Rozdział 5. Dawid

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lipiec, 2022

– Miło, że zgodziłeś się ze mną spotkać. Przynajmniej mogę ci się odwdzięczyć za wczorajszy spacer – stwierdziła Malwina, zakładając pasmo swoich włosów za ucho.

– To nic takiego. Było późno, a mieszkamy w jednej dzielnicy – odpowiedziałem jej i zanurzyłem usta w ciepłym, smolistym napoju.

– No właśnie... – zaczęła i wlepiła we mnie swój przenikliwy wzrok. – Mieszkamy w jednym mieście, całkiem blisko siebie. Jak to możliwe, że widuję cię niemal wyłącznie raz w roku, na zlocie, często w innym rejonie kraju? Nie licząc tych kilku, krótkich spotkań na peronie dworca.

Wzruszyłem ramionami.

– Życie. Mało to przypadków, w których sąsiedzi z jednej klatki spotykają się rzadziej niż para, mieszkająca na dwóch, różnych końcach Polski? Oboje pracujemy, z czego ty co rusz jesteś na jakimś wyjeździe. Przynajmniej sądząc po twoich wpisach na forum – wygarnąłem jej.

Westchnęła. Sięgnęła po cukierniczkę i władowała do swojej filiżanki kilka kostek cukru. Wzdrygnąłem się. Jak ona może to pić?

– Może kiedyś wybierzemy się na jakiś koncert? – zapytała, odrzucając włosy i eksponując swoją szyję. Spojrzała gdzieś w bok i uśmiechnęła się półgębkiem. Uniosłem brwi.

Swędzi ją coś?

– Może – odpowiedziałem jej.

Zignorowałem jej dziwne zachowanie i spojrzałem na ulicę, przez którą przetaczały się istne tłumy turystów. Chaos, gwar i kolorowe baloniki. Nienawidziłem tłoku. Zazwyczaj w sezonie, omijałem najbardziej znane miejsca w trójmieście, szerokim łukiem. Jeśli miałem ochotę na spacer brzegiem plaży, wybierałem te na obrzeżach, najlepiej takie, do których prowadziły wysokie i strome schody. Na przykład Babie Doły. Brak windy i wygodnej rampy dla wózków skutecznie odstraszał rodziny z maleńkimi dziećmi, emerytów czy osoby po prostu wygodne. A to znacznie zmniejszało ilość tłuszczu na metr kwadratowy.

– Kiedyś bardziej mnie to bawiło, ale teraz to już nie moje klimaty. Wolę spokojny wieczór w domu i regularny sen.

– Brzmisz, jakbyś miał kryzys wieku średniego.

– Ja mam kryzys wieku każdego – odparłem szybko i uśmiechnąłem się szeroko.

– Nie nudzi ci się? Tak samemu całe wieczory spędzać?

– Nie. Poza tym nie czuję się sam. Mam z kim grać.

– Dawid... sama lubię czasem pograć, ale wirtualne spacery to nie to samo, co towarzystwo drugiego człowieka na żywo. – Spojrzała na mnie, okręcając pasmo włosów wokół palca wskazującego.

Dotarło.

– Malwina, studiujesz psychologię i odbywasz praktyki w poradni. Nie jestem mocny w te klocki, ale nie lubię podchodów i owijania w bawełnę. Chcesz gdzieś wyjść? To mnie zaproś, a nie rzucaj mądrościami i nie klucz jak sęp nad padliną – rzuciłem prosto z mostu.

Miałem nadzieję, że nie przesadziłem z tą bezpośredniością. Słyszałem już opinie, że jestem wredny i złośliwy, ale nie miałem ochoty na żadne gierki. Rozum podpowiadał mi, że powinienem ugryźć się w język i wrzucić na twarz uśmiech numer pięć. Dziewczyna, która na ten moment interesowała mnie najbardziej, była zajęta. Nigdy nie popierałem mieszania się w cudze relacje, a stwierdzenia typu: "każdy wagonik da się odczepić" frustrowały mnie okropnie.

Znałem kilka par, w których ktoś kogoś odbił, ktoś się rozwiódł, ktoś zdradził. Taki układ rzadko kończył się dobrze. Relacja zbudowana na kłamstwie i nieuczciwych zamiarach kiedyś musiała runąć. Jak dom postawiony na zgrzybiałych, niestabilnych fundamentach.

– W kinach grają teraz Thora: Miłość i grom. Masz ochotę się wybrać? – zapytała w końcu, tym razem bez zbędnych gestów.

– Mogę się wybrać. – Perspektywa wspólnego wypadu nie brzmiała nawet tak źle. Agnieszka była miła, zazwyczaj dobrze się nam się rozmawiało. Poza tym, tak jak ja lubiła filmy Marvela. Z początku bałem się, że rzuci gorszym pomysłem, czymś bardziej nachalnym. Obejrzenie filmu i ewentualna kawa później, może jakaś pizza, to nie brzmiało wcale tak źle. Prędzej czy później będę musiał pogodzić się z myślą, że nie zawsze ma się w życiu to, czego się pragnie.

Nie zamierzałem się jednak z nikim wiązać do tego czasu, bo gdybym to zrobił, nie mógłbym spojrzeć sobie w oczy. Nienawidziłem wykorzystywania innych, zwłaszcza, do zatkania własnej, emocjonalnej dziury.

– Luźny wypad? – zapytałem, spoglądając na nią wymownie. Choć sygnały, które mi wysyłała, (gdy w końcu je zrozumiałem) jednoznacznie wskazywały, że jej zamiary nie są tak całkiem przyjacielskie, wolałem się upewnić. Jeśli mam rację, odmówię. Nie interesowała mnie w taki sposób.

Milczała chwilę. Przez moment wystraszyłem się nawet, że jednak się obraziła.

– Luźny wypad. – Wyprostowała się i skrzyżowała ręce pod piersiami.

Skinąłem głową.

– Swoją drogą, jeśli to nie tajemnica, co było w tym dziwnym liście od Laury? – zapytała, odwracając głowę w bok, w stronę deptaka.

– Głównie życzenia. Nadal jestem pod wrażeniem jej kreatywności – zaśmiałem się.

– Podziwiam ją. Ja to bym pewnie nie miała głowy do takich rzeczy. Chyba Maks nie był dla niej kimś na poważnie. – Wzruszyła ramionami.

– O czym ty mówisz? – zdziwiłem się. – Jak to nie na poważnie?

– Rozstali się w połowie czerwca, Maks trąbił o tym przez kilka dni na swoim profilu. U niej nie widziałam ani jednego posta, więc chyba nie przejęła się zbytnio. Myślałam, że jest dojrzalsza, a tymczasem zerwała z nim przez internet, dasz wiarę? – Pokręciła głową.

– Rozstali się? – wydukałem, wciąż analizując to sformułowanie.

– Nie wiedziałeś? Maks ostatnio praktycznie nie pojawia się w grze, tymczasem ją widzę codziennie. Biedak pewnie złapał doła. Też bym była rozbita, gdyby ktoś mnie tak potraktował. Lubie ją, ale w pewnych kwestiach powinna dorosnąć.

– Może miała powód? Pomyślałaś o tym? Oboje wiemy, że Maks nie jest święty. Dużo gada, ale mało robi. Rzuca się o byle co i lubi pyskować. Nigdy za nim nie przepadałem, bo to straszny arogant i samolub, choć uparcie kreuje się na jelonka Bambi.

– No nie jest księciem na białym koniu, ale mało kto nim jest, Dawid. Laura zna go od czterech lat, ja sześć.

– Przez INTERNET. To nie to samo co mieszkać z nim w jednym mieście i widywać codziennie.

– Czemu jej tak bronisz? – Spojrzała na mnie. Tym razem dostrzegłem w jej grymasie frustrację.

– Nie bronię jej, tylko nie pozwalam ci zbytnio strzępić języka. Nie lubię takiej postawy, jest fałszywa. Pomagasz jej dostarczyć list, jak cię znam, to pewnie wszystko odbyło się w uprzejmej atmosferze, a teraz tak po prostu po niej jedziesz. Wiesz, jak było? Byłaś tam? Widziałaś, co zaszło? Maks to dupek i równie dobrze mógł coś nabroić. A Laura jest od nas o kilka lat młodsza. Ty po osiągnięciu pełnoletności balowałaś do upadłego i nie zawsze pamiętałaś, z kim spędziłaś noc. Więc nie rób z siebie wzoru dojrzałości. Może powinnaś zmienić kierunek studiów?

– Dlaczego? – parsknęła i przewróciła oczami.

– Bo jak na razie, mam wrażenie, że jedyne co wyniosłaś z wykładów, to kubek kawy.

***

Stałem w łazience, starając się zaprać koszulę, ale plama po kawie, jaką wylała na mnie Malwina zdążyła już lekko zaschnąć. Westchnąłem, zdając sobie sprawę, że nie pozostaje mi nic innego, jak namoczyć ubranie, zanim wyląduje w pralce. Lubiłem tę szmatkę. Kwestię wyjścia do kina miałem już chyba z głowy. Wątpiłem, by po takiej akcji, chciała się ze mną widzieć, przynajmniej w najbliższym czasie.

Przebrałem się w piżamę i położyłem się na łóżku. Nie zamierzałem już nigdzie dzisiaj wychodzić ani nie spodziewałem się też żadnych gości. Dłuższą chwilę leżałem na wznak i spoglądałem na sufit, przetwarzając w głowie tysiące myśli.

Czemu Laura nie powiedziała mi o rozstaniu? Być może było jeszcze za wcześnie i chciała poczekać, aż opadną największe emocje. Ponieważ sam nie miałem zbyt wielu znajomych na swoim profilu, bo nie lubiłem dodawać kogo popadnie, nie miałem też Maksa. Nie mogłem więc widzieć jego postów, a skoro Laura nie wrzucała nic u siebie, ta interesująca wiadomość jakoś mnie ominęła.

Może miałem jakieś szanse?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro