18. Twój chłoptaś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oliwia spędziła cały dzień z Igą. Pomagała jej się pakować i wysłuchiwała zachwytów przyjaciółki na temat jej domniemanego chłopaka. Chciała wyprostować sprawę i powiedzieć jej całą prawdę, ale patrząc na jej uśmiech i radość z wyjazdu, rezygnowała.

Wiedziała, że gdyby Iga dowiedziała się o tym, że wcale nie zna tego mężczyzny, o utracie pracy i dziwnych kopertach, zamartwiałaby się o nią, a przecież nie mogła na to pozwolić. Poza tym nie do końca wiedziała, co jest między nią a Danielem, bo tak właśnie zaczęła go nazywać. Przeżyli wspólną noc, ale przecież nie była głupia i wiedziała, że niczego to między nimi nie zmienia.

Stali właśnie we czwórkę z Julkiem i Miśkiem na peronie kolejowym i chociaż przeciągali to w nieskończoność, to jednak czas pożegnania zbliżał się nieubłaganie.

— Ale będziecie się do nas odzywać? — zapytała Oliwia z nadzieją, wpatrując się w przyjaciół.

— Oczywiście, że będziemy! — Iga udawała twardą, ale krople łez zbierały się w kącikach jej oczu.

— Stary, pilnuj tego żywiołu, bo jak się wyrwie na obcy teren, to może zrobić niemałe spustoszenie — Miłosz mruknął do Julka, ale specjalnie tak, żeby reszta słyszała.

— Ty! Weź się odwal, co? — Iga przyjęła bojową postawę, ale szybko skruszała, kiedy przyjaciel ją przytulił.

— Będę za tobą tęsknić — wyszeptał jej do ucha.

— Ja za tobą też. — Znowu była bliska płaczu.

Wszyscy mieli wrażenie, że rozstają się na zawsze, a nie na trzy miesiące. Kiedy na horyzoncie pojawił się odpowiedni pociąg, wyściskali się raz jeszcze, obiecali sobie kontakt i wzajemną opiekę. Zakochani zajęli miejsce w odpowiednim przedziale i ostatni raz pomachali przyjaciołom przez szybę. Oliwia i Miłosz stali na peronie, dopóki pociąg nie zniknął za zakrętem, ale atmosfera między nimi zdawała się napięta.

— Głodna? — zagadał chłopak.

— Niespecjalnie.

— Może jednak się skusisz na jakiegoś burgera albo cokolwiek innego?

— Może na frytki? — Spojrzała na niego niepewnie.

— To zapraszam na ziemniaczki. — Uśmiechnął się lekko.

Drogę do samochodu pokonali w ciszy, ale nie była ona już tak krępująca, jak wcześniej. Miłosz podjechał pod blok, żeby zostawić auto. Zaproponował przyjaciółce spacer, na który chętnie się zgodziła pomimo późnej pory. Budka z najlepszymi frytkami w tej części miasta była dwie ulice dalej, dlatego byli zgodni co do dalszego planu na ten wieczór.

— Podwójna porcja z sosem serowym? — Spojrzał na blondynkę, pewny tego, co powiedział.

— Oczywiście, ale ja stawiam. — Wycelowała w niego palcem wskazującym i lekko zmrużyła oczy.

— Ta, jasne, yhym.

— Mówię poważnie, Misiek. Nie odwdzięczyłam ci się jeszcze za te lekarstwa, które mi kupiłeś, a na frytki jeszcze mnie stać — zaśmiała się.

— Jeszcze? — Zatrzymał się w miejscu.

Dziewczyna wykorzystała chwilę jego nieuwagi i podbiegła do okienka. Złożyła zamówienie i zapłaciła kartą. Po chwili odebrała dwa kartoniki parujących frytek i wręczyła chłopakowi jego porcję.

— Smacznego. — Wyszczerzyła się nienaturalnie.

— Smacznego. — Blondyn nie podzielił jej entuzjazmu. — Liw, co się dzieje?

— Nic. — Wzruszyła ramionami i wpakowała kilka frytek do buzi, jakby to miało ją uchronić przed dalszą rozmową.

Usiedli na krzesełkach, a nad nimi rozciągały się lampeczki, świecące żółtą, ciepłą barwą. W tym świetle blondynka wyglądała jeszcze piękniej w oczach Miłosza. Zerkał na nią nieśmiało, ale pozwolił dokończyć posiłek w spokoju.

Jak zawsze sięgnęła także do jego pudełeczka i chociaż zamówili to samo, poczęstowała się bez pytania jego porcją. Posprzątali po sobie, pożegnali się z obsługą i powoli skierowali kroki w stronę domu.

— Mów, Liw — ponaglił ją.

— Co mam mówić? — Udawała głupią, ale on wiedział, że coś jest na rzeczy.

— Co się dzieje?

— A co ma się dziać?

— Możesz przestać i pogadać ze mną szczerze?

— Co mam ci powiedzieć? — Zatrzymała się w miejscu  i zirytowała, że musi wracać do tego tematu. — Że wyrzucili mnie z pracy, jestem bezrobotna, nikt nie chce mnie zatrudnić, jestem beznadziejna i nie umiem nawet znaleźć nowej pracy?

— Dlaczego cię wyrzucili? — zapytał zaskoczony.

— Bo szefowa straciła do mnie zaufanie — mruknęła już spokojniej, starając się opanować emocje. — Uważa, że nie byłam chora, a zwolnienie wzięłam, żeby wymigać się od pracy.

— Chcesz mi powiedzieć, że straciłaś robotę ponad tydzień temu i nic mi nie powiedziałaś?

— Nie było okazji. — Spojrzała na niego smutnym wzrokiem.

— Liw — westchnął.

Podszedł do dziewczyny i bez zastanowienia mocno ją przytulił. Poczuła wewnętrzny spokój, jakby ramiona przyjaciela odgrodziły ją od całego zła tego świata. Wtuliła się w niego mocniej, obejmując go w pasie. Tęskniła za nim.

— Potrzebuję jeszcze trochę czasu, ale pamiętaj, że jestem obok i zawsze możesz na mnie liczyć — wyszeptał jej prosto do ucha.

— Dziękuję. Ty też możesz na mnie polegać. — Oderwała głowę od jego klatki piersiowej i spojrzała mu głęboko w oczy. — Zawsze — dodała.

— Jesteś szczęśliwa, Liw? — Założył kosmyk blond włosów za jej ucho.

— Misiek, to... — urwała w połowie, zatapiając się w szarości jego tęczówek.

— Nie oszukuj mnie, mała. Wolę najgorszą prawdę od pięknego kłamstwa.

— Wiem, ale...

— Cóż za piękny widok. — Odsunęli się od siebie na dźwięk znajomego głosu. — Nasze gołąbeczki jednak razem?

— Nie twój interes, Wiktor — Miłosz warknął na niego gniewnie.

— A to może mój? — Zza chłopaka wyłonił się jego kumpel.

— Albo mój? — I kolejny.

Miłosz instynktownie stanął przed Oliwią, a gestem ręki schował ją jeszcze bardziej za siebie, odgradzając od chłopaków. Nie wiedział, co planują, ale na pewno nie mieli pokojowych zamiarów.

— Czego chcesz? — Postanowił odezwać się pierwszy.

— Zdaje mi się, że nie jesteście razem, więc kolega chętnie by się umówił z naszą blondi. — Wskazał na wysokiego chłopaka po prawej stronie.

— Odpierdol się od niej — warknął ostrzegawczo.

— Miłoszku, nieładnie się nie dzielić zabawkami. — Wiktor pokręcił głową na boki. — Nie wiesz, że te, które już ci się znudzą, oddaje się innym, żeby mogli czerpać z nich radość tak, jak ty kiedyś?

Oliwia wstrzymała oddech. Była przerażona tym, co się działo. Nie bała się o siebie, bo na tyle potyczek z chłopakiem i jego bandą, nigdy żaden nie użył wobec niej lub Igi przemocy fizycznej.

Chodziło im tylko o sprowokowanie Miłosza, bo wiedzieli, że nie odpuści  im takich słów. To właśnie o niego się bała, bo sam Wiktor nie stanowił dla jej przyjaciela zagrożenia, ale z dwoma kolegami sytuacja wyglądała już mniej pewnie.

— Nie daj się sprowokować, proszę — wyszeptała i położyła dłoń na jego ramieniu. — Proszę, Misiek.

— Czyżbyś dał się zatrzymać przez panienkę? — drwił z niego Wiktor.

Oliwia nienawidziła widoku krwi i bójek. Zawsze obawiała się, że ktoś oberwie za mocno i wydarzy się coś nieprzewidzianego. Tym razem postanowiła, że nie będzie się przyglądać bezczynnie, jak zawsze kazał jej Miłosz w takich sytuacjach. Wybiegła zza jego pleców i pewnym krokiem podeszła do Wiktora. Spojrzała mu w oczy i odnalazła w nich ten sam ciepły wizerunek, co wtedy w parku.

— Dlaczego to robisz? — zapytała cicho, ale na plecach już czuła oddech przyjaciela gotowego rzucić się na Wiktora, jak tylko wypuści w jej kierunku zbyt duży strumień powietrza z płuc.

— Bo twój chłoptaś... — zaczął.

— To nie jest mój chłoptaś, tylko przyjaciel — poprawiła go.

— Bo twój przyjaciel... — ponownie przerwał.

Miał wrażenie, że topił się w błękicie jej oczu. Zrozumiał, że ta dziewczyna pójdzie za przyjaciółmi do piekła i stracił ochotę, żeby ją tam wysyłać. Posłał jej zadziorny uśmiech i puścił oczko, po czym skierował w jej kierunku ostatnie słowa:

— Pogadamy kiedyś w cztery oczy.

Wycofał się i zgarnął swoich kolegów, którzy nie byli zadowoleni, że nie wyładują swojej agresji na chłopaku z sąsiedztwa.

Blondynka wypuściła wstrzymywane powietrze i przymknęła na chwilę powieki. Cieszyła się, że udało jej się opanować sytuację i nie dopuścić do szarpaniny, ale zmartwiły ją słowa Wiktora.

— Co to do cholery było? — Głos Miłosza wskazywał, że emocje dopiero w niego uderzyły.

— Najważniejsze, że sobie poszli — skwitowała i skierowała kroki ponownie w kierunku domu.

— Nie, Oliwia, to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że sama mu się wystawiłaś! To jest psychol. — Szedł tuż obok niej, ale jego ciałem targały nerwy. — Nigdy więcej tak nie rób.

— Nie podnoś na mnie głosu — upomniała go spokojnie, chociaż wiedziała, że nie zrobił tego świadomie.

— Przepraszam, nie chciałem. Po prostu się o ciebie martwię. Będę teraz trochę więcej pracować i nie zawsze... — Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na dziewczynę prześwietlającym wzrokiem, pod wpływem którego ona także się zatrzymała. — Jak często rozmawiacie sami?

— Czasami wpadniemy na siebie, jak wracam ze sklepu, a co?

— Nie to mam na myśli. Jak często rozmawiacie jak znajomi, a nie wrogowie?

Jego szare tęczówki ponownie przybrały chłodny odcień, a lekkie przerażenie wymalowane na twarzy Oliwii jasno dało mu do zrozumienia, że się nie mylił. Coś zakuło go w sercu, a jego wnętrze wypełnił żal i smutek. Nie spodziewał się tego po dziewczynie. Nie po to stawał zawsze w jej obronie, nie raz przelał za nią własną krew, żeby ona za jego plecami rozmawiała z Wiktorem jak z kolegą.

Złapał ją za rękę i bez słowa odprowadził pod ich blok. Spojrzał na nią ostatni raz i pokręcił głową z kpiną.

— Zastanów się, Oliwia, kto jest twoim wrogiem, a kto przyjacielem.

— Misiek — westchnęła zirytowana, że nawet nie chciał jej wysłuchać.

Podniósł jedynie dłoń do góry, dając jej znać, że rozmowa jest skończona. Wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. Bił się z myślami, czy dobrze robi i chociaż wiedział, że nie powinien, wykręcił numer do Sary.

— Halo. — Odebrała po dwóch sygnałach.

— Co robisz? — zapytał szorstkim głosem.

— Szykuję się na spotkanie z koleżanką — odpowiedziała spokojnie.

— Kurwa. — Nie krył swojej irytacji tym, że jego plan na wieczór się nie powiedzie. — A jutro?

— Chcesz zajrzeć?

— Co mam kupić na tę pieprzoną kolację ze śniadaniem, to ogarnę to po drodze. — Nie bawił się w zbędne uprzejmości.

— Wyślę ci listę zakupów.

— Dobrze.

— Miłosz?

— Tak?

— Cieszę się, że zadzwoniłeś.

Rozłączył się bez pożegnania i zatrzymał na parkingu pod sklepem. Otworzył schowek i wygrzebał paczkę cienkich papierosów. Miał nadzieję, że gorzki dym drażniący jego gardło i płuca da mu odrobinę wytchnienia.

Gorzki tak samo, jak moje życie — pomyślał.

...

Oliwia wpatrywała się jeszcze chwilę w miejsce, w którym przed chwilą stał blondyn. Wiedziała, że jak opowie mu całość historii, to zrozumie słowa Wiktora. Nie dziwiła się, że Miłosz się zdenerwował, bo musiało to wyglądać co najmniej, jakby pijali wspólne kawki i rozmawiali o ulubionym filmie.

Nie mógł wiedzieć, że chodzi o jedno spotkanie w parku i kilka słów wsparcia ze strony Wiktora.

Stwierdziła, że nie będzie się tym zadręczać, chociaż szkoda jej było miło zaczętego wieczoru. Skorzystała z windy, bo nadmiar emocji wystarczająco ją zmęczył tego dnia. Chwilę szukała kluczy do mieszkania w torebce, ale na szczęście nie miała w niej dużo rzeczy i poszło jej to wyjątkowo sprawnie. Przekręciła je w zamku, odblokowując drzwi i weszła do mieszkania.

Zapaliła światło, ale widok, który zastała, sprawił, że zabrakło jej tchu.

W salonie na stoliku kawowym stał wazon z żółtymi kwiatami.

Chryzantemy.

Kojarzyły jej się z pogrzebem, czyli ostatnim pożegnaniem. Przerażona podeszła bliżej i drżącą dłonią wyciągnęła z nich czarną kopertę. W środku jak zawsze znajdowała się tego samego koloru kartka, złożona na pół, a na niej napis nadrukowany złotymi literami.

Pożegnałaś dzisiaj przyjaciół. Teraz pora na miłość.

Z przerażeniem przeszła po każdym zakamarku domu i sprawdziła, czy aby na pewno jest w nim sama. Rzuciła kopertę na stos, gdzie dołączyła do poprzednich. Upewniła się, że drzwi są zamknięte i zostawiła klucz w zamku, żeby uniemożliwić włożenie dorobionego przez kogoś kompletu.

Zdjęła jedynie buty i w jeansach oraz bluzie wskoczyła do łóżka, zakopując się w kołdrze i modląc o sen.

***

Jak to właściwie jest z tym Wiktorem? Wróg, czy przyjaciel?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro