35. Powinnaś wiedzieć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez kolejne trzy dni Miłosz próbował powiedzieć Oliwii o ciąży Sary. Za każdym razem ktoś mu przerywał albo zwyczajnie brakowało mu odwagi. Bał się, że ją straci, chociaż był świadomy, że im dłużej to odwleka, tym bardziej ryzykuje.

Oliwia namówiła go na krótki spacer po frytki z sosem serowym. Miała wyjątkowo dobry humor i nie zamierzała spędzać tego wieczoru w mieszkaniu. Nie był zachwycony tym pomysłem, bo liczył na szczerą rozmowę, ale nie miał serca jej odmówić.

— Ale się cieszę, że Iga i Julek się zaręczyli. — Westchnęła rozmarzona. — Pasują do siebie jak mało kto.

— A my to co? — zaśmiał się.

— Oj, no przecież wiesz. — Puściła mu oczko i posłała słodki uśmiech. — My też do siebie pasujemy i pewnie też kiedyś będziemy świętować takie przełomy w naszym związku. — Podskoczyła wesoło, lekko szarpiąc za dłoń chłopaka, którą oplatał jej palce.

— Mam nadzieję — mruknął.

Oliwia zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na chłopaka, dziwnie mrużąc oczy.

— Misiek, ale ty wiesz, że nie o to mi chodzi? Ja nie naciskam, jesteśmy razem naprawdę krótko, to jeszcze nie czas na takie kroki — gorączkowo wyrzucała z siebie kolejne słowa.

— Czyli jakbym ci się teraz oświadczył, to byś odmówiła? — Objął ją w talii i przyciągnął do siebie.

Oliwia spojrzała głęboko w stalowe tęczówki i nie wahała się ani chwili z odpowiedzią.

— Nie, zgodziłabym się. — Uśmiechnęła się ciepło.

— Wariatka. — Przelotnie pocałował ją w usta, na co cicho zachichotała.

— Ciekawe, kiedy będzie ślub. — Pociągnęła go w kierunku znajomej budki z jedzeniem. — Iga na pewno będzie śliczną panną młodą.

— Liw, przystopuj trochę. — Zaśmiał się szczerze. — Jesteś bardziej nakręcona niż przyszli młodzi.

— To będzie cudowny ślub! — Zatrzymała go w miejscu i zarzuciła ręce na jego szyję. — Już się nie mogę doczekać!

— Bierzecie ślub?

Miłosz zesztywniał na dźwięk znajomego, kobiecego głosu. Nie spodziewał się, że spotkają Sarę, a już na pewno nie tego, że wtrąci się w ich rozmowę. Obawiał się najgorszego, że powie Oliwii prawdę o ciąży i przedstawi go w świetle przyszłego tatusia swojego dziecka. Nie mógł do tego dopuścić. Delikatnie wyswobodził się z uścisku ukochanej, żeby nie drażnić ciężarnej widokiem ich wspólnego szczęścia.

Oliwka spojrzała niepewnie w kierunku Sary. Zwróciła uwagę na to, że nie odrywała ona wzroku od Miłosza, a jej oczy wydawały się szklić od łez. Miała też wrażenie, że jest zdenerwowana, bo z taką siłą zaciskała palce na butelce z wodą, że plastik wydawał nieprzyjemne dźwięki.

Dołożyła do tego ewidentne przerażenie, które jej chłopak miał wymalowane na twarzy i pomyślała, że tę dwójkę mogło coś kiedyś łączyć. Zadawała sobie w myślach pytanie, jak dawno to było i dlaczego ich wspólne spotkanie było dla nich aż tak bardzo niezręczne? O to zapyta później Miłosza, ale teraz wiedziała jedno — musiała zaznaczyć swoją pozycję.

— Iga i Julek się zaręczyli. — Ubiegł ją Starski, odzywając się zdenerwowanym głosem, ale starsza dziewczyna zdawała się mu nie uwierzyć.

— A nawet jeżeli planowalibyśmy ślub, to chyba nie byłaby twoja sprawa. — Oliwia nie ukrywała swojej irytacji.

Sara spojrzała na nią, a po chwili ponownie na chłopaka i zacisnęła mocno wargi. Miłosz złapał za dłoń Oliwii, chcąc załagodzić całą sytuację.

— Sorry, ale spieszymy się — rzucił do Sary i ponownie odwrócił się w kierunku, w którym zmierzali.

— Tak, spieszymy — powtórzyła Oliwia, ale coraz mniej podobała jej się atmosfera tego spotkania. — Pa.

Postawili kilka kroków, ale chłopak ciągle czuł na sobie palące spojrzenie byłej kochanki. Jego serce biło w szaleńczym rytmie, a niepokój, zamiast maleć, rósł z każdą sekundą. Występkiem z baru wcale nie poprawił ich relacji, a nawet wręcz przeciwnie — był przekonany, że Sara może nie zapanować nad swoimi emocjami. Obawiał się też, że zechce przedstawić sytuację z toalety jako zdradę i wcale nie musiała dużo zmyślać, wystarczyło odpowiednio dobrać słowa i pominąć pewne fakty.

— Chcesz podwójną porcję, Liw? — Za wszelką cenę chciał ukryć swoje zdenerwowanie.

— Jak zawsze — odpowiedziała bez entuzjazmu, bacznie mu się przyglądając.

Podeszli do okienka, gdzie Miłosz złożył zamówienie i opłacił rachunek. Jedzenie dostali w ciągu kilku minut, które przemilczeli. Starski lekko rozluźnił spięte mięśnie, a Oliwia postanowiła poruszyć temat dopiero w domu. Usiedli przy jednym ze stolików i delektowali się smakiem doprawionych ziemniaków.

— Myślisz, że daliby nam przepis na ten serowy sos? — zapytała luźno.

— Raczej nie — odpowiedział jej uśmiechem, kiedy sięgnęła do jego porcji, nabijając kilka frytek na plastikowy widelec. — Chociaż nasz sos do makaronu jest lepszy.

— Bo jest nasz — odpowiedziała z pełną buzią i wzruszyła ramionami. — Może rzucimy wszystko i wyjedziemy razem z Igą i Julkiem nad morze? Moglibyśmy otworzyć taką budkę z jedzeniem i się z tego utrzymywać.

— Chciałabyś stąd wyjechać? — zapytał zaintrygowany, chociaż wiedział, że nie może wyprowadzić się z miasta, dopóki nie rozwiąże kilku spraw.

— A co mnie tu trzyma? — odparła smutno. — Jedynie ty, a jak wyprowadziłbyś się ze mną, to nie miałabym po co tu wracać. Madzia mogłaby do nas dołączyć i studiować na tej samej uczelni co narzeczeni.

— Nigdy nie myślałem, żeby się stąd wyprowadzać — wyznał szczerze i rozejrzał się po szarych ulicach. — Nie mogę zostawić tu Magdy samej z mamą.

— A za dwa lata, jak skończy liceum? — Oliwia wlepiła w chłopaka spojrzenie pełne nadziei.

— Wtedy wrócimy do tematu, dobrze? — Uśmiechnął się czule i założył jej kosmyk blond włosów za ucho. — Jeżeli nadal będziesz chciała stąd wyjechać, pojadę za tobą nawet na koniec świata.

Przysunął jej krzesełko bliżej swojego i pocałował delikatnie. Nie miał ochoty przerywać pieszczoty i pewnie jeszcze długo by tego nie zrobił, gdyby nie usłyszał za plecami głosu Sary:

— Nie powiedziałeś jej?

Sam nie wiedział, czy to bardziej pytanie, czy stwierdzenie. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo właśnie nadciągał rychły koniec jego szczęścia.

Oliwia odsunęła się od Miłosza i spojrzała na niego pytającym wzrokiem, którego nawet na chwilę nie odwróciła w kierunku Sary.

— O czym? — zapytała cicho.

— Kochanie, porozmawiamy w domu, dobrze? — Spojrzał na byłą kochankę ostrym wzrokiem i taki sam przybrał ton głosu: — Daj nam to załatwić między sobą.

— Załatwiasz to od ponad tygodnia — skwitowała. — Jestem kobietą i potrafię się postawić na miejscu Oliwki. — Przeniosła na nią wzrok. — Powinnaś wiedzieć.

— O czym wiedzieć? — Wstała z krzesła i postawiała krok do tyłu, żeby widzieć twarze rozmówców.

— Powiesz jej, czy ja mam to zrobić? — Sara skrzyżowała ręce pod biustem.

— Nie wtrącaj się. — Dziewczyna prychnęła z pogardą na słowa Miłosza, który również wstał i postawił krok w kierunku Markowskiej, ale ona jedynie pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że nie życzy sobie jego bliskości.  — Liw, kochanie, chodźmy do domu i porozmawiajmy w cztery oczy.

— O co chodzi? — zapytała zdezorientowana i przeniosła wzrok na starszą kobietę.

— Jestem w ciąży.

— Gratuluję, ale co to ma wspól... — urwała w połowie zdania, spoglądając na zdenerwowaną twarz Miłosza. — Nie — Pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Wszystko ci wytłumaczę. To nie jest moje dziecko, słyszysz? — Starał się brzmieć łagodnie, ale przez adrenalinę nie wychodziło mu to najlepiej.

— Sypiamy ze sobą od dwóch lat, Miłosz. Miałbyś chociaż na tyle przyzwoitości, żeby wziąć odpowiedzialność za nowe życie, które stworzyłeś.

W głosie Sary słychać było wyrzut i pretensje oraz wielkie rozczarowanie postawą chłopaka. Była wybitną aktorką, ale żadne z nich o tym nie wiedziało.

Oceniając straty, jakie wywołała swoimi słowami w ich szczęśliwym związku, stwierdziła, że już nie musi brać udziału w dalszej dyskusji. Pociągnęła nosem, wytarła nieistniejące łzy i oddaliła się szybkim krokiem.

Oliwia patrzyła tępo w szare oczy Miłosza i nie potrafiła przetworzyć nowych faktów. Miał mieć dziecko z inną kobietą. Mało tego, wypierał się go i wyglądało na to, że nie zamierzał zmienić zdania.

— Nie chcę cię znać — wyszeptała w przypływie emocji.

— Oliwia — doskoczył do niej i złapał za szczupłe ramiona — proszę cię, zaufaj mi. Chciałem ci wszystko powiedzieć, całą prawdę. Zrobię badania genetyczne najwcześniej, jak to tylko będzie możliwe i udowodnię ci, że to nie jest moje dziecko.

— Nie dotykaj mnie! — zaprotestowała i szarpnęła tułowiem, ale nie wyswobodziła się z jego uścisku.

— Chciałem ci wszystko powiedzieć, ale...

— Ale co? — przerwała jego wypowiedź. — Nie znalazłeś czasu przez ponad tydzień?! — Ponownie szarpnęła ciałem, bezskutecznie.

— Kochanie, musisz mi uwierzyć — poprosił ze łzami w oczach.

— Nie muszę! Zostaw mnie w spokoju!

— Daj mi szansę. Wszystko ci wyjaśnię. — Łamał mu się głos, ale próbował to zwalczyć.

— Miłosz, to boli! — szarpnęła ramieniem, a chłopak od razu zabrał dłonie i uświadomił sobie, że przez nerwy rzeczywiście mógł użyć zbyt dużo siły w uchwyt.

— Przepraszam. Porozmawiaj ze mną, proszę. — Postawił jeden krok w tył, dając jej przestrzeń, której potrzebowała.

— Jeżeli nie dasz mi czasu na ochłonięcie i chcesz rozmawiać teraz, to proszę bardzo! Ostrzegam, że najpewniej będzie to ostatnia rozmowa w naszym życiu, a słów, które wypowiem, już nie będzie się dało cofnąć!

Chwilę patrzyli sobie w oczy, a po policzkach dziewczyny spłynęły pierwsze łzy. Dłońmi rozmasowała ramiona. Uścisk nie był na tyle mocny, żeby zostawić na jej ciele siniaki, nie sprawił jej też bólu, o którym wspomniała. Nie spodobał jej się fakt, że Starski nie zareagował od razu na jej prośbę poluzowania chwytu.

Miłosz widział w jej pustym wzroku, że nie żartuje i naprawdę nie da mu w tym momencie szansy na jakiekolwiek wytłumaczenia. Musiał dać jej czas. Musiał pozwolić jej teraz odejść i przetrawić to, czego się dowiedziała.

— Nie chcę cię stracić. Kocham cię, Liw. — Wysilił się na spokojny ton głosu.

— Nie chcę cię widzieć na oczy, dopóki nie poukładam sobie tego w głowie, bo przysięgam, że będzie to nasze ostatnie spotkanie.

Odwróciła się tyłem do chłopka i zaczęła oddalać się powolnym krokiem. Z każdym pokonanym przez dziewczynę metrem, do Miłosza zaczynało docierać, co się przed chwilą wydarzyło.

Strącił ją, czuł to.

Czuł, że mu nie uwierzy, że nie wybaczy. Oszukiwał ją przez kilka dni i może gdyby powiedział jej prawdę od razu, zrozumiałaby to i dała mu szansę, chociaż do czasu odebrania wyników badań genetycznych.

Miał pewność, że zranił ją również romansem z Sarą, a bardziej tym, że owiał to tajemnicą. Oliwia również przeżyła przelotny romans z Danielem, ale on o tym wiedział i uważał, że nie ma prawa mieć o to do niej pretensji. Pomimo ogromnej zazdrości, nie mógł ich winić, że zbliżyli się do siebie w intymny sposób. Nie zdradziła go, nie był „tym drugim". W tym okresie był jedynie jej przyjacielem i musiał się z tym pogodzić.

On za to zrobił jej świństwo, które mogło zniszczyć bezpowrotnie ich związek. Ukrywał przed nią fakt, że spodziewa się dziecka z inną kobietą, snując w tym czasie plany na ich wspólną przyszłość we dwoje.

Widział w jej oczach zawód i dopiero kiedy zniknęła z jego pola widzenia, uświadomił sobie jeszcze jeden fakt. Współżył z Oliwią bez zabezpieczenia, a przed chwilą powiedział wprost, że nie jest ojcem dziecka kobiety, z którą sypiał regularnie od dwóch lat.

Stracił jej zaufanie.

Musiał to odkręcić. Musiał powiedzieć jej prawdę i jak najszybciej udowodnić, że nie będzie ojcem.

Stał nadal w jednej pozycji, nie drgnął nawet o milimetr. Im dłużej myślał o całej sytuacji, tym więcej miał wątpliwości. Z każdym dniem coraz bardziej obawiał się, że Sara nie kłamie. Nie chciał mieć z nią dziecka i chociaż lubił brunetkę, nie widział dla niej dłużej miejsca w swoim życiu.

Mieszanka bólu, strachu, ogromnego gniewu sprawiła, że nogi same zaprowadziły go na ulicę Kwiatową. Nie kłopotał się pukaniem w drzwi i tak, jak się spodziewał, były otwarte.

Czekała na niego.

Siedziała na kanapie z kolanami podciągniętymi pod brodę. Płakała, cicho szlochała, a jej ciało lekko drżało.

Miłosz zaciskał szczękę z taką siłą, że bolały go wszystkie zęby. Stanął naprzeciw niej, zaznaczając tym swoją pozycję. Wyprostował plecy i patrzył na nią z góry, wściekłym wzrokiem.

— Co to, kurwa, miało być?! — warknął.

— Gdybyś zachowywał się jak facet i nie wypierał się własnego dziecka, nie musiałabym informować o tym twojej dziewczyny. — Wytarła mokre policzki i odważyła się podnieść wzrok, żeby spojrzeć mu w oczy.

— Nie miałaś prawa się w to wtrącać!

— Zostaw mnie w spokoju — odpowiedziała cicho po przedłużającej się ciszy.

— Tego właśnie chcesz? Serio? — zakpił.

— Nie! — Zerwała się na nogi i stanęła przed nim. — Chcę jedynie, żebyś wziął odpowiedzialność za nasze dziecko! Czy to tak wiele?!

— To nie jest moje dziecko — powiedział z przekonaniem. — Jeżeli badania jednak potwierdzą moje ojcostwo, pomogę ci finansowo i wezmę czynny udział w wychowaniu, ale dopóki nie mam pewności, nie będę udawał troskliwego tatusia!

— No tak — prychnęła. — Dopóki bawiłeś się przy pomocy mojego ciała, było wszystko super, ale jak w wyniku tego są jakieś konsekwencje, to podkulasz ogon i uciekasz jak tchórz! — krzyknęła z wyrzutem.

— Tak uważasz? — Postawił krok w jej kierunku, zmniejszając dystans między nimi. — Myślisz, że jestem tchórzem? Serio?

— Nie — wyznała lekko skruszona. — Jest mi po prostu cholernie przykro, że uważasz mnie za dziwkę, która nawet nie wie, czyje dziecko nosi pod sercem — wyszeptała i objęła się za ramiona.

— Nie dopisuj mi słów, których nie wypowiedziałem. — Zazgrzytał zębami. — Nigdy nie obraziłem cię w ten sposób.

— Nie użyłeś określenia dziwka, ale co to zmienia? Nic, Miłosz. Myślałam, że jesteś dojrzałym mężczyzną, ale jak widać, sypiałam z dzieciakiem.

— Co jest dziecinnego w tym, że chcę mieć stuprocentową pewność, że to moje dziecko, zanim zmienię i dostosuję pod nie całe swoje życie? — zapytał nieprzyjemnym tonem.

— Myślałam o aborcji — wymyśliła w przypływie chwili i nerwów, żeby wzbudzić w chłopaku więcej emocji.

Miłosz miał wrażenie, że jego serce na chwilę się zatrzymało. Nie wyobrażał sobie, że Sara mogłaby zabić własne dziecko i być może też jego. Przełknął ciężko ślinę. Nie potrafił myśleć w ten sposób o rozwijającym się w nim życiu, nie mając pewności, czy miał udział w jego poczęciu.

— Masz o siebie dbać, zdrowo się odżywiać, odpoczywać i nawet, kurwa, nie chcę słyszeć o żadnej aborcji do czasu, aż nie wykluczymy mojego ojcostwa. Później to już będzie kwestia tylko twojego sumienia — odparł chłodno.

Sara podeszła do Miłosza i położyła delikatnie dłoń na jego klatce piersiowej. Spojrzała mu głęboko w oczy i przybrała równie chłodny ton głosu, co on:

— Jak mam się z tobą szarpać całe życie, to chyba wolę je usunąć.

— Nikt się nie będzie z nikim szarpać — sprostował. — W którym jesteś tygodniu i kiedy masz następną wizytę u lekarza? Chcę w niej uczestniczyć.

— W siódmym — skłamała gładko, wiedząc, że kupuje sobie mniej więcej dwa tygodnie, aż jej oszustwa wyjdą na jaw.

— Termin — upomniał się o drugą część odpowiedzi.

— Za dwa tygodnie. — Tyle musiało jej wystarczyć, to nie mogło trwać w nieskończoność.

— Nigdy więcej nie wtrącaj się w moje prywatne sprawy. — Delikatnie, ale stanowczo zrzucił jej dłoń ze swojego ciała. — Gdyby się coś działo, możesz na mnie liczyć. I błagam cię, oszczędzaj sobie takich skrajnych emocji, bo to nie wpływa dobrze na twój organizm. — Na chwilę zamilkł, po czym uświadomił sobie, że to również jego wina: — Przepraszam.

Wyszedł z mieszkania, nie oglądając się za siebie z mętlikiem w głowie, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie miał.

Przytłaczało go poczucie, że wszystko wymyka się spod jego kontroli.

***

Co myślicie o reakcji Oliwki? Przekreśliła definitywnie ich związek?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro