Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


(Cil) pov

Atmosfera w moim pokoju jest gęsta jak zupa mleczna naszego ojca, która jak już o niej wspominamy do najlepszych nie należała i pewnie nawet Madzie by zabiła, spotkanie trzech braci nigdy nie było tak niezręczne nawet kiedy mieliśmy gadać o naszych upodobaniach romantycznych. Te spotkania powstały właśnie po to abyśmy mogli na spokojnie przegadać braterskie sprawy o których nigdy w życiu nie pogadali byśmy z naszymi ojcami a które trzeba po prostu z kimś przedyskutować, jedyna zasada była taka że nie używamy tych informacji przeciwko sobie. Przeważnie nie mamy przed sobą sekretów, pomijając jakieś trywialne rzeczy ale obecna sytuacja była o wiele poważniejsza niż kto wypił piwsko starego. Palette ukrywa przede mną i PJ coś istotnego, musimy wiedzieć co.


-To jak Palette, zamierzasz w końcu coś powiedzieć w tym temacie? -udawał że nie słyszy pytania PJ'a, było widać że jest zakłopotany, sam nie wiedział co powiedzieć- Im dłużej milczysz tym dłużej będziemy tu siedzieć, nie zamierzam cię wypuścić aż nam wszystkiego nie wyjaśnisz.


-Niby jak długo tu wytrzymacie? W końcu i tak trzeba będzie iść na obiad.


-O to się nie martw my już jedliśmy- odparł PJ z miną upartego osła, pomimo solidnej zjebki jaką dostał od Inka jakoś się trzymał i nadal starczyło mu sił na doszukiwanie się prawdy. Palette wyglądał na coraz bardziej sfrustrowanego, kręcił się na krześle i chyba intensywnie myślał, po raz pierwszy w życiu, w końcu westchnął i zwrócił się ku nam.


-Dobra już dobra. Wyjaśnię wam to delikatnie, wszyscy jesteśmy dziećmi Inka, to wiecie. Ale ja nie jestem dzieckiem Errora.-spojrzeliśmy najpierw po sobie z PJ po czym nasz wzrok skierował się na najstarszego z naszej trójki.- To było zanim starzy wzięli ślub, byli w związku we troje, Ink, Error i jeszcze jeden szkielet, Sheet. Wpadli ze mną któregoś razu, nie wiem dokładnie czy poróżnili się o to o czym myślę, ale podejmowałem różne próby rozmowy jeszcze jako dzieciak. Do dzisiaj nic mi nie powiedzieli, myślę że się rozstali przez pracę Sheeta, rzekomo w tamtym czasie robił dla CBŚ czy ekipy SWAT, chyba nie chcieli ryzykować że go stracą więc uznali że najlepiej będzie się z nim rozstać. Poszukałem dobrze w papierach i znalazłem go jakiś czas temu, postanowiłem się z nim skontaktować, to już będzie z 8 miesięcy od naszej pierwszej rozmowy.


-Palett.-zwróciłem na siebie uwagę pozostałej dwójki- ale (T.I) też jest dzieckiem Sheeta, to ona jest-- -PJ przerwał mi w pół zdania.


- --Twoją w tym po części naszą, przyszywaną - ale nadal, siostrą?- patrzyliśmy na niego w oczekiwaniu, zestresowani.


-Jeśli, powtarzam JEŚLI jest jego biologicznym dzieckiem, co można wykluczyć ale nie wiemy tego na pewno, to TAK.


~Time skip~ ok. 1 tydzień

Nigdy nie lubiłem chodzić do lekarza, na przychodni dawało chemią jak w Rossmanie jeszcze przed wejściem, a ściany jakby ktoś je pomalował przed narodzinami Rodowicz i od tamtego czasu nie ruszane. Czekamy tu już z 2 godziny na wyniki badania naszego szpiku kostnego, miały być już dawno zrobione ale ktoś był za leniwy żeby nas tu wcześniej przywieźć. Jakiś lekarz w końcu do nas podszedł i przekazał nam karty pacjenta, w końcu mogliśmy wrócić do domu. Jeszcze podczas jazdy samochodem PJ zaczął przeglądać papiery.


-Chłopaki, wy tu macie zaznaczoną jakąś zgodność genetyczną której u mnie nie ma.


...


-CO/CO!?


(W domu)

Dochodzi 23 w nocy a my dalej we troje przeglądamy medyczne strony internetowe tylko po to żeby ogarnąć co jest napisane w tych głupich papierach. Przejrzeliśmy najbardziej lewe i wiarygodne strony internetowe, a dowiedzieliśmy się z tego mniej więcej tyle że ja i Palette mamy w sobie pewną zgodność genetyczną której nie ma PJ. Rzekomo jest to znamie w kształcie gwiazdy Pal ma takie na kości ramiennej prawej ręki ale ja u siebie nigdy takiego nie zauważyłem mimo że dla pewności dwa razy sprawdziłem swoje wszystkie kości, to raczej nie możliwe żeby było we wnętrzu czaszki. 


-Ej Cil, schowaj włosy.


-Co?


-No włosy schowaj może to znamie masz na łbie pod tymi kłakami.


Po raz nie pierwszy w życiu Pal się nie pomylił, po schowaniu moich magicznych włosów okazało się że na lewym płacie czaszki kryła się gwiazda wielkości piłki pingpongowej, pomijając że czułem się dziwnie bez moich włosów to jeszcze dziwniej się czułem ze świadomością że miałem przez całe swoje życie na sobie coś o czym nie miałem pojęcia. Kiedy włosy wróciły poczułem się bardziej komfortowo, porównując oba znamiona nie wiele się od siebie różniły, pięcio ramienna gwiazda z nieco nie regularnymi liniami, określił bym je nawet trochę krzywymi, oraz odrobina plamek do okoła mniejsze lub większe, trochę jak piegi. Moja była niebieska, Paletta czarna. Żadne z naszych rodziców raczej nie posiadało takiego znamienia, gdyby tak było PJ też by je miał, raczej, jednak najbardziej prawdopodobne jest to że należy do Sheeta ale na to też nie mamy całkowitej pewności.


-To co teraz tylko trzeba sprawdzić czy (T.I) też ma takie znamię i dowiemy się czy na serio jesteśmy spokrewnieni.


-Aaalbo mogę zapytać Sheeta o to następnym razem jak go spotkam, czy oni też mają znamiona. Pozatym Cil jakbyś chciał sprawdzić czy (T.I) ma to znamię, nawet gdyby takie miała to jaki byłby sens nam o tym mówić?


W jednej chwili zdałem sobie sprawę z głupoty z tych słów i z tego jak dziwnie musiało to zabrzmieć dla osoby trzeciej, szczerze nie przemyślałem tego to było po prostu pierwsze co mi przyszło do pustego łba. Odwróciłem głowę mamrocząc słowa zgody na podsumowanie starszego brata próbując jednocześnie zapomnieć o tym co padło z moich ust. Nie wiem czemu to była pierwsza rzecz która przyszła mi na myśl, gdyby (T.I) była szkieletem z ustaleniem naszej zgodności "krwi"nie byłoby takiego problemu. Jednak jeśli jest naprawdę jego córką jej ludzki rodzic musiał mieć naprawdę cholernie silne geny i duszę, skoro pomimo o wiele większej przewadze szkielecich genów jest człowiekiem. BA ona nawet nie wygląda jak ojciec, jest w porównaniu do niego drobna, raczej słabsza nawet koloru oczu nie odziedziczyła, nigdy też nie widziałem żeby używała jakiej kolwiek magii transformacji, lewitacji, teleportacji ani żadnej innej, nic jedno wielkie 0.


-Chłopaki, widzieliście kiedyś żeby używała magii?...-Cicho zapytałem.


-Kto? (T.I)? W sumie to nie, wszędzie chodzi na pieszo, robi wszystko sama bez używania magi. Chociaż dokładnie nie wiem za rzadko ją widuję.


-Ja też nic nie zauważyłem, a chyba raczej gdyby ją miała użyła by jej żeby się przede mną bronić, jeśli nie celowo to chociaż instynktownie powinna zadziałać jej dusza.- podsumowanie PJ'a dało mi do myślenia i coraz bardziej ciekawiło mnie kim jest drugi rodzić (T.I) skoro potrafił zdominować szkielecie geny do tego stopnia że nawet gen magii ni przeszedł na tę dziewczynę.

=================================================================

mam wrazenie że cała ta książka jest napisana po kidowsku xd albo ją skończę albo zresetuję w pizdu i zacznę pisać od nowa i może sobie wyrobię regularność w końcu, oczywiście zmienię wtedy trochę fabułe i była by na pewno dokładniejsza i bardziej przemyślana

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro