*II* Nieadekwatna fala euforii

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedział w swoim pokoju zaczytany w książce. Kochał czytać, bibliotekę można było uznać za jego drugi dom. Często zdarzało mu się budzić wcześnie, razem ze słońcem aby poczytać w ciszy. W tych godzinach nie spał tylko on lub jego matka i siostra, które na zmianę co rano wychodziły na targ, dlatego nikt mu nie przeszkadzał. Był zaspany, minionej nocy śnił mu się Tadeusz i pole bielutkich margaretek. Gdy coś mu się śniło to zawsze budził się padnięty. Zwłaszcza gdy ów sen był w jakiś sposób interesujący. Usłyszał dochodzący zza ściany szloch. Podrapał się po ciemnej czuprynie.

-Przesłyszało mi się.- pomyślał i wrócił do lektury. Niepojący dźwięk zza ściany ponownie dotarł do jego uszu. Tym razem zerwał się z łóżka i wybiegł z sypialni. W salonie zobaczył resztę swojej rodziny, w tym płacząca siostrę. Matka uniosła na niego smutny wzrok.

- Co się stało?- zapytał, szykując się na najgorsze. Pan Bytnar, który dotychczas obejmował ramieniem swoją żonę, uniósł w górę gazetę w ten sposób, że Janek mógł zobaczyć pierwszą stronę. Chłopak chwycił pismo w dłonie. Czarne, grube litery uformowały się w zdanie: Niemcy zaatakowały Polskę. Poczuł jak łzy cisną mu się do oczu, ale udało mu się je powstrzymać. Z papierem w ręce pobiegł do swojego pokoju i pospiesznie ubrał się w losowe ciuchy znalezione w szafie, a potem wybiegł z mieszkania bez słowa. Nogi prowadziły go do domu Zośki. Czuł, że jego przyjaciel jeszcze nie wie, a powinien. Biegł najszybciej jak tylko potrafił, mijając po drodze smutnych ludzi. Stanął pod drzwiami tadkowego mieszkania i zaczął w nie z całej siły walić.

Zawadzki siedział z rodziną przy stole i spokojnie jadł śniadanie. Dopiero co wstał dlatego był w samych spodniach od piżamy i białym podkoszulku. Zdziwiony,że ktoś odwiedza ich o tej porze, wstał od stołu i leniwie powędrował do drzwi, przekręcił klucz i nacisnął metalową klamkę. Zobaczył przed sobą Rudego. W oczach niższego malowała się rozpacz i przerażenie, włosy miał roztrzepane, jego koszula była krzywo pozapinana i mokra. Mimo deszczu nie miał ze sobą ani kurtki, ani nawet parasola, w ręku dzierżył jedynie gazetę. Tadek chyba pierwszy raz nie cieszył się, że go widzi. Był przekonany, że brunet niesie złe wieści.

- Co się stało?- zapytał szatyn, na co nie usłyszał odpowiedzi, a jedynie otrzymał do ręki pismo. Drżącym głosem przeczytał nagłówek, potem spojrzał na trzęsącego się z zimna, przemoczonego Janka. Potem wyższy harcerz wtulił w siebie przyjaciela, podpierając podbródek na czubku jego głowy. Rudy już wtedy się nie powstrzymywał i zaczął moczyć łzami podkoszulek Zośki. On sam również po chwili uronił kilka łez.

- Co teraz będzie?- zapytał brunet.

-Jak to co? Będziemy walczyć. Wchodź, dam ci coś do przebrania. - szepnął w jego włosy. Chłopcy oderwali się od siebie, a ciemnooki pokiwał delikatnie głowa, ocierając wilgotne od płaczu policzki.

-Co się stało Tadziu? - krzyknęła z jadalni pani Zawadzka. Do wspomnianego pomieszczenia wmaszerowała dwójka harcerzy z prawdziwie ponurymi minami, twarze siedzących przy stole znacznie pobladły.

-Dzień dobry.- przywitał się cicho brunet.

-Dzień dobry, Janeczku.- opowiedzieli rodzice Zośki.
Tadeusz rzucił gazetę na okryty obrusem stół i bez słowa wraz z przyjacielem poszedł do swojej sypialni, zostawiając swoich bliskich z tą tragiczną wiadomością. Brunet usiadł na łóżku szatyna, który przeszukiwał szafę, w celu znalezienia odrobinę mniejszych ubrań. Tak, Janek miał znacznie mniejszy rozmiar od niego. W końcu wydobył z mebla beżową koszule i ciemne spodnie. Rzucił je towarzyszowi, który zaczął pozbywać się własnych, przemoczonych ciuchów.- Myślisz, że chłopaki już wiedzą?

- Nie wiem. Pewnie tak.- stwierdził ściągając z siebie biały podkoszulek, ukazując tym samym swój delikatnie umięśniony brzuch. Tadeusz spojrzał na niego i uśmiechnął się pod nosem. - Co się gapisz?

-Wcale nie.- spalił się ogromnym rumieńcem. Znowu został przyłapany.

-Wcale tak.

-Wcale nie.

-Jak dziecko po prostu!- roześmiał się.

-Odezwał się.- skomentował złośliwie, na co Rudy postanowił udawać obrażonego przez kilka sekund. Często się tak przekomarzali, to była nieodłączna części ich przyjaźni. Na ich smutnych twarzach pojawił się uśmiech. Nagle usłyszeli huk, ogłuszający, przeraźliwy huk.

- Co to było?- wzdrygnął się Rudy. Zośka wzruszył ramionami i podszedł do okna, co powtórzył po chwil brunet. W powietrzu unosił się szary, gęsty dym i kurz.

- Ubieraj się. Idziemy tam. - spojrzał na chłopaka, który miał na sobie jedynie bieliznę.

- Zwariowałeś?

-Być może.- Rudy zacisnął zęby i wykonał czynność, o którą poprosił go Tadek, który przebierał się w tamtym czasie z piżamy. Wzrok Bytnara zrobił dokładnie to samo co wcześniej ten Zawadzkiego, czyli powędrował na chude ciało harcerza. Potem oboje wyszli z sypialni.

- Gdzie idziecie, synku?- zapytała smutno Leona Zawadzka.

-Na spacer! - odpowiedział jej syn, po czym w mieszkaniu rozległ się trzask drzwi frontowych. Nie czekali na zgodę czy nawet opinię rodziców. Po prostu wyszli. Powietrze było tak zanieczyszczone pyłem, że aż ciężko było im oddychać. Podążali wzdłuż drogi, nagle zaczęły latać nad nimi samoloty, wydające przeraźliwe, głośne i dudniące dźwięki. Niebo wydawało się być aż czarne, przerażeni przechodnie spoglądali na nie, przyspieszając kroku. Janek odruchowo złapał towarzysza za rękę. Tadeusz zmarszczył brwi zdziwiony, ale nie przejął się tym za bardzo. Jego uwagę zwróciły gigantyczne flagi z dziwnym symbolem, wywieszane z budynków. Palce Bytnara jeszcze bardziej zacisnęły się na dłoni wyższego.

-Co to jest?- zapytał cicho brunet

- Nie wiem, ale nie wygląda to dobrze.- dopiero gdy znaleźli się na jakiejś cichszej uliczce mogli ochłonąć i dopiero wtedy dotarło do nich co zobaczyli. Wtedy też Tadeusz pojął, iż Janek od dłuższej chwili, kurczowo trzyma go za rękę. Wciąż słyszeli tamte samoloty oraz jakieś dziwne huki. Mimo to Zośka poczuł jak ogarnia go niewyjaśniona fala szczęścia. Tak, zdecydowanie nie powinien jej teraz czuć, jednak dotyk Rudego działał na niego jak jakiś eliksir szczęścia. -Patrz, widzisz to?- wskazał smukłym palcem na niższą kamienicę zza, której wystawał jeszcze kurzący i dymiący się, rozwalony budynek. Pociągnął chłopaka za trzymaną kończynę. Pobiegli w tamtym kierunku. Zatrzymali się na kilkanaście metrów przed nowo powstałą ruiną. Ukryci za ścianą, obserwowali sytuację. Kilku mężczyzn przekrzykiwało się po niemiecku. Byli jednak za daleko żeby Janek mógł usłyszeć i przetłumaczyć dialog szwabów.

-Halt! Fang sie!(Zatrzymać się! Łapać ich!)- zawołał jeden z nich do reszty swojej grupy. Rudy i Zośka rozwiązali splot swoich dłoni i rzucili się do ucieczki. Bytnar mimo tego, że miał znacznie krótsze nogi od swojego towarzysza to biegł odrobinę szybciej. Słyszeli pospieszne kroki i krzyki Niemców kilka metrów za sobą.

-Dawaj tutaj!- wrzasnął nienaturalnym głosem Zawadzki, pokazując ruchem głowy jakąś cieśninę pomiędzy ścianami. Chciał tamtych zmylić. Tym razem to on biegł pierwszy.

-Ałaa!- zawył brunet upadając teatralnie na ziemie. Tadeusz odwrócił się i zobaczył leżącego na bruku przyjaciela, którego lewa, dziurawa, nogawka spodni, w okolicy łydki powoli nasiąkała krwią.

-Cholera, Janek!- syknął i klęknął obok rannego. Rozejrzał się i nastawił ucha. Nie słyszał już Niemców. Mógł spokojnie pomóc przyjacielowi. - Coś ty zrobił?

- Potknąłem się. - mruknął ,uśmiechając się krzywo.- O to ustrojstwo.- uniósł w dłoni kawałek czerwonej cegły.

- Możesz wstać?- Janek podparł się o mur i spróbował nieskutecznie podnieść się do pionu.

-Nie. Chyba skręciłem kostkę.

-Wspaniale.- zironizował Tadeusz i wziął nieszczęśnika na ręce. Oh, jaki był zadowolony, że może go mieć tak blisko. Wspaniałe to było uczucie nieść drobne ciało Janka. Opatulać te chude rączki i nóżki. Sam Rudy też nie narzekał na to przeżycie jakim było bycie niesionym przez Zośkę. Była to trochę inna forma przytulania się do niego, co Bytnar bardzo lubił. W tym czasie przypomniało mu się, że jeszcze przed chwilą trzymał tadkową dłoń i w ten sposób maszerował ulicami Warszawy. Zaczął głowić się co mu w tamtym momencie przyszło do głowy i dlaczego Zawadzki nie miał nic przeciwko. Dlaczego nie protestował? Może po prostu nie chciał mu zrobić przykrości? Janeczek nie miał pojęcia. Ostatnio męczyły go różne myśli i pomysły dotyczące Tadzia. Nie wiedział dlaczego.

-Tadeusz?

-Hm? - spojrzał w dół, na niesionego przez siebie człowieczka.

- Nie chcę iść do domu.

- To gdzie chcesz iść?

- Na łąkę.-Rudy przypomniał sobie swój dzisiejszy sen o Tadku na margaretkowej polanie.

- Jaką znowu łąkę? - uniósł charakterystycznie brew.

- Tą za miastem.- Tadzio wiedział o jaką łąkę mu chodzi. Ciemnooki miał na myśli polankę za miastem, na której rosły dzikie kwiaty. Gdy byli młodsi to często organizowano tam zbiórki ich drużyny harcerskiej. Dotarcie na miejsce zajęło im niespełna pół godziny. Chociaż stwierdzenie to im tyle zajęło było raczej naciągnięte, ponieważ to Tadeusz dzielnie maszerował z dodatkowym obciążeniem w postaci Jana Bytnara. Kwitły ostatnie tego roku kwiaty, akurat były to wyśnione, bielutkie margaretki i bajkowe chabry, niebieskie niczym atrament wylany na kartkę papieru. Zawadzki posadził kompana na mokrej trawie, uwalniając zmęczone ramiona. Oj tak, poczuł ogromną ulgę. Potem usadowił się tuż obok. Rudy zaczął zbierać kwiatki i robić z nich wianuszek, którym po kilku minutach został ukoronowany Zośka.

- Zosieńka niczym z dziadów!- roześmiał się brunet wpatrując się w rozbawioną twarz wyższego.

- Na pewno wyglądam świetnie. - Bytnar kiwnął głową. -... Piękny jesteś. - rozmarzył się szatyn.

-Co?

- Nic, piękny wianek. Kto cię nauczył takie robić? - Zawadzki spalił rumieńca. Znowu go przyłapał. Szlag! Jan dobrze wiedział co usłyszał poprzednio. To była kolejna męcząca go myśl: Dlaczego Tadeusz nazwał go pięknym? Teraz to już nawet nie pamiętał o okropnym bólu nogi, który teoretycznie go męczył.

- Siostra. Ona jest w tym mistrzynią.

- Ty też. - potem nastała niezręczna cisza. Nigdy takiej ciszy między nimi nie było, co spotęgowało ich dyskomfort.

- Boje się, Tadziu. - westchnął młodszy harcerz.

- Ja też. - spojrzał na niego kątem oka, a ich kontrastujące kolorem oczy nawiązały kontakt. - Jak cholera.- dodał i poczuł na swojej dłoni cudzą. Janek znów zrobił to odruchowo, nie myśląc prawie w ogóle. Zacisnął mocniej palce. Tadek znów nie zareagował, na co Jan był ponownie zdziwiony. On tylko się uśmiechnął i po czuł jak ponownie zalewa go nieadekwatna fala euforii.

Hejka dziabdziaki! To był kolejny rozdzialik mojej rośki. Mam nadzieję, że wam się spodobał :3 Będę też dodawać piosenki, które mi jakoś pasują do rozdziału, tym samym tworząc playlistę do książki. Taka playlista pojawi się też za jakiś czas w ,,Jakby nie było jutra". Można sprawdzać, a ja postaram się to zrobić jak najszybciej ale konsultuje to z przyjaciółką, także sami rozumiecie. Jeszcze zrobi taktyczną reklamę mojego instagrama (deadbabyd0ll_) zapraszam xD. No, to ja już będę lecieć. PAPaPAPAPAPaapaA!!!!

Słup

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro