45. Jesteś urocza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trzy dni.

Minęły cholernie długie trzy dni, odkąd Oliwia zniknęła z życia Miłosza.

Szukał jej wszędzie. Dzwonił do jej rodziców i pytał dawnych znajomych, ale nikt nic nie wiedział. Był przekonany, że zaszyła się w miejscu, w którym nikt by jej nie szukał.

Julek nie odebrał od niego połączenia. Iga również tego nie zrobiła. Bił się z myślami, czy nie jechać nad morze, żeby osobiście sprawdzić, czy nie zatrzymała się u przyjaciół.

Zamierzała wrócić?

Potrzebuje czasu?

Może naprawdę pojechała do rodziców, tylko jej mama ją kryła?

Upił kolejny łyk cierpkiego alkoholu, którym katował się od dwóch godzin. Był już lekko wstawiony, chociaż była dopiero osiemnasta, a na dworze było jeszcze widno. Siedział na podłodze, oparty plecami o łóżko i zadręczał się wydarzeniami ostatnich dni. Nigdy nie topił swoich smutków w alkoholu. Tym razem jednak postanowił postąpić inaczej. Popijał trunek, wpatrując się w model Mustanga złożony z klocków, które dostał od ukochanej.

Naprawdę tylko wspomnienia i kawałek plastiku miały mu po niej pozostać?

Drzwi od jego pokoju się otworzyły, a cichutkie kroki wskazywały tylko na jedną osobę. Magda usiadła obok chłopaka i położyła głowę na jego ramieniu. Chciała dodać mu otuchy i sama również jej potrzebowała.

Milczała.

Sięgnęła po butelkę i upiła kilka łyków wódki. Skrzywiła się i zakasłała głośno, krztusząc się alkoholowym napojem. Parsknęła i kilka kropel poleciało jej po brodzie. Miała wrażenie, że ktoś przejechał po jej gardle papierem ściernym i posypał solą. Miłosz spojrzał na nią z lekkim uśmiechem i pokręcił głową na boki.

— Jesteś urocza. Sam cukiereczek.

— Spadaj, dobra? — Sama się lekko zaśmiała. — To jest ohydne. Jak ty możesz to pić?

— To nie ma smakować. Ma pomóc — odparł smutno.

— I pomaga?

— Na chwilę. — Wzruszył ramionami.

— Ona do ciebie wróci, Misiek. Zostawiła tu wszystko. Mieszkanie, pracę, ciebie.

— I wszystkie swoje problemy, troski. Wszystkie kłamstwa, którymi ją karmiłem.

— Jesteś dla siebie zbyt surowy. Naprawdę chciałeś dla niej dobrze. — Ponownie oparła głowę na jego ramieniu, a butelkę odstawiła na podłogę.

— Jak sytuacja z Wiktorem? — zapytał. — Nęka cię?

— Nie. — Według Miłosza odpowiedziała zbyt szybko na jego pytanie.

— Magda — warknął ostrzegawczo.

— Pisze, dzwoni. Namawia mnie na spotkanie.

— Zamierzasz z nim porozmawiać?

— Sama nie wiem. — Posmutniała jeszcze bardziej. — Bardzo się na nim zawiodłam, ale... Misiek, ja go naprawdę kocham. Nie wiem, co mam robić. A ty co o tym myślisz?

— Najpierw ochłoń i daj sobie czas na podjęcie decyzji. Jeżeli nie jesteś pewna, to nie spotykaj się z nim, dopóki sama nie poczujesz, że jesteś gotowa. Nigdy mu nie ufałem, a jak już zacząłem się do niego przekonywać, to wywinął taki numer.

— Wiesz, on to zrobił dla Sary. — Podniosła na niego wzrok. — Ty byś nie zrobił dla mnie wszystkiego?

Spojrzał w jej oczy i objął ramieniem. Odpowiedź była oczywista, ale dopiero słowa nastolatki sprawiły, że spojrzał na całą sytuację z tej strony.

— Spaliłbym dla ciebie cały świat, gdyby była taka potrzeba. — Pocałował ją w czubek głowy i mocno przytulił.

— Kocham cię, braciszku.

— Ja też cię kocham.

— Mam tylko ciebie, wiesz? Tylko ty zawsze stoisz po mojej stronie.

Miłosz westchnął ciężko. Musiał wreszcie poruszać z siostrą temat, który zszedł na drugi plan. To nie znaczy, że zniknął, przestał istnieć. Zebrał się w końcu na odwagę i sięgnął ręką do szuflady biurka. Wyciągnął z niej list i wręczył Magdzie.

— Chciałbym, żebyś to przeczytała.

— Co to jest? — Przerzucała wzrok między kopertę, a chłopaka.

— List, który napisał tata. Jest zaadresowany do mnie, ale dotyczy także ciebie — wyjaśnił.

Złapał delikatnie za jej dłoń, chcąc okazać jej wsparcie. On jakoś sobie z tym poradził, ale czy ona będzie równie dzielna? Tego nie wiedział. Magda powoli wyciągnęła nieskazitelnie białą kartkę papieru i zaczęła uważnie czytać słowa listu.

Kochany Synku!

Jeżeli to czytasz, to zapewne nie jesteś już dzieckiem, a dojrzałym i odpowiedzialnym mężczyzną, a mnie nie ma już z Wami. Nie wiem nawet, czy pozwoliłbyś mi tak do siebie mówić...

Tak bardzo chciałbym powiedzieć Ci w twarz wszystko to, co zapisałem w tym liście. Mogę jedynie wspomnieć, że wszystko, co się wydarzyło, zrobiłem z myślą o Tobie i Madzi. Pragnąłem, żebyście byli bezpieczni i żyli w spokoju. Przykro mi, że nie mogę zweryfikować, czy tak właśnie jest.

Zrobiłem w życiu wiele głupot, Synku. Żadna z nich nie miała prawa wpłynąć na Wasze życie. Przykro mi, że dowiadujesz się tego w taki sposób, ale zapewne Marysia nie wyjawiła Wam swojej tajemnicy.

Chociaż zawsze traktowałem Ciebie i Madzię jak własne dzieci, to jednak nie jestem Waszym biologicznym ojcem.

Przyjaźniłem się z nim. Był fajnym gościem, z poczuciem humoru i charyzmą, którą bez wątpienia odziedziczyłeś po nim. Miał niestety jedną bardzo istotną wadę — uzależnienie. Narkotyki pochłonęły go całkowicie i zaczął zaniedbywać rodzinę, wtedy jeszcze Ciebie i Twoją mamę. Pomagałem Wam, opiekowałem się Tobą i Marysią, która była w ciąży z Madzią, podczas kiedy on szalał całymi nocami i nawet nie pokazywał się w domu.

Zaraz po tym, jak na świecie pojawiła się malutka Madzia, narobił kolosalnych długów i zrujnował już doszczętnie Wasz rodzinny budżet. Kredyt, który wisi nad Marysią, wcale nie był na mieszkanie, a spłacenie długów Waszego ojca.

Kiedy Madzia miała pół roku, zmarł z przedawkowania. Niestety, długi po nim pozostały i w większości przeszły na Marysię. Z czasem coraz więcej osób zaczęło się do niej zgłaszać po odbiór swojej gotówki, a ona z dwójką małych dzieci, przestała sobie z tym wszystkim radzić.

Wtedy zaproponowałem jej, żebyśmy zamieszkali razem. Byłem policjantem, co już skutecznie odstraszało większość natrętów. Z czasem część długów udało nam się spłacić, po części za pieniądze ze sprzedaży mojego mieszkania, a my stworzyliśmy normalną rodzinę.

Pokochałem Marysię, bo Was kochałem od urodzenia.

Chciałem Was chronić, dlatego próbowałem posadzić za kratki tego, który ciągle groził Twojej mamie. Jeżeli czytacie ten list, to znaczy, że coś poszło nie tak...

Nie wiń Marysi za nic. Ona również zawsze kierowała się Waszym dobrem. Chciała dla Was jak najlepiej i nigdy się nie poddawała. Była cudowną kobietą i matką.

Dbaj, proszę, o Madzię. Ta kruszynka zasługuje na lepsze życie, niż mieli jej rodzice. Żałuję, że nie zobaczę, jak dorasta, zakłada swoją rodzinę i jest szczęśliwa.

Nie grzeb w przeszłości, Synku, bo może się na Tobie zemścić. Jeżeli tylko jesteś w stanie, to pomóż Marysi spłacić ten jeden, jedyny kredyt, który pozostał jej po pierwszym mężu. Całą resztą się zająłem.

Ten list przekaże Ci pewna osoba. Jest Wam bliższa, niż się może wydawać. Jest Waszym jedynym krewnym, który pozostał na tym świecie po Waszym biologicznym ojcu. Liczę na to, że się dogadacie.

Kocham Cię, Synku.

Ciebie, Madzię i Waszą mamę.

Będę czuwać nad Wami z góry, żebyście byli szczęśliwi.

Po policzkach dziewczyny płynęły strumienie łez. Nie wierzyła, że żyła w kłamstwie tyle lat. Spojrzała na Miłosza, a w jej wzorku czaiło się nie tylko przygnębienie, ale i strach.

— To wszystko prawda? — załkała.

— Na to wygląda.

— A ty? Jesteś moim bratem? Czy może to też jedno wielkie kłamstwo?!

Miłosz złapał jej twarz w swoje dłonie i delikatnie starł łzy. Nie spodziewał się, że jej reakcja będzie aż tak gwałtowna, co zupełnie do niej nie pasowało.

— Madzia, jestem twoim bratem. To, co przeczytałaś w tym liście, tak naprawdę niczego nie zmienia.

— Dla ciebie to nie ma znaczenia, że mama nas od zawsze okłamuje?! — Lekko się szarpnęła, ale chłopak jej nie puścił.

— Jesteśmy rodziną, a cokolwiek mama robiła, robiła to dla naszego dobra.

Przytulił dziewczynę tak mocno, jak tylko mógł. Starał się być dla niej wsparciem w tych trudnych chwilach, chociaż sam był w rozsypce. Głaskał ją delikatnie po kasztanowych włosach, cierpliwie czekając, aż wypłacze się w jego ramię.

— Kim jest Daniel? — zapytała po chwili. — To on dał ci ten list?

— Tak — potwierdził.

— Jesteśmy jakąś rodziną?

— Jeszcze z nim o tym nie rozmawiałam, ale najprawdopodobniej jesteśmy spokrewnieni — powiedział z przekonaniem.

— Mam dosyć, Misiek. — Wtuliła się mocniej w jego ciało. — Mam tylko ciebie. Tylko tobie mogę ufać.

— Już dobrze, maluchu. Jakoś to poskładamy w całość — zapewnił.

— Obiecujesz?

— Obiecuję.

Nie zawahał się. Musiał...

No właśnie, musiał.

Czuł, że bierze na swoje barki już za dużo. Czuł, że nie podoła. Powinien zaopiekować się siostrą po jej pierwszym zawodzie miłosnym i pomóc jej się odnaleźć w nowej sytuacji rodzinnej. Chciał jak najszybciej spłacić długi biologicznego ojca, żeby uwolnić mamę od kosztów i podwójnego etatu. Zamierzał nadal oszczędzać na wymarzone studia siostry, żeby zdobyła wykształcenie i miała lepszy start.

Gdzie w tym wszystkim był on?

Jego potrzeby, życie i przyszłość?

Czuł się odpowiedzialny za całą rodzinę i starał się stanąć na wysokości zadania. Póki miał przy sobie Oliwię, wierzył, że daje radę. Miał w niej ogromne wsparcie, a jej bliskość dodawała mu wiatru w żagle. Teraz opadł z sił i ciężko było mu się pozbierać.

— Jesteś najcudowniejszym bratem na świecie, wiesz? — Usłyszał cichy szept siostry. — Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Zawsze mogę na ciebie liczyć, Misiek.

Te słowa podniosły go na duchu i tchnęły w niego nową energię. Musiał wziąć się w garść i ponownie zawalczyć o lepsze jutro.

— Porozmawiam z Danielem — stwierdził.

— Chciałabym być przy tej rozmowie. — Odkleiła się od brata i usiadła obok.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł.

— Mnie też to dotyczy. Poza tym złapaliśmy dobry kontakt. — Wytarła rękawem bluzy pozostałości po łzach.

— Polubiliście się? — Jego kąciki ust drgnęły nieśmiało w górę.

— Tak. — Odwzajemniła jego uśmiech, który po chwili zamienił się w grymas. — Misiek? Daniel i Oliwka... Coś ich łączyło?

— Tylko cieleśnie — przyznał niechętnie.

— Obleśne — skrzywiła się.

— Raczej przyjemne. — Zaśmiał się i upił kolejny łyk alkoholu, który jakoś magicznie z niego wyparował podczas rozmowy z siostrą.

— Przestań. — Zakryła twarz dłonią.

— Madzia?

— Co? — Nie zmieniła swojej pozycji.

— Spójrz na mnie — poprosił, powstrzymując śmiech.

— O co ci chodzi? — Opuściła dłonie.

— Seks.

Nastolatka szybko zakryła swoje zaróżowione od wstydu policzki. Usłyszała szczery śmiech brata, który zadziałał jak miód na jej zranione serce. Doskonale wiedziała, że robi to tylko po to, żeby poprawić jej humor. Wiedziała też, że jest świadomy, jak ciężko jest jej rozmawiać wprost o intymnych sprawach. Tylko przed Wiktorem potrafiła się otworzyć. Rozmowa z kimkolwiek innym uświadamiała jej, że jest jeszcze dzieckiem, które nie dojrzało do dorosłego życia. Mimo to nie żałowała chwil spędzonych w ramionach Wiktora.

— Ty też jesteś obleśny — skwitowała.

— Oj, przestań. — Szturchnął ją w bok. — Chociaż wolałbym, żebyś nie wiedziała, co to słowo oznacza w praktyce. — Spoważniał.

— O czym rozmawiacie? — W drzwiach stanęła zmęczona Maria, która spojrzała z dezaprobatą na butelkę alkoholu.

— O prawdzie — warknęła Magda mało przyjemnym tonem.

— Dołączysz do nas? — zapytał chłopak, wskazując dłonią miejsce na dywanie. — Nie wiedziałem, że wrócisz dzisiaj do domu, ale dobrze się składa. Chcielibyśmy poruszyć z tobą jeden temat.

Maria zajęła miejsce obok rodzeństwa i nie kryła swojego zdenerwowania. Dawno nie widziała swojego syna tak poważnego, a swojej córki tak... zbuntowanej? Ciężko było jej określić emocje nastolatki, która na co dzień była chodzącą delikatnością.

Po chwili dostała do ręki list, który przeczytała z zapartym tchem. Nie miała odwagi spojrzeć im w oczy i przyznać do wszystkich kłamstw. Po policzkach kobiety poleciały łzy żalu, tęsknoty i bólu, który rozgościł się w niej na dobre ponad dwadzieścia lat temu i nigdy nie opuścił.

— Zamierzałaś nam kiedyś powiedzieć prawdę? — Ton głosu Magdy był tak ostry, że Maria spojrzała na nią nieśmiało.

— Nie miałam odwagi — przyznała.

— Dlatego pozwoliłaś nam żyć w tym kłamstwie całe życie? — Magda poczuła na dłoni stanowczy uścisk palców brata.

— Mamo, czy jest coś jeszcze, o czym powinniśmy wiedzieć? — Miłosz starał się brzmieć łagodnie, bo domyślał się, że dla kobiety ta rozmowa również nie jest łatwa.

— Nie wszystkie długi ojca są spłacone. Staram się, jak mogę, ale oprócz kredytu jest do spłacenia jeszcze kilkadziesiąt tysięcy — przyznała niechętnie.

Miłosz zacisnął zęby ze złości. Irytowało go to, że nie wiedział o dodatkowym zobowiązaniu, jakie wisiało nad jego rodziną i to, że ich ojciec pozostawił po sobie takie bagno, w którym oni topią się pomimo upływu lat.

— Przepraszam was. — Maria spojrzała na swoje dzieci ze szczerą skruchą i łzami w oczach. — Naprawdę chcieliśmy wam powiedzieć, ale im byliście starsi, tym ciężej było nam poruszyć z wami ten temat, a kiedy Tomasz odszedł... — Przymknęła powieki, próbując powstrzymać kolejną falę łez. — Nie radzę sobie — przyznała.

— Mamo. — Miłosz westchnął ciężko i objął kobietę ramieniem. — Nie jesteś sama. Masz nas i razem coś wymyślimy.

— Powinniście żyć swoim życiem, a nie płacić za błędy ojca.

Starski wbił w siostrę błagający wzrok, ale ona pokręciła lekko głową na boki. Przytuliła mamę, ale nie włożyła w to tylu emocji, co jej brat. Nie potrafiła sobie poradzić z nowymi informacjami i nie zamierzała tego ukrywać.

Poczuła, że nie wie, kim jest.

Nagle krew płynąca w jej żyłach wydawała jej się obcą cieczą i chociaż powoli docierało do niej, że Maria chciała dla nich jak najlepiej i przestawała ją winić za wszystko, to swój gniew przelała na cały otaczający ją świat.

— Kim jest osoba, która dała wam list? — Maria spojrzała na młodych załzawionym wzrokiem.

— Kojarzysz Daniela? — Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy, więc chłopak kontynuował: — Na pewno jest starszy od nas i wiem tyle, że też kiedyś był policjantem.

— Nie znam rodziny waszego taty. Kiedy się poznaliśmy, już nie utrzymywał z nikim kontaktów. Wszyscy się od niego odwrócili, bo już miał za sobą narkotykową przeszłość, o czym sama nie wiedziałam. Przez pierwsze pół roku żyliśmy jak w bajce — wyznała. — Później zaczął znikać, a razem z nim znikały pieniądze, a później sprzęty domowe. Kiedy urodziłeś się ty, Miłoszku — spojrzała na syna — trochę się uspokoił. Później było już tylko gorzej. Gdyby nie Tomasz i jego pomoc, wylądowalibyśmy na ulicy i nawet nie chcę myśleć, jak dalej by się potoczyły nasze losy.

— Jakoś to ogarniemy, mamo. — Magda wtuliła się mocniej w ciało kobiety.

— Damy radę — potwierdził Miłosz, składając czuły pocałunek na skroni matki i głaszcząc siostrę po głowie.

— Kocham was. Mam najwspanialsze dzieci na świecie.

***

Zostało nam 5 rozdziałów do końca książki...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro