Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ostatnio bardzo zaniedbałam pisanie, lecz postanowiłam wziąć się w garść i wstawiać tu rozdziały mniej więcej w tym samym czasie co killera. Przepraszam za zwłokę i miłej nocy!

****

Thiago zatrzymał się w hotelu. Nie oponowałam. Po informacjach, które mi przekazał, musiałam je poukładać w głowie. To nie było takie proste. Przez całą noc wierciłam się i kilka razy wychodziłam na papierosa.

Paskudny nałóg. Pewnie kiedyś doprowadzi mnie do grobu, o ile wcześniej nie zginę z ręki naszych wrogów.

Ranek zawitał szybciej, niż bym tego pragnęła. Dziś miałam pośredniczyć w wymianie informacji pomiędzy grupą Sonora a Kolumbijczykami i możliwym przymierzem. Zawieranie nowych sojuszy było stresujące. To była jedna z najbardziej parszywych robót. Wiodła prym zaraz za pozbywaniem się zwłok, co również potrafiło doprowadzić do szybszego bicia serca i ścisku w żołądku.

Prowadziliśmy już interesy z grupą z Kolumbii, lecz dla Nazario to było mało. Odwiedzenie go od tego pomysłu skończyło się fiaskiem. Przez ostatni miesiąc przygotowywaliśmy się do tego spotkania. Wszelkie środki ostrożności były priorytetem.

Ziewnęłam i rozpostarłam ręce w górę, rozciągając zastałe mięśnie. Praktycznie nie zmrużyłam oka, a w dodatku ułożyłam się w niewygodnej pozycji. Normalnie nie miałam problemów ze snem. Słowa Pereza, tajemnica, którą mi przekazał, zbierały swoje żniwo. Musiałam jakoś doprowadzić się do porządku, bo nie wyobrażałam sobie funkcjonować w ten sposób.

Ubrałam szlafrok i zeszłam do kuchni, nastawiając ekspres. Z powodu nocnych wojaży na papierosa, moje gardło domagało się jakiegoś napoju, najlepiej ciepłego. Postukałam palcami w blat i zagłębiłam się w myślach.

Danilo Ortega był bratem Nazario, którego spotkałam jeden raz. Jeszcze za czasów życia ich ojca, wiedziałam, że nie mieli dobrych kontaktów. Stary Ortega widział, jak Danilo rósł w siłę. Zbierał ludzi i kontakty. Przez poszerzające się imperium jego najstarszego syna, postanowił przekazać władzę Nazario. Nigdy nie dowiedziałam się, jaki był tego powód. Parę lat później, po przejęciu władzy przez najmłodszego syna, zmarł, a Danilo trafił na kilka lat za kratki. Według informacji od bossa, miał siedzieć jeszcze parę lat. Powodem jego złapania był donos. Ktoś sypnął i go zgarnęli.

Nie spodziewałam się usłyszeć o nim już teraz, a tym bardziej od Thiago. Nie mieli ze sobą nic wspólnego, więc doprowadzenie do ich spotkania było podejrzane i nie łączyło się z niczym. Nie widziałam w tym ani odrobiny logiki. Sama myśl o wyjściu na wolność starszego Ortegi działała na mnie w dziwny sposób. Czułam obawę, a jednocześnie, jakby... podekscytowanie? Byłam prawie pewna, dlaczego tak się działo. Podczas naszego ostatniego, a zarazem jedynego spotkania zdałam sobie sprawę, jakim był seksownym mężczyzną. Danilo i Nazario wizualnie się różnili, pod względem charakteru, starszy z braci był bardziej dominujący. Wiem, że jeszcze nie przekroczył czterdziestki. Danilo był starszy o jakieś trzy lata, natomiast dokładny wiek mojego szefa wynosił trzydzieści pięć lat. Aura, jaką roztaczał starszy Ortega, mogła wynikać z pokrewieństwa. Nazario pociągał mnie zarówno wzrokowo, jak i przez charakter. Mogłam się mylić, ale najprawdopodobniej podekscytowanie związane z bratem bossa, mogło wynikać z ciekawości. Chciałam wiedzieć, jak bardzo się zmienił, czy ściął swoje włosy, które w tamtym czasie były lekko przydługawe, czy doszło mu zmarszczek mimicznych? Myślenie o Danilo w kategoriach podobnych do Nazario nie wchodziło w grę. Uczucie, jakim go darzyłam, nie mogło zniknąć ot tak. To było zbyt skomplikowane. Choć musiałam odpuścić, zazdrościłam kobiecie, która go usidli, a miałam dziwne wrażenie, że to będzie Ariana. Santiago nie był głupi. Zdawał sobie sprawę, jaki typ kobiety lubi Nazario. Nieśmiałe, naiwne cnotki, które mógł chronić, idealnie wpasowywały się w jego ideały. Na samą myśl o kimś takim przy jego boku, miałam odruch wymiotny. Z moją naturą, byłam z góry skazana na porażkę. Kobieta mojego pokroju nie miała u niego szans. Niby o tym wiedziałam, ale do niedawna łudziłam się, że zmieni zdanie, dostrzeże we mnie „to coś".

Aromat zrobionej kawy dotarł do mojego nosa. Sam zapach mnie rozbudził i sprawił, że zapomniałam, o czym przed chwilą myślałam. Skupiłam się na chuchaniu w parującą filiżankę. Większość osób, z którymi obcowałam, mówiąc wprost – kobiet, dziwiła się na mój sposób picia. Często krzywiły się na czarną kawę bez odrobiny mleka. Zawsze wtedy wzruszałam ramionami. Niektóre moje preferencje żwieniowe, mogły zadziwiać innych.

– Mi też zrobiłaś? – usłyszałam pytanie Sierry, zanim ta znalazła się na dole w kuchni. Zapach świeżej kawy musiał skutecznie wyrwać ją z łóżka.

– Nie zdarza ci się wstawać tak wcześnie – zironizowałam. – dlatego kawy ci nie robiłam – wzruszyłam ramionami i upiłam łyk gorącego płynu.

– Przez to, że mam szlaban i mi się nudzi, to wstaję wcześniej – zmrużyła oczy.

Oho, najwyraźniej już jej przeszły wyrzuty sumienia.

Moja podopieczna zabrała kubek z szafki i zaczęła robić sobie kawę. Nie przeszkadzało mi to, że piła, pomimo jej nastoletniego wieku. Od czasu do czasu mogła sobie pozwolić na tę przyjemność.

– Po co wstałaś wcześniej i robisz sobie kawę, skoro i tak pojedziesz do szkoły o tej godzinie co zazwyczaj?

Przejrzałam ją. Miała nadzieję, że dotrze do szkoły grubo przed dzwonkiem, aby mieć czas spotkać się ze znajomymi i obgadać ich sprawy. Lubiłam w niej to, że pomimo ery Internetu i social mediów, nie zaniechała normalnych spotkań ze znajomymi i wychodziłła na zewnątrz. Dzisiejsza młodzież potrafi spędzać całe dnie w telefonach lub na komputerze. Wirtualne życie kwitło. Wprawdzie technologia trochę zniwelowała plączących się po ulicach nastolatków, również tych dilujących, ale nowoczesność też może stać się uzależnieniem.

– Dlaczego mi to robisz?! – wybuchła. – Mam swoje życie!

– Uspokój się i zjedz śniadanie – odpowiedziałam na jej złość ze stoickim spokojem. – Przypominam, że to dzięki mnie masz to życie. Wczoraj popełniłaś błąd i musisz ponieść konsekwencje swych czynów. Nie wiem, co sobie myślałaś, okłamując Thiago. To nie jest chłopiec w twoim wieku – postanowiłam ją skarcić.

– Nic nie rozumiesz! – ponownie uniosła głos i głęboko spojrzała mi w oczy. Przez chwilę zobaczyłam wyraźne wahanie z jej strony, lecz postanowiła kontynuować. – Chłopaki w moim wieku są strasznie dziecinni i dziwni. Thiago jest zupełni inny, on mnie rozumie i szanuje. Dziewczyny, gdy go wczoraj zobaczyły...

– Stop! A więc wykorzystałaś Thiago, aby wzbudzić zazdrość w swoich rówieśniczkach i pokazać, że prowadzisz się z dorosłym mężczyzną, który mógłby być twoim ojcem? – warknęłam wyraźnie zirytowana jej sposobem myślenia. – Twoja odpowiedź tylko bardziej utwierdza mnie w tym, że jak najbardziej zasłużyłaś na szlaban i to o wiele dłuższy, niż wczoraj zarządziłam – zrobiłam trzysekundową przerwę i dokończyłam – jednak wiesz, że jestem słowna i nie wycofam się z twojej dwutygodniowej izolacji od przyjaciół.

– Ja wiem, że źle zrobiłam!

– A ja wiem, że wiesz, ale konsekwencje muszą zostać wyciągnięte. Dziś zawiozę cię osobiście i odprowadzę pod samą salę – spojrzała na mnie przerażona.

– Nie możesz mi tego zrobić – powiedziała cicho.

– Mogę i zrobię.

Nie dyskutowałam z nią więcej. Odstawiłam na wpół wypity kubek na blat i skierowałam się do sypialni. Standardowo ubrałam wygodne sportowe ubrania i ruszyłam przed dom. Dokładnie zabezpieczyłam swą posiadłość i rozciągnęłam ostałe mięśnie. Po chwili biegłam truchtem swoją trasą. Domy nie znajdowały się w bliskim kontakcie z naszym domostwem. W razie strzelaniny wolałam, aby hałas nie zakłócał spokoju. To był pierwszy powód, drugim było potencjalne zagrożenie wezwaniem policji. Nazario miał lokalsów w kieszeni, lecz zawsze znajdzie się jakiś dobry samarytanin, który nie przyjmie varo*. Mijałam krzewy i rosnące gdzieniegdzie kaktusy. Wyobrażenie gringo** o Meksyku było śmieszne. Przeważnie myśleli, że wszędzie rosną kaktusy, a na każdym kroku powitają ich faceci w tradycyjnych strojach i kapeluszach, grających meksykańską muzykę. Nic bardziej mylnego. W tym kraju nikt nie mógł się czuć bezpiecznie. Mężczyzna, kobieta – bez różnicy. Każde z nich mogło trafić do handlarzy narządami, bądź do burdelu. Płeć silna była rzadziej zaciągana do burdeli i prywatnych klientów, wszystko zależało od preferencji. Osobiście byłam świadkiem wykorzystania seksualnego mężczyzny. Nieciekawy widok. Wtedy byłam na niższym szczeblu w mojej karierze, a mimo to lokalne szychy lubujące się we wszelakich perwersjach dostały jasny sygnał zostawienia mnie w spokoju. Niektórzy przystali na to bardzo niechętnie. Dotąd pamiętam, jak dostarczałam kokę w ręce jednego z naszych klientów. Facet miał nierówno pod sufitem. Na moje nieszczęście ostrzył sobie na mnie zęby przez bardzo długi czas. Do teraz wzdrygam się na samą myśl jego sposobów wymuszania władzy i metod na osiągnięcie spełnienia.

Skręciłam w wąską krętą ścieżkę. Uważnie śledziłam otoczenie, patrząc pod nogi. Tutaj nie było trudno o złe stąpnięcie i wcale nie mówię o kostce. Wszędzie roiło się od pająków, skorpionów i większych drapieżnych ssaków. Uniosłam rękę z zegarkiem i nieznacznie się krzywiłam. Miałam mało czasu, więc musiałam wracać. Sierra sama się nie odwiezie, a znając ją, nie oszczędziłaby mi reprymendy o późnym wracaniu. Ruszyłam tą samą drogą, którą wcześniej biegłam. Zaledwie kilometr od drogi musiałam włączyć słuchawkę, gdyż dzwonili ludzie od interesu.

– Słucham? – zapytałam rzeczowym tonem.

– Pani Frido, przesłuchaliśmy tego de Leona – tu zrobił pauzę. – Niestety przyznał się tylko do kręcenia na boku własnego interesu. Nic nie powiedział o żadnej współpracy z innymi.

– Dziękuję, dobrze się spisaliście. Ściągnijcie namiary na jego rodzinę. Rozumiesz co macie zrobić?

– Oczywiście. Załatwimy to po cichu – głos w słuchawce zamilkł, co znaczyło zakończenie połączenia.

Facet, którego złapałam na okradaniu naszych kontenerów, nie miał rodziny. Uśmiechnęłam się. Może nie miał najbliższych, lecz zawsze mógł istnieć ktoś, na kim mogło mu zależeć. Ten trop mógł nas doprowadzić do rozwiązania. Należało sprawdzić wszelkie ewentualności.

Zatrzymałam się przed domem. Złapałam kilka oddechów, uniosłam ramiona, rozciągając je, a one wydały dwa długie odgłosy strzelania. Po tej czynności wparowałam do domu i udałam się od razu pod prysznic. Kilkanaście minut później, pędziłam ubrana w czarne długie luźne spodnie, wyglądem przypominające te, które noszą na przykład japońscy zawodnicy kendo. Bluzka była obcisła i ładnie podkreślała biust. Nie miałam czasu na strojenie, ale musiałam wyglądać przyzwoicie na czas rozmów.

Wybiegając z domu, włączyłam wszystkie zabezpieczenia i wsiadłam do samochodu. Sierra już siedziała na miejscu i nie odzywała się słowem. Dawała upust swojemu niezadowoleniu w postaci milczenia. Nie żaby mi to przeszkadzało.

– Później zorganizuję ci podwózkę, ja nie dam rady cię odebrać.

– Wszystko jedno – odburknęła i wlepiła wzrok w krajobraz za szybą.

Westchnęłam głośno i z rykiem ruszyłam z miejsca. Zapowiadał się długi dzień.



* varo — w slangu meksykańskim „pieniądze"

** gringo – osoba niemówiąca po hiszpańsku, niepochodząca z danego kraju


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro