Anioł z karą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Chase

Odszedł. Tępo wpatrywałem się w drzwi, którymi przed chwilą on opuścił nasz pokój. Chłonąłem nozdrzami jego zapach, unoszący się i mieszający z moim.

Chciałem go zatrzymać, jeszcze tyle mu nie powiedziałem, ani nie pokazałem. Upadłem na kolana, trzymając w objęciach jego niewidzialne ciało. Wyobrażałem sobie, że on wciąż tu jest. Że obudzę się jutro wcześniej niż on i będę wpatrywał się w niego jak w mój największy skarb, tak, jak robiłem to codziennie dotychczas.

Pogrążony w śnie wyglądał jak anioł.

Niewinny, boski i skrzywdzony.

Nathaniel był aniołem, który otworzył niewłaściwe drzwi skuszony ciekawością, a jego życie na ziemi, jest jego karą.

Blizny na rękach to odliczane dni do momentu, w których wróci do nieba.

Podejmując próbę samobójczą, błagał tego, który go tu zesłał by mógł wrócić i by mu przebaczył.

Tym kimś nie był Bóg, bo on do takich nie należy. Nie śmiał by się cierpiącemu człowiekowi, aniołowi ani nikomu w twarz.

Gdyby Nate był aniołem Boga, byłby z nim w niebiosach, szczęśliwy i bez trosk.

Musiałem go zobaczyć tej jeden, ostatni raz. Wtulić się w jego ramiona i zaciągnąć się jego kojącym dla mnie zapachem, jak narkotykiem.

I przekazać mu tą jedną wiadomość, której być może nigdy nie odszyfruje, ale ja będę wiedział.

Będę wiedział, że on usłyszał to z moich ust.

Wstałem prędko z ziemi, i jak opętany pobiegłem w stronę drzwi pokoju, a następnie przez korytarz do wyjścia z oddziału.

Mijałem zdezorientowanych pacjentów, ale nie przejmowałem się.

Liczył się on, on, i tylko on.

– Nie biegamy! – krzyknęła do mnie pielęgniarka, widząc mnie wpadającego w zakręt obok gabinetu lekarza.

Nie przejąłem się jej ostrzeżeniem, a jedynie przeskanowałem wzorkiem, dając jej do myślenia by nie przeszkadzała mi.

Biegłem dalej.

To już niedaleko, jeszcze jedna prosta i dotrę do drzwi.

– Nate! – wrzasnąłem widząc jego posturę znikającą za rogiem.

Wbiegłem w niego, nieudolnie próbując się zatrzymać i otoczyłem go mocno ramionami.

On, nieco zaskoczony, odwzajemnił mój gest, zaciągając się zapachem moich włosów.

– Muszę ci coś powiedzieć – szepnąłem tak, by tylko on usłyszał.

Nie czekałem na jego odpowiedź, nie było na to czasu. Musiał to usłyszeć, musiał.

Nie wiedziałem czy zrozumie, czy coś odpowie, czy po prostu to oleje.

Wiedziałem natomiast to, że wtedy ja będę miał to w sercu, że to ode mnie usłyszał.

– The sunset is beautiful, isn't it?* – powiedziałem, a moje oczy zaszły się łzami.

– Ca va aller, chérie*– wyszeptał.

Zrozumiałem, co jasno wskazywało na to, że on też.

Chłopak przyciągnął mnie mocniej do siebie, zamykając w kojącym dla mnie i mojego serca uścisku.

Zaciągnąłem się jego świeżym zapachem, który zapamiętam już na zawsze.

Najtańszy dezodorant, nikotyna i gumy do żucia, które jadł kilogramami.

Do jego ulubionych, należały Airwaves'y.

– Nathaniel, mama czeka. – powiedziała pielęgniarka, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że nie powinno mnie tu być.

Przepraszającym wzrokiem spojrzałem na nią i odsunąłem się od chłopaka.

– Ca va aller, pamiętaj.

Kiwnąłem głową, patrząc w jego oczy.

Oczy to była jedyna część człowieka, która pozostawała niezakłamana.

Oczy zawsze mówiły prawdę, nawet w najgorszej sytuacji, a tym bardziej, gdy nie chcieliśmy by ktoś widział prawdę.

Z jego źrenic wyczytałam trzy słowa, wszystkie uderzająco mocne.

Ból, tęsknota, ale i nadzieja.

Nathaniel wraz z przekroczeniem progu oddziału, zaczynał nowe życie.

Miał nadzieję, że będzie lepiej i chciał by tak było.

Właśnie dlatego wychodził.

Bo wierzył, że będzie lepiej i wiedział, że będzie się starał cholernie mocno, by faktycznie tak było.

Ja musiałem tu jeszcze zostać, by dość do tego momentu w swoim umyśle, co on.

Każdy z nas toczył walkę z samym sobą, a w nas żyły dwie armie.

Nazywały się kolejno nadzieja i śmierć.

Toczyły bitwę przez cały czas, codziennie.

Nadzieja mówiła: „będzie dobrze", „nadejdą lepsze dni", „jesteś potrzebny".

Z kolei śmierć: „po co to wszystko ciągnąć, wystarczy jedna kreska i przestanę się męczyć", „nikt mnie nie potrzebuje", „będzie lepiej jeśli umrę".

W umyśle Nathaniela, wygrywała nadzieja, która dała mu siłę by walczyć.

By pozostać czystym i już nigdy do tego nie wrócić.

Patrzyłem, jak chłopak odchodzi, zostawiając za sobą wszystkie złe chwile, które mu się przytrafiły. Zostawił tu żyletki, leki, które chciał przedawkować i wódkę, która miała mu w tym pomóc.

Zatrzymywał natomiast wspomnienia, dobre i złe. 
Te smutne i dołujące, zatrzymywał po to, by pamiętać, że już nigdy nie może wrócić do tego, co je stworzyło.

Do moich uszu dotarł dźwięk zamykających się drzwi oddziałowych, a za nimi Nate'a.

Przez grubą szybę, jeszcze przez ułamek sekundy mignął mi widok jego brązowych włosów, które tak bardzo lubiłem dotykać.

Obróciłem się na pięcie i powolnym krokiem ruszyłem w drogę powrotną.

W moich uszach dudniły jego słowa, które mają być moim napędem do wygrania walki.

Ca va aller, ca va aller.

Widziałem ruch jego warg wypowiadające to zdanie, które potem zamieniły się w mały, lecz szczery uśmiech.

Czułem brak.

Wiedziałem, że od teraz wszystko się zmieni. Do naszego pokoju, dołączy ktoś nowy, i już nie będzie nasz. Na jego łóżku, spać będzie inny chłopak, i jego miejsce już nie będzie jego.

Krzesło, na którym siedział wtedy, na terapii grupowej, też nie będzie już zajmowane przez jego osobę, a jakąś inną, która podobnie jak on musi wygrać swoją wewnętrzną walkę.

Cieszyłem się, że jest z nim lepiej, ale z drugiej strony wiedziałem, że jego brak może źle wpłynąć na mnie.

Dlatego będę pamiętał jego słowa.

Ca

Va

Aller,

Chérie.

On przybył, zobaczył i zwyciężył.

A ja, przybyłem i zobaczyłem.

Pozostało mi jedynie zwyciężyć.



Not. od autorki - Cześć! Mam nadzieję, że podoba wam się kreowana przeze mnie historia, oraz że przyjemnie mam się ją czyta. W razie jakiś uwag, byłabym wdzięczna o komentarz z informacją :)




*Ca va aller, chérie - będzie dobrze, kochanie.
* The sunset is beautiful, isn't it? - w romantycznym znaczeniu, „kocham cię, ale pozwalam ci odejść" w dosłownym, „Zachód słońca jest piękny, czyż nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro