Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyszedł mi całkiem pokaźny rozdział. Miłego popołudnia!

***

– Nie zamierzasz oddzwonić? – zapytał Thiago, który z dziwną niechęcią spoglądał na urządzenie w mojej dłoni. – To może być coś ważnego.

– Może Frida ma więcej, niż jednego adoratora – mruknął jego znajomy, który uśmiechał się szeroko.

Pokręciłam głową na tę dziecięcą gadkę i każdego zdzieliłam ponurym spojrzeniem.

– Byłabym wdzięczna za pozostawienie mnie w spokoju, abym mogła oddzwonić – wyjaśniłam rzeczowo. – Nie mogę rozmawiać, gdy tak nade mną ślęczycie.

Diego zerknął z ukosa na mojego przyjaciela i wzruszył ramionami.

– Może nie powinnaś... – zaczął Perez, lecz uciął wypowiedź w pół zdania, gdy zauważył mój wzrok. – Zostawimy cię samą. – Kiwnął głową i wziął znajomego na ramię.

Zostałam sama.

Wpatrywałam się w ciąg cyfr kilka minut, a następnie wcisnęłam zieloną słuchawkę. Przez chwilę słyszałam dźwięk połączenia, po czym z drugiej strony rozbrzmiał męski głos.

– Dzwonię tylko dlatego, że sowicie mi płacisz, ale wiedz, że sporo ryzykuję.

Doskonale znałam mężczyznę, do którego oddzwaniałam. To był Azjata, którego niedawno pytałam o Nazario i Santiago. Kupowałam u niego broń i faktycznie niejednokrotnie zostawiałam u niego krocie.

– Wiem i nie zapomnę ci tego, jeśli coś wiesz o moich rodzicach albo o interesie, który Ortega kręci za moimi plecami, proszę powiedz mi.

– Dzwonię właśnie w tej drugiej sprawie – odpowiedział ściszonym głosem. – Jesteś sama? Wolałbym przekazać ci to osobiście, ale ptaszki mi wyśpiewały, że przez jakiś czas nie będziesz w stanie.

W duchu się zaśmiałam. Stary poczciwy Lee miał uszy wszędzie. Nic nie mogło się z nim równać, dlatego był dla mnie ważny jako informator i człowiek, od którego otrzymywałam broń.

– Możesz spokojnie mówić, nic co powiesz nie dostanie się do niepowołanych uszu. To zostanie między nami.

– Popytałem trochę. Jeśli chodzi o Guerrero, to jeśli otrzyma coś, na czym mu zależy, jest w stanie wiele powiedzieć... Przyznał, że widział się z Martinezem i twoim szefem, wprowadził ich do swojego szefa.

– Jak on się nazywa i czego chciał od niego Nazario? – zapytałam ściszonym głosem.

– Nie wiem, facet jest dość skryty, dlatego trudno go złapać, a aby go poznać trzeba wiedzieć, gdzie pytać i znać odpowiednich ludzi.

– Powiedział ci coś jeszcze?

– Nie, ale... – Mogłabym przysiąc, że przełknął ślinę. – W mieście pojawił się nowy gracz. Nikt nie wie kim jest, ale robi takie rzeczy, co nie mieszczą się ludziom w głowach. Ortega ma poważnego konkurenta i jeśli nic z tym nie zrobi, zostanie wygryziony szybciej, niż zdąży to zauważyć.

Danilo. Wszystko w kościach mówiło, że on był nową osobistością w tym regionie kraju.

– Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. Doceniam to – powiedziałam chłodno ale szczerze. Mężczyzna to wyczuł, tak jak wiedział wiele rzeczy.

– Tak, jak mówiłem, jesteś dobrym klientem, a ja dbam o swoich. Nie powtarzaj nikomu tego, co ode mnie usłyszałaś. Jeśli Ortega nie podzielił się z tobą tym interesem, planuje coś podejrzanego i wielkiego. Wiem, że nie pochwalasz niektórych rzeczy związanych z półświatkiem, więc uważaj na siebie Frido. Wielu ludziom się to nie podoba – dodał na koniec i rozłączył się, zanim mogłam odpowiedzieć.

Długo po tym, jak zgasł ekran w telefonie, gapiłam się na niego. Mętlik, jaki pojawił się w mojej głowie, był nie do opisania. Było mnóstwo niewiadomych, nic konkretnego, na czym mogłabym się oprzeć. Najczęstsze pytanie, które pojawiało się w moich myślach brzmiało:

Co próbował ukryć przede mną Nazario?

Każda cząstka mnie krzyczała, a serce chciało przejąć kontrolę nad rozumem i ciałem. Gdybym pozwoliła na to ustępstwo, teraz dzwoniłabym do mojego przyjaciela i żądała odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Tak bardzo, jak chciałam to zrobić, tak nie mogłam. Niesubordynacja by mnie zniszczyła. Musiałam stłumić żal i zacząć kalkulować na chłodno. Nie byłam w gorącej wodzie kąpana, a mimo to, chciałam odpowiedzi na teraz, na już.

Moja kontrola rozsypała się, przez co dopiero po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że nie była w pokoju sama. O framugę drzwi opierał się Thaigo, który zaplótł ręce na klacie i w milczeniu mi się przypatrywał. Nasze oczy się spotkały. Zaczęliśmy niemą rozmowę, wręcz walkę na spojrzenia, która w efekcie doprowadziła do głośnego westchnięcia i przybliżenia mężczyzny w moją stronę. Chciał ująć moją dłoń, lecz ją wyrwałam. Zacisnęłam szczękę i pozwoliłam słowom płynąć.

Nie poznawałam siebie, ale ta rozmowa kompletnie mnie rozbiła.

– Nazario razem z Santiago zaczynają kręcić biznes na boku. Dostałam cynk, że już drugi raz widziano ich w portowej dzielnicy. Pierwsza wizyta miała miejsce przed twoim przybyciem i wyjściem Danilo z więzienia. Nie rozumiem, dlaczego odsuwa mnie od tych spraw...

– Frido uspokój się...

– Poświęciłam mu całe życie, robiłam wszystko, co chciał, starałam się być idealna pod każdym względem...

– Frido...

– Teraz znalazł sobie naiwniaczkę, nie wiedziałam, że kręci go taki rodzaj kobiet. Może gdybym się zmieniła...

– Uspokój się!

Spojrzałam na niego z wymalowanym szokiem na twarzy. Thiago był cały czerwony, a jego ramiona unosiły się i opadały w szybkim tempie, zupełnie, jakby przebiegł maraton. Wściekłość wyłaniała się z każdego pora w jego ciele i nie musiałam mieć cudownego wzroku, aby to zauważyć. Najwyraźniej przesadziłam, dzieląc się nowo nabytą wiedzą. Nie był gotowy na takie wyznanie, a także na mój wewnętrzny konflikt i słowa, które się ze mnie wydobywały. Wydawał się jednocześnie zraniony i zdenerwowany. Rzadko można było zobaczyć u niego sprzeczne emocje. Wyznawał zasadę: czarne to czarne, białe to białe. Najwyraźniej go zaskoczyłam, ale nie tylko on to poczuł. Byłam zdziwiona, jak łatwo zwolniły moje hamulce, a zazdrość i rozżalenie wskoczyły na miejsce poczytalności.

Spuściłam głowę, chcąc uniknąć spojrzenia pełnego wyrzutu i niedowierzania. Wiedziałam, że zobaczyłabym to w jego oczach. Wielokrotnie mnie ostrzegał i zwracał uwagę na prawdziwą naturę Nazario. Prosił, abym uważniej go obserwowała, ale ja byłam zaślepiona. Rzadki dotyk, jakim obdarzał mnie Ortega, działał niczym narkotyk, a jedno spojrzenie wystarczało, abym traciła rozum. Tylko to znałam, tego się trzymałam. Byłam ślepa, a boss, był dla mnie czymś w rodzaju laski. Gdyby go zabrakło, straciłabym grunt pod nogami i stoczyła na dno. Tak było teraz. Motałam się. Moje życie rozsypywało się szybko, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Wszystko, co znałam, o co walczyłam i wartości, jakie mi przekazano okazały się ułudą, nic nieznaczącym dodatkiem do mojej egzystencji. Choć byłam gotowa walczyć o Nazario, w głębi duszy wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Ilekroć widziałam go z Arianą, czułam, jak wbity nóż przekręcał się w moim organizmie, tworząc większe szkody. Jeszcze nie tak dawno, żyłam dla Ortegi i wiedziałam, że za niego umrę. Aktualnie mój system wartości, nieco zboczył z wyznaczonych torów. Widząc, jak sobie ze mną poczynał, oszukiwał i mamił, zrozumiałam, że najlepszym wyjściem będzie odcięcie, lecz to nie takie proste... w kartelu, było podobnie, jak w mafii – raz wejdziesz, nigdy nie wyjdziesz.

– Myślisz, że kiedyś się uwolnię? – zapytałam po dłuższej ciszy i podniosłam wzrok na Thiago, który był szczerze zmartwiony. – Zawsze myślałam, że Nazario mnie potrzebuje, że zajmuję w jego życiu ważne miejsce, a tymczasem jest odwrotnie. Nie zauważyłam, kiedy to on stał się dla mnie całym światem, czymś stałym, bezpieczną przystanią. Zatraciłam siebie i tak naprawdę nie wiem kim jestem... Jedyne co znam to on, dlatego boję się, co będzie teraz, gdy mnie odtrąca. Wiem, że powinnam zauważyć to już dawno temu, jedno kłamstwo za drugim, interesy za moimi plecami dopiero odsłoniły mi oczy. Nigdy nie będę dla niego odpowiednia, bo nigdy nie wiedział we mnie kobiety – zaśmiałam się. – Co za ironia.

– Znam cię od dawna i wiem kim jesteś – Fridą Rojas, moją przyjaciółką, kobietą o tęczówkach w kolorze indygo i spojrzeniu mogącym położyć ludzi na kolana oraz stalowych nerwach. Osobą, która dla swoich ludzi wskoczyłaby w ogień, która nienawidzi niesubordynacji i która uparcie dąży do celu. Tym jesteś Frido, nie mniej, nie więcej. Nie pozwól, aby sprawy, na które nie masz wpływu, położyły cień na twojej wierze we własne możliwości. Nazario owinął cię wokół własnego palca... – uciął na parę sekund.

– Byłam głupia, bo brnęłam w to, pomimo odpowiedzi podanej na złotej tacy. Najpierw ta skrzynka w sejfie, teraz potajemne spotkania, sprowadzenie do domu Martinezów. Niejeden nie uznałby tego za przewinienia, lecz ja nie mogę tego zrobić. Czuję się oszukana i zraniona. Osoba, której bezgranicznie ufałam mnie zawiodła. Patrząc lata wstecz, chyba nigdy nie był ze mną do końca szczery.

– Co masz na myśli?

Zagryzłam mocno wargę, aby poczuć przyjemny ból, coś co oddali ode mnie nieprzyjemne myśli choć na sekundę.

– Teraz, gdy się rozgadałam, zaczęłam się zastanawiać, czy od początku nie traktował mnie, tylko jako sieroty, osoby z ulicy. Prawdopodobnie widząc, jak żałosna wówczas byłam, okazał mi łaskę i współczucie przygarniając mnie. Byłam taka zaślepiona. – Pokręciłam głową. – Teraz rozumiem, że wtajemniczył mnie w sprawy, które były dla niego wygodne i tym pokazał mi, że byłam dla niego ważna.

– Nie powinnaś wysnuwać takich dalekich wniosków. Nigdy go nie lubiłem, ale ten skurwiel autentycznie cię lubi i chroni.

– Mówisz tak, jakbyś chciał go bronić.

– On na ciebie nie zasługuje, nigdy nie zasługiwał. Cieszę się, że zrozumiałaś, jaki jest naprawdę, długo do tego dochodziłaś, ale boli mnie twój ból i strach, który widzę w twoich oczach.

– Niepotrzebnie. To było, jak grom z jasnego nieba, tak nagłe i niespodziewane, że dochodzę do różnych wniosków. Nie wiem, co powinnam zrobić. Patrząc na wcześniejsze lata, byłam jego cieniem, podążałam za nim, był moim światłem. Czasem do niektórych spraw trzeba dojrzeć, tak było ze mną.

– Nie zaprzątaj sobie tym głowy, przynajmniej na razie. Nic dobrego z tego nie wyniknie, może za wcześnie spisałaś go na straty – dopowiedział cieplejszym głosem.

– Wyrzucił mnie z domu, bo obraziłam Arianę, dwa razy widziano go z Santiagiem, prawdopodobnie robiącego szemrany interesy z podejrzanymi ludźmi. To nic takiego? – zakpiłam po raz kolejny przytaczając przewinienia szefa. – Byłam z nim tyle lat, a on tak mi się odpłaca – dodałam wściekła.

Faktycznie tak było. Żal i rozgoryczenie buzowały w moich żyłach, podsycane uczuciem zdrady. Po raz pierwszy czułam taki ból psychiczny, fizycznego doznawałam niejednokrotnie, ale ten nie mógł się równać z tym pierwszym. Śmierć rodziców, była równie bolesna, lecz wspomnienia zostały nieco stępione.

– On nie jest mężczyzną dla ciebie. – Po raz kolejny usłyszałam te słowa, lecz tym razem nie zamierzałam ich komentować. – Jesteś zraniona, bo wybrał inną, ale on nie wie, co stracił.

– Nie próbuj mnie pocieszyć. Nazario dawał mi do zrozumienia, że nie jestem dla niego odpowiednia, że widzi we mnie tylko pracownika, co najwyżej przyjaciółkę. Zobacz, do czego to doprowadziło. – Napięłam plecy, który zesztywniały przez zbyt długie siedzenie w jednej pozycji. Nachyliłam się, a Thiago natychmiast rzucił się do pomocy. Przytrzymał mnie i delikatnie objął ramiona. – Nie jestem inwalidą.

– Nie twierdzę, że jesteś, chcę ci pomóc, nie odtrącaj mnie – poprosił i wziął mnie na ręce, nie czekając na pozwolenie. – Gdzie cię zanieść?

– Próbujesz zmienić temat – uniosłam brew.

– Jak mi idzie?

– Po tym, jak odkryłam twój niecny plan skierowania moich myśli gdzie indziej, kiepsko.

– Mam wiele pomysłów, jak odwrócić twoją uwagę – zamruczał mi do ucha, a mnie automatycznie przeszły dreszcze.

– Nie mów tak. – Lekko go odepchnęłam, dzięki czemu stanęłam na nogach. Skrzywiłam się nieznacznie, jednak nic nie uszło jego uwadze.

Czułam wewnętrzną potrzebę wygadania, dlatego ciągnęłam temat ku niezadowoleniu Pereza, który usiadł z grymasem na fotelu i ułożył kostkę jednej nogi na udzie drugiej. Zdziwiła mnie jego postawa, złość zamiast ustępować, nadal w nim rosła.

– Nie wiem co powinnam zrobić, bo trudno jest mi zostawić go ot tak przez wzgląd na te wszystkie lata. Z drugiej strony czuję, że nie powinnam pochopnie podejmować decyzji, gdyż te znajomości mogą mi się przydać.

Nie chciałam się dzielić z Thiago przeczuciem, które mówiło mi, że jestem blisko poznania prawdy o moich rodzicach. Minęło tyle lat od tego wydarzenia, a ja nadal nie mogłam się pogodzić z myślą o ich zabójstwie. To bolało tak samo jak wcześniej.

– Musisz z nim porozmawiać, a przede wszystkim na spokojnie przemyśleć następny ruch. Działanie pod wpływem emocji nigdy nie wyszło nikomu na dobre i czuję, że w twoim przypadku będzie tak samo. Frido jesteś mądra i wiem, że podejmiesz dobrą decyzję.

– Może masz rację – odpowiedziałam z powątpieniem i przystąpiłam z nogi na nogę. Ostry ból rozszedł się po skręconej kończynie, więc mój przyjaciel ponownie wziął mnie na ręce. – Nie powinieneś mnie nosić. Umiem chodzić.

– Nadwyrężanie nogi – wypowiedział dwa słowa i natychmiast zamknęłam usta. – Gdzie cię zanieść?

– Do kuchni. Twój przyjaciel już wyszedł? Skąd go wytrzasnąłeś?

– To mój stary znajomy – odparł wymijająco. – Już nie zamierzasz drążyć tematu Nazaria? Na dziś mam dość słuchania o tym dupku.

– Mam czas, żeby odpocząć od spraw kartelu, w tym od Nazario i reszty jego gości – skrzywiłam się.

– Co za szczęście – zaśmiał się i ostrożnie zaczął schodzić po schodach. Z dołu dobiegały chichoty i dokazywania. Wiedziałam, co ujrzę i wcale nie byłam zadowolona z tego powodu. Sierrę pociągali starsi mężczyźni, co nie wróżyło dobrze.

Dokładnie, jak podejrzewałam. Moja podopieczna nachylała się nad stołem, a Diego posyłał jej łobuzerski uśmieszek w międzyczasie bez skrępowania zaglądając w jej dekolt.

Chryste to piętnastolatka, a ten mężczyzna jest koło trzydziestki!

– Sierra! – krzyknęłam z przyganą w głosie. Nastolatka zamrugała szybko powiekami i zsunęła się z blatu. – Nie miałaś odrabiać lekcji? – Dziewczyna z przestrachem w oczach wskoczyła na schody, mało nie potrącając mnie i Pereza. Gdy się oddaliła, naskoczyłam na Diega. – Ona jest nastolatką – warknęłam.

– Nic złego nie robiłem – wzruszył ramionami, co tylko mnie rozjuszyło. – Od kiedy zabroniona jest zwykła rozmowa?

– Od wtedy gdy drugie tyle starszy rozmówca patrzy na piersi rozmówczyni. Nie pozwolę, abyś ją omamił.

– Do niczego się nie przyznaję. Z tego co mi wiadomo, Perez też jakoś specjalnie nie oponował, gdy go kokietowała. Rośnie ci po dachem mała kusicielka.

Odepchnęłam zszokowanego Thiago na bok i nie bacząc na kontuzjowaną nogę, trzasnęłam otwartą dłonią Diego w policzek. Uśmieszek, który zdobił jego twarz, ulotnił się, a zastąpił go grymas wściekłości.

– Jak śmiesz?!

– Frido...

– Cicho! – wrzasnęłam na przyjaciela i ponownie zwróciłam się do jego znajomego. – Wyjdź z mojego domu, bo nie ręczę za siebie.

– Jak sobie pani życzy – rzucił drwiąco i trzasnął drzwiami.

Zamknęłam oczy, odliczyłam do trzech przy okazji normując oddech. To, co powiedział Diego, nie było niczym nowym. Sierra lubiła zwracać na siebie uwagę i wiedziałam, że czuła do Thiago coś więcej, niż zwykłą sympatię, lecz o ile nie wychodziło to poza ramy normalności, to nie oponowałam. Z kolei ten idiota bezczelnie adorował dziewczynę, która mogłaby być jego córką.

– Wiem...

Uniosłam rękę, aby uciąć zdanie, które zaczął wypowiadać.

– Nie teraz Thiago, brakuje mi siły na tę konfrontację. Załatwimy to kiedy indziej.

Mężczyzna pokiwał głową, ale nie oddalił się ode mnie. Bacznie obserwował moje poczynania i reakcję. Wywróciłam oczami i potarłam skronie.

Zapowiadał się ciężki czas.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro