Dzień 5-,,Dziękuję , że mnie uratowałeś[SwissLat(SzwajcariaxŁotwa)]"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-Ktoś podstawił mi nogi , straciłem równowagę i wylądowałem na podłodze razem z moim obiedem.

Podniosłem się na klęczki , większość stołówki śmiała się ze mnie. Chciałem się rozpłakać , ale nie mogłem.

Ściągnąłem trochę sosu z policzka palcem wskazującym i wsadziłem go do ust.

-Mniam! Ale pyszne!-zaśmiałem się.-Mój biedny obiadek~-jęknąłem , co spowodowało jeszcze większy śmiech na sali.

Na szczęście straty nie były zbyt wielkie. Jedzenie było rozpaćkane tylko na tacy , więc podniosłem się i usiadłem do stolika.

Przetarłem twarz kilka razy i zrzuciłem resztki na talerz.

Po zjedzeniu , przecież nie będzie się marnować! Położyłem tacę na okienku , podziękowałem z uśmiechem kucharką i wyszedłem z pomieszczenia.

Tak wyglądało moje życie. Byłem prześladowany w szkole , przez moją narodowość. Podchodziłem z Łotwy , ale uczęszczałem do Szwajcarskiej szkoły.

Nie chciałem wyjść na płaczka , więc wszystkie dokuczania ze strony moich przesladowców zamieniałem w żart , przez co stałem się błaznem.

Taki był już mój los , klauna szkolnego. Nikt nie podejrzewał co się działo z moją psychiką przez ostatnie trzy lata gimnazjum.

Dokuczało mi kilku kolegów ze starszych klas. Byłem w tedy strasznie płaczliwy , przez co wyśmiewała mnie cała klasa.

Nie pomógł mi rozwód moich rodziców. Ojciec był Litwinem i wyprowadził się do ojczyzny razem z moim starszym bratem. Bardzo mi go brakowało i tęskniłem za nim.

Od tamtego czasu powoli zaczynałem popadać w pustkę. Stan w którym nie mogłem odczuwać przyjemności , szczęścia i radości z czegokolwiek. Zacząłem udawać w każdy dzień swojego życia , udawałem że jestem szczęśliwy.

Mój stan pogarszał się z dnia na dzień. Aż doszedłem do tego momentu. Stałem na dachu szkoły. Nie wiedziałem co w tedy robiłem , wiem tylko że czułem jedynie pustkę.

Stałem za siatką ochronną , która była bardzo niska , sięgała zaledwie metr. Pod moim stopami majaczyło podłoże.

W mojej ręce znajdował się list pożegnalny.

Położyłem go ostrożnie na ogrodzeniu.

Ktoś wszedł.

-Hej! Co ty robisz?!-krzyknął męski głos.

To były sekundy. Odepchnąłem się lekko od siatki , chciałem żeby był to mój koniec. Ale nie doczekałem się go.

Poczułem silne ramiona obejmujące mnie w troście.

-Co ty robisz?-zapytał zezłoszczony.-Ta dzisiejsza młodzież...-dodał pod nosem.

Spojrzałem na niego ździwiony. Ale dlaczego? Po co? Dlaczego to zrobił?

-Na co czekasz?-zapytał.-Przełaź-wykonałem jego polecenie i przeszedłem przez ogrodzenie.

Nagle doszło do mnie to co chciałem zrobić. Chciałem się zabić. Chciałem skończyć z tym życiem.

Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Dlaczego ja chciałem to zrobić? Dlaczego?

Chłopak przewrócił oczami i przyciągnął mnie do siebie. Nie świadomie wtuliłem się w niego i zacząłem łkać.

Po nieokreślonym dla mnie , dłuższym czasie zabrałem głos.

-Co ja właściwie chciałem zrobić? I dlaczego?

-Też bym chciał to wiedzieć-odwarknął mój wybawca.

Przyjżałem mu się dokładniej. Miał blond włosy sięgające do brody i duże , zielone oczy.

-Em...-zająkałem się.-Ano...P-paldies-wyjąkałem wreszcie.-Ah! Ten...No...Ano...D-danke!

-Nie spinaj się tak-mruknął.

-A dlaczego mnie uratowałeś?-zapytałem. Byłem tego bardzo ciekaw. No bo po co to zrobił?

-Mam swoje powody

-Proszę! Powiedz!

-A teraz już taki pewny siebie?

-E...No...Ja...Ten...Ano...Atvainojiet! To znaczy...E-entschuldigung!

-Eh-westchnął.-Chodźmy do psycholożki

-A-ale...

-Czy ja się ciebie o coś pytałem?

W taki sposób znalazłem się u szkolnej pscholożki. Następnie u psychiatry , a później w psychiatryku na oddziale depresyjnym.

Vash-bo tak ma na imię-był cały czas ze mną i mi pomagał.

I nawet dowiedziałem się dlaczego! Ponieważ jego matka powiesiła się , a jego młodsza siostra miała dwie próby samobójcze.

W ten sposób bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Wreszcie zrozumiałem , że się w nim zakochałem.

Siedziałem na łóżku. Rozmawiałem z moją koleżanką z sali , Anną-Polką , z którą mam kontakt do teraz. Do sali wszedł Zwingli.

Niebieskooka wyszeptała mi do uch:

-Przybył twój Romeo~ Wyznaj mu swoje uczucia~

-H-hej!-zarumieniłem się i pacnąłem ją w ramię , ta tylko się zaśmiała i podeszła do drzwi.

-To ja wam już nie przeszkadzam~-uśmiechnęła się i wyszła.

~A to franca jedna!~pomyślałem.

-Tschüs-przywitał się.

-T-tschüs-pomachałem lekko ręką.

Chłopak usiadł na łóżku obok mnie. Dosyć blisko.

~Jak mu to wyznać? Jak mu to wyznać? Nie wiem!~myślałem gorączkowo.

-Co tam u ciebie słychać?-zapytał zaczynając rozmowę.

-A nic nowego. Ale jest już lepiej-usmiechnąłem się , co odwzajemnił.

~Kocham jego uśmiech. I jego charakter. I całego jego. Wiem! Wyznam mu uczucia w moim ojczystym języku!~uśmiechnąłem się szerzej.

-Es mīlu y-powiedziałem lekko się rumieniąc z chytrym uśmieszkiem na twarzy.

-Bite?-zarumienił się. Nie mówcie mi , że on...-Ty? T-ty właśnie powiedziałeś , że mnie kochasz?-zapytał. Jakim cudem on zna łotewski?!

-...-wziąłem głęboki oddech.-Jā...

-...-nic nie odpowiedział tylko odwrócił wzrok cały zarumieniony i mruknął coś pod nosem.

-Co powiedziałeś?-zarumienił się bardziej i mruknął głośniej , ale dalej go nie zrozumiałem.-Możesz głośniej?

-Ich liebe dich , Trottel!-pisnął.

Ja uśmiechnąłem się i mocno go przytuliłem.

-No i wiesz...W tedy...!-do sali weszła Anna żywo z kimś rozmawiając , jak się po chwili okazało z Lili , siostrą Vash'a.-O proszę-uśmiechnęła się.-Kogo my tu mamy?~

-Mogę wreszcie poznać swojego szwagra?

Blondyn stał się pomidorem , a ja zaśmiałem się.

-Moja szwagierka? Witam , witam! Miło poznać! Oddajesz brata w dobre ręce!

Wszyscy , oprócz zielonookiego wybuchliśmy śmiechem.

I tak oto właśnie poznałem waszą matkę!-zakończyłem swoją bardzo długą opowieść.

-Tak było?!-zapytała czternastolatka podbiegając do Vash'a.

-Nein. Wasz ojciec jak zawsze przesadził. Nie rumieniłem się tak bardzo!

-Nie wcale...-odbruknęła szesnastolatka.-Po kimś to Lasse odziedziczył , nie?

-Was? J-ja się nie rumienię!-odpowiedział osiemnastolatek z różowymi policzkami.

-Nie , wcale. A ja jestem wróżka chrzestna

-...-nadymał jedynie policzki , a mój , kochany mąż westchnął , ale nie przestał się uśmiechać.

Jestem sczęśliwy z tego , że mnie uratował. Cieszę się z tego , że żyję.

I do tego jestem chrzestnym! Mój brat związał się z Rosjaninem , Ivanem Braginskym. Boję się go trochę , ale jeśli Tolys jest szczęśliwy , to ja też. A do tego moja przyjaciółka z oddziału jest z Niemką , (i do tego ładną!) Julchen Beilschmidt. A moja szwagierka wyszła za mąż , za niejakiego Emila Steilssona , Islandczyka. Vash był przeciwny temu związkowi , ale wreszcie po pół roku zaakceptował ich. Ale gdy dowiedział się , że Lili jest w ciąży...rozpętało się istne piekło.

I to koniec z mojej skromnej historii.

~~~
1021 słów!

;-;

O luju ile tego.

Ale nwm dlaczego podoba mi się ten shot...

Fajne by było z tego opko , rozwinąć kilka wątków z tymi dzieciakami i w love storiesie tych dwóch też jakieś dodatkowe wątki i mogłoby być z tego chajne opko. Chcecie żebym to kontynuowała i zrobiła książkę? Ale oczywiście nie z Vashem i Rivisem tylko np. SwissPol! Tak SwissPol do tego pasuje! Tylko by to Feliks był uke itp.

I przeszłam termin o pół godziny , ale chyba widzicie długość tego shota , c'nie?

Ja nie mam już wam nic do powiedzenia~

Data publikacji: 14 lutego 2019r , 00:30

Sayõ~

Do nexta~

Stefa2234 ;3
👌👈
( ͡° ͜ʖ ͡°)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro