Luty, 1942r.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      ,, Jej mina wyrażała tysiące emocji. Było w niej zdziwienie, pomieszane z uczuciem miłości. Nauczyłem się odczytywać jej myśli z brązowych oczu. Już jako licealista, gdy spojrzałem w te zmysły wiedziałam, co kryło się w jej główce.

Sprawa z pierścionkiem bardzo szybko się wyjaśniła. Moja mama podarowała mi pierścień po babci. Cały opleciony w złocie a na środku kulka szafiru. Pasował idealnie, a na tle palców właścicielki wyglądał niebiańsko.

Przyglądałem się później Kamie, spoglądałem na jej zachowanie.

Siadała nad brzegiem rzeczułki i moczyła nogi. Gładziła pierścień jak by był niemowlakiem. Był jej małym dzieckiem, którym musiała się zaopiekować. Bo Kama to zbieraczka niepotrzebnych rzeczy. Przygarnęła osamotnionego orzełka, którego zmieniła na dumnego orła. Zawsze znajdzie coś przydatnego innym i zmieni to na wartościową rzecz. Jest zbieraczką, jest aniołem który zabłądził i trafił na ziemię.

Jest też bardzo uczuciową osobą. Boi się nowych znajomości, boi się ludzkich charakterów. Jest nieufna i można szybko stracić zaufanie w jej oczach. Potrafi jednak znaleźć serca tych, w których widzi dobro. Wtedy blado się do nich uśmiecha i zatrzymuje w swoich rękach do końca życia. Często jest tak, że tylko barwy smutku przyświecają nasz świat. Jednak zawsze trzeba się uśmiechać. Bo czymże jest ten uśmiech? Otwieramy wtedy swoje serce i unosimy kącik ust w górę. Każde dziecko potrafi to zrobić. Czasem trzeba brać przykład z dziecka.

I Kama to właśnie robi. Spogląda w białe obłoki nad głową i się uśmiecha, wącha wiosenne kwiaty i się uśmiecha, trzyma w ręku pistolet i się uśmiecha.

Najlepszą rzeczą w życiu nie są pieniądze, nie są napisane książki lub ludzie nie godni naszego zaufania. Najlepsze jest to, że to nasze życie! Nikt nie ma prawa mówić nam co robić ( prócz rodziców). Trzeba je tak przeżyć by jak przyjdzie śmierć, być dumnym z tych lat. W każdej chwili można się uśmiechnąć do losu. Czasem może to być uśmiech nad książką a kiedyś uśmiech kolegi skierowany do ciebie.

Ja starałem się tak robić. Korcić los i próbować nowych znajomości. Poznałem Bytnara i Tadka a także moją Kamę. Wiem doskonale, że jestem teraz wspomnieniem, głosem za światów. Jednak mam dla was dwie rady. Pamiętajcie, że nie ma czegoś takiego jak strach. To są nasze wymysły, że niby nam się nie uda. Trzeba próbować! I pamiętajcie zawsze się uśmiechajcie. Gdy będziecie w Warszawie, uśmiechajcie się nawet do tramwaju! Uśmiechajcie się dla mnie, dla niego, dla Maćka!

                                                                               ***

- Po co ty mnie tam ciągniesz, podaj jeden sensowny powód - zatrzymałam się i skierowałam wzrok na Maćka.

- Oj nie jęcz mi tu. Kilka minut cię nie zbawi - odpowiedział mi.

Nie rozumiałam po co ten chłopak, ciągnie mnie na Krakowskie Przedmieście. Tam prawie co dzień są jakieś łapanki, po co kusić los?

- Nigdzie nie idę, póki mi nie powiesz - tupnęłam nogą.

Odwrócił się i popatrzył na mnie z udawanym grymasem.

- Chcę cię zabrać pod pomnik Mikołaja Kopernika, ot co - uśmiechnął się i wysunął dłoń czekając na moją odpowiedź.

- A czemu akurat tam? Przecie tam jest niebezpiecznie, sam o tym doskonale wiesz - popatrzyłam z aprobatą.

- Jaka z ciebie maruda się zrobiła. Niedługo urodziny astronoma, chcę sobie na jego gębę popatrzeć, ot tajemnica. A znając nasze szczęście nic nam nie będzie - złapał mnie za dłoń.

I cóż ja mogłam zrobić? Poszłam z tym zakręconym chłopcem. Miał cieplutkie dłonie a ja zapomniałam rękawiczek. Spojrzałam na jego twarz. Był wysoki niczym słynna glizda, ale miało to swój urok. Włosy w końcu jakoś zaczesał całkiem przyzwoicie. Uśmiechał się do przechodniów niczym do własnej rodziny. Nawet do głowy mi nie przyszło co on tam knuł.

Pod pomnikiem spoglądał na tablicę i chodził w kółko jak jakiś geodeta. Mi kazał krokami zliczyć ile metrów jest do pałacu Staszica.

- A po co ci ta informacja? - spytałam

- Żebyś miała coś do roboty, słońce - cmoknął mnie w usta.

Gdy tak sobie liczyłam kroki naraz za rękę złapał mnie granatowy policjant.

- A co tu się robi? - spytał policjant z podejrzanym uśmieszkiem na twarzy

Zauważyłam, że w ręku trzyma pistolet.

- A rozchodzi się nowe buty - skłamałam z nadzieją, że mnie puści.

Widziałam w tle przestraszonego Maćka, patrzącego na mnie.

- A czemu akurat tutaj? - dopytywał się policjant

- No a gdzie mam chodzić, po ruchliwej ulicy? A może w zatłoczonym tramwaju? Tu nie ma ludzi a buty uwierają jak diabli! - krzyczałam z irytacją

- Dobrze, rozumiem - odpowiedział i odszedł.

Zrobiłam się czerwona, Maciek szybko podbiegł do mnie i zawracaliśmy do domu.

- Już myślałem, że będzie węszył. Kenkarty i te sprawy. Dobrze, że się tak obruszyłaś - wydukał Maciek.

- Dobrze, że przeżyłam - poprawiłam wypowiedź.

- Tak, to też - uśmiechnął się i cmoknął mnie w tramwaju pełnym ludzi.

                                                                    ***

Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego pomysłu Maćka. Zaskoczył mnie sprytem i przebiegłością. Nikomu nic nie powiedział, mi dawał skromne znaki. Już ja się boję, co temu chłopakowi, może przyjść do głowy!

11 lutego wędrowałam z nim ciemnymi i pustymi ulicami. Mróz który zamieszkał w atmosferze był okropny. Przyciągał moje ciepło a dawał w zamian siarczysty chłód. Palił w policzki i powodował na nich rumieńce.

Trzymałam za rękę Dawidowskiego, na tę chwilę ,,Alka". Jemu zawsze było ciepło! Wędrował bez rękawiczek, co we mnie wzbudzało dreszcz zimna. Szliśmy, cichutko depcząc po zmarzniętym śniegu. Strach, że ktoś nas zobaczy rósł przy każdym skrzyżowaniu. Była przecież wczesna godzina, nie powinno nas tu w ogóle być. Gdy ukrywaliśmy się w kamienicach przed patrolem, chciało mi się płakać. Wtedy udzielałam wywiadu samej sobie.

- Po co jesteś w Szarych Szeregach?

- By pokazać, że Polska nie umarła, póki żyję. By pokazać ludziom, że wojna kiedyś minie. By przypomnieć, że jestem dumną Polką.

- To czemu chcesz płakać?

- Bo się boję, boję się, że zginę.

Spoglądałam w ciemne niebo i szeptem mówiłam do ucha Maćka.

- Poddaje się, boję się. Tak bardzo się boję. Boję się strzałów. Nie chcę zginąć.

On patrzył na mnie z czułością.

- Kochana moja, nie zginiesz. Nic nam się nie stanie. A zresztą, nie poddałaś się bo przecież jesteś tutaj. Zrobimy to, dla Polski! Dla Warszawy, dla rodziców!

- Dla orzełka i dla...

- Dla nas.

Wyjrzałam - pusto.

Podbiegliśmy do pomnika. Żadna dusza nam nie przeszkadzała, jakby każdy chciał nam pomóc. Okazało się, że śruby schodziły cicho, szybko i bezszelestnie. I po kilku sekundach trzymaliśmy tablicę. Była ciężka i przyswajała ogromny ciężar, naszym barkom. Schowaliśmy ją w zaspie, Maciek miał coś później wymyślić.

Spojrzałam na pomnik.

Czarny kolor astronoma był niczym anioł. Spoglądał na tak ważną ulicę Warszawy, wręcz nad nią czuwał. Bo czasem nie trzeba czegoś mówić aby czuwać, często wystarczy zwykłe spoglądanie. Z każdych oczu można wyczytać tysiące emocji, słowa często są zbędne. Tak właśnie jest z Mikołajem. Patrzy on z ciekawością, skrytą dumą i pełnym zadumaniem. Często jest tak, że wolimy nic nie mówić. Wydaje nam się, że lepiej piszemy niż mówimy. Wtedy najlepiej jest patrzeć. Oczy to słońce naszego ciała, centrum naszego wszechświata.

W domu spojrzałam na Maćka. Ogrzewał sobie ręce przy piecyku. Z jego twarzy nawet na sekundę nie schodził uśmiech. Tak bardzo go kocham. On zawsze mnie wysłuchuje do końca. Udziela długich rad.

Zawsze byłam naturalną osobą. Nikogo nie udawałam, byłam Kamą. Czasem wściekłą Kamą, czasem dumną, innym razem przygnębioną.

On widział mnie w każdym stanie i zawsze mnie szanował. Życzę każdemu z was byście mieli taką osobą z którą możecie łamać granice. Przekraczać swoją wyobraźnię i stawiać czoło problemom dnia codziennego.

Niech utuli was w ramionach, tak jak mnie Maciek. Niech szepta ,,dobrze, że jesteś, moja gwiazdko".

                                                                                    ***

- A wasza dwójka słyszała o tej akcji z tablicą? Ależ to było genialne - chwalił Bytnar.

Niedzielne posiedzenie przy herbacie na alejach Niepodległości. W takich okolicznościach było całe popołudnie spędzone na pogaduchach.

- Oczywiście, a jak doskonale dopracowana - przyznał Tadeusz.

Popatrzyliśmy sobie z Maćkiem w oczy. Powiedzieć im czy nie? Jeszcze chwilę poczekajmy - odpowiedział w myślach.

- Na pewno ktoś kto ma głowę na karku - stwierdziłam.

- Kama to za mało powiedziane! To musiał być jakiś naukowiec, profesor czy magister. Przecież to Krakowskie Przedmieście! Nie jakaś mała uliczka na Pradze! Majstersztyk i geniusz w jednym - stwierdził Janek.

Kama nie śmiej się, tak bardzo cię proszę, nie śmiej się! Napiłam się herbaty, co choć na chwilę zatkało mi usta.

- Tadeusz, może ty wiesz kto to zrobił? - spytał z udawanym zaciekawieniem Maciek

- Coś ty, nikt nic nie wie. Szkoda, mieć w swoich szeregach kogoś kto zdjął niemiecką tablicę z pomnika Mikołaja Kopernika. Ależ to byłby zaszczyt - zaczął marzyć Zośka.

- A jak bym ci powiedział, że masz kogoś takiego - kontynuował Maciek.

- Bujasz - stwierdził Bytnar.

- Masz kogoś takiego, daję słowo - dołączyłam się.

- Może wy to zrobiliście - zaczął śmiać się Janek.

- Trafiłem w sedno Janeczku - lekko się uśmiechnęłam.

Rudy spojrzał na nas i ucichł. Zrozumiał, że mówimy prawdę. Jego mina w sekundę się zmieniła. Uśmiech zniknął za to duma pojawiła się w oczach.

- Ale jak to? - bąknął

- Maciek to wymyślił, ja mu pomogłam - tłumaczyłam.

- A to glizda przemądrzała! Czapki z głów dla was - ukłonił się teatralnie.

Spojrzeliśmy na Tadzia. On uśmiechnął się promiennie.

- Znalazło się narzeczeństwo idealne, wręcz podręcznikowe - powiedział z nutą satysfakcji.

- Zosieńko, ma się rozumieć - rzekł Maciek tuląc mnie w ramionach.







Jest, jest, jest!

Kochani, teraz rozdziały publikuję co 4 dni! Uprzedzam od 29 kwietnia do 8 maja, nie będzie nowych rozdziałów. Później wszystko będzie jak było!

No Kama, czysta ja! Kocham tę słodką parę! <3

Jutro odwiedzam stolicę na co mam motylki w brzuchu. Tak bardzo uwielbiam...

Trzymajcie się moi drodzy czytelnicy, w tym naszym ziemskim życiu!

Czuwaj!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro