Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłej nocy!

****

Danilo wyszedł przed nas i stanął naprzeciw Armando. Nie widziałam wyrazu twarzy tego pierwszego, lecz wuj pokazał całą gamę emocji, aż w końcu zmarszczył brwi, a usta zacisnęły się w wąski pasek. Odchrząknął głośno i wyraźnie, jakby miał mało uwagi już i tak wszystkich skierowanych na niego par oczu.

– Podczas waszych głośnych pogaduszek, skontaktował się z nami Nazario Ortega – zaczął mówić brat mej matki. – Normalnie któreś z was odbyłoby tę rozmowę, ale jak widać, macie ważniejsze rzeczy do dyskusji – zadrwił.

– Powinieneś napisać poradnik pod tytułem ,,Jak zrazić do siebie ludzi w dwóch zdaniach''– odpowiedział równie ciętą ripostą Thiago.

– Co mówił? – Danilo jako jedyny nie dał wyprowadzić się z równowagi. Pokłady cierpliwości miał naprawdę duże.

– W każdej chwili mogłeś nam przerwać... wuju. To oszczędziłoby nam tych nieścisłości.

Na czole starszego mężczyzny pojawiła się zmarszczka, która mogła mieć wiele znaczeń. Szybko doszedł do ładu, gdy zobaczył z jaką niecierpliwością czekaliśmy na jego słowa.

– Nie dowiedziałem się wiele. Twój brat jest bardzo opryskliwy. – Zwrócił się do Ortegi i skrzywił nieznacznie. – Nie był skory do rozmowy. Nie chciał rozmawiać z kimś podrzędnym, kto nie ma znaczenia – prychnął. – Rozkazał dać telefon Fridzie, to z nią chciał rozmawiać, ale gdy usłyszał, że pani Rojas w tej chwili nie jest dostępna powiedział, że będzie rozmawiać tylko z nią. – Cały czas zwracał się do Danilo, a mnie kompletnie ignorował. Działało mi to na nerwy, gdyż to głównie o mnie chodziło w tej rozmowie.

Perez ścisnął moją dłoń. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie przy mnie się zjawił. Jeszcze chwilę temu zezłościłabym się o taki dotyk. Teraz był dla mnie ogromnym wsparciem. Nie zawsze życzyłam sobie bliskości drugiej osoby, niektóre pieszczoty, takie jak masaż, chętnie przyjmowałam, lecz i to nie zawsze.

– Mówiąc wprost... mój brat nawet nie wiedział z kim rozmawia – zauważył Ortega. – To tylko pokazuje, jakim jest ignorantem i jak bardzo jest zapatrzony w siebie.

Przemilczałam słowa właściciela domu. Osobiste urazy w tej chwili nie były ważne. Trzeba było skupić się na faktach.

– Mówił coś więcej? Dlaczego zażyczył sobie akurat mnie?

Serrano wzruszył ramionami i spojrzał na mnie przenikliwie. Wyglądał jakby próbował mnie rozgryźć i całkowicie prześwietlić. Dzięki Bogu nie posiadał mocy czytania w myślach, a co za tym idzie nie wiedział o tlących się we mnie ostrzegawczych ognikach względem niego. Po raz kolejny nie wiedziałam jak odczytać wzrok, którym mnie obdarzał, a im dłużej próbowałam to rozgryźć, tym było to bardziej złowieszcze.

– Może myśli, że cię urobi i ostatecznie zgarnie wszystko – powiedział w przestrzeń Thiago. Nie oczekiwał odpowiedzi, nie robił takiego wrażenia. – Nazario to kombinator.

– Tak jak wy – rzuciłam komentarz. – Da radę do niego oddzwonić? – zwróciłam się do wuja. – Wolałabym załatwić to w miarę szybko, żeby nie pomyślał, że zbyt długo zastanawiałam się nad odpowiedzią i coś knuję.

– W porównaniu do nas, on się nie ukrywa. Numer nie był zastrzeżony, ani zabezpieczony.

– Chcesz iść na tę rozmowę nieprzygotowana? Bez żadnego planu? – Zdziwił się Danilo i chwycił mnie za ramię, tym samym wyrywając z uścisku Pereza.

– Lepiej mieć to z głowy. Jest szansa na znalezienie jakiegoś sposobu, aby go załatwić szybciej, bo jak na razie stoimy w miejscu. Mam pokłady cierpliwości, ale już jadę na rezerwie.

Ktoś parsknął i westchnął. Byłam zbyt zajęta wpatrywaniem się w Danilo, żeby skojarzyć do kogo należały dźwięki.

– Dobra. Niech Frida się z nim rozprawi i miejmy ten cyrk z głowy. Zwłoka oddala nas od celu.

Zostałam uwolniona, dlatego czym prędzej powędrowałam w stronę, z której Przybył Serrano. Reszta mężczyzn podążyła za mną.

Pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy było w pełni wyposażone w nowoczesny sprzęt do podsłuchu, namierzenia i innych bajeranckich gadżetów, których nie byłabym w stanie wymienić. Zwykle uważałam się za osobę na czasie, lecz przy takim tempie rozwojowym człowiek głupiał.

Przy każdym urządzeniu siedziała co najmniej jedna osoba. Sztab ludzi zatrudnionych przez Danilo był na każde jego skinienie. Odkąd znalazłam się w tym domu nie widziałam tylu osób w jednym pokoju. Ortega poinformował mnie kiedyś, że większość z nich nie mieszka w jego rezydencji na stałe, a na czas sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujemy wszyscy przenieśli się do kwater pracowników. W ten sposób brat Nazaria miał ich zawsze pod ręką.

Jeden z nieznajomych mężczyzn odezwał się:

– Nie spodziewałem się pana tak szybko szefie...

– Tak wyszło – odpowiedział wymijająco pan domu. – Ustawcie wszystko. Frida będzie rozmawiała z moim bratem.

– Oczywiście. – Mężczyzna ekspresowo zabrał się do pracy podobnie jak inni.

Czekaliśmy cierpliwie na zielone światło. Minuty dzieliły mnie od rozmowy z facetem, którego darzyłam zaufaniem, kochałam jak szalona i którego aktualnie chciałam zobaczyć parę metrów pod ziemią. Nie miałabym też nic przeciwko, żeby zamiast śmierci zafundować mu jakiś stały, poważny uraz. To i tak nic w porównaniu z bólem, który odczuwałam latami, na który on spoglądał ze spokojem w duchu ciesząc się z mojego nieszczęścia. Doprowadziła do tego jego rodzina. Mogłam winić wszystkich Ortegów, ale nie Danilo. Jemu ufałam i po wspólnych chwilach sądzę, że mogłabym powierzyć mu swe życie.

– Wszystko gotowe. Można się łączyć.

– Wierzycie, że próbując go szpiegować, sprawa zostanie ułatwiona? – Perez wysilił się na żartobliwy ton, ale nikt się nie zaśmiał.

Gdyby sytuacja była inna śmiałabym się z tego, co powiedział, ale odczuwałam zbyt duży stres i musiałam maksymalnie się skupić, żeby nie palnąć głupstwa.

Rozmowa rozmyła się, a wkrótce ucichła do tego stopnia, iż słyszałam jedynie sygnał połączenia. Parę smętnych melodyjek później po drugiej stronie rozbrzmiał głos, który niegdyś tak kochałam. Powitał mnie z lekką chrypą i pewnością, jakiej niejeden mógłby pozazdrościć.

– Nie zajęło ci dużo czasu skontaktowanie się ze mną. Chciałbym myśleć, że to z powodu tęsknoty, ale nie jestem tak zadufany w sobie.

Wzięłam głęboki oddech.

– Nadal lubisz mnie dręczyć. – Odbiłam piłeczkę. – Zawsze lubiłeś być górą, powód był bez znaczenia.

Nazario obdarzył mnie cichym śmiechem.

– Tak, uwielbiam tę pozycję – dodał uwodzicielskim głosem, ale zaraz spoważniał. – Wbiłaś mi nóż w serce Frido. Jak mogłaś mi to zrobić?

– Znowu do tego wracamy? – westchnęłam. Odgrzewanie w kółko jednej i tej samej sprawy stawało się męczące.

– Wracamy? Pierwszy raz o tym rozmawiamy. Zdradziłaś mnie, do tego porwałaś Arianę, kobietę którą kocham.

Podkreślając ostatnie słowa szybko zrozumiałam, jaki był tego powód. Ortega chciał mi dopiec, mówiąc, że nigdy mnie nie kochał i nie byłam nikim specjalnym. Jakby teraz mnie to interesowało. Nawet, gdyby przybył na kolanach i błagał o wybaczenie, strzeliłabym mu pięścią w twarz. To, że wytrzymałam tak długo świadczyło o mojej wytrwałości i cierpliwości.

– Ty zrobiłeś gorsze, o wiele gorsze rzeczy. Zastanów się o czym ty do mnie mówisz. Jeśli wymyślisz coś sensownego, wtedy się ze mną skontaktuj. Nie mam na ciebie czasu – odburknęłam chłodno. – Tylko na tyle ciebie stać? Kłótnia przez telefon jest doprawdy dojrzała.

– Nie rozłączaj się! Nie waż się! Frida!

Oddaliłam słuchawkę od ucha, chcąc uciszyć męskie krzyki. Wuj dłonią nakazał mi kontynuację rozmowy. Mało brakowało, a wywróciłabym oczami.

– Jesteś gotów zrobić co każę w zamian za jej wolność?

– Co masz na myśli? Nie pogrywaj Frido.

– A więc nie jesteś gotowy...

Nie dałam mu dokończyć. Rozłączyłam się ekspresowo i głośno wypchnęłam powietrze z płuc. Trochę go tam nagromadziłam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że chwilę nie oddychałam.

Chciałam wykrzyczeć do Nazaria mnóstwo słów, ale musiałam być silna i cierpliwa. Odpowiedź, dlaczego brał w udział w zabójstwie moich rodziców, była na wyciągnięcie ręki. Wiedziałam, że takim napastowaniem nic bym nie wskórała. Ortega lubił, gdy człowiek starał się o coś, co tylko on posiadał, by następnie zniszczyć wszelkie nadzieje związane z dostaniem tego.

– Jak na osobę, której porwano ukochaną, nie był zbyt przejęty – zauważył Perez, a inni nieśmiało mu przytaknęli.

– Dobrze sobie poradziłaś – pochwalił brat osoby, z którą przed chwilą rozmawiałam. – Nazario próbował tobą manipulować, ale się nie dałaś.

– Nie wyciągnęła z niego żadnych informacji – oburzył się Armando. – Nic nie zyskaliśmy. Lepiej jakbyś ty lub ja z nim rozmawiali. Daliśmy mu tylko kolejny powód do kontrataku. Nie wiadomo ile jeszcze da nam czasu, a nie wiemy, czy spełni nasze warunki.

– To kwestia sporna. Obawiam się, że mój brat nie będzie patrzył na ofiary. Ważne, że ma siłę napędową, którą w tej chwili jest zranione ego. Ariana znajduje drugie miejsce na podium. Choć wydaje się, że to ona jest najważniejsza w rzeczywistości tak nie jest.

– Namierzyliście go?

– Tak szefie. Pański brat jest w swojej posiadłości. Sygnał dobiega stamtąd.

– To jest zbyt proste – wtrącił Thiago i przeciągle ziewnął mierzwiąc swoją czuprynę. – Dajcie to – powiedział do ludzi Danilo i dosłownie zrzucił z krzesła jednego z nich. Przejął jego stanowiska i zaczął agresywnie klikać coś na klawiaturze. Co chwilę zerkał na główny monitor i te pomniejsze do niego podpięte.

– Sygnał można przekierować. Ten człowiek nie jest głupi.

– Twierdzisz, że moi ludzie nie znają się na robocie? – zapytał poirytowany Ortega.

– Nie, ale lepiej sprawdzić dokładnie. Tak się składa, że to jedna z moich specjalności. – Perez wskazał palcem na sprzęt.

– W takim razie dlaczego ty się tym nie zająłeś? – zapytał bezpośrednio Serrano.

– Bo on mi nie ufa. – Wskazał kciukiem na mojego kochanka.

– Na jego miejscu postąpił bym tak samo.

Powietrze stawało się coraz cięższe, a nad głowami mężczyzn kłębiły się ciemne chmury.

– Więcej ugramy, jeśli wykorzystamy Santiago – westchnął Danilo i przejechał dłonią po całej długości swej czaszki. – Mój brat nie kocha Ariany, a nawet jeśli coś do niej czuje, nie jest to uczucie na tyle mocne, aby się poddał i oddał swe imperium. To lata wyrzeczeń, układów i knowań. Nie odda czegoś, co mógłby nazwać swoim dzieckiem w imię miłości.

Miał słuszność. Do niektórych informacji mój były szef nie dopuszczał nawet mnie, a przecież niegdyś byłam dla niego najbardziej zaufaną osobą. Tylko on o wszystkim wiedział.

– Długo jeszcze ci to zajmie? – zapytał Serrano i nerwowo przystąpił z nogi na nogę.

Już wcześniej zauważyłam, że wiek odcisnął na nim piętno, a dłuższe stanie w jednej pozycji stanowiło dla mego wuja wyzwanie. Przed starością nie da się uchronić, podobnie jak przed śmiercią, chyba że ta druga dopadnie nas pierwsza. Przy moim zawodzie bardziej prawdopodobne było to, że skończę z kulką w głowie, niż zestarzeję się z mężem patrząc, jak dorastają nasze dzieci.

Przez tę myśl zerknęłam na Danilo i Thiago. Obu postrzegałam jako potencjalnych partnerów. Wybór będzie trudny, ale w końcu będę musiała postawić sprawę jasno. To nie fair, aby zatrzymać ich przy sobie. To świadczyłoby o moim egoizmie. Zresztą nie mogłabym żyć w trójkącie. Taka nowoczesność nie była dla mnie, aczkolwiek wiedziałam, że istniały takie związki i całkiem dobrze prosperowały.

– Jest u Rodrigo. To było jasne, że coś knuje – powiedział Perez i mocno odepchnął się od biurka. Krzesło obrotowe, na którym siedział zatrzeszczało ostrzegawczo, lecz on wyciągnął ręce w górę, napiął mięśnie i zaczął się rozciągać.

– Problem się powiększył. Jeśli znajdzie więcej sojuszników...

– Chwyta się czego popadnie, dlatego zorganizuję spotkanie z Martinezem. On jako jedyny jest chętny wpaść w paszczę lwa, aby uratować siostrę. Frido... – Danilo zwrócił się do mnie. – Wiem, że on jest naszym celem i chciałabyś go zobaczyć pięć metrów pod ziemią, ale jest on nam potrzebny.

Posępnie kiwnęłam głową na znak zgody. Nie miałam innego wyjścia. Wszystkie inne drogi wydawały się zbyt kręte i bez końca.

Zawsze istniało ryzyko, a w przypadku Martineza to była zdrada. Kochał swoją siostrę, to było bezsprzeczne i zrobiłby dla niej wszystko, ale przy tym łapałby się każdej okazji aby nam dopiec i pokazać kto dzierżył władzę. Santiago i Nazario byli podobni, a jednak inni. Zdziwienie brało mnie na myśl, jak takie charaktery mogły się dogadywać.

***

Skontaktowanie się z bratem Ariany nie było trudne, lecz trzeba było się napracować, aby osoby trzecie nic nie zauważyły. Zdrada Santiago mogła doprowadzić nas do zwycięstwa albo zguby. Osobiście wolałam pierwszy scenariusz, był znacznie przyjemniejszy.

Zdawaliśmy sobie sprawę, że tak jak my śledziliśmy każdy krok Nazaria i jego popleczników, tak oni robili z nami to samo. Czas mijał, zegar tykał.

Pomoc Thiago była bardzo ważna. Dzięki niemu wszystko posuwało się naprzód, a koniec tego wszystkiego wydawał się być bliżej, niż na to wyglądało.

Po przesłaniu Martinezowi zdjęć siostry i pozwoleniu na krótką rozmowę, ten zdecydował się z nami spotkać. W porównaniu do Nazario, on był gotowy na współpracę.

Mieliśmy się spotkać na neutralnym gruncie, gdzieś, gdzie żadne kule nie mogłyby nas dosięgnąć, a gdyby ktoś otworzył ogień on pochłonąłby wszystkich bez wyjątku. Terytorium sąsiedniego kartelu było bezpiecznym miejscem. Boss tamtejszego przestępczego światka miał ogromny dług u Danilo. Sam Ortega ręczył za tych ludzi. Ja byłam sceptycznie nastawiona, bo jakże teren szefa innego kartelu miałby być neutralny i bezpieczny?

Pustkowie, gdzie mieliśmy się spotkać było świetnie obstawione. Tak naprawdę myślałam, że spotkanie odbędzie się w jakiejś knajpie, bądź innym miejscu pełnym ludzi – myliłam się. Wcześniej ludzie Danilo kilkukrotnie sprawdzili okolicę i ziemię na wypadek min, bądź innego ustrojstwa. Ortedze bardzo nie podobała się moja chęć uczestnictwa w spotkaniu. Powtarzał mi do znudzenia, że moja obecność nie jest konieczna i on sam wyegzekwuje najlepsze warunki.

Nie zgodziłam się.

Przez uczucia, jakie do mnie żywił nie myślał racjonalnie. Dużo rzeczy mogło pójść nie tak jak trzeba, ale i tak musiałam być na miejscu, żeby w razie czego interweniować. Zgodziłam się nie wtrącać w negocjacje, ale miałam wolną rękę, jeśli zobaczyłabym coś podejrzanego. Tak się umówiliśmy z Danilo. Thiago miał nas ubezpieczać z bazy.

– Pamiętaj Frido. Zostajesz w samochodzie i pod żadnym pozorem się nie wychylasz. Wchodzisz tylko jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Nie chcę widzieć cię podziurawionej kulami – powiedział do mnie na odchodne Ortega.

Przyłożył obie dłonie do mych policzków i delikatnie pocałował w usta. Kilka razy przejechał po mojej twarzy wzrokiem, jakby chciał doszukać się fałszu, a ja sama miałabym wyskoczyć przed szereg wymuszając na innych spełnienie moich poleceń.

Wiedziałam z czym to się wiązało. Moje nadejście mogło spłoszyć i tak niechętnego do współpracy Martineza. Nie od dziś wiadomo, że nasze stosunki należały bardziej do tych chłodnych. Sam też zdawał sobie sprawę, że za to co zrobił, byłam gotowa wpakować w niego cały magazynek.

– Nie martw się na zapas. Wiem, co mam robić – zapewniłam. Mimo moich słów popatrzył na mnie wątpliwie.

– Jeśli coś ci się stanie... – Zagryzł dolną wargę i po sekundzie ją wypuścił. Gorączkowo nad czymś myślał, o czym świadczyła głęboka zmarszczka na środku czoła.

– Nie daj się zabić – odpowiedziałam, zanim dokończył myśl. – Santiago jest cwany i z pewnością ma plan awaryjny. Nie pozwoli, abyśmy mieli przewagę.

Ortega się roześmiał. Zmarszczki wokół jego oczu się pogłębiły, a uśmiech na twarzy zastąpił wcześniejszy grymas.

– Wiesz jak zepsuć romantyczną chwilę, co? – zapytał i ponownie obdarzył mnie swym śmiechem, który zamienił się o ton niższy, niż jego poprzednik. – Nie dam się zabić i wrócę do ciebie w jednym kawałku. W końcu muszę zdobyć twoje serce. – Wskazał na miejsce w którym bił mój narząd. – Czekaj na mnie Frido – dodał obdarzając mnie szybkim całusem.

Po chwili już go nie było. Patrzyłam, jak odchodził, a coś w mojej klatce piersiowej zaczęło mnie uciskać. Coś się zaczynało, coś kończyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro