22. On tu był

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cały dzień Oliwia spędziła poza domem. Po wyjściu z mieszkania nieznajomego skierowała kroki do parku. Chociaż nie czuła się tam bezpiecznie, to jednak nie wiedziała, dokąd mogłaby pójść, żeby nie wracać do swojego mieszkania.

Na jednej z ławek przepłakała dwie godziny. Dokładnie tyle, sprawdziła to. Kolejne dwie siedziała bez ruchu, pozbawiona jakichkolwiek emocji. Już nie analizowała każdego słowa bruneta, po prostu nie myślała o niczym.

Udała się do pobliskiej kawiarni, w której kupiła kawę i skorzystała z toalety. Nie wiedziała, która potrzeba była silniejsza, bo napoju ostatecznie nie wypiła. Po kilku łykach wylądował w koszu na śmieci w parku, do którego wróciła.

Zadzwoniła do mamy, ale nie odebrała.

Chciała również porozmawiać z Igą, ale uświadomiła sobie, że dziewczyna jest w pracy i na odległość jej nie pomoże, a jedynie będzie się martwić. Zresztą, miała jej do opowiedzenia znacznie więcej, niż dzisiejszą rozmowę. Nie miała okazji wyprowadzić przyjaciół z błędu i pozwoliła im nadal myśleć, że Daniel, którego poznali wtedy na imprezie, to jej chłopak.

Jakże się mylili.

Był nawet narzeczonym, ale to nie ona nosiła pierścionek.

Kolejne godziny spędziła na spacerowaniu po mieście. Jej droga nie miała celu, a z racji obawy o zbyt dalekie oddalenie się od domu, zwiedzała kilkukrotnie te same ulice. Było jej wszystko jedno. Kiedy zaczynało się ściemniać, czuła się coraz bardziej nieswojo i jedynym schronieniem wydawało się jej własne mieszkanie.

Może zabarykaduje drzwi komodą? Byłoby bezpieczniej.

Wsiadła do windy i nacisnęła przycisk z numerem siedem, ale guzik się nie podświetlił. Kilkukrotnie powtórzyła czynność, wkładając w to coraz więcej siły, ale nic się nie zmieniło. Ku jej zadowoleniu, cyfra osiem podświetliła się za pierwszym razem. Stwierdziła, że woli zejść po kilku schodkach, niż się po nich wspinać z szóstego piętra.

Z ulgą opuściła metalową puszkę i resztką sił pokonywała kolejne stopnie w dół. Była wykończona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Oprzytomniała jednak w momencie, kiedy przed drzwiami swojego mieszkania zauważyła męską sylwetkę. Posturą przypominał mężczyznę z parku i również ubrany był cały na czarno.

Serce podeszło jej do gardła, a żołądek zacisnął się w supeł. Mężczyzna właśnie wkładał klucze do górnego zamka w drzwiach, próbując się dostać do środka. Adrenalina w jej ciele spowodowała, że się nie zatrzymała. Na drżących nogach minęła swoje mieszkanie oraz włamywacza i jak gdyby nigdy nic skierowała się na niższe piętro.

Wiedziała, że jeżeli on by się teraz odwrócił i ją rozpoznał, mogła przepłacić to własnym zdrowiem. Albo nawet życiem. Jednak mężczyzna zdawał się nie zwracać na nią uwagi, jakby to miało sprawić, że nikt inny nie skupi swojej na nim.

Zaczynało brakować jej tchu. Nie potrafiła prawidłowo napełnić płuc powietrzem, przez co miała wrażenie, że palą się żywym ogniem. Drżące mięśnie zaczynały jej odmawiać posłuszeństwa, a dźwięki dobiegające z góry paraliżowały coraz bardziej.

Mężczyzna nie próbował się dostać do jej mieszkania.

On z niego wychodził.

Nie skorzystał z windy, schodził po schodach, a spowalniające Oliwię przerażenie sprawiało, że dystans między nimi malał z każdym jego krokiem. Zauważyła przed sobą znajomą postać Miłosza. Poczuła nagły przypływ energii, który zmusił ją do szybkiego działania. Niemal rzuciła się na blondyna, oparła plecy o ścianę i przyciągnęła go blisko siebie. Niezgrabnie zarzuciła na jego głowę kaptur granatowej bluzy i łapiąc za sznurki, przyciągnęła jego twarz blisko swojej.

— Co ty...

— Zaraz ci wszystko wyjaśnię — przerwała mu. — Ten facet nie może nas rozpoznać. Błagam cię, pomóż mi — wyszeptała.

Chłopak bez zastanowienia postawił krok w jej kierunku, zasłaniając jej ciało swoim. Nachylił się na tyle, żeby i jego twarz nie rzuciła się mężczyźnie w oczy. Nie wiedział, co właściwie się dzieje, ale działał instynktownie. Do jego nozdrzy dostał się świeży zapach jaśminu, którym lekko się zaciągnął.

Podobała mu się bliskość blondynki, ale stracił wszelkie nadzieje, że to coś zmieni.

Kiedy miał już pewność, że mężczyzna wyszedł z bloku, cofnął się o dwa kroki i spojrzał na roztrzęsioną przyjaciółkę.

— Kto to był?

— On był w moim mieszkaniu — wyszeptała drżącym głosem.

— Co? — zapytał z niedowierzaniem, ale zanim zdążył zadać kolejne pytanie, dziewczyna zaczęła się wspinać po schodach. — Liw, poczekaj!

Nie rozumiał tego całego zamieszania i chociaż miał zamiar wybiec za tajemniczym gościem, wybrał pogoń za dziewczyną. Nie miał pewności, że w jej mieszkaniu nikogo nie ma i nie mógł pozwolić, żeby weszła tam sama.

Dogonił ją dopiero pod drzwiami. Wparowała do środka i zapaliła światło. Sprawnym krokiem zrobił obchód wszystkich pomieszczeń i z ulgą stwierdził, że są w mieszkaniu sami. Podszedł do dziewczyny, która ponownie zaczynała popadać w panikę.

— Co tu się stało?

— On tu był — wyszeptała.

— Liw, drzwi były zamknięte i nie ma żadnych śladów włamania. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

— Widziałam, jak stąd wychodził. Miał klucze. — Objęła ramiona drżącymi dłońmi.

— Wiesz, kto to był? — Zaprzeczyła ruchem głowy. — Albo czego chciał? Rozejrzyj się, może coś zginęło.

— Nie, to nie włamanie, Miłosz. — Odważyła się spojrzeć na chłopaka. — On pewnie coś zostawił.

Kiedy spojrzała w jego oczy, dotarło do niego, jak bardzo jest przerażona i blada. Był pewien, że coś jej się pomieszało, ale zrozumiał, że nie ma racji. Podszedł do blondynki i mocno ją przytulił, a ona wybuchła niekontrolowanym płaczem.

Uspokoiła się dopiero po kwadransie, ale z jej oczu nadal leciały łzy. Chociaż chłopakowi ciężko było do niej dotrzeć, postanowił, że nie odpuści, dopóki nie pozna prawdy.

Jeszcze wtedy nie wiedział, co usłyszy od Oliwii.

Opowiedziała mu o wszystkim, co się wydarzyło przez ostatnie kilkanaście dni. Zaczęła od utraty pracy, podając prawdziwe powody, którymi kierowała się szefowa. Wspomniała o każdej kopercie, zdjęciu i kwiatku, który znalazła w swoim mieszkaniu, a także o sytuacji z parku. Wyjaśniła każdy szczegół jej znajomości z Danielem i to, jak się zakończyła. Nie wspomniała jedynie o tym, że przyznała się przed nim do swoich uczuć. To jedno nie mogło przejść jej przez gardło.

W swoim monologu nie pominęła nawet wątku Wiktora. Chociaż jego udział w tej całej historii był wyjątkowo pozytywny, to jednak nadal epizodyczny.

Miłosz był zdenerwowany, rozgoryczony i rozżalony. Nie dlatego, że nie powiedziała mu wcześniej. Dlatego, że był obok i nic nie zauważył, a na dodatek w tym samym czasie się od niej odsunął, skupiając na swoich przeżyciach związanych z kolejnym odrzuceniem.

Dziewczyna była w niebezpieczeństwie, które stanowiło bezpośrednie zagrożenie jej życia. Pomijając to, jej stan psychiczny był fatalny, zupełnie się rozpadła.

On widział, że jej skorupa twardej i niezależnej kobiety pękła, a ona nie potrafiła sobie z tym poradzić. Siedziała na kanapie zwinięta w kłębek i  zalewała się kolejnymi łzami, a jej ciało dygotało z emocji.

Próbował ją uspokoić, ale żadne słowa do niej nie trafiały. W końcu stwierdził, że nie wytrzyma dłużej widoku zapłakanej ukochanej. Bez pytania Oliwii o zdanie, wciągnął ją na swoje kolana i mocno przytulił.

Nie protestowała. Tak naprawdę marzyła o tym od wczoraj, ale nie miała odwagi rzucić się w ramiona przyjaciela bez wyraźnego zaproszenia.

— Już dobrze, Liw. — Pogłaskał ją po jasnych włosach. — Wszystko jakoś ogarniemy. Przecież wiesz, że ci pomogę.

— Byłam taka naiwna, taka głupia. — Pociągnęła nosem. — Widzisz? Już nie ma tej odważnej Oliwki, która ma odpowiedź na wszystko i świetnie sobie radzi sama. Już pewnie nie wróci.

— Nie musi wracać. — Złapał jej twarz w swoje dłonie i spojrzał głęboko w błękitne oczy. — Nie jesteś sama i nigdy nie będziesz, Liw. Masz mnie, Igę, Julka, Magdę, rodziców. Zawsze możesz na nas liczyć.

— Mogę mieć do ciebie prośbę? — zapytała niepewnie, ignorując wypowiedź chłopaka. Niemo przytaknął i cierpliwie czekał, aż blondynka wydusi z siebie kolejne słowa. — Mógłbyś... To nie byłby problem, żebyś spał dzisiaj u mnie? Boję się tu zostać sama.

— I nie zostaniesz. Zejdziemy na dół, bo to mieszkanie w obecnej chwili nie jest odpowiednim miejscem dla ciebie.

— Nie chciałabym robić zamieszania. — Lekko opuściła wzrok.

— Idziemy, bez dyskusji.

Oliwia niechętnie wstała z kolan Miłosza. Właściwie nigdy nie czuła takiego przyciągania do jego ciała. Miała wrażenie, że uczucie, przed którym tak się broniła, uderzyło w nią z podwójną siłą.

Skierowała kroki do łazienki, ale każdy kolejny stawiała mniej pewnie, a w jej oczach ponownie pojawiały się łzy.

— Liw. — Blondyn złapał ją za rękę i pociągnął w kierunku drzwi wyjściowych.

— Chciałam skorzystać z toalety i zabrać chociaż piżamę.

— Skorzystasz u mnie. Nie wiadomo, co ten świr tutaj robił. Piżamę też ci pożyczę, tylko chodź już z tego przeklętego mieszkania.

Zamknęli za sobą drzwi na klucz, jakby to miało cokolwiek zmienić. Do mieszkania Miłosza weszli po cichu, niemal na palcach. Oliwia od razu zamknęła się w łazience, wykonując podstawowe czynności higieniczne. Blondyn przymknął drzwi do pokoju już śpiącej siostry i wyłączył telewizor w salonie. Zaklął cicho pod nosem na widok Marii pogrążanej we śnie. Nie spodziewał się, że mama będzie w domu i liczył, że będzie mógł skorzystać z kanapy w salonie, który nocą stawał się jej sypialnią. Westchnął ciężko na myśl o dywanie, poduszkach i kocu, bo to była jedyna wizja jego legowiska tej nocy.

Z kuchni zgarnął butelkę wody i kilka ciastek, które upiekła jego mama. Robiła je bardzo często, a Oliwia je uwielbiała. Akurat, kiedy przechodził koło łazienki, dziewczyna wyłoniła się zza drzwi. Przepuścił ją w progu i przekręcił klucz w zamku drzwi swojego pokoju, żeby nikomu nie przyszło do głowy tu zajrzeć. Nie, żeby planował coś nieprzyzwoitego. Chodziło jedynie o komfort jego przyjaciółki.

— Zjedz chociaż ciasteczka.

Postawił talerzyk na biurku i otworzył szafę z ubraniami. Chwilę się zastanawiał, czy nie pożyczyć czegoś od siostry, ale bał się, że ją obudzi. Wyciągnął najmniejsze spodenki dresowe, jakie znalazł, i czarną koszulkę z krótkim rękawem. Zamknął szafę i odwrócił się w stronę dziewczyny, która nie skusiła się na smakołyk.

— Przepraszam, ale nie mam nic mniejszego. — Podrapał się po karku z zakłopotaniem i wręczył dziewczynie ubrania.

— Dziękuję. — Posłała mu blady uśmiech.

— Możesz się spokojnie przebrać, odwrócę się.

Jak powiedział, tak zrobił. Zrzuciła z siebie wczorajsze ubrania i zastąpiła je koszulką Miłosza. Sięgała jej do połowy uda, a z racji tego, że spodenki spadały jej nawet po zawiązaniu sznurka, zrezygnowała z nich. Poskładała rzeczy i położyła obok łóżka.

— Dziękuję.

Wdrapała się na materac i oparła plecy o chłodną ścianę. Miłosz ponownie zajrzał do szafy i wyciągnął tym razem ubrania dla siebie. Przebranie się zajęło mu kilka sekund, ale Oliwii nie umknęło w tym czasie to, jak dobrze wyglądały jego plecy.

Wiedziała, że chłopak nie ma czasu chodzić na siłownię, ale zapomniała, że od zawsze lubił ćwiczyć w domu, co było po nim widać.

Usiadł obok blondynki i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Chciał jakoś rozładować atmosferę, bo chociaż już nie płakała i była spokojna, to smutek i rozpacz miała wymalowane na twarzy.

— Liw, damy sobie z tym radę, nie martw się. Najwyżej na jakiś czas zamieszkasz tutaj, znajdziesz byle jaką pracę i powoli wszystko wróci do normy. Postaram się dowiedzieć, kto za tym wszystkim stoi. — Położył dłoń na jej, lekko masując skórę kciukiem.

— Dlaczego to robisz? Dlaczego mi pomagasz?

Stykali się ramionami, a kiedy dziewczyna odwróciła w jego kierunku głowę, ich spojrzenia się spotkały.

— To oczywiste, jesteśmy przyjaciółmi.

— Tylko dlatego? — szepnęła.

— Nie tylko, ale głównie tak. Zawsze możesz na mnie liczyć, cokolwiek by się nie wydarzyło. — Zacisnął palce na jej delikatnej dłoni.

— A jeżeli wydarzyłoby się coś, czego się nie spodziewasz?

Przez chwilę oboje milczeli, ale Oliwia nie wytrzymała napięcia. Przeniosła wzrok na usta Miłosza, ale nie zdążyła wykonać żadnego ruchu w jego kierunku, bo pokręcił lekko głową na boki.

— Powinnaś odpocząć. Jesteś zmęczona i rozbita. — Przytaknęła bez słowa. — Prześpię się na podłodze, łóżko jest całe twoje.

Chciał się podnieść, ale go zatrzymała.

— Mógłbyś zostać?

— To jednoosobowy materac — przypomniał.

— Wiem, ale boję się, że bez ciebie nie zasnę, albo będę mieć koszmary. — Widział, że posmutniała jeszcze bardziej i zrozumiał, że naprawdę potrzebuje jego bliskości. — Proszę.

— Dobrze, zostanę.

Nie do końca wiedział, jaką pozycję ma przybrać, żeby Oliwia czuła się komfortowo. Zgasił lampkę i starał się położyć na samym skraju materaca, ale tak naprawdę zostawił jej niewiele miejsca. Specjalnie wyrwał się pierwszy, żeby to ona musiała zdecydować, jak spędzą najbliższą noc.

Pozostało mu czekać na jej ruch.

Oliwia nie zastanawiała się nawet chwili. Położyła się na boku i chociaż dzieliło ją kilka centymetrów od ściany, przybliżyła się do przyjaciela najbardziej, jak mogła. Tylko przy nim czuła się bezpiecznie i gdyby nie jego obecność, zapewne nadal płakałaby w swoim mieszkaniu, nasłuchując, czy nikt się do niego nie włamał. Była przekonana, że sama by się nie pozbierała.

— Dziękuję — wyszeptała ze łzami w oczach, których źródłem było wzruszenie, nie strach.

— Nie masz za co, Liw. Śpij dobrze.

— Dobranoc.

***

Do Oliwki chyba coś wreszcie dotarło... 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro