Rozdział 5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co zamierzasz zrobić z zakładem?- zapytała prosto z mostu mulatka.- Słuchaj, widziałam was wczoraj w parku. Ciebie i Nathaniela.

- Nie wiem- odpowiedziałam zakłopotana.
Naprawdę nie wiedziałam, co miałam o tym wszystkim myśleć. Nathaniel mi się podobał, a raczej tak mi się wydawało. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby nie ta sytuacja dzisiaj przed zajęciami i to, jak wpadłam na Kima. No, a raczej to, jak się czułam i zachowywałam. Nie czułam wcześniej czegoś takiego.

- Słuchasz mnie?- wyrwała mnie z zamyślenia szatynka.

- Tak, przepraszam zamyśliłam się- odpowiedziałam i słuchałam uważnie, co do powiedzenia ma Alya.

- Myślę, że powinnaś pogadać z Kimem o tej sytuacji i może coś zaradzicie- poleciła mulatka.

Może przerwiemy ten zakład. To by mi dało więcej czasu na przemyślenia. No i na jeszcze bliższe poznanie Nathaniela. Zaraz co-

Nie, Alix. Nie możesz tak myśleć. Nawet dobrze go nie znasz- powtarzałam w myślach.

- Alix, żyjesz, czy już odpłynęłaś?- zapytała fiołkowooka, śmiejąc się przy wypowiadaniu tego pytania.

- Możesz powtórzyć?- spytałam z zażenowaniem wymalowanym na twarzy.

- Adrien chciał z tobą pogadać- oznajmiła granatowowłosa, ocierając łzy śmiechu z kącików oczu. Pożegnałam się z przyjaciółkami i podeszłam do blondyna, oddalonego o kilka metrów.

- Adrien? Chciałeś ze mną porozmawiać?- zaczepiłam go, kiedy rozmawiał ze swoim najlepszym kumplem. Odwrócił się w moją stronę i wyglądał, jakby coś sobie przypomniał.

- Ah, racja. Słyszałem, w jakiej sytuacji się znalazłaś i chciałem ci coś doradzić- powiedział zielonooki, a ja kiwnęłam głową, na znak, że rozumiem.- Nigdy, ale to nigdy nie mów, że ktoś jest "Tylko przyjacielem"! Uwierz mi, wiem co mówię. Marinette do teraz mi to wypomina.

- Zapamiętam- przytaknęłam głową odrobinę ironicznie.- To tyle?

- A jeżeli chodzi o Nathaniela...- zaczął swoją wypowiedź.- Moim zdaniem, nie powinnaś mu ufać tak bardzo i chodzić z nim na randki. Nie wiesz, jakim jest człowiekiem i ledwo go znasz. Nie odbieraj tego, jako jakiś zakaz, czy coś. To po prostu przyjacielska rada.

- Słyszałam to samo od dziewczyn, ale dzięki- burknęłam poirytowana i odeszłam na pięcie, krótko się żegnając. Dlaczego oni uważali, że Nath nie jest dobry?

Reszta dnia minęła nudno. Wykłady się skończyły, wróciłam do domu, grałam na konsoli i takie tam. Jedyne wieczorem rozmawiałam z rudowłosym przez telefon.

*podróż w czasie- następny dzień- przerwa między wykładami*

- Co?!- zawołał Kim, dowiedziawszy się o Nathanielu.

- Mówiłam ci już. Poznałam kogoś, przy kim czuję się szczęśliwa i nie chcę się ograniczać przez jakiś głupi zakład- wyjaśniłam.

- Chodzi o tego rudzielca, prawda?- upewnił się blondyn.

- On ma na imię Nathaniel- mruknęłam zirytowana.- Tak, chodzi o niego.

- No tak, lepiej spędzać czas z jakimś typem, którego ledwo znasz, niż kogoś, z kim dorastałaś i z kim znasz się niemal całe życie- burknął sarkastycznie. Wyglądał na zdenerwowanego.

- Skoro ta osoba, którą znam całe życie jest przeciwna mojemu szczęściu, to nie wiem, czy nawiązywanie z nim przyjaźni było słusznym wyborem!-wykrzyczałam mu prosto w twarz. Naprawdę się wkurzyłam.- Najlepiej by było, jakbyś nie zatruwał mi życia.

- Więc tak to teraz widzisz?! Masz rację. Przepraszam, że zatruwałem ci życie, kiedy byłem przy tobie, gdy twoi rodzice się kłócili! Przepraszam, że cię wtedy pocieszałem, przytulałem i ocierałem twoje łzy!- wrzasnął i odszedł na pięcie.

Przyznam szczerze, zrobiło mi się głupio, kiedy wspomniał o moich rodzicach. Odkąd pamiętam, wrzeszczeli na siebie. Gdy moja biologiczna mama mieszkała jeszcze z nami, było okropnie. Zawsze dzwoniłam z telefonu mojego brata do mamy Kima. Ona wiedziała, jaką mieliśmy sytuację. Wtedy rozmawiałam z nim przez telefon lub spotykałam się z nim, a on zawsze mnie pocieszał i był przy mnie. Kiedy miałam osiem lat, moi rodzice się rozwiedli, a rok później tata poznał moją macochę. Starałam się zapomnieć o tym, że moja macocha to nie moja biologiczna mama, więc zaczęłam ją nazywać mamą. Tak naprawdę, Kim był jedną z nielicznych osób, które znały prawdę.

- Kim, przepraszam- szepnęłam do odchodzącego chłopaka, jednak on to zignorował. Zrezygnowana poszłam na schody i usiadłam na nich. Chwilę później podszedł do mnie Nathaniel.

- Alix? Co się stało?- zapytał z przejęciem w głosie.- Wiesz, że możesz mi powiedzieć.

Właściwie to nie powinnam mu w pełni ufać, ale musiałam się komuś wygadać.

- Pokłóciłam się z Kimem- odpowiedziałam smutno.

- A o co poszło?- dopytywał nieustannie. Domyśliłam się, że chce mi pomóc.

- Właściwie to...- zawahałam się, czy mu o tym mówić, ale ostatecznie się odważyłam.- O ciebie- zaśmiałam się cicho, widząc jego zaskoczoną minę.

- O-o mnie?- upewnił się, czy faktycznie to powiedziałam.

- Tak. Wszyscy na około mnie uważają, że nie powinnam się jeszcze z tobą umawiać, bo zbyt krótko cię znam- wyjaśniłam pokrótce.- No i nieumyślnie zraniłam Kima i przy okazji siebie.

- Uważam, że jeżeli ty chcesz się ze mną spotykać, to innym nic do tego- rzekł czerwonowłosy.

- Ale to moi przyjaciele. Chyba mogą mi coś doradzić- odpowiedziałam.

- Doradzić mogą, ale nie decydować za ciebie, z kim masz się spotykać, a z kim nie- odparł i uśmiechnął się do mnie, aby mnie pocieszyć, czy coś w tym rodzaju.

- Chyba masz rację. Dziękuję- udało mu się mnie przekonać. Patrzyliśmy sobie w oczy przez kilka minut, aż w końcu chłopak wpadł na pewien pomysł.

- Może chciałabyś gdzieś wyjść? Wiesz, tak, żebyś poczuła się lepiej- zaproponował radośnie.

- Bardzo chętnie- zgodziłam się. Wspólnie ustaliliśmy czas i miejsce spotkania, po czym zaczęliśmy rozmawiać. Niestety, dyskusję przerwało nam rozpoczęcie się następnych wykładów. Wróciłam do sali wykładowej i starałam się skupić.

*podróż w czasie- po zakończeniu zajęć*

Wróciłam do domu dosyć smutna. Pomimo, że starałam się, nie mogłam przestać myśleć o Kimie. Było mi przykro, że tak go potraktowałam.

Wciąż rozmyślając na temat wydarzeń z tamtego dnia, zaczęłam się szykować na spotkanie z Nathanielem. Postanowiłam sobie odpuścić sukienkę, bo tym razem był to zwykły wypad na miasto. Włożyłam na siebie luźne czarne spodnie z łańcuchami, neonowo- różowy obcisły golf, pasujący do moich włosów oraz czarne buty na delikatnej platformie, którym zmieniłam kolor sznurówek na jaskrawy róż. Dodałam jeszcze szeroki pasek z wieloma oczkami. Wyszłam z domu około godziny 18:00.

(Z szacunku do swojej psychiki, nienawidzącej rudej sarny pominę fragment tej "randki". Nie ma za co.)

Wróciłam do domu kilka godzin później. Rozmawiało mi się z nim tak dobrze, że aż nie zorientowałam się, kiedy ten czas upłynął.

Albo mi się wydawało, albo będąc przy nim czułam takie dziwne uczucie. Przypominało ono te, które czułam, kiedy wpadłam na Kima przy wejściu na uniwersytet. Jednak to, które odczuwałam przy Nathanielu było nieco słabsze.

Tylko co to mogło być? Zakochałam się, czy jak?!

---------------------------------------------

Okey, sorki za polsat.
I sorki, że nie było rozdziału, ale wena mnie totalnie opuściła i nic nie mogłam na to poradzić.

Bez odbioru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro