniósł wzrok z okna na ekran.

ChimChim:

Będę za godzinę. Szykuj dupę, mam żarcie i dramy na płycie.

Jin ciężko westchnął i rzucił telefon gdzieś na łóżko, po czym podniósł się do siadu. Pora ogarnąć się i zacząć zachowywać jak dorosły, dojrzały, samodzielny człowiek. I oczywiście lekarz. W skrócie - przestać bać się własnego pacjenta i przyjąć ciężkie wyzwanie jakim był "na klatę".

Ale najpierw musiał przyjąć Jimina, który w każdej chwili mógł pojawić się z prowiantem i pocieszeniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro