6. Na zdrowie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Jak masz na imię? — zapytała Oliwia po zjedzonym posiłku.

— A jakie to ma znacznie? — Wzruszył ramionami.

— Nawet nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać.

— Możesz do mnie mówić kochanie — wyszeptał i uśmiechnął się zarozumiale.

— To już wolę zostać przy nieznajomym — skwitowała i przewróciła oczami. — Czym się zajmujesz?

— Prowadzę własny biznes.

— Rozumiem, że tyle ma mi wystarczyć?

— Dokładnie. — Poprawił się na wygodnym krześle i nie zrywając z nią kontaktu wzrokowego, dodał: — Nie ma znaczenia, kim jestem, ani czym się zajmuję.

— To co ma znaczenie? — Oparła brodę o splecione dłonie, lekko się pochylając w jego kierunku.

— To, co się wydarzy między nami.

— A co się wydarzy?

— Ty mi powiedz. — Puścił jej oczko.

— Odwieziesz mnie dzisiaj do domu i więcej się nie spotkamy. — Zaśmiał się głośno, jakby opowiedziała mu najlepszy dowcip. — Co cię tak bawi?

— Założysz się, że tak nie będzie?

— Możesz przestać z tymi zakładami? — zapytała lekko zirytowana. — Jeszcze na żaden się nie zgodziłam.

— Nieważne. Chodzi o to, że widzę te twoje maślane oczka i że wcale nie chcesz zakończyć tej znajomości. Do końca swoich dni zastanawiałabyś się, czy nie zrezygnowałaś z miłości swojego życia albo z najbardziej namiętnego romansu, jaki mógł ci się trafić. Naprawdę chcesz na stare lata wspominać nieznajomego, którego odtrąciłaś, bo nie wyjawił ci swojego imienia?

Jego słowa zbyt bardzo trafiły do Oliwki. Nie myślała o tym w ten sposób, ale miał cholerną rację. Mimo tego postanowiła nie przyznawać na głos, że zasiał w niej ziarenko niepewności.

— Może to nie jest jedyny powód? — zapytała z przekąsem.

— Podaj inny — poprosił z lekkością.

— Może nie jestem zainteresowana zawieraniem nowych znajomości?

— Chcesz być całe życie sama?

— Skąd pomysł, że jestem sama?

— A nie jest tak? — Czekał chwilę na jej odpowiedź, ale domyślał się, jak będzie brzmieć. — Kiedy ostatni raz poszłaś z kimś do łóżka?

To pytanie zahuczało w jej głowie i odbijało się echem. Minęły dwa lata i musiała przyznać, że powoli zaczynało jej brakować mężczyzny. Nie chodziło jedynie o sferę cielesną, ale o dzielenie z kimś przestrzeni życiowej. Przez jej poprzedni związek, który zakończył się w bardzo nieprzyjemny sposób, długo nie chciała nikomu zaufać.

Nagle zaczęła się zastanawiać, czy może nie nadeszła pora, żeby wreszcie spróbować? Miała dwadzieścia lat i jeżeli chciała sobie ułożyć z kimś życie, to nie może przecież unikać mężczyzn, prawda? Podskórnie czuła, że on jednak nie był odpowiednim kandydatem i pytanie, które zadał jej wprost i w sposób bezczelny ją w tym utwierdziło.

— To nie jest twoja sprawa. — Nie kryła oburzenia, które odczuwała.

— Ale może być moja — powiedział pewnym głosem.

— Tylko o to ci chodzi? O seks? To źle trafiłeś, bo nie jestem zainteresowana.

Poderwała się z krzesła, ale nie zdążyła postawić kroku, bo nieznajomy złapał ją za nadgarstek i zatrzymał w miejscu. Spojrzała na niego gniewnym wzrokiem i uniosła głowę wyżej, dając mu do zrozumienia, że jest pewna swoich słów. Mężczyzna również wstał i popatrzył na nią z góry.

W jego oczach dostrzegła iskierki rozbawienia, przez co Oliwia zastanawiała się, czy on się z nią jedynie droczy? Sprawdza jej granice? Delikatnie szarpnął za nadgarstek, wokół którego owinął swoje długie palce, aż wpadła na jego tors. Poczuła dłoń na dole swoich pleców, czym uniemożliwił jej zwiększenie między nimi dystansu.

— Jakbym chciał cię przelecieć, to zrobiłbym to zaraz po wyjściu z klubu — wyszeptał wprost do jej ucha. — Albo wczoraj, pomimo twojego zasmarkanego nosa. Dzisiaj, zamiast cię przywozić do najlepszej restauracji, zaciągnąłbym cię od razu do sypialni.

— Więc czego ode mnie chcesz? — zapytała równie cicho.

— Jeszcze nie wiem — odpowiedział zgodnie z prawdą. — Na razie chcę cię poznać. Nie interesuje mnie, gdzie pracujesz, ani jak masz na imię. Interesuje mnie, jakim jesteś człowiekiem.

Już się chciała odezwać, ale przerwało jej głośne kichnięcie, którego nie udało jej się powstrzymać. Echo jej parsknięcia rozniosło się po całym lokalu. Kiedy uchyliła powieki, zorientowała się, że wszyscy patrzą na nią z obrzydzeniem, szepcząc coś pod nosem. Podniosła nieśmiało wzrok na nieznajomego, omijając jego koszulę, na której na pewno coś po sobie zostawiła. Spodziewała się zdenerwowanej miny, a zobaczyła jedynie szeroki i szczery uśmiech.

— Na zdrowie! — powiedział tak głośno, żeby każdy z gości na pewno usłyszał.

— Dziękuję! — odpowiedziała równie doniosłym głosem.

Koło nich pojawiła się kelnerka z dwoma deserowymi talerzami. Spojrzała na mężczyznę dziwnym wzrokiem, jakby się znali nie od wczoraj. A może Oliwii tylko wydawało się, że tak było?

— Zapakować desery na wynos?  — zapytała delikatnym głosem.

— Tak. Poproszę też rachunek. — Nawet nie spojrzał na pracownicę restauracji.

— Rachunek? — lekko się skrzywiła. — Przecież...

— Zapłacę kartą — przerwał jej w trakcie wypowiedzi.

— Oczywiście, już przynoszę.

Oddaliła się od stolika, a chwilę później wróciła z kartonowym pudełkiem i terminalem. Brunet uregulował należność, po czym skierowali swoje kroki do wyjścia.

Oliwia zaśmiała się w duchu, obserwując eleganckich ludzi, którzy z kulturą nie mieli zbyt wiele wspólnego. Tym razem nie opuściła głowy, a uśmiechała się przyjaźnie do każdego, kto tylko na nią spojrzał z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Szybko uciekali wzrokiem, a ona czuła z tego powodu niewytłumaczalną satysfakcję.

Nieznajomy zatrzymał się zaraz pod drzwiami, wręczył jej deser i ponownie wziął ją na ręce, zanosząc do samochodu.

— Dziękuję — powiedziała szczerze, kiedy zajął miejsce obok.

— Za co? — zapytał zaczepnie.

— Za uratowanie moich świątecznych skarpetek. — Zaśmiał się lekko na te słowa. — I przepraszam, że nakichałam ci na koszulę — dodała już bardziej skrępowana.

— Powinienem mieć u ciebie jakąś zapasową na przebranie. — Puścił jej oczko.

Piętnaście minut później byli już w jej mieszkaniu. Nie pytał, czy może wejść, a ona nie zapraszała. Było to oczywiste, że deser również skosztują wspólnie tak jak kolację. W kuchni przełożyła pięknie pachnące ciasto na dwa talerzyki i odnalazła widelczyki. Z takimi zestawami w rękach, skierowała kroki do salonu, oglądając smakołyk z każdej strony.

— Kusi mnie to ciasteczko. Ładnie pachnie i jeszcze lepiej wygląda. — Zamruczała z uznaniem.

— Widzisz? Sama znalazłaś określenie, jak mnie nazywać.

Podniosła głowę i ponownie napotkała rozbawione spojrzenie i zadziorny uśmiech. Szybko jej wzrok zjechał niżej, na co przełknęła głośno ślinę. Nieznajomy właśnie zapinał pierwszy i najniżej położony guzik bordowej koszuli. Rozchodzący się na dwie części materiał odsłaniał umięśniony brzuch i szeroką klatkę piersiową. Pomyślała, że chciałaby się do niej przytulić, gdyby była smutna, za co sama się skarciła i przywołała do porządku.

— Jednak wolę czekoladowe ciasteczka. — Puściła mu oczko i nie zwracając uwagi, na jego palce, które sprawnie zapinały kolejne guziki, skupiła się na jego oczach.

— Lubisz eksperymentować?

— Nie widzę w tym stwierdzeniu nic eksperymentalnego. Zostaw brudną koszulę, to ci upiorę — zaproponowała.

— Nie ma takiej potrzeby — zaprotestował.

— Nalegam.

— Dobrze. Przynajmniej mam pewność, że jeszcze się spotkamy.

Podszedł do niej i zabrał jeden talerzyk. Odkroił kawałek szarlotki i wziął do buzi, bardzo powoli wyciągając z niej widelczyk. Patrzyła na to, jak zahipnotyzowana i nie potrafiła sama nad sobą zapanować.

— Podaj adres, to wyślę ci pocztą — droczyła się dalej.

— Wolę odebrać osobiście. — Postawił krok w jej stronę.

— Możesz mi także wysłać rachunek za pralnię, ureguluję.

— Nie korzystam z pralni, ale mam w domu pralkę i jeżeli chcesz, to możemy ją uprać wspólnie.

— To nie będzie konieczne. — Jej serce zabiło szybciej, kiedy stanął tuż przed nią i lekko się pochylił.

— Miałaś rację — powiedział cicho.

— Z czym?

— To ciasteczko kusi.

Wskazał palcem na jej kawałek smakołyku, który trzymała na wysokości swojego biustu. Prychnęła głośno i wyminęła go, zajmując miejsce na kanapie. Dołączył do niej, a ich rozmowa zeszła na zupełnie neutralne i przyjemne tematy. Mieli podobny gust filmowy, o czym dyskutowali przynajmniej przez godzinę, wymieniając się kolejnymi tytułami kryminalnych zagadek.

Oboje też pożałowali, że wzięli na wynos tylko dwa kawałki tej pysznej szarlotki.

Czas uciekał szybko i przyjemnie, a oni czuli się w swoim towarzystwie coraz śmielej i swobodniej. Brunet zerknął na swój zegarek i podniósł się z wygodnej kanapy. Spojrzał na blondynkę z myślą, że zbyt chętnie będzie wracać do tego mieszkania i do niej.

— Muszę już iść. Masz jakieś plany na jutro? — zapytał.

— Dziwne, że pytasz — zauważyła z przekąsem. — Do tej pory cię to nie interesowało.

— Nadal mnie nie interesuje. Chciałem być miły. — Wzruszył ramionami. — Do jutra, piękna.

— Nie będzie mnie jutro w domu — wypaliła bez namysłu i stanęła obok niego.

— Jesteś chora — zauważył. — Gdzie indziej miałabyś być?

— Może u koleżanki albo chłopaka. — Nie mogła się powstrzymać i chciała zobaczyć jego reakcję.

— Chłopaka powiadasz? — Jego ton głosu uległ zmianie, ale Oliwia nie potrafiła przypisać do tego konkretnych emocji. — Dobrze, możemy się jutro spotkać u mnie.

— Nie ciebie miałam na myśli — odpowiedziała, chociaż coś delikatnie ściskało jej gardło.

— Lepiej dla niego, żeby nie istniał.

W jego słowach dało się wyczuć groźbę, a ostry ton sprawił, że lekko zadrżała. On jednak, nie dodając już nawet słowa, wyminął blondynkę i wyszedł z mieszkania. Stała nieruchomo i zastanawiała się, kim właściwie był człowiek, którego wpuściła do swojego domu?

Może był seryjnym mordercą?

Albo psychopatą?

Od dawna nie miała tak mieszanych uczuć względem drugiej osoby. Z jednej strony chciała go poznać i beztrosko korzystać z tego, co jej zaoferuje. Z drugiej jednak cichy głosik w jej głowie alarmował, żeby wycofała się z tej znajomości, póki ma na to szansę.

Nie wiedziała, co było silniejsze. Chęć poznania mężczyzny, czy komfort psychiczny i stabilizacja, którą do tej pory miała. Boleśnie uświadomiła sobie, że nie ma większego wpływu na to, czy nieznajomy jutro stanie w jej drzwiach, czy nigdy więcej tu nie przyjdzie. Nadal nic o nim nie wiedziała, o numerze telefonu nawet nie wspominając.

Pozostało jej jedynie czekać na dalszy bieg wydarzeń.

***

A Wy co myślicie o naszym tajemniczym przystojniaku?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro