15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sang-Mi zżerała od środka nieopisana ciekawość, gdy tylko usłyszała od Sung-Gwo, że nie ma się czego obawiać i że nawet ucieszy się na spotkanie z tą osobą. W pierwszej chwili pomyślała o swojej dawnej przyjaciółce Eun-Hwie, ale nie mogła wymyśleć powodu, dla którego ich spotkanie miałoby być tak tajne. Więc pomyślała o panu Taehyungu. Może jednak jej wybaczył albo chciał prosić o pomoc?

Spotkanie miało odbyć się w stadninie koni. Ponieważ Sang-Mi często wybierała się na przejażdżki i doglądała swoich zwierząt nikt nie zdziwiłby się, gdyby ją tam zobaczył.

- Mój panie, jesteśmy. – odezwał się eunuch, co bardzo zdziwiło i zaniepokoiło Sang-Mi. Dlaczego eunuch miałby się tak zwracać do kogokolwiek poza królem? I wtedy z jednej z zagród wyszedł ktoś, kogo nie spodziewała się spotkać nawet w snach. W pierwszej chwili przestraszyła się, że to duch i z trwogi upadła na kolana. Postać przybliżała się, a ona trwała w przekonaniu, że zrobi jej krzywdę. „Duch" jednak przykucnął tuż przed nią i odezwał się życzliwie:

- Nie bój się Sang-Mi. To naprawdę ja – Wan-Jong. Przeżyłem dzięki tobie.

- Ale jak? Jak to jest możliwe? – zaczęła chwytać jego ramion, żeby przekonać się czy nie jest zjawą. – Przecież mnich pokazał mi twoje rzeczy...

- To ja kazałem mu tak powiedzieć. Udawałem, że nie żyję, żeby cię chronić.

- To naprawdę ty... Och, książę, błagam wybacz mi, mój wielki błąd. Dopiero po wszystkim uświadomiłam sobie, jak źle postąpiłam. – Sang-Mi się rozpłakała.

- Spokojnie, Sang-Mi. Uratowałaś mi życie. Nie mam powodu, by chować do ciebie urazę. Ostatecznie, stanęłaś po mojej stronie i ryzykowałaś dla mnie życiem. Wiem, że działałaś w niewiedzy.

- Co się z tobą działo? Dlaczego nie wróciłeś do stolicy, żeby bronić króla i swojej władzy? Dlaczego mnie okłamałeś?

- Żeby nas chronić. Bałem się, że gdybyś wiedziała, że przeżyłem, również Kang by się o tym dowiedział i w złości zrobił ci krzywdę. Poza tym, nie byłem w stanie wrócić do stolicy, a tym bardziej walczyć. Potrzebowałem czasu, żeby wrócić do sił, a potem było już za późno. – wyjaśnił Wan-Jong.

- Więc dlaczego wróciłeś teraz? Co chcesz osiągnąć?

- Chcę prosić cię o pomoc.

- W czym? – Sang-Mi zapytała ocierając łzy.

- Kang Nam-Shin nie jest wcale dobrym władcą. W kraju źle się dzieje, a on nie ma takiej władzy, która pozwoliłaby mu coś zdziałać. Pomóż mi odzyskać tron.

- Przykro mi, książę, ale nie mogę się na to zgodzić. – Sang-Mi odpowiedziała twardo i natychmiast wstała i otrzepała swoje szaty. - Nigdy więcej nie chcę mieć nic wspólnego z żadnymi politycznymi intrygami. Już raz się w coś takiego zaangażowałam i źle się to dla mnie skończyło. Poza tym, czy ty mnie właśnie prosisz, żebym pomogła ci zabić mojego męża?

- Nie zamierzam go zabić. Nie mógłbym ci tego zrobić. Chcę tylko odsunąć go od władzy. Sang-Mi tu nie chodzi o tron tylko o nasz kraj. Nie mogę pozwolić, żeby rządził nim ktoś niekompetentny.

- Mój mąż wcale nie jest niekompetentny! Myślisz, że to takie proste? Przejąć władzę i zapanować nad tymi wszystkimi ministrami? Każdy wywiera na nas presję! Jeden chce tego, drugi tamtego. Ciągle się o coś kłócą, a winą za ich spory obarczają króla! Myślisz, że będziesz lepszy? Jak tylko obejmiesz tron, połkną cię w jednym kawałku i wykorzystają twoją każdą, nawet najmniejszą słabość przeciwko tobie. – powiedziała z wielką goryczą.

- Sang-Mi, ty wcale nie chcesz tu być, prawda? – zapytał książę bardzo jej współczując. – Ale jeśli mi pomożesz, już nikt nie będzie na ciebie wywierał presji.

- Powiedziałam, nie. Lepiej porzuć swój plan, zanim powiem o tobie królowi.

- Zrobiłabyś to? Po tym jak razem prawie utonęliśmy w lodowatej rzece?

- Przestań mną manipulować. Mam dość tej całej walki o tron. Nie obchodzi mnie już czy w naszym kraju dzieje się dobrze, czy źle. Ja tylko chcę świętego spokoju.

- Nie poznaję cię Sang-Mi. Kiedyś nie bałaś się niczego, żeby tylko zawalczyć o sprawiedliwość. Co się z tobą stało?

- Chcesz wiedzieć? Uderzyła mnie chłodna rzeczywistość. Zdałam sobie sprawę, że nawet najbardziej szlachetny i dobry człowiek nie jest w stanie jej zaprowadzić. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie próbował podciąć mu skrzydła i go zmiażdżyć. Dlatego już mi nie zależy. Mój mąż też mi obiecał, że zaprowadzi sprawiedliwość. I widzę, że się stara, że pragnie tego z całego serca, ale to jest jak walka przeciwko falom morskim – one nigdy się nie kończą.

- Ja jeszcze nie straciłem nadziei. – odpowiedział pewnie książę. – Skoro nie chcesz mi pomóc to niech tak będzie. Chcę cię prosić w takim razie o coś innego. Udawaj, że nadal nie wiesz, że żyję, a gdybyś znów mnie gdzieś zobaczyła, to udawaj, że nic nie widziałaś. Tylko tak, mogę ochronić zarówno ciebie i Kanga.

- Co zamierzasz zrobić? – spytała Sang-Mi podejrzliwie.

- Nie mogę ci powiedzieć, ale już wkrótce się dowiesz, a może nawet domyślisz. – powiedział i odszedł w swoją stronę.

Słowa księcia wcale jej nie uspokoiły, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zaniepokoiły. Nie chciała, żeby Nam-Shinowi stała się jakakolwiek krzywda. Choć nie był idealny, wiedziała, że jest dobrym człowiekiem. Sama była świadkiem tego, jak się zmienił. Czy więc powinna przed nim ukrywać, że książę żyje? A może lepiej byłoby wyjawić mu prawdę i skłonić do zwrócenia władzy Wan-Jongowi?

- Wasza wysokość? – zapytał eunuch wyrywając królową z zadumy. – Długo będziemy tu tak stać?

- Nie, wrócę do swoich kwater. – odpowiedziała Sang-Mi i zaczęła iść. – Albo nie. – zawróciła. – Wybiorę się na przejażdżkę. Przygotuj dla mnie strój i pomóż osiodłać konia.

Przeszła cały przypałacowy park wielokrotnie, ale nadal nie miała ochoty wracać. „Że też musiał pojawić się dopiero teraz." – pomyślała. „Wyczucie czasu to u niego jest fatalne. Choć to ulga, że żyje, wolałabym nigdy się z nim nie spotkać."

W końcu zaczęło się robić ciemno, więc nie miała wyboru i musiała wrócić do pałacu. Ale nie minęło dużo czasu, gdy odkryła plan księcia.

Cały kraj świętował Chuseok, czyli święto zakończonych zbiorów, przypadające zwykle w środku lub pod koniec września. Ludzie obdarowywali się prezentami i organizowali wiele ulicznych festynów. Również w pałacu zapanowała świąteczna atmosfera i zorganizowano wielkie przyjęcie.

Wszyscy dobrze się bawili i śmiali oglądając występy artystów, akrobatów i atletów, którzy występowali na scenie pośrodku.

W pewnym momencie Sang-Mi zauważyła pośród tańczących artystów znajomą twarz. Zacisnęła palce na podłokietnikach, czujnie obserwując księcia Wan-Jonga tańczącego na scenie niczym pospolity błazen.

„Co on kombinuje?" zastanawiała się obserwując postacie wirujące przy wtórze głośniej muzyki. Gdy ich występ się zakończył, wszyscy się pokłonili parze królewskiej. Wszyscy z wyjątkiem Wan-Jonga, który na zaledwie dwie sekundy wbił przenikliwe spojrzenie w Nam-Shina.

Król na raz poderwał się z krzesła i krzyknął, wzbudzając tym samym zaskoczenie u wszystkich gości. Wan-Jong natychmiast skłonił głowę i schował się w tłumie tancerzy.

- Wasza wysokość! – Sang-Mi szybko stanęła obok króla i chwyciła go za ramię. – Co się stało? Czemu krzyknąłeś?

Nam-Shin popatrzył na swoją żonę pełen trwogi, potem znów na artystów i jeszcze raz na Sang-Mi. Widząc jej zmartwione spojrzenie, zaczął wracać do zmysłów i się uspokajać.

„To na pewno było tylko złudzenie..." pomyślał Nam-Shin cały czas uważnie przyglądając się tancerzom i grajkom.

- Już nic. Chyba za dużo wypiłem, bo coś mi się przywidziało. Wracajmy do zabawy.

„To jest twój plan? Chcesz przestraszyć mojego męża?" zastanawiała się Sang-Mi. I choć Nam-Shin twierdził, że wszystko z nim w porządku, to po tym, jak mocno ściskał jej dłoń, wiedziała, że wciąż jest zaniepokojony.

Po przyjęciu, mimo że było już bardzo późno, udała się do pałacu króla i przyrządziła dla niego napar uspokajający.

- Królu, co takiego zobaczyłeś, że aż tak się zdenerwowałeś? – zapytała nalewając napar do czarki.

- Nie przejmuj się tym. To tylko głupia mara, od alkoholu i zmęczenia. – odpowiedział Nam-Shin. Nie chciał martwić Sang-Mi tym, że widział ducha księcia. Wystarczało, że on był tym roztrzęsiony.

- Może potrzebujesz przerwy? Pamiętasz, królu, jak zabrałeś mnie wtedy nad morze? Było nam tam tak dobrze. Pojedźmy tam znowu.

- Och, Sang-Mi, tak bardzo bym tego chciał. Ale napiętrzyło się tyle spraw! Nie mogę tak po prostu wyjechać i zostawić je nierozwiązane.

- Chociaż dwa dni, proszę. – nalegała Sang-Mi. – Albo nie, nawet jeden dzień. Jeden dzień wystarczy, żeby oczyścić umysł z tych wszystkich trosk i odpocząć.

- Zobaczę co da się zrobić. Może w przyszłym tygodniu.

Sang-Mi sama nie wiedziała, co myśleć o poczynaniach księcia. Z jednej strony widziała w tym okazję do opuszczenia pałacu, którego tak nie lubiła, a z drugiej martwiła się o Nam-Shina i źle się czuła z tym, że znów go okłamywała.

„Muszę go jakoś zniechęcić do tego całego rządzenia. W końcu spełnił obietnicę daną ojcu. Nie musi już dłużej tego ciągnąć." – myślała.

Niestety, wbrew jej oczekiwaniom, Nam-Shin nie zabrał jej nad morze. Był zakopany w sprawach państwowych i ledwo znajdował czas nawet dla niej. Większość ich jesiennych wieczorów wyglądała tak, że król obmyślał kolejne posunięcia polityczne, a siedząca obok niego Sang-Mi w tym samym czasie coś czytała.

- Może wystarczy na dziś? – zaproponowała pewnej jesiennej nocy. – Masz już całkiem przekrwione oczy od tego czytania.

- Muszę się tym zająć. To naprawdę pilna sprawa. – odpowiedział jej Nam-Shin.

- Czy jeśli się przez nią rozchorujesz, będzie warta takiego poświęcenia? – Sang-Mi nie dała jednak za wygraną, a Nam-Shin wreszcie spojrzał na nią zamiast na papiery i po chwili namysłu westchnął.

- Masz rację. Jeśli się rozchoruję to nie będę nawet w stanie tego skończyć. Moja kochana królowa, tak dobrze o mnie dba. – pogładził ją po policzku. – Napijmy się jeszcze czegoś i chodźmy spać.

Król zawołał służbę, żeby przynieśli herbaty. Eunuch zwyczajowo sprawdził, czy nie jest zatruta i udał się do wyjścia. Gdy drzwi do komnaty powoli się zamykały Nam-Shin krzyknął ze strachem jednocześnie przewracając nogą cały stół.

- Co się stało, mój królu?

- Z-znów t-to widziałem... Był wśród służby... – odpowiedział Nam-Shin jąkając się i wskazując na drzwi.

- Kto taki?

- Książę koronny!

Sang-Mi gwałtownie wstała i szybkim krokiem podeszła do drzwi, by znów je otworzyć.

- Niech każdy spojrzy na mnie! – rozkazała służbie. Z początku nikt nie chciał usłuchać, bo czuli się zbyt skrępowani, ale gdy Sang-Mi powtórzyła swój rozkaz, wszyscy podnieśli głowy. Jednak nie było wśród nich księcia. – Rozlała się herbata. Posprzątajcie to i przynieście świeżą. – powiedziała krótko i wróciła do środka.

- Widzisz? Jesteś tak przemęczony, że senne koszmary zaczynają cię już dręczyć na jawie. – uspokajała męża siedząc przy nim. – Powinieneś bardziej dbać o wypoczynek.

- Wiem, bycie królem jest wyczerpujące.

- Królu, a gdyby znalazł się ktoś, kto mógłby cię godnie zastąpić? – Sang-Mi zaczęła niepewnie.

- Zastąpić? Sang-Mi, dlaczego w ogóle mówisz o czymś takim? Dlaczego ktoś miałby mnie zastępować?

- Widzę jak bardzo stresuje i martwi cię twoja praca. Naprawdę potrzebujesz odpoczynku. Ale wiem, że boisz się zostawić pałac bez opieki. Dlatego o to pytam. Czy gdyby znalazł się ktoś, kto mógłby zatroszczyć się należycie o te sprawy pod twoją nieobecność, to mógłbyś mu to zawierzyć?

- Oczywiście, że tak! Tylko gdzie znaleźć taką osobę? Oprócz ciebie, otaczają mnie same bufony!

- Cierpliwości. Na pewno znajdzie się ktoś umiejętny. Trzeba tylko poszukać.

Na następny dzień Sang-Mi udała się do stadniny sądząc, że uda jej się spotkać tam księcia. I nie pomyliła się.

- Książę, co ty próbujesz zrobić? – zapytała z pretensją. – Próbujesz przestraszyć króla? Jeśli dalej będziesz tak udawał ducha, to zrobisz z niego wariata!

- Szybko się domyśliłaś moich zamiarów. – odpowiedział Wan-Jong nie wydając się być zaskoczonym.

- Przestań!

- Dlaczego miałbym? Już ci mówiłem, że mam cel odzyskać swój tron, a jest to najmniej szkodliwy i bolesny sposób. Nikt nie będzie musiał walczyć ani ginąć. Króla zdetronizują ministrowie, którzy uznają go za nie w pełni rozumu i najpewniej ześlą go na wygnanie. Ponieważ nie ma jeszcze spadkobiercy, a oni sami są chciwi, zapewne i ciebie wygnają. Wtedy pojawię się ja i zwyczajnie przejmę pusty tron.

- I myślisz, że oficjele tak po prostu ci na to pozwolą?

- Nie będą mieli innego wyboru. Przez kilka lat zgromadziłem przeciwko nim tyle dowodów, że wystarczyłyby mi, by każdego skrócić o głowę. Mam też własną armię, której nie przekupili. Jeśli będą chcieli przeżyć, będą musieli mi się podporządkować i ustąpić ze swoich stanowisk. Na ich miejsce powołam swoich zaufanych ludzi, którzy naprawdę pomogą mi zmienić kraj.

Chociaż widziała w tym pewne korzyści, Sang-Mi nadal nie mogła zaakceptować poczynań księcia.

- Ale jak mam zdradzić męża, którego kocham? – Sang-Mi zapytała w rozterce. Wtem książę nagle do niej podszedł, chwycił mocno w ramionach i szarpnął.

- Nawet nie wiesz, ile bólu mi zadajesz tymi słowami! – zawołał, a jego oczy się zaszkliły. – Ja w przeciwieństwie do ciebie nigdy nie przestałem cię kochać. Nawet po tym, jak zabiliście moich rodziców. Rozumiem, że mogłaś mieć żal do króla, ale cały dwór? Sang-Mi, zdajesz sobie sprawę, ile niewinnych osób zginęło? I jeszcze mówisz mi prosto w twarz, że kochasz innego mężczyznę? Jak możesz?

- A gdzie byłeś cały ten czas, gdy najbardziej cię potrzebowałam? – Sang-Mi zapytała z goryczą. – To Kang Nam-Shin zaopiekował się mną i dał mi nową nadzieję, gdy ja zupełnie ją straciłam. I obiecał, że znajdzie tego, przez którego to wszystko się zaczęło.

- I jeszcze nie znalazł? A może raczej jeszcze ci nie powiedział? – książę zapytał podejrzliwie.

- Co masz na myśli? Wiesz kto za tym stoi?

- Powiem ci, jeśli mi pomożesz.

- W takim razie zaczekam. Nie mogę ci pomóc w sposób jakiego ode mnie oczekujesz. Mam za to inny pomysł, ale potrzebuję czasu.

- Co to za pomysł? – zapytał książę zaciekawiony.

- I tak chcę się stąd wynieść. Więc spróbuję nakłonić króla do abdykacji.

- Myślisz, że się zgodzi? Trochę go poznałem i wiem, że posiadanie władzy to jego życiowy cel.

- Nie wiem, czy mi się uda, ale już do niejednej rzeczy go przekonałam. Może do tego też.

- To życzę dużo powodzenia. Dam ci miesiąc. Jeśli po miesiącu nic nie wskórasz, wrócę do swojego planu.

Po tej rozmowie Sang-Mi ciągle nalegała na Nam-Shina, żeby zostawić pałac. Ale zdawało się, że im bardziej prosiła, on był tym mniej chętny ją słuchać. W końcu nie wytrzymał i zdenerwował się na nią.

- Czemu ciągle mi o tym trujesz? Czy aż tak ci tu źle?

- Tak! Mam dość ciągłego sprawdzania, czy w moich posiłkach nie ma trucizny i tego życia w strachu. A ostatnio już nawet nie mamy dla siebie czasu, przez co czuję się coraz bardziej samotna. Moim największym marzeniem było zawsze spokojne życie u boku męża w cichej wiosce nad morzem. Ale tu nie mogę zaznać spokoju. Ciągle martwię się o siebie i ciebie. – wyżaliła się zapłakana. – Spełniłeś obietnicę daną ojcu. Pomściłeś swoich przodków i odzyskałeś tron. A teraz masz władzę również przekazać go komukolwiek. Czy nie mógłbyś tego dla nas zrobić?

- Obawiam się, że mamy skrajnie różne marzenia, Sang-Mi. – odpowiedział smutno Nam-Shin. – Pragnąłem nie tylko odzyskać tron, tak jak obiecałem, ale odbudować dynastię i stworzyć silne państwo. Zapisać się w historii jako bohater, który odzyskał to co skradzione. Myślałem, że pragniesz dla mnie tego samego. Na razie nie jestem nawet w połowie do osiągnięcia tego celu. A zamiast twojego wsparcia dostaję jedynie narzekania i zniechęcenie. Sang-Mi, naprawdę dużo ci dałem. Czy choć raz nie mogłabyś to ty poświęcić czegoś dla mnie?

Sang-Mi skłoniła jedynie głowę w poczuciu bezradności. Rzeczywiście, mieli zupełnie różne cele i marzenia, choć z początku wydawało się, że były takie same i ich łączyły. Jakże gorzko się zawiodła.

- Masz rację. Mamy odmienne marzenia. – odrzekła i wyszła.

Miesiąc minął bardzo szybko. Sang-Mi udała się na przejażdżkę, a Wan-Jong prowadził jej konia.

- I jak?

- Niestety nie udało mi się. Miałeś rację. Król jest za bardzo zafiksowany na punkcie władzy. – odpowiedziała bezuczuciowo.

- W takim razie wracam do swojego planu.

- Mam jeszcze jeden pomysł. – wtrąciła Sang-Mi. – Ale, żeby król nie nabrał podejrzeń, muszę trochę odczekać.

- Przykro mi, ale nie mogę dać ci więcej czasu.

- Dlaczego? Naprawdę chcesz, żeby król oszalał?

- Nie o to chodzi. – odpowiedział Wan-Jong zatrzymawszy konia i stanął przed Sang-Mi. – W każdej chwili możesz zajść w ciążę, a wtedy sprawy się pokomplikują.

Był to argument, z którym nie mogła się kłócić. Nawet jeśli teraz nie układało się najlepiej między nią a królem, przez nacisk urzędników sytuacja mogła się zmienić w każdej chwili.

- W takim razie, mam nadzieję, że zdołam wykonać swój plan, zanim król całkowicie straci przez ciebie rozum. Tylko proszę, obiecaj mi, że nie odbierzesz mu życia.

- Obiecuję. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro