42. To ty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oliwia miała ogromną ochotę przewietrzyć głowę z natrętnych myśli. Napisała do Magdy wiadomość, czy potowarzyszy jej podczas krótkiego spaceru, na co dziewczyna chętnie przystała. Rozmowa z przyjaciółką dobrze jej zrobiła i pomogła zapomnieć o codziennych troskach. Przynajmniej tak było do momentu, w którym dziewczyna poruszyła temat swojego brata.

— Oliwia, o co chodzi z Miśkiem? — Odrobinę mocniej zacisnęła dłoń oplecioną wokół łokcia starszej koleżanki. — Wiesz, że nie chcę się wtrącać. Po prostu się o was martwię.

— Jakoś się dogadamy — odpowiedziała lakonicznie, chcąc uniknąć tematu.

— Nie chcesz o nim nawet rozmawiać? — Starska wyraźnie posmutniała.

— To nie takie proste, Madzia. — Oliwia westchnęła ciężko. — Powiedział ci, dlaczego ostatnio nie rozmawiamy?

— Pokrótce — potwierdziła.

— To wszystko nie jest dla mnie proste. Miłosz wiele dla mnie znaczy, ale... — urwała w połowie zdania. — Zobacz, wszystko się sypie. Rodzice prawie się do mnie nie odzywają, nawet nie wiem, co u nich. Iga z Julkiem wyjechali i niemal zerwali z nami kontakt, bo z tego, co wiem, do was też się nie odzywają. Misiek mnie zupełnie zawiódł. Nie potrafię przejść obok tego obojętnie i udawać, że nie będzie ojcem dziecka innej kobiety.

— A jeżeli to nie jego dziecko? — Starała się postawić brata w jak najlepszym świetle, jednocześnie nie mieszając się w sprawy zakochanych.

— Nie wiem, czy się o tym przekonam — mruknęła pod nosem, na co nastolatka zatrzymała się w miejscu.

— Dlaczego miałabyś się nie przekonać? — zapytała podejrzliwie.

— Zobacz, już nikt mnie tu nie trzyma — Oliwia powiedziała ze smutnym uśmiechem na ustach. — Ty również zaczynasz żyć własnym życiem i nie potrzebujesz już towarzystwa starszej koleżanki tylko swojego chłopaka.

— Chcesz stąd wyjechać? — zapytała zaskoczona.

— Martwię się o rodziców. Ostatnio dużo o tym myślałam. Wiesz, oni są coraz starsi, zbliżają się do sześćdziesiątki i może powinnam łapać z nimi wspólne chwile, bo nie wiadomo, ile nam ich zostało.

— Twoi rodzice są w takim wieku? — Magda zmarszczyła brwi.

— Dobrze się trzymają, prawda? — powiedziała z lekkim grymasem i pociągnęła przyjaciółkę do dalszego spaceru. — Poznali się dość późno, a mama długo nie mogła zajść w ciążę. Urodziła mnie, jak miała trzydzieści osiem lat. Może wizualnie mają się nieźle, ale martwi mnie to, że się nie odzywają.

— Twoja mama wygląda na co najwyżej czterdziestkę.

— Wiesz, że tata ma problemy z sercem. Kiedyś podsłuchałam ich rozmowę, że gdyby było z nimi naprawdę źle, to nie chcieliby obarczać mnie obowiązkiem opieki nad nimi. Boję się, że to może być właśnie ten moment.

Oliwia dawno się przed nikim nie otworzyła tak, jak przed Magdą. Wiedziała, że może na niej polegać i miała wrażenie, że tylko ona pozostaje z nią w pełni szczera. Wypowiedziane na głos słowa stały się bardziej realne i uderzyły w dziewczynę z podwójną siłą.

— Zastanawiam się, czy... — Oliwia ponownie urwała w połowie zdania.

— Naprawdę chcesz się stąd wyprowadzić? — Starska nie kryła smutku.

— Nie mów nic Miśkowi. — Spojrzała na nią z lekkim uśmiechem. — Jeszcze nie podjęłam decyzji. Po prostu biorę to pod uwagę — wyznała szczerze. — Powiedz lepiej, jak ci się układa z Wiktorem?

— Cudownie! — Na jej twarz od razu wpłynął uśmiech. — Jestem taka szczęśliwa, że nawet nie potrafię tego opisać słowami!

— Cieszę się, że trafiłaś na kogoś odpowiedniego. W gruncie rzeczy to naprawdę fajny chłopak.

— To prawda. Żałuję jedynie, że tak długo wam o tym nie powiedziałam. To było dziecinne z mojej strony, ale przez to, jak układały się wasze relacje, zwyczajnie nie miałam odwagi.

— Misiek to przetrawił?

— Myślę, że tak. Porozmawialiśmy szczerze i wszystko wyjaśniliśmy. Nie wyobrażam sobie, że mógłby się ode mnie odwrócić.

— Madzia, oszalałaś? — Oliwia wyswobodziła się z uścisku przyjaciółki i spojrzała na nią rozbawionym wzrokiem. — Miłosz cię kocha nad życie. Wiesz, że czasami bywa wybuchowy i pewnie potrzebował czasu, żeby się oswoić z tą myślą, bo zwyczajnie nie ufa Wiktorowi.

—Mój zakręcony braciszek zaraz powinien się tu pojawić, bo zapomniał z domu telefonu. — Bacznie obserwowała reakcję Oliwi i z radością stwierdziła, że dziewczyna lekko się uśmiechnęła. — Dzwonił z telefonu jakiegoś Daniela, chociaż nie wiem, po co w ogóle mi to powiedział do słuchawki.

— Pewnie żebyś się nie rozłączyła po pierwszym zdaniu. — Zażartowała.

— Nie musiał mi się tłumaczyć. — Wzruszyła ramionami z uśmiechem na ustach. — Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Mówił, że tylko zabierze telefon i nie będzie nam przeszkadzać w rozmowie.

Madzia czekała na odpowiedź, ale rozmowę przerwało im nieoczekiwane spotkanie. Dziewczyna pisnęła z przerażenia, kiedy przed nimi wyrosło dwóch postawnych mężczyzn. Ubrani byli cali na czarno, a ich twarze zasłaniały kominiarki. Oliwia rozpoznała ich postury i skojarzyła z osobami, które zaczepiły ją tamtej nocy w parku. Zorientowała się, że są idealnie w tym samym miejscu, tylko słońce dopiero chowało się za horyzontem.

Odruchowo zasłoniła Starską swoim ciałem. Zrobiła dokładnie to samo, co Miłosz, podczas spotkań z Wiktorem — chciała ją chronić.

— Czego chcecie? — postanowiła odezwać się pierwsza, ale mężczyźni milczeli, intensywnie się w nią wpatrując.

Postanowiła zaryzykować. Złapała Magdę za rękę i zaczęła się powoli wycofywać, zwiększając między nimi dystans. Jej plecy spotkały się z czymś twardym, ale nie zdążyła wydać z siebie dźwięku, bo ktoś zakrył jej usta dłonią ubraną w skórzaną rękawiczkę. Spojrzała na przerażoną Magdę, która nie wiedziała, jak ma się zachować.

Uciekać i szukać pomocy?

Krzyczeć?

Czekać na to, co zrobią?

Po policzkach Magdy popłynęły łzy bezradności. Po chwili została delikatnie pociągnięta do tyłu, a kiedy odwróciła wzrok, spotkała znajome spojrzenie.

— Nic ci nie jest? — zapytał.

— Nie — odpowiedziała szybko, zalewając się łzami.

— Puść ją — Wiktor warknął na nieznajomego, który trzymał Oliwię.

— Co ty, kurwa, powiedziałeś? — odpyskował mu drugi z mężczyzn i podszedł bliżej chłopaka.

— Powiedziałem, że ma ją puścić. Czego nie zrozumiałeś? — Przyjął bojową postawę.

Napastnicy spojrzeli na siebie i, ku zdziwieniu dziewczyn, zaczęli się wycofywać. Oliwia, jak tylko odzyskała swobodę ruchów, odsunęła się od mężczyzny, który ją trzymał. Ten jednak nie zamierzał odpuścić jak jego koledzy. Podszedł do Wiktora i przybrał równie zadziorną postawę, co chłopak.

— Co ty odpierdalasz? — warknął. — Nie wiesz...

— Wiem, że przestraszyłeś moją kobietę, więc wypierdalaj stąd, póki jeszcze możesz chodzić.

Śmiech mężczyzny zdawał się wypełnić cały pusty park. Zaczął dyszeć z nerwów i podszedł jeszcze bliżej Wiktora. Oliwia objęła przestraszoną Magdę ramieniem i pociągnęła w bok, żeby odsunąć ją od chłopaków. Nie wiedziała, dokąd ta wymiana zdań ich zaprowadzi.

Nieznajomy ściągnął kominiarkę. Oliwia przeskanowała go wzrokiem. Kojarzyła go z widzenia. Był z ich osiedla, ale na pewno był od niej starszy. Chyba miał na imię Piotr, ale nie była pewna. Nigdy z nim nie rozmawiała, dlatego nie rozumiała, co ma wspólnego z jej zastraszaniem.

— Masz, tobie się bardziej przyda. — Rzucił materiał w ręce Wiktora. — Sorry, Oliwka. — Przeniósł na nią wzrok. — Nie na rękę mi było straszenie cię, ale potrzebowałem kasy, a on całkiem nieźle płacił.

Po tych słowach się odwrócił i skierował spokojne kroki w kierunku wyjścia z parku. Oliwia stała jak zabetonowana. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na Wiktora, który mocno zaciskał szczękę. Dotarł do niej sens słów nieznajomego i lekko pokręciła głową na boki, nie wierząc w to, czego się dowiedziała.

— Wszystko ci wytłumaczę. — Wiktor zrobił krok w jej kierunku, ale dziewczyna się cofnęła.

— To ty — wyszeptała i puściła Magdy dłoń, którą mocno ściskała.

— Oliwia, to nie do końca tak. Wysłuchaj mnie — poprosił łagodnym tonem głosu.

— Jesteś świetnym aktorem. Naszą miłość też udawałeś? — zapytała Magda, która nie mogła uwierzyć w to, co się działo wokół niej.

— Kocham cię, aniołku — zarzekał się. — Niczego nie udawałem, przysięgam. — Przyłożył dłoń do swojej klatki piersiowej, ale na dziewczynie to nie zrobiło wrażenia.

— Co tu się dzieje? — Obok Oliwii pojawił się Miłosz, do którego po chwili dołączył Daniel. — Magda? Dlaczego płaczesz? — Spojrzał na siostrę, a złość rosła w nim w zatrważającym tempie.

— Jestem zamieszany w próby zastraszenia Oliwki — odezwał się Wiktor. — To nie był mój pomysł, tylko Sary. Była przekonana, że jak Oliwia wyjedzie, to ułożysz sobie z nią życie i będziecie prawdziwą rodziną. Magda — przeniósł na nią wzrok — ja cię naprawdę kocham. Niczego nie udawałem.

— Ty stoisz za tymi kopertami i włamaniami? — Miłosz podszedł do Wiktora pewnym krokiem.

— Płaciłem za to chłopakom z osiedla i nadzorowałem. Osobiście nie dotknąłem Oliwki i czuwałem, żeby nikt inny też tego nie zrobił.

— To jakoś słabo ci wyszło! — warknął na niego i poczuł na ręce drobną dłoń siostry.

— Misiek, uspokój się.

Spojrzał w przerażone oczy nastolatki i wiedział, że musi się pohamować, bo źle się to skończy. Nie zamierzał odpuścić Wiktorowi tego, co zrobił, ale nie chciał robić scen przy Magdzie i Oliwce. Obawiał się, że właśnie spełnił się jeden z najgorszych scenariuszy, jakie zakładał — Wiktor jedynie bawił się uczuciami jego siostry. Dodatkowo sprawił, że jego dziewczyna bała się spędzać czas we własnym mieszkaniu. Nie mógł i nie chciał przejść obok tego obojętnie.

— Nie zbliżaj się do Oliwii i Magdy. Jeszcze sobie porozmawiamy, ale na osobności. — Wbił w chłopaka wzrok przepełniony nienawiścią i agresją.

— Nie zrezygnuję z Magdy! — Zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny: — Daj mi to wszystko wyjaśnić, aniołku.

Nastolatka przez chwilę biła się z myślami. Nie rozumiała, dlaczego Wiktor tak postąpił, dlaczego straszył Oliwkę. Widziała jednak w jego oczach szczerość i wiedziała, że naprawdę ją kocha. Mimo to owinęła dłonie wokół bicepsa brata i stanęła lekko za nim, jakby chciała, żeby chronił ją przed całym światem.

Miłosz z trudem powstrzymywał się, żeby nie zrobić krzywdy Wiktorowi. Wiedział, że ani Oliwia ani Magda nie lubiły widoku krwi i bójek. I bez tego były wystarczająco wystraszone i przytłoczone nowymi informacjami. On sam również nie zamierzał szukać rozwiązania jedynie w przemocy. Powinien zacząć od rozmowy i to głównie z Sarą, a nie tylko z Wiktorem.

Odwrócił się w kierunku Oliwki, która pokręciła lekko głową na boki. W tym geście było coś błagalnego i nie potrafił tego zignorować. Swój wzrok wlepiła w niego, a jej błękitna sukienka podkreślała kolor jej oczu, które zalane były łzami. Nie chciał dokładać jej w tym momencie zmartwień.

— Wypierdalaj stąd — warknął w kierunku Wiktora.

— Madzia... — zaczął, ale tym razem przerwał mu Daniel, który zupełnie odgrodził mu dostęp do dziewczyny.

— Nie radzę — upomniał go spokojnym głosem.

— A kim ty w ogóle jesteś, że się w to mieszasz? — oburzył się.

— Twoim starym. Wypierdalaj — powtórzył rozkaz Miłosza.

Wiktor, oceniając, że nie ma szans na rozmowę z ukochaną, postanowił się wycofać. Nic by teraz nie wskórał, oprócz kilku siniaków. W najłagodniejszej wersji.

Daniel odwrócił się w kierunku Magdy i spojrzał na jej zapłakaną twarz. Sam miał ochotę zabić tego gnoja na miejscu za to, do jakiego stanu doprowadził dziewczyny.

— Chodź, pojedziemy po gorącą czekoladę, a później zabiorę cię do domu. — Wyciągnął w kierunku nastolatki otwartą dłoń. — Miłosz z Oliwką mają pewnie sporo do wyjaśnienia.

Magda wtuliła się odrobinę mocniej w brata i podniosła na niego przestraszony wzrok. Miłosz pocałował ją w czoło i obdarował ciepłym uśmiechem.

— Czekolada dobrze ci zrobi. Możesz mu zaufać. Będziesz z nim bezpieczna — zapewnił.

Magda lekko skinęła głową i wbiła wzrok w ziemię, powoli kierując się w stronę pobliskiego parkingu. Daniel zaczął podążać za nią, ale zatrzymała go dłoń Miłosza, którą zacisnął na jego ramieniu.

— Zadbaj o nią, bo ja muszę się zająć Oliwią. — Spojrzał mu głęboko w oczy. — Przeczytałem list. Nic jej nie mów. Sam z nią porozmawiam.

Daniel również jedynie skinął głową na słowa Starskiego i szybkim krokiem poszedł śladami Magdy.

Miłosz wreszcie mógł skupić całą uwagę na Oliwii. Podszedł do niej i zamknął w szczelnych objęciach. Dopiero wtedy dziewczynie puściły wszystkie hamulce i na dobre się rozpłakała.

— O niczym nie miałem pojęcia, kochanie — szepnął w jej włosy.

— Wiem.

Znowu poczuł, jakby ktoś zabrał z jego barków niewyobrażalny ciężar, który przed chwilą na nie rzucił. Obawiał się, że Oliwia część swoich pretensji skieruje w jego stronę. Nawet jeżeli nie przyczynił się bezpośrednio do tego, co się wydarzyło, to jednak było to wynikiem jego romansu z Sarą.

— Nic ci nie zrobił? — zapytał łagodnie.

— Nie. On nas obronił, Misiek. — Spojrzała na niego. — Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

— Obronił? — Zmarszczył brwi ze zdziwienia.

Oliwia streściła mu pokrótce wydarzenia sprzed chwili. Miłosz był wściekły, ale musiał przyznać, że gdyby nie Wiktor, sytuacja mogła wyglądać dużo gorzej. To jednak nie zmieniało faktu, że to on stał za całym tym zamieszaniem.

I Sara.

Głównie Sara.

Miał potworne wyrzuty sumienia i czuł się winny. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak jego relacja z byłą kochanką odbije się na Oliwii.

— Zajmę się wszystkim, Liw. Obiecuję — zapewnił ją.

— Chcę już wrócić do domu — wyszeptała i wyswobodziła się z jego objęć.

Spojrzała na wyciągniętą w jej kierunku dłoń Miłosza i bez zastanowienia splotła ich palce, czym dała chłopakowi nadzieję, na to, że wieczór spędzą razem.

Na rozmowie.

Szczerej.

***

Główna zagadka rozwiązana! Kto się spodziewał? Część z Was od początku dobrze obstawiała, gratuluję!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro