Maska szczęścia Julii

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Usiadłem na swoje łóżko i wplotłem palce w kosmyki swoich włosów.

On mnie pocałował.

Dalej trudno było mi dopuścić do siebie, co się tak właściwie stało. Chłopak, na którego jeszcze przed chwilą krzyczałem, najzwyczajniej w świecie się na mnie rzucił z pocałunkiem. Co dziwniejsze, ja się na to zgodziłem. Mimo wszystko, nie żałowałem tego, co zrobiłem.

Nie żałowałem, że jego wargi zetknęły się z moimi.

Nie żałowałem, że oddałem ten pocałunek.

Ja po prostu sam o tym nie wiedząc, chciałem tego.

Ten gest, jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że potrzebuję go w swoim życiu. On jest moją drugą, lepszą połową. Chase daje mi nie możliwe do wytłumaczenia szczęście. Znamy się od niecałych dwóch dni, a on już wywołuje u mnie tak zapomniane i uśpione we mnie emocje.

Odsapnąłem głośno i położyłem się na łóżku. Tępo wpatrywałem się w sufit, jakbym próbował doszukać się jakiś kształtów. Zupełnie straciłem poczucie czasu.

Z zamyślenia wyrwały mnie szybkie kroki, które dosłyszałem w korytarzu. Prędko podniosłem się z łóżka i otworzyłem drzwi swojego pokoju.

Dostrzegłem cały personel, biegnący w stronę damskich łazienek. Jedna z pielęgniarek, w swojej chudej dłoni trzymała niewielką apteczką pierwszej pomocy.

Każdy z nich, na swoich twarzach miał inne emocje. Na jednej z nich, dostrzegłem strach, na kolejnej złość, a na ostatniej z nich – najzwyczajniejszy spokój. Zastanawiało mnie, co mogło się stać, że wszyscy na oddziale aż tak się przejęli.

Podążyłem za ostatnią z pielęgniarek, podobnie jak reszta osób, które prawdopodobnie również usłyszały szum.

Zebraliśmy się tuż obok drzwi do łazienki, by zobaczyć jak najwięcej.

Była nas tam około piątka – ja, Sam, Tom, Sarah i Whitney.

Jako najwyższy z obecnej piątki, widziałem najwięcej, czyli tyle, ile było możliwe. Większość obrazu, zasłaniały pielęgniarki, więc dla osób niższych niż, praktycznie niemożliwe było zobaczyć cokolwiek. Gdy dostrzegłem, co się dzieje i co powoduje taki rumor na oddziale, przeraziłem się.

Leżała tam młoda, trzynastoletnia Julia. Najmłodsza z nas wszystkich, którzy tutaj byli.

Cała we krwi, z podciętymi żyłami, wyglądała okropnie. Jakim cudem, tak młoda osoba zadaje sobie taki ból? Dlaczego trzynastolatka aż tak nie radzi sobie ze swoimi problemami, że próbuje odebrać sobie życie?

Zupełnie tego nie rozumiałem.

Miała przed sobą jeszcze tyle czasu.

Gdy ją widywałem, wyglądała na uśmiechniętą. Miałem wrażenie, że była szczęśliwa.

Chyba jednak nie jest.

- Hej! – krzyknęła jedna z pielęgniarek, która zauważyła nasz wzrok, patrzący na całe zdarzenie. – Wynoście się! To nie przedstawienie! – dopowiedziała, zamykając nam drzwi przed nosem. Nieco zdezorientowani, przeskanowaliśmy siebie nawzajem wzrokiem i oddaliliśmy się od miejsca zdarzenia.

- Nathaniel? – zapytała Sam. Była niebinarna, dlatego starałem się szanować tą zasadę, której się trzymała, więc gdy zwracałem się do niej, używałem zaimków, które chciała by były używane. – Widziałeś coś?

Potaknąłem głową i gestem dłoni pokazałem, by Sam poszła za mną.

Oddaleni nieco od reszty, zdecydowałem się powiedzieć, co dostrzegłem.

- Julia – powiedziałem cicho. – podjęła próbę samobójczą. Podcięła sobie żyły. – wytłumaczyłem nieco zdezorientowany.

Sam zaszkliły się oczy, a swoją chudą dłonią objęła swoje policzki.

Po jej bladej twarzy, popłynęła pojedyncza łza.

Lubiłem się z Sam, dlatego wyciągnąłem w jej kierunku ręce w geście objęcia. Zrobiłem to, by choć trochę poczuła wsparcie w tej trudnej dla niej sytuacji.

Sam była chudą, nieco niższą czternastolatką, o wrażliwej duszy. Przyjaźniła się z Julią, więc jej ewentualne zniknięcie z tego świata, na nowo mogłoby rozszarpać jej kruche serce.

Dziewczynie zostały niecałe trzy dni do wyjścia z ośrodka, lecz zapewne przez czyn Julii, jej pobyt znacznie się przedłuży.

Na swojej szarej koszulki z nazwą mojego ulubionego zespołu, poczułem dosyć sporą plamę wody.

Były to łzy Sam. które ciurkiem sączyły się nieskoczenie, jak u fontanny.

Po dłuższej chwili trzymania dziewczyny w moich objęciach, odsunęliśmy się od siebie.

- L-lepiej już pójdę. – powiedziała, pociągając nosem i przecierając swoje powieki, które brudne były od czarnego tuszu i cieniu do powieki.

Uśmiechnąłem się do niej i patrzyłem, jak powolnym krokiem odchodzi w głąb korytarza, do swojego pokoju.

Do moich nozdrzy doleciał metaliczny zapach krwi, którą właśnie ścierała jedna z pielęgniarek.

Podszedłem do nieco uchylonych drzwi i zapukałem w nie.

- Proszę. – powiedział damski głos, zapewne myśląc, że jestem jedną z osób z personelu.

Wychyliłem się z zza rogu i powoli wkroczyłem głębiej pomieszczenia.

- Przepraszam – zacząłem niepewnie. Głowa kobiety obróciła się szybko i obrzuciła mnie serdecznym uśmiechem. Na szczęście, sprzątała tutaj pani Selina, z którą bardzo się lubiłem. Była ona miłą i bardzo troskliwą kobietą. Gdy umieścili mnie tu tuż po próbie, ona się mną zajmowała i umilała mi dzień.

- Nathaniel! Słońce. – podeszła do mnie i złapała za moje policzki. Kobieta była nieco starsza, więc by mogła sięgnąć mojej twarzy, musiałem nieco przykucnąć. Uśmiechnąłem się do niej radośnie, podchodząc do niej bliżej. - O co chodzi, kochanieńki?

- Co z Julią? – zacząłem od razu.

Kobieta pochmurniała, a kąciki jej ust opadły.

- Biedulka. Nie powinna była tego robić, tyle jeszcze miała czasu...- mówiła ze smutkiem w głosie pielęgniarka. – Młoda, ładna, prawie się wyleczyła. – kontynuowała swój monolog.

- Proszę pani. – przerwałem jej. Nie interesowały mnie jej komentarze na ten temat. Chciałem po prostu wiedzieć, co z trzynastolatką. – Czy ona żyje?

Kobieta umilkła i spojrzała w moje ślepia.

- Dalej walczy. – powiedziała cicho.

Odetchnąłem z ulgą i obróciłem się na pięcie.

- Dziękuję pani. – odpowiedziałem spoglądając na posturę starszej kobiety. Uśmiechnęła się do mnie, po czym zniknęła za rogiem drzwi, które przekraczałem.

Wplotłem swoje palce w kosmyki moich włosów i przeczesałem je.

Plama po łzach Sam, zdążyła już wyschnąć, dzięki czemu bez problemu eksponowałem grafikę zespołu Arctic Monkeys, których byłem ogromnym fanem. Charakterystyczne fale dźwiękowe na środku, przypominały mi piosenkę „I wanna be yours", dzięki której poznałem ten cudowny zespół.

Westchnąłem cicho i udałem się do męskich toalet, by odpocząć od ludzi i całego natłoku myśli. To było jedyne miejsce, w którym mogłem cieszyć się muzyką bez obawy, że ktoś mnie niepochlebnie skomentuje.

Szedłem w zupełnej ciszy przez długi, pełen szarości i jakby niekończący się korytarz naszego oddziału.

Wsłuchałem się w melodię, którą o parapet stukał deszcz. Smutna pogoda, jaka dziś nawiedziła Anglię jeszcze bardziej mnie przygnębiała.

Podszedłem do okna, które jak każde inne nie miało klamki oraz posiadało kraty i wyjrzałem przez nie.

Było lekko uchylone, dzięki czemu mogłem poczuć zapach deszczu, który koił mój nos.

Mimo wszystko, lubiłem deszcz.

Wpatrywałem się w osuwający się na szybie krople i podążałem za nimi opuszkiem swojego wskazującego palca.

Being me can only mean feeling scared to breathe

And if you leave me, then I'll be afraid of everything

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro