Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dodaję później niż się spodziewałam, ale za to jest dłuższy. Miłej nocy!

***

Znajdowaliśmy się przed posiadłością Nazaria. Wszędzie było widać elegancko ubranych gości, a ochroniarze porozstawiani byli w każdym kącie domu. Część z nich była przekupiona i za sowitą nagrodę bez mrugnięcia okiem wyśpiewali wszystko, co chcieliśmy wiedzieć. Nie lubiłam polegać na osobach, które za pieniądze były w stanie zaprzedać duszę, ale nie było wyjścia. Oprócz opłaconych ludzi było również paru, którzy mieli pełne zaufania zarówno Danilo, jak i wuja. To do nich należało wypełnienie misji. Z tego także nie byłam zadowolona, ale w tej posiadłości nie było osoby, która by mi sprzyjała. Choć cieszyłam się powszechnym szacunkiem, za moimi plecami byłam obiektem zazdrości. Ludzie blisko Nazario sądzili, że jako kobieta nie powinnam mieć tyle władzy. Teraz zapewne byli zadowoleni z mojego upadku. Społeczeństwo od zawsze było zawistne i z satysfakcją patrzyło na krzywdy i potknięcia innych. Oczywiście nie można mierzyć wszystkich jedną miarą, ale większość z nich z zadowoleniem spoglądała na upadki innych. Taka ludzka natura, a zło nie łatwo wykorzenić.

Ciemność była naszym sprzymierzeńcem. Gdzieniegdzie światła oświetlały drogę do wejścia do budynku, lecz my kryliśmy się w cieniu. Mrok dawał kamuflaż i na razie nie przykuwaliśmy spojrzeń gości. Zawsze chowałam się w blasku i chwale Ortegi, ale tym razem miało być inaczej. Ten wieczór miał wszystko zmienić. To był mój czas i moja chwila.

Pociągnęłam mojego partnera ku bocznym drzwiom prowadzącym do głównej sali. Ochroniarze patrzyli na nas uważnie, ale żaden nie zaczął nas niepokoić. Wiedzieli, że skoro zostaliśmy wpuszczeni przy głównej bramie, nie było z nami problemu. W tym przypadku pomogły pieniądze. Na świecie było niewiele rzeczy, których nie dało się za nie kupić. Smutne, lecz prawdziwe.

Szliśmy wyłożoną kostką ścieżką, a odgłosy moich szpilek rozbrzmiewały dumnie po otoczeniu. Czułam, jak każdy krok dodawał mi mocy. Buty na obcasach były diabelskim wynalazkiem, a osoby umiejące je nosić niebezpiecznymi użytkownikami. Mężczyzna obok otworzył przede mną drzwi i przepuścił mnie przodem. Minęliśmy pomniejsze korytarze i stanęliśmy przed jednym z bocznych wejść. W tej części posiadłości nie było żadnych odświętnie ubranych osób. Prawie wszyscy znajdowali się w miejscu docelowym. My również tam zmierzaliśmy.

Popatrzyłam w brązowe oczy towarzyszącego mi mężczyzny, które przyglądały mi się już od dłuższego czasu. Wcześniej nie miałam odwagi w nie spojrzeć. Teraz mnie uspokajały i dodawały sił. W czasie jazdy samochodem powiedział, że zapewni mi ochronę i nie pozwoli, aby coś mi się stało. Wierzyłam mu. Mężczyźni tacy jak on dotrzymywali słowa danego kobiecie. Sam mnie o tym zapewnił, a ja nie dostrzegłam w nim nuty fałszu. Wbrew pozorom osoby zajmujące się przemytem, handlem i parające się innymi nielegalnymi sprawami, szczególnie te u władzy, miały dość mocno zakorzenione dotrzymywanie obietnic. Wiadomo, zdarzali się tacy, którzy za nic mieli wcześniej złożone przysięgi, ale to były szumowiny. Zdarzały się one w każdym środowisku, bez względu na rodzaj jego funkcjonowania.

Mój towarzysz podał mi swoje ramię, które od razu przyjęłam. Czas rozpocząć przedstawienie i popsuć krwi paru osobom.

Weszliśmy równocześnie do głównej sali w domu Nazario. W pomieszczeniu było mnóstwo elegancko ubranych gości. Od razu zauważyłam kilkanaście znajomych twarzy, które dyskutowały w kilkuosobowych grupkach.

Uderzył mnie przepych, z jakim zorganizowano rozpoczęcie wspólnych interesów pomiędzy Ortegą a Rodrigo Salgadą. Impreza musiała pochłonąć bajońskie sumy forsy. Chyba nigdy wcześniej nie byłam na żadnym przyjęciu urządzonym z takim rozmachem. Sufit ozdobiony był czerwono złotymi szarfami, które wyglądały królewsko z pozłacanym żyrandolem. Góra sali idealnie współgrała z przystrojonymi stołami, które pełniły funkcję szwedzkiego bufetu. Na nich porozstawiano wykwintne potrawy, pomiędzy którymi ułożono bukiety z czerwono czarnych róż. W niektórych kątach pomieszczenia umieszczono rzeźby przedstawiające antyczne kobiety i mężczyzn. Mimo iż wszystko świetnie się łączyło, miałam wrażenie, że ktoś stanowczo przesadził.

Weszliśmy głębiej do sali i jak na zawołanie oczy uczestników przyjęcia skierowały się na nas. Rozległy się szepty, a coraz więcej głów odwracało się w naszą stronę. Większość z nich patrzyła z szokiem i niedowierzaniem, lecz nie brakło też strachu. Na tym ostatnim zależało mi najbardziej. Goście rozsuwali się przed nami, dając nam swobodę ruchu i możliwość lepszego widzenia.

Oboje czekaliśmy na jedną osobę. Jak na zawołanie zrobiło się jeszcze większe poruszenie. Jak na filmie ludzie rozstąpili się jeszcze bardziej, tym razem ukazując nam postać Nazario ubranego w modny smoking. Szok i zdezorientowanie były wyraźnie widoczne i trudne do zakrycia. W pewnym momencie nawet otworzył usta. Ortega cofnął się o kilka kroków, o mało nie przewracając towarzyszącego mu Rodrigo i ruszył do nas z furią. Gdzieś z boku mignęła mi Ariana. Choć dzieliło nas dobrych kilka metrów, mężczyzna pokonał je w kilku krokach. Ręka mojego partnera objęła mnie mocno w talii i dzięki temu zostałam przyciągnięta do jego boku.

Widząc byłego przyjaciela tak zdenerwowanego, mój humor jeszcze bardziej się poprawił. Mogłabym się pokusić na określenie stanu, w jakim się znalazłam jako euforia. Nasz plan działał świetnie i jak na razie nie pojawiły się żadne komplikacje.

Przez twarz młodszego Ortegi przebiegało mnóstwo emocji. Większość z nich była jasna do odczytania, ot nic specjalnego. Przez chwilę nic nie mówił, ale spoglądał na nas, zaciskając szczękę i pięści, jakby szykował się do ataku. Chyba powstrzymywał go tylko tłum ludzi, który z zafascynowaniem i podnieceniem obserwował rozgrywającą się przed nimi scenę. Wrzawa był wręcz namacalna. Wszyscy tu obecni uważali się za elitę, a jednak byli tak prymitywni. Wystarczyło niewiele, aby ich prawdziwe intencje i rządność sensacji były widoczne. Nie trzeba było być geniuszem, aby wiedzieć, że szukali tematów do plotek.

– Wytłumacz się Frido – zaczął z naciskiem. – Jak do tego doszło? Dlaczego z nim jesteś? – Wskazał palcem na mężczyznę obok mnie.

– Nie cieszysz na mój widok drogi braciszku? – Pytanie wręcz kipiało od kpiny. – Dość długo mnie nie było, ale będąc w więzieniu, sporo przemyślałem. – Rozłożył ręce, tym samym puszczając moje ciało i pozbawiając mnie swej ochrony.

– Nie jesteś tu mile widziany Danilo. Powinieneś siedzieć jeszcze co najmniej dziesięć lat. – Nazario prawie widział na czerwono. Wściekłość z niego buchała i mało brakowało, aby para wydostawała się z jego uszu.

Postanowiłam się wtrącić.

– Powiedziałeś, że mogę przyjść z partnerem i oto on. – Wskazałam na jego brata. – Nie możesz go wyprosić – dodałam ze spokojem, który był niczym czerwona płachta na byka.

– Chyba nie mówisz poważnie Frido? Ze wszystkich facetów, dlaczego właśnie on?

Mogłabym powiedzieć wiele, lecz nie miałam ochoty. To nie miało nic wspólnego z planem. Zwyczajnie nie miał prawa o to pytać. Skłamałabym też, gdyby odrobinę nie zdziwiło mnie jego drugie pytanie. Było dziwne i brzmiało jak zazdrość. U Nazario mogłam spodziewać się każdej emocji, ale nie zazdrości. Ona nie szła z nim w parze, szczególnie gdy chodziło o mnie.

Dopiero teraz dotarło do mnie, z czym wiązało się to przedstawienie. Już nie było odwrotu. Nie, żebym chciała wrócić pod skrzydła Nazaria, ale on nie był głupi. Od razu połączył fakty i teraz wie, po której stronie się opowiedziałam. Moja karta atutowa właśnie zniknęła, ale to wszystko miało przysłużyć się większemu dobru, jakim było wyeliminowanie mojego byłego szefa. Nasi ludzie już działali, a Nazario był zbyt zajęty nami. Najwyraźniej nie przyszło mu do głowy, że odważyłabym się zrobić coś już teraz. Nie mogłabym być tego pewna, ale wszyscy kluczowi gracze włącznie z Martinezem i Salgado znajdowali się w sali. Efekt zaskoczenia zadziałał idealnie.

– Robisz scenę braciszku – odpowiedział za mnie starszy Ortega. – Oczy twoich znajomych są bardzo ciekawskie. Szczególnie twój kompan jest zainteresowany.

– Nie prowokuj mnie, bo nie skończysz dobrze. Czasy mojej słabości skończyły się dawno temu. Zmieniłem się i nie zawaham się zabić, nawet w obecności tych ludzi – powiedział bez cienia fałszu Nazario.

Danilo wybuchł śmiechem. Jego dźwięk rozszedł się po sali i trafił do najdalszych zakamarków moich duszy i ciała. Mężczyzna nic nie robił sobie z jawnej próby sił. Chociaż pomieszczenie było pełne samców, to Danilo był prawdziwym królem i sprawiał, że wszyscy przy nim bledli. To on był największą światłością i świętością. Nawet gdyby postawić go bez broni, zwyciężyłby samą aparycją i stylem bycia.

– Przypatrz się im dobrze. – Starszy Ortega kiwnął głową na ciekawski tłum. – Myślisz, że gdybym im teraz zaoferował większe zyski niż ty, to by cię nie sprzedali? – prychnął. – Dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich zabiłaby cię bez mrugnięcia okiem, gdyby dzięki temu mogli się wzbogacić. Typ ludzi, z którymi się aktualnie obracasz to jedni z największych szubrawców. Gorsi od nich są tylko handlarze żywym towarem, ale przecież ty to wiesz. Rodrigo Salgado jest gorszy od nich wszystkich razem wziętych.

– Nie było cię zbyt długo, abyś mnie znał i wiedział o tych ludziach cokolwiek. Starannie selekcjonuję swoje towarzystwo..., a raczej to robiłem. – Nazario zerknął na mnie.

Oczywiście, że od razu zaczął coś podejrzewać.

– Oj braciszku, braciszku, twoja naiwność zaiste jest zdumiewająca. Wszyscy się mnie boją, nie na darmo wsadziłeś mnie do paki. Wiedz, że bardzo efektywnie wykorzystałem ten czas... – Danilo strzelił karkiem i rozszerzył oczy, jakby czymś się podekscytował.

– Nie wątpię – mruknął posępnie jego brat, ale szybko się rozchmurzył i spojrzał na mnie. – Podczas gdy ja rosnę w siłę, ty zbierasz po mnie odpadki. Nie martw się, większość dobrze mi służyła.

Poczułam, jakbym dostała w brzuch, a później w inne części ciała. Ogarnął mnie gniew. Chciałam pokazać mu, gdzie jego miejsce, ale Danilo przytrzymał moją rękę i przygarnął całe moje ciało w taki sposób, że znalazłam się w jego ramionach z głową na jego piersi. Wszystkie moje mięśnie się napięły. Byłam gotowa do ataku i rozszarpania młodszego Ortegi.

– Jesteś zły, bo zabrałem coś, co wcześniej należało do ciebie. Odrzuciłeś diament, który ja oszlifuję i który oślepi cię swoim blaskiem. Jesteś głupi Nazario, ale nie sądziłem, że do tego stopnia. Pozbywasz się ludzi, którzy poszliby za tobą w ogień, a przyjaźnisz z tymi, którzy wbiliby ci nóż w plecy. – Głos Danilo był władczy i opanowany. Nie było w nim zawahania, czy innej słabej emocji.

– Pozbywam się zdrajców. Nie ma tu dla nich miejsca. Zawiodłaś mnie Frido. – Nie widziałam go, ale ton jego głosu powiedział mi wszystko. – Jak mogłaś mi to zrobić? Byliśmy przyjaciółmi, kochałaś mnie...

Otworzyłam szerzej oczy i zaczęłam się szarpać z Danilo. Mężczyzna trzymał mnie mocno i za wszelką cenę nie chciał, abym zobaczyła jego brata. Uścisk na moim ciele robił się coraz mocniejszy, a mi z każdą chwilą brakowało tchu. Nie miałam wielkiego pola manewru na odpowiedź, ale wysiliłam się, aby młodszy Ortega mnie usłyszał.

– Ten argument jest tak śmieszny, jak ten twój biznesik... – zaczęłam, ale natychmiast mi przerwano.

– Mścisz się za to, że odsunąłem cię od interesów? To nie przedszkole Frido. Przecież wiadomo było, że kiedyś to wszystko się skończy. Nastaje nowa era.

– Nowa era? – prychnęłam. Tym razem ja mu przerwałam. – Nową erą nazywasz niedopuszczanie kobiet do interesów? Muszę cię zawieść Nazario, ale rządzenie biznesem przez samych mężczyzn ma z tym niewiele wspólnego. – Danilo rozluźnił uścisk, więc mogłam odwrócić się do rozmówcy. – Zrobiłeś się pazerny, a to cecha ludzi słabych.

Rozwścieczyłam go. Widziałam, jak oczy zamieniły mu się w wąskie szparki, a oddech przyspieszył. Z każdą sekundą robił się coraz bardziej purpurowy. Dawniej widzenie u niego stanu wściekłości sprawiłoby, że uciekałabym w popłochu, albo próbowała go uspokoić. Obecnie było inaczej. Miałam po swojej stronie silnych ludzi, sama byłam mocniejsza niż kiedykolwiek.

– Przyznaj Nazario, że mi zazdrościsz. – Prowokował go Danilo, który nachylił się nad moją szyją i ostentacyjnie zaciągnął się moim zapachem, jakby wciągał najlepszą kokainę. – Straciłeś u niej szansę i za to muszę ci podziękować. Gdyby nie twoje nieudolne rządy ona stałaby po twojej stronie.

Danilo łgał. Oboje wiedzieliśmy, jaka była prawda. Nawet jeśli nie zostałabym odsunięta od interesów, to i tak bym go opuściła i zajęła się zemstą. Wszystkie lata kłamstw zasługiwały na szczególną karę.

Cień uśmiechu przemknął przez moje usta. W naszą stronę zbliżał się Rodrigo. Mój były szef chciał odpyskować swojemu bratu, ale widząc swojego nowego partnera od biznesu, zrezygnował.

– Nazario, znalazłeś sobie cudowne towarzystwo... – powiedział nowoprzybyły. Omiótł wszystkich uważnym spojrzeniem, lecz najdłużej zatrzymał je na mnie, a raczej na moich piersiach.

Salgado był ode mnie sporo starszy, ale jak na mężczyznę po pięćdziesiątce nieźle się trzymał. Wiadomo, dużo brakowało mu do Danilo, który dobiegał czterdziestki, ale jestem pewna, że nie narzekał na brak zainteresowania. W tym świecie dla większości kobiet liczyła się zasobność portfela i władza. Im więcej jednego i drugiego, tym lepsza partia. Nawet teraz widziałam mnóstwo starszych tęgich mężczyzn, którym towarzyszyły dziewczyny młodsze ode mnie. Nie był to dziwny widok, a raczej coś, co wpisało się w kulturę tego kraju.

– Rodrigo Salgado... – zaczął Danilo, a osoba, do której się zwrócił, natychmiast skupiła na nim swój wzrok. – Widzę, że wreszcie zacząłeś poszerzać swoje horyzonty. Mądre posunięcie, ale uważaj, żeby się nie sparzyć. Te sfery są pełne zdrajców... – Rzucił na koniec, mocniej przyciągnął mnie do siebie i zaczął ciągnąć w tylko sobie znanym kierunku.

Chciałam odwrócić głowę i zobaczyć tę dwójkę, ale mężczyzna skutecznie odwrócił moją uwagę. Zgarnął szampana od przechodzącego z tacą kelnera i wsunął mi go do ręki. Posłałam Ortedze pytające spojrzenie, a on nagrodził mnie wilczym spojrzeniem.

– Co to miało znaczyć? – zapytałam i upiłam łyk alkoholu. – Prowokowałeś go. To człowiek, którego nie powinno się lekceważyć.

– Oboje sądzą, że mają cokolwiek do powiedzenia, ale bardzo się mylą. To ja trzymam wszystkich w garści – odpowiedział i zerknął na moje usta. – Nasze wejście było idealne. Nazario kazał wszystkim swoim ludziom nas obserwować. – Okręcił mną dookoła i stanął zaraz za mną. – Spójrz, jak wszyscy na nas patrzą – szepnął mi do ucha. – Myślisz, że zastanawiają się, czy już cię miałem?

Chciałam go odepchnąć za te słowa, ale mi nie pozwolił. Moje nozdrza się rozszerzyły, a krew zaczęła szybciej krążyć po organizmie. Nie spodziewałam się, że zacznie swoje podchody właśnie w takiej chwili i na misji, od której zależała moja zemsta.

– Przestać. Wszystko zepsujesz – odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby jednocześnie starając się utrzymać możliwie jak najbardziej neutralny wyraz twarzy.

– Pokażmy im, jak dobrze się bawimy – powiedział i ponownie mnie okręcił. Wziął kieliszek z mojej dłoni, wypił resztę jego zawartości i postawił na najbliższym stoliku. – Chodźmy na parkiet.

– Oszalałeś? – szepnęłam, ale dałam mu się ciągnąć w kierunku, gdzie tańczyły inne pary. Nie chciałam robić sceny. – Danilo to nie jest dobry pomysł.

– Pomysł najlepszy, poprowadzę cię. – Uśmiechnął się.

Zostałam chwycona w talii. Akurat zaczęła się wolniejsza i subtelniejsza od swojej poprzedniczki melodia. Była wręcz sensualna. Dałam się poprowadzić. Uniosłam głowę i spotkałam się z jego uważnym wzrokiem. Byliśmy tylko my, reszta sali przestała istnieć. Nasze ciała utworzyły spójną całość. Każdy krok był wyważony i wyprowadzony w rytmie muzyki. Danilo zawładnął mną i sprawił, że robiłam, co sobie zażyczył. Byłam marionetką w jego rękach, a on pociągał za wszystkie sznurki.

Koniec melodii był szybki i miałam wrażenie, że tańczyliśmy zaledwie kilka sekund. Czar, jaki rzucił na mnie Ortega, trwał w najlepsze, a jego usta na mojej szyi dodatkowo mnie rozpraszały. Dalej tańczyliśmy, lecz w swoim własnym rytmie. Zupełnie nie przejęliśmy się nowym utworem.

– Zobacz na tych wszystkich mężczyzn. Zobacz, jak mi zazdroszczą. Żaden z nich nie ma takiej partnerki, jak ja, żadna z tych kobiet nie jest tobą. Daliby się posiekać za jeden taniec z Fridą Rojas, ale to ja jestem szczęściarzem, któremu powierzyła swoje ciało... Dziękuję, że mi zaufałaś. – Delikatnie dmuchnął w punkt za moim uchem, a mnie przeszedł dreszcz. Chciałam rozpłynąć się pod jego dotykiem. – Pokażmy im, kto tu rządzi moja królowo...

Otrzeźwiałam. Nie całkiem, ale na tyle, aby szepnąć mu do ucha jedno zdanie.

– To będzie piekielnie dobry taniec...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro