Pierwszy tydzień września, 1939r.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


      Zaczęła się wojna. Zaczęła się wojna. Zaczęła się wojna. Te słowa opanowały mój mózg i nie chcą go opuścić. Siedzę na krześle, krzesło jest twarde i niewygodne. Nie wiem gdzie jestem. Chyba nie u mnie w domu, chociaż tego też nie jestem pewna. Sądzę, że jest poranek, ale nie chcę odwracać głowy i patrzeć na zegar. Czuję się jakbym była w transie, w śnie z którego nie mogę się obudzić. ,,Zaczęła się wojna" te trzy słowa odmienią przyszłość całego świata. Te trzy słowa pogrążą w smutku każdego człowieka. Te trzy słowa mogą zmienić bieg wydarzeń, mojego cichego i spokojnego życia. Czuję, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu, a może mi się to tylko wydaje. Może to kot wdrapał się na moje ramię. Może to mucha chodzi po moim ciele jak gwiazda po czerwonym dywanie. Nie wiem co jest prawdziwe a co jest snem. Nie wiem czy ja sama istnieję czy mi się to wydaje.

- Kama, Kamisiu daj znać, że mnie słyszysz. Podnieś palec wskazujący - słyszę głos jakby z odległej krainy.

Coś mówił, ale zapomniałam co. Miałam chyba poruszyć palcem, ale po co? Z całych sił pragnę nim poruszyć, ale to mi nie wychodzi. Moje ciało, zachowuje się jak koń, który nie chce słuchać właściciela. I chociaż w mojej głowie jest milion myśli, czuję się szczęśliwie. Nie wiem czy ktoś siedzi obok mnie, ale jest mi lepiej gdy tego nie wiem. Zaczyna mi być zimno. Ktoś podrywa moje ciało i bierze na ręce. A może to to wiatr uniósł mnie i szybuję nad jakimś miastem, które bardzo kocham. Nie wiem jakie to miasto, ale wiem, że jestem z nim bardzo związana. Naraz wiatr cichnie a ja spadam z prędkością światła i tracę świadomość. Pamiętam tylko ,,Zaczęła się wojna".

                                                                                        ***

Budzę się, ale nie otwieram oczu. Leżę chyba na jakimś łóżku, ale jak się stało, że tu lezę tego nie wiem. Otwieram oczy. To trudne zadanie bo czuję jakby moje powieki były z lodu. Po kilku chwilach udaje mi się. Jestem w swoim pokoju co wywołuje we mnie szok. Pamiętam tylko, że byłam u Tadeusza.

- Mamo - próbuję krzyczeć, ale z moich ust wydobywa się cichy szept.

- Chodź, Kamilka właśnie się obudziła - słyszę czyjś głos, ale nie wiem do kogo należy.

- Jak ona się czuje, bo przyznam szczerze, że się o nią martwię i to bardzo. Mogę do niej wejść? - ten męski głos jest mi bardzo znany, ale kurcze nie wiem kto to!

Po tym pytaniu słyszę odgłos butów, które się do mnie zbliżają. Drzwi się uchylają i widzę dość niskiego chłopca z piegami na policzkach. Znam go, ale skąd? Wiem, że ma siostrę i mieszka na al. Niepodległości. Wiem tak dużo a nie wiem jak ma na imię! I wtedy widzę uśmiech. Dokładnie ten uśmiech widziałam nad Wisłą.

- Janek, co ty tu robisz? Ze mną wszystko dobrze - powiedziałam tak cicho, że nie wiem czy usłyszał.

Po zamknięciu drzwi, usiadł na brzegu mojego łóżka.

- Kama, ty siebie nie widzisz a ja mam ten dar. Dziewczyno, jesteś blada, oczy dwa razy większe, od dwóch dni nic nie mówiłaś. Wyżal się przyjacielowi. Po to tu jestem - zapewnił.

- Boje się, słyszysz ja się panicznie boję. ,,Zaczęła się wojna" słowa Zośki ciągle dudnią mi w głowie. Boje się tego co będzie. A będzie to na pewno nic dobrego. Niemcy będą okropni. Boje się o ciebie, o Maćka, o siebie, o naszą paczkę i o moich rodziców. Boję się o te miasto i ludzi w nim mieszkających. Janek, proszę pomóż mi. Ja się tak strasznie boję - poczułam na policzkach, ciepłe łzy które spływały jedna po drugiej.

- Kamilko, każdy się boi. Tylko szaleńcy by się nie bali. Muszę ci coś powiedzieć i przypomnieć. Dzisiaj jest trzeci września godzina dziesiąta trzydzieści. Tak to prawda wojna jest okropna, ale i z tym damy radę, a wiesz czemu? Bo nasza przyjaźń jest silniejsza od całego Wehrmachtu i sił zbrojnych III Rzeszy. Twoi rodzice i ty przetrwacie tą chwilową ,,apokalipsę" Zobaczysz, damy radę nie pękamy! Nasze więzy przyjaźni będą rosnąć i będziemy nierozerwalni. Tak zaczęła się wojna, ale kiedyś też się skończy.

- Jasiu, jeśli ją przeżyjemy będziesz bohaterem. Jednak boje się, ja nie chcę umierać. Nie chcę!

- Głuptasku, nie umrzesz. Masz słowo Jana Bytnara! Pamiętaj ,,Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy"

- Co nam obca przemoc wzięła szablą odbierzemy! - dokończyłam

- Damy radę nawet i temu całemu Hitlerowi!

- Może nam zazdrościć. On nie ma na pewno takich przyjaciół  i nie jest polakiem. Pewnie nam zazdrości. Człowiek przez zazdrość może zrobić wszystko - stwierdziłam.

- I jemu zazdrość kiedyś minie. Będziemy pamiętać o wielkiej Polsce. Przysięgam!

- Przysięgam. Janek dziękuję - wtuliłam się w jego ramionach i kamień spadł mi z serca.

- Kama, przypomnę ci, że wczoraj był tu Tadeusz z Maćkiem a wieczorem dziewczyny.

Niestety, straciłaś kontakt z Warszawą i nie pogadali sobie z tobą.

- Janek przeproś ich ode mnie. Strasznie mi głupio, to się nigdy nie powtórzy - obiecałam.

- Tak jest proszę pani - uśmiechnął się Rudy.

- Chodź Janek. Jestem głodna jak wilk. Jak tylko coś zjem zapraszam cię na spacer. Świeże powietrze dobrze mi zrobi - stwierdziłam.

- Dobrze, oby tylko poprawił ci się stan zdrowia. Co tylko sobie życzysz - dodał z uśmiechem.

Ruszyliśmy do kuchni. Moją mamę zdziwiło samo moje przyjście do kuchni a co dopiero jedzenie.

- Mamusiu, ja cię przepraszam. Obiecuję to się nigdy nie powtórzy. Będę najodważniejszą Kamą na świecie! Masz moje słowo. Żadnego płakania i zamartwiania się. A teraz mamusiu pójdę z Jankiem do parku, tutaj nieopodal. Dobrze mi to zrobi - uśmiechnęłam się i wzięłam do ust kęs kanapki.

Następne kilka godzin spędziłam na radosnym gawędzeniu z Jasiem. Umocnił mnie i dał poczucie radości nadchodzącej przyszłości. Nawet jak będzie nie za ciekawie to mam ich - przyjaciół. Wierzę, że razem przetrwamy. Oczywiście podziękowałam mu jak najpiękniej umiałam i pożegnałam się z kochanym Rudym. Tak minął mi trzeci września 1939 roku

                                                                                    ***

Dnia 5 września do mojego domu wpadł Maciek i Janek.

- Kama! Śpiochu ty jeszcze w piżamie! Ruszaj się! Dzisiaj ja, Rudy i ty idziemy pomagać przy budowie rowów przeciwpancernych. Każdy warszawiak co jest sprawny fizycznie pomaga. My również. Masz dwie minuty - przywitał mnie Maciek.

- Już lecę! - odkrzykuję.

W biegu ubieram się i czeszę włosy w kitkę. Gdy Maciek odlicza mój czas wychodzę z pokoju gdy mówi ,,dwa, jeden, zero!"

- Chodź Kama, bo się naprawdę spóźnimy. Każda minuta się liczy! - zachęcił Janek.

W kilka minut później trafiliśmy na miejsce. Było tam mnóstwo ludzi! Nie pięćdziesiąt czy sto osób, ale tysiące ludzi biegało, to w jedną stronę to w drugą. Od razu dostrzegł nas starszy pan ( sądzę, że miał ok. siedemdziesięciu lat ).

- Wy chcecie pomóc, prawda? - kiwneliśmy głowami - chodźcie chłopaki tu macie szpadle. Dziewczyna będzie wam je naprawiać i przynosić wodę. Jeśli coś się stanie tu masz bandaże - podał mi paczuszkę małego, białego opatrunku.

Doszliśmy do miejsca, gdzie były wyznaczone linie gdzie trzeba było kopać. Chłopaki po paru minutach bezczynnego siedzenia zrobiłam to samo. Musiałam coś robić, pomagać, a nie siedzieć i patrzeć jak inni pracują.

- Kama, co ty wyprawiasz? To nie jest robota dla dziewczyn - stanowczo odrzekł Glizda.

- A co jest dla dziewczyn? Bezczynne siedzenie i nudzenie się? Mam patrzeć i nic nie robić? O nie! Muszę być potrzebna. Więc będę kopać jak wy! - powiedziałam i postawiłam na swoim.

- Kama, zmęczysz się. To nie dla ciebie. Usiądź może na coś się przydasz - dodał Janek.

- Nie! Będę kopać i koniec. Jestem to winna Warszawie.

Po tych słowach już nikt się ze mną nie chciał kłócić Dopiero po pewnym czasie usłyszałam z chłopakami, głos kobiety, opowiadała o czymś. Postaraliśmy się wsłuchać, w tą opowieść.

- Wiecie panowie to nie wygląda zbyt dobrze. Mój sąsiad wyjechał jako żołnierz kilka dni temu. Dzisiaj wrócił z postrzeloną nogą. Opowiadał, że to nie walka to po prostu rzeźnia. Niemcy mają czołgi a Polacy konie, które pamiętają Piłsudskiego.

Próbują i nigdy się nie poddadzą, ale szkoda zdrowia tych ludzi.

Przeraziły mnie te słowa. Po minach chłopaków ta historia wywołała w nich te same odczucia, co u mnie.

- Słyszeliście. Ja myślałam, że są szanse na pomoc Anglii lub Francji. Myślałam, że jest szansa - zaczęłam się powtarzać.

- A oni krótko mówiąc, mają nas gdzieś. Jest jeden powód z którego powinniśmy być dumni. Nasz kraj ma wielu bohaterów i patriotów. Nadzieja umiera ostatnia - dodał dumnym głosem Janek.

Tak minął nasz dzisiejszy dzień. Nie zasmucaliśmy się zbytnio. Wręcz przeciwnie. Kopaliśmy doły z wielkim zapałem. Bo przecież nadzieja umiera ostatnia.

                                                                                         ***

     Następnego dnia, mój mózg podsunął mi pomysł. Nocowanie naszej gromady u mnie w domu. Wojna trwa już prawie tydzień. I przyznam szczerze, że bardzo się to odczuwa. Ludzie każdemu pomagają jak swojej własnej rodzinie. Warszawiacy stali się jednością, jak duża, ogromna rodzina. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Pobiegłam to telefonu, wystukałam numer i już dzwonię do Kaśki

- Kasiu, zapraszam ciebie do mnie na noc. Oczywiście zapraszam także rodzeństwo Bytnarów i panów Dawidowskiego i Zawadzkiego. Wpadniesz? 

- No pewnie, że wpadnę! Ty się jeszcze o to pytasz! Będzie miło, odpoczniemy trochę od tych nerwowych chwil wojennych. O której mam być? - spytała

- Sądzę, że godzina siedemnasta wydaje się odpowiednia. Pasuje?

- Jasne, będę kilka minut wcześniej. To serwus! - pożegnała się i się wyłączyła.

Ja zaś zatelefonowałam do Janka, Tadeusza i Maćka. Każdy z nich wyraził swój entuzjazm na mój pomysł. Bardzo się cieszę! Sądzę, że dobrze mi zrobi gdy będę tu ze mną. Pośmiejemy się, pogadamy na różne tematy. Moja mama miała rację gdy mówiła, że przyjaźń to wielki skarb. Nie mam pojęcia co by było gdyby nie oni. Pewnie siedziałabym teraz w łóżku nie kontaktując ze światem. Muszę temu Rudemu kupić jakąś porządną czekoladę! To jego słowa do mnie trafiły. Dobrze, że ich mam.

Chwyciłam kilka warzyw i zaczęłam je kroić na sałatkę. Spoglądam na stół. Moja mamusia zrobiła sernik. To dobrze, będę miała czym ich poczęstować. Po kilku minutach spoglądam na zegarek: szesnasta trzydzieści. Pędem biegnę do pokoju i ścielę łóżko. Gdy to zadanie wykonałam, słyszę pukanie do drzwi. W drodze spoglądam na swoje odbicie w lustrze i widzę Kamę, którą lubię. Lubię dziewczynę uśmiechniętą od ucha do ucha, z podniesioną dumnie głową i błyskiem w oku. Tą promienną dziewczynę właśnie teraz widzę. I jestem z siebie dumnie. Otwieram drzwi

- Kama, kochana ma przyjaciółko! Witam cię w progach twojego domu i daję ci te oto czekoladki o smaku miętowym. Możesz postawić je obok herbaty i w miłym gronie je konsumować. I teraz uwaga, uwaga! Nie będę nic mówiła jak wszystkie zjesz sama. Krótko mówiąc, cieszę się, że jest z tobą wszystko w porządku - uśmiechnął się Maciek tym swoim szczerym uśmiechem i wręczył mi czekoladki.

- Dziękuję, kochany Maćku, ale jeśli będziesz miał chęć i ochotę, częstuj się. Chodź zapraszam do środka, jesteś dzisiaj pierwszy, gratuluję. I przepraszam, ale muszę ci podziękować. Za to, że tu przychodziłeś. Co prawda nie pamiętam tego, ale mama mi mówiła. Dziękuję, że byłeś ciągle przy mnie! Muszę cię przytulić, mój przyjacielu - wyciągnęłam ręce a on chwycił mnie w swoje ramiona.

Czuję jego oddech na moich włosach ( jest ode mnie wyższy o głowę). Przyznam szczerze, że mogłabym być do niego przytulona całą wieczność. Jest ciepły i czuję się w jego ramionach bezpiecznie. Tak powinno być, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Odchylamy się, a on spogląda mi w oczy

- Wiesz Kama, nie wiem co by było gdyby zachowywała się tak ciągle. Jakby nie było z tobą żadnego kontaktu. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Jesteś do mnie bardzo podobna i to w tobie uwielbiam. Pamiętaj, zawsze będę przy tobie i ci pomogę. W zdrowiu czy w chorobie - obiecał.

- Maćku też ci to obiecuję. Będę przy tobie. Będę ci dokuczała i dogadywała, ale będę też cię wspierać.

- Dobrze, że cię mam - dotknął kciukiem mojego policzka - moja ty mała przyjaciółeczko - uśmiechnął się.

- Ooo! Pan Dawidowski już tutaj! Witamy, witamy! - uśmiechnęli się Janek i Tadeusz. A tuż za nimi pojawiły się twarze Danki i Kasi.

Cały czas, aż do godziny 22:00 rozmawialiśmy na każdy temat. O sytuacji wojennej Polski, o naszych bohaterach i autorytetach. Sporo żartowaliśmy i śmialiśmy się. Każdy zachwalał sernik mojej mamy i czekoladki Maćka. Ostatnim moim planem, na dzisiejszy wieczór był spacer nad Wisłę. Poinformowałam moich gości

- Zapraszam na Bulwary Wiślane. Dzisiaj na niebie, widać bardzo dużo gwiazd - zachęciłam.

- Dobrze, super pomysł. Idziemy - zachęcił Tadeusz.

Założyliśmy kurtki i buty i wyszliśmy. Po drodze Janek z Maćkiem zaczęli się o coś ,,kłócić" (nie mam pojęcia o co). Zakończyło się na słowach ,,no dobra" i podaniu sobie rąk. Kilka minut później doszliśmy na miejsce.

Widok Wisły i świateł odbijających się w toni wody, zawsze sprawi, że na mojej twarzy ukaże się zachwyt i uśmiech.

Spoglądam na Tadeusza. Jest zamyślony i spogląda w górę na gwiazdy a potem na Wisłę. Naraz mówi

- Złóżmy przysięgę. Trudne czasy nadchodzą. Musimy być ze sobą powiązani grubym, nierozerwalnym łańcuchem, złapmy się za ręce - powiedział.

Utworzyliśmy małe koło i złapaliśmy się za ręce. Po jednej stronie miałam rękę Maćka a po drugiej Janka. Chwyciliśmy się mocno za ręce. Nad nami rozpościerały się jasne i lśniące gwiazdy a tuż za nami niezmiennie od tylu lat płynęła Wisła. Każdy miał wypowiedzieć słowa przysięgi, lecz swoimi słowami. Miały one popłynąć prosto z serca. Zaczął Janek:

- Obiecuję sobie, wam, mojej rodzinie i mojej ojczyźnie, że będę starał się być lepszym przyjacielem, bratem, synem i polakiem. Obiecuję, że gdy będzie trzeba pójdę na śmierć jak kamień rzucany przez Boga na szaniec. Całym sercem i duszą będę przy was. O wszystkim będę wam mówić. Przysięgam.

Następny był Maciek:

- Ja przysięgam, że zawsze będę przy was. Czy wtedy kiedy będzie miło, czy wtedy kiedy będzie nie ciekawie. Obiecuję sobie i wam, że przeżyjemy tę wojnę. Zobaczycie niedługo to wszystko będzie tylko wspomnieniem. Przysięgam, że będę walczył dla Polski, dla jej świetności. Tak mi dopomóż Bóg.

Teraz zaczął Tadeusz:

- Ja przysięgam, że będę najlepszym przyjacielem i polakiem. O każdej sprawie, która będzie mnie trapić będę wam mówić o niej. Będę wspominał umarłych i poległych polaków a także wybitnych wodzów RP. Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy! Przysięgam.

- Ja obiecuję pomoc ludziom - polakom, którzy będą ją potrzebować. Będę odpowiedzialną przyjaciółką i córką. O wszystkim będziecie mogli mi powiedzieć, a ja pomogę. Przysięgam być również wierną mojej ojczyźnie.

Następna Danka:

- Obiecuję, być lepszą siostrą i przyjaciółką. Was traktować jak swój największy skarb. Nieść pomoc i radę. Zawsze myśleć o wolnej Polsce i dążyć do jej świetności. Przysięgam.

Na końcu byłam ja:

- A co może obiecać Kama? Ja obiecuję nigdy się nie poddać. Iść przez wojenne życie z podniesioną głową w której będą przeważać myśli o kochanej Polsce. Każdego z was traktować jak cichego bohatera. Być z wami w każdej ciężkiej i bolesnej chwili. Razem przechodzić miłe jak i straszne czasy. Obiecuję pielęgnować tę przyjaźń i podlewać ją szczęściem i pomocą. Pamiętajcie zawsze damy radę, nigdy nie będziemy pękać! Przyjaźń do końca życia i tam w niebie. Obiecuję nigdy się nie bać bo to oznaka słabości. Kocham was wszystkich i każdego z osobna, do końca moich dni. Tak mi dopomóż Bóg.

Po mojej obietnicy po policzkach każdego z nas płynęły łzy. Nie myślałam co mówię, to serce dyktowało nie rozum. Każdy każdego objął. To teraz jesteśmy w całkowitej jedności ze sobą.

- Przyjaźń na zawsze - uśmiechnął się Janek.

- Na zawsze - odpowiedzieliśmy chórem.

Wracając mieliśmy świetne humory. Nawet sam Hitler może nam zazdrościć. I wiecie co? Szkoda mi go, naprawdę mi szkoda. On nie ma tego co ja - przyjaciół. Dlatego to wszystko robi.







Kolejny rozdział dodany z czego bardzo się cieszę! Przy samym pisaniu miałam łzy w oczach. Doszłam do wniosku, że mało było Janka więc tutaj często się pojawiał. Jestem z siebie bardzo dumna! Ciężki tydzień na mnie czeka, ale postaram się, żeby za tydzień pojawił się rozdział 4! Poprawiajcie bo wiem, że do mistrza mi daleko :D. Polecajcie i komentujcie.

Dziękuję za spędzenie wolnej chwili na czytaniu ,,Zanim poszliśmy na śmierć" ! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro