Rozdział siódmy: kochają niektórzy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwszy dzień Przejścia.

Po tamtej nocnej rozmowie szybko zasnęli. Żadne z nich nie miało chęci kontynuować dialogu, który prowadził tylko do kłótni. Jednak po przebudzeniu czuli, że coś ciężkiego wisi w powietrzu. Musieli dokończyć rozmowę. Zaczął Kai.

- Ama, ja... chciałem cię przeprosić za wczoraj. Byłem wobec ciebie niemiły... nie mówiąc ci niczego oczekiwałem, że zrozumiesz wszystko... przepraszam.

- Nic się nie stało - Amanita uśmiechnęła się. - Przeprosiny przyjęte.

- Nie, nie mów tak... ja... jestem ci coś winien. Jestem ci winien historię. - mówił wolno i niepewnie, ale mówił. - No więc... to było dawno... bardzo dawno temu. Mieszkałem wtedy ze starszą siostrą i... przyjacielem? Nie wiem jak go nazwać. Był dla mnie... wszystkim. Nazywał się Tiannick, ale mówiłem na niego Tian. Tian... był naprawdę wyjątkowy. Nigdy mnie... nie dyskryminował, choć nie byłem... taki jak on. Zawsze widział we mnie to, co najlepsze. Tak jak ty. Macie... identyczne spojrzenie, wiesz? I ten sam kolor oczu. Miał zielone oczy... Ale jego włosy były zupełnie inne, białe...

- Co się stało? - drżącym głosem zapytała Amanita.

- Tian... okłamał mnie. Powiedział mi... powiedział mi, że mogę zrobić coś, czego nie mogę. Ja... uwierzyłem mu. Tydzień później Tian... zamordowali go. Przed śmiercią wyznał mi, że... że mnie okłamał. Ale powiedział, że... że ja mogę się tego nauczyć. Że muszę spróbować. Kazał mi obiecać... a ja obiecałem. Jednak nie mogę spełnić tej obietnicy. To... niemożliwe.

- Co mu obiecałeś?

- Że... że nauczę się czuć. Ale... ja nie potrafię, Ama... nie potrafię! Tak bardzo... tak bardzo bym chciał... ale to niemożliwe. Po co... po co miałbym coś czuć, skoro do mnie i tak nikt nie mógłby żywić pozytywnych uczuć?

- Kai... Pamiętasz? - po tych słowach zaczęła śpiewać. - Też jesteś człowiekiem, też serce posiadasz. Także innych kochasz, także innych zdradzasz. Też cię nienawidzą, kochają niektórzy. Też prawie jak każdy, lubisz zapach Róży... Kai... na pewno są na tym świecie ludzie, którzy cię nienawidzą, ale są też ludzie, którzy cię kochają...

- Kto? Kto mógłby mnie pokochać?

- Tian. On cię kochał, Kai, wiem to. A ty... ty kochałeś jego.

- Nie.

- Kai... nie wypieraj się tego, uczucia nie są niczym złym. Tak, bolą, ale... ten ból jest częścią człowieczeństwa.

- Ja nie jestem człowiekiem.

- O, a to coś nowego. To kim jesteś? - cisza. - Tak myślałam. Kai... kiedyś znowu zaczniesz czuć. Tian miał rację, będziesz się musiał tego nauczyć, ale kiedyś ci się to uda.

*

Szli ośnieżoną ścieżką przez las. Wszędzie, gdzie nie spojrzeli było biało. Kaiowi podobał się śnieg. Przypominał mu włosy Tiannicka. Wędrowali tak już od kilku godzin, ale wcale nie mieli zamiaru wracać. Uwielbiali włóczyć się we dwójkę po okolicznych lasach. Aluma nie rozumiała tej pasji, wolała siedzieć w stodole na sianie, otulona szczelnie kilkoma kocami i czytać, czego z kolei nie mogli zrozumieć Tiannick i Kai. Ale nie przeszkadzały im te różnice. Byli rodziną (choć nieco patchworkową) i tylko to się liczyło.

- Kai - zaczął nagle Tian. - Wiesz, myślałem o czymś.

- Myślałeś? To coś nowego - Kai uśmiechnął się złośliwie.

- Kiedy zrobiłeś się taki wredny?

- To wszystko twoja wina. Musiałeś spartaczyć robotę.

- Co racja, to racja. W każdym razie, myślałem nad czymś wyjątkowo intensywnie. Zgadniesz nad czym?

- Nie.

- Nudziarzu... myślałem nad twoimi uczuciami, Kai. I doszedłem do wniosku, że możesz czuć. Zdecydowanie możesz.

- Ale Tian, przecież ja...

- Wiem. Ale patrz, jesteś teraz zaskoczony, czyż nie? A to też jest uczucie. Jednak, mówiąc szczerze, nie o tym rodzaju uczuć myślałem. Raczej o tych... bardziej złożonych. Takich jak miłość. Ciągle się teraz gada o miłości, zauważyłeś? Mnie też się to ostatnio uczepiło. Prawdę mówiąc, myślę nawet, że nawet zacząłem ją czuć.

- Ah tak? To kto jest takim pechowcem, że Tian go sobie upatrzył?

- Prawdę mówiąc... to ty.

- ...co?

- Kai, wiem, co powiesz, wiem, że nie jesteś na to gotowy, wiem, że potrzebujesz czasu by oswoić się z tym, że możesz czuć... Ale wiedz, że masz taką możliwość. Dałem ci ją. Naprawdę. A co do miłości... po prostu poczekajmy. Daj mi szansę i zobaczymy co będzie.

- Więc mówisz, że ja mogę czuć? Także miłość?

- Powtórzyłem to już dokładnie... czekaj, niech policzę...

- Nie licz. Wystarczy mi ta wiedza. Więc mogę... Wiesz co? - zapytał nagle. - Myślę, że ja... ja też zacząłem czuć miłość.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- To, że ja... ja chyba też cię kocham, Tian. Alumę też kocham, ale... inaczej. Jej nie chcę pocałować - zaczerwienił się, gdy zrozumiał, co właśnie powiedział.

- Kai? Co ty właśnie...?

- Zapomnij, że to powiedziałem! - jęknął.

- Nie mam zamiaru - odparł Tian, a potem zatrzymał się i spojrzał Kaiowi głęboko w oczy. - Nie mam zamiaru zapomnieć o tym, co powiedziałeś.

Jedynymi świadkami ich pocałunku były milczące, zaśnieżone świerki.

*

Sanie pędziły po drodze. Wracali właśnie z wioski, gdzie Tian chciał sprzedać kilka swoich wynalazków. Śmiali się radośnie i żartowali. Gdy dotarli do domu, Kai poszedł odstawić konie do stajni, a Tian pobiegł się ogrzać. Był o wiele bardziej wrażliwy na temperaturę od Kaia. Chłopak pomachał siedzącej w stodole Alumie, a ona odmachała mu. Potem minął stodołę i wprowadził zmarznięte zwierzęta do stajni. Właśnie odłączał konie od wozu, gdy usłyszał krzyk. Pobiegł do domu, ale było już za późno. Tian leżał w kałuży krwi.

- Tian! Tian, proszę, odezwij się...

- Kai... - zakaszlał i splunął krwią. - Ty idioto... tylko nie mów mi, że płaczesz...

- Tian... Tian... - był zdolny tylko do tego, by powtarzać jego imię.

- No już... - znowu zakaszlał. W tej samej chwili podbiegła do nich przerażona Aluma. - Chodźcie to oboje... Nie mam wiele czasu... Ja... okłamałem was. Nie dałem wam możliwości czucia. Wy... sami musicie ją wypracować. Jesteście... bardzo blisko, by wam się to udało... I uda się, tylko... Kaiu, Alumo... nie możecie... nie możecie zamknąć się w sobie, nie... nie możecie przestać czuć... Alumo... będę tęsknił za twoją miłością do kaiążek... Kai... będę tęsknił za... twoimi oczami... są... piękne... Przykro mi, że... że nam się... nie udało... Ale obiecaj mi... obiecujcie mi, że... że nie przestaniecie czuć... obiecajcie!

- Obiecuję - pewnym głosem odparła Aluma.

- O-obiecuję ci to, Tian - wyszlochał Kai.

- Dobrze... teraz... musicie wiedzieć, że...

Nie zdążył. Śmierć była szybsza.

*

Kai siedział po turecku i patrzył tępo przed siebie. Amanita powiedziała mu, że może nauczyć się czuć. Powiedziała, że Tian miał rację. Dogadaliby się, przemknęło chłopakowi przez myśl. Tian i Amanita... szkoda, że nigdy nie było im dane się poznać...

Westchnął ciężko. Gdyby Tiannick był tu teraz, i powiedział mu dokładnie to samo, co rudowłosa księżniczka Kallionu, Kai bez wachania by mu uwierzył. Ale Ama nie wiedziała o nim wszystkiego, nie znała prawdy, więc jak mogła wiedzieć, że Kai może czuć? Ah, gdyby tylko wiedziała że...

- Kai? Wszystko w porządku?

- Co? Tak, jasne... - odparł niepewnie.

- To czy w takim razie mógłbyś mi pomóc?

- W czym?

- Umiesz... zaplatać warkocze?

- Czemu pytasz? - zdziwił się. Wyglądał też na lekko wystraszonego.

- No... nie lubię tego robić, pomyślałam, że może mógłbyś mi pomóc...? Ehhh, prawdopodobnie po prostu chciałam jakoś zacząć rozmowę, a nie miałam pomysłu więc...

- Rozumiem. A odpowiadając na twoje pytanie, nie umiem. Niby czemu miałbym umieć?

*

- Ugh - jęknął Kai. - To jest... okropne! Podaj mi nożyczki, obetnę to coś!

- Kai, uspokój się. Masz długie włosy, żebyś mógł sobie wybrać dowolną długość. Tobie już nie odrosną, wiesz przecież - cierpliwie tłumaczył mu Tian. - Poza tym Alumie się podobały.

- Ale Aluma jest kobietą! A ja nie! Przeszkadzają mi, wkurzają mnie...

- Dobrze, dobrze, obetnę ci te głupie włosy. Ale... róbmy to stopniowo, dobrze? Żebyś zobaczył, w jakiej długości jest ci najlepiej i potem nie żałował swojej decyzji.

- Jak chcesz, byleby były krótsze.

*

- I jak? - spytał Tian.

- Za długie.

- Jesteś pewny?

- Mhm.

- W takim razie obetnę ci je tak... do łopatek. Będzie ci ładnie w tej długości.

- Tian...

- Oh, przestań! Poza tym włosy zawsze można związać i wtedy nie przeszkadzają. Zrobię ci warkocz i zobaczysz, jak to będzie.

- Warkocz?

- Taka fryzura.

Nożyczki ponownie poszły w ruch, obcinając kolejne centymetry długich, kasztanowych włosów. Potem Tiannick starannie splótł resztę włosów w długi, gruby warkocz.

- Wyglądasz ślicznie - stwierdził białowłosy.

- Wcale nie - zaprotestował Kai. - Ale wiesz co, Tian? Tak sobie myślę, że tobie byłoby ładnie w tym... warkoczu.

- Sobie bym takiego zrobić nie umiał - uśmiechnął się tamten. - A poza tym mam za krótkie włosy...

- To zapuść. Tobie przecież urosną. A co do warkocza, ja mógłbym go zrobić.

- Brzmi nieźle.

- A wracając do mojej fryzury...

- Tak?

- Obetnij mi ten cholerny warkocz. Nie zmienię zdania choćby za pięćset lat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro