σηє

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przedstawione treści nie mają na celu nikogo urazić. Przedstawione wydarzenia nie są autentyczne. Proszone jest o zachowanie kultury podczas komentowania.

• • •

Stoję nad umywalką, a z moich warg skapuje krew. Już po chwili brakuje mi powietrza, więc zaczynam kaszleć. Na białej porcelanie pojawiają się krople cieczy. Zaciskam palce na szafce, a wzrok kieruje na lustro. Uważnie skanuje swoją twarz, a niekontrolowany odruch wymiotny zmusza mnie do upadnięcia na kolana oraz doczołgania się nad klozet.

Ocieram usta rękawem koszuli, a ciało odmawia chęci wstania. Po kilku próbach podniesienia się, w końcu się udaje. Niepewnie wracam do pokoju i padam na łóżko. Odwracam na bok, a ciało wtulam w poduszkę.

Budzę się przez natarczywy dźwięk dzwonka do drzwi. Mozolnie podnoszę się z łóżka i kieruję do przedpokoju. Otwieram, jak się okazuje pielęgniarce, a ta wchodzi do środka z zadowoloną miną. Starsza kobieta tuż po przywitaniu przechodzi do kuchni. Chwilę później znajduje się obok. Siadam na krześle i nawet nie na nią nie patrząc czuje jak dotyka mojej dłoni. Następnie dźwięk zamka od torby.

Igły, maszyny, stetoskop, leki, kartki, długopisy, bandaże, plastry, syropy, wszystko co jej potrzebne.

Nim zdążę cokolwiek zrobić, czy powiedzieć ta podsuwa mi pod nos leki. Przewracam oczami i biorę kapsułki do ust popijając wodą. Przez moje ciało przechodzi dreszcz obrzydzenia. Jednak żadne z nas tego nie komentuje. Na szczęście już po dwudziestu minutach kobieta opuszcza mój dom.

Zatrzaskuje drzwi i wychodzę na górę. Siadam na łóżku i wyciągam swój inhalator, który włączam po czym zakładam. Kładę się na materacu, a w tym samym momencie do moich uszu dociera dźwięk sms'a.

od; Thoruś

Hej, jak się czujesz?

do; Thoruś

Jest dobrze, przyjdziesz dzisiaj?

od; Thoruś

Będę za godzinę

• • •

Przypominając sobie, że ma przyjść Staś szybkim krokiem zmierzam do łazienki. Moim oczom ukazują się plamy krwi z dzisiejszego dnia. Biorę do ręki ręcznik i moczę go w ciepłej wodzie. Następnie zaczynam ścierać zaschniętą ciecz z podłogi oraz umywalki. W ostatniej chwili dostrzegam na ścianie odbite zakrwawione palce. Na szczęście brud schodzi łatwiej poprzez przyklejone płytki.

Wrzucam brudny materiał do pralki, a intuicja każe zejść mi na dół. Dlatego też pokonuje schody i będąc w przedpokoju słyszę dzwonek. Uśmiecham się lekko i chwytam za klamkę, tym samym otwierając Thorkowi.

— Witam serdecznie — szczerzy się chłopak i daje mi całusa w nos na przywitanie.

— Stęskniłem się — łapię go za rękę. — Napijesz się czegoś?

— Woda wystarczy.

Wyciągam szklankę i nalewam do niej przeźroczystej cieczy. Następnie oboje wychodzimy na górę, do mojej sypialni. Siadamy na łóżku, a starszy od razu mnie do siebie przyciąga. Opatulam go rękoma, a moje serce przyśpiesza. Czuje jak składa drobne pocałunku na mojej głowie.

— Kiedy wracasz do Anglii?

— Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? — śmieje się.

Tak.

— Nie, no co Ty. Po prostu jestem ciekaw — podnoszę na niego wzrok.

— Szczerze? Nie wiem. Na razie chce spędzić czas z rodziną i Tobą.

Nic nie mówiąc wtulam się w niego mocniej. Zaciskam palce na jego bokach, a twarz chowam w materiale bluzy. Wzdycham cicho, a zarazem boleśnie. Pragnę powiedzieć mu tak dużo, ba nawet powinienem skoro jesteśmy razem. Jednak to mnie przerasta.

Jestem samolubny, ale nie potrafię Ci tego powiedzieć. Twoje serce i tak pęknie. Jednak na razie musisz żyć w słodkiej nieświadomości. Najlepiej jak o mnie zapomnisz. Musisz, inaczej i ja będę cierpieć.

Wsłuchuje się w głos chłopaka, ale nie mam siły odpowiadać. Czuję jak przeszywa mnie ból klatki piersiowej, a zmęczenie nasila się z każdą sekundą. Próbuję nie odlecieć, ale w końcu się poddaje. Zasypiam mocniej wtulając w ukochanego.

• • •

Podnoszę się do siadu przecierając twarz rękoma. W całym pomieszczeniu panuje mrok, a jedyne źródło światła to te bijące od ekranu telefonu. Z westchnięciem sięgam po komórkę i odblokowuje ją.

od; Thoruś

Przepraszam, że mnie nie ma, ale musiałem iść. Nie miałem serca Cię budzić. Obiecuje, że następnym razem posiedzę z Tobą dłużej

do; Thoruś

Proszę, przestań się o mnie martwić. Zostaw mnie w spokoju. To będzie dla nas najlepsze. Nie mam siły walczyć.

Nie wysłano.

Odrzucam urządzenie na bok i podnoszę się. Chwiejnym krokiem schodzę do kuchni gdzie zażywam leki. Następnie wpatruje się w nicość, a sam staje się dziwnie pusty. Dopiero silny ból klatki piersiowej sprowadza mnie na ziemię.

Kładę dłonie na blacie i mocno zaciskam na nim palce. Nagle zaczynam kaszleć, więc przykładam do ust jeden z rękawów. Dopiero po chwili atak ustępuje, a ja dostrzegam plamy krwi na ubraniu. Cofam się i siadam na zimnej podłodze, opierając o szafkę. Głowę chowam pomiędzy kolanami.

Dopiero po kilkudziesięciu minutach jestem w stanie zmusić się do wstania. Niepewnym krokiem wybywam do sypialni, a tam od razu kładę się na łóżku. Odwracam się na bok, a mój wzrok pada na ramce ustawionej na szafce. Sięgam po nią i przejeżdżam kciukiem po szkle. Na fotografii widnieje Thorek, który mnie przytula. Dostałem to kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić.

Czuje jak moje serce znów boleśnie pulsuje. Zaciskam palce na szybce, która ugina się pod ciężarem. Im dłużej wpatruje się w zdjęcie, tym bardziej czuje cisnące się do oczu łzy. W końcu nie wytrzymuje i rzucam przedmiotem na podłogę. Niegdyś prezent roztrzaskuje się tuż po zetknięciu z panelami.

Moje ciało robi się o wiele słabsze, a głowa nawet nie jest w stanie dobrze przeanalizować co się właśnie wydarzyło. Zakrywam twarz poduszką i zamykam oczy. Przechodzi przeze mnie dreszcz, a jedyne czego teraz potrzebuje i pragnę to sen.

• • •

Słysząc irytujący dzwonek telefonu podnoszę się niechętnie. Wyłączam budzik i przecieram oczy. Bez zastanowienia wstaje i omijając rozbitą ramkę podchodzę do szafy. Ubieram się szybko, a będąc gotowym wyjmuje sportową torbę. Wsadzam do niej najważniejsze rzeczy i zbiegam na dół.

Opuszczam dom upewniając się, że dokładnie zamknąłem drzwi oraz wszystko zostało wyłączone. Spokojnym krokiem idę przed siebie, pochmurne niebo daje o sobie znać poprzez zimny wiatr.

Dopiero po jakiś dziesięciu minutach siadam na ławce. Mój oddech robi się płytki, a nagłe osłabienie atakuje. Próbuje zmorzyć w sobie chęć odpłynięcia wyczekując na autobus. Na całe szczęście pojazd pojawia się tuż po chwili. Chwiejnym krokiem wstaje i wchodzę do środka kasując bilet. Zajmuje miejsce pod oknem i opieram czoło o zimną szybę.

od; Thoruś

Zrobimy dziś razem lajwik? Dawno Cię na twitchu nie było, a przynajmniej mógłbym posłuchać Twojego cudnego głosu <3

do; Thoruś

Przepraszam, ale nie będzie mnie dzisiaj. Jadę odwiedzić babcie

od; Thoruś

O, okej. Zadzwonię wieczorkiem, kocham

Wzdycham ciężko nie wiedząc, czy również odpisać, iż go kocham. Jednak w podjęciu decyzji przeszkadza mi całkiem mocne zahamowanie autobusu. Odruchowo chowam telefon i dostrzegając duży biały budynek, wysiadam.

Od razu kieruję się do recepcji, a w moje nozdrza uderza ten specyficzny zapach chemikaliów. Za ladą wita mnie niska brunetka ozdobiona przypinką, na której napisane jest jej imię. Biorę głęboki oddech i podaje jej swoje dane. Ta wklepuje je w bazę i czyta notatki na mój temat. Podnosi na mnie wzrok i każe kierować na piętro gdzie muszę skierować się do jej koleżanek z fachu.

Dziękuję jej na odchodne i znikam za rogiem. Nie czując się za dobrze odszukuję windę i naciskam guzik. Już po chwili drzwi otwierają się, a ja wchodzę do środka. Wybieram drugie piętro i zaciskam palce na bocznym uchwycie.

Chciałbym żeby Staś tu ze mną był.

Wychodzę z elewatora i przemierzam praktycznie pusty korytarz. Staję dopiero tuż przed ladą gdzie wita mnie, niezbyt sympatycznie wyglądająca, pracownica. Jej również podaje dane, a ta po sprawdzeniu ich w kartach wstaje bez słowa. Następnie omija mnie znika za jakimiś drzwiami. Wraca z lekarzem u boku. Od razu rozpoznaje jego twarz, w końcu nie widzę go pierwszy raz.

Witam się grzecznie, a ten prowadzi mnie przez korytarz. Jest to dziwne, albowiem zawsze sam muszę szukać sali i czekać, aż ktoś mnie przyjmie. Jednak nie mam odwagi o to zapytać. Kiedy moim oczom ukazują się drzwi z napisem "Oddział onkologiczny" czuje jak moje wnętrzności robią fikołka.

W końcu wchodzimy do jednego z kilku pomieszczeń, które jest puste, aczkolwiek zamieszkałe przez jedną osobę. Zdradza to niepościelone łóżko oraz ułożone na stoliku rzeczy. Siadam na wyznaczonym materacu, a lekarz wychodzi. Jednakże jego miejsce szybko zastępuje wysoka, blond włosa pielęgniarka. Każe ściągnąć koszulkę, co robię natychmiastowo. Przejeżdża wzrokiem po mojej skórze, a następnie siada na przeciwko. Zdejmuje z szyi stetoskop i przykłada do klatki piersiowej. Od razu zaczynam brać głęboki wdechy, przez co się nie odzywa. Kolejno potem pozwala z powrotem ubrać i prosi o stanięcie na szpitalnej wadze.

Wynik znowu jest mniejszy. Poprzez chorobę moja masa ciała spada od tak. Lekko zawiedziony siadam na łóżku i wpatruje się w podłogę. W wsłuchiwanie się w ciszę przerywa mi odgłos butów oraz przewożonego sprzętu.

W końcu wraca do mnie lekarz, który wpatrzony jest w kartki papieru. Prosi, abym się położył po czym przewraca kolejne strony. Nawet na mnie nie patrzy, a zmarszczki na jego czole wywołują u mnie niepokój.

— Musi Pan dzisiaj zostać na chemioterapię. Możliwe, że nawet kilka dni dla obserwacji. Wiem, że następna miała być dopiero określona z czasem, aczkolwiek nie ma co igrać z czasem. Wyniki są coraz gorsze.

Nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa. Po prostu nic nie chcą przejść mi przez gardło. Kiwam głową, a on wychodzi. Nie zdążam się pogodzić z myślą o kolejnych zabiegach, a wraca wraz z pomocnicą. Towarzyszy im kroplówka oraz inne urządzenia. Do tego te przeklęte igły.

Podnoszę się trochę i podwijam rękawy koszulki, następnie odchylam głowę i zamykam oczy. Nie mogę na siebie patrzeć. Skupiam się jedynie na czuciu i dźwięku otoczenia. Znów te igły w moich ciele, podpięte urządzenia, skapujący płyn oraz wyniszczające prochy.

Mam odruch wymiotny, aczkolwiek jestem świadom, że niemożliwym jest się teraz wycofać. Po kilkudziesięciu minutach sala zostaje opuszcza. Otwieram oczy, a pracownicy znikają za drzwiami. Zostaje sam na sam z dobrze znanymi mi machinami oraz cieczami dostającymi się do mojego organizmu. Jedyne co się zmienia to fakt, iż na przeciw mnie nikogo nie ma. Rzeczy zniknęły, co świadczy o wypisaniu lub śmierci pacjenta.

Jeżeli mój stan się nie poprawi z pewnością moje wyjście z tego miejsca świadczyć będzie o zgonie.

Wiedząc na ile mogę się poruszać, aby nie uszkodzić podpiętych rzeczy, odwracam się na bok. Wtulam twarz w poduszkę i zasypiam.

Budzę się kilka godzin później. Lekko otępiały sięgam po telefon i podpinam do niego słuchawki przy okazji wsadzając je do uszu. Trochę się dziwę, że nikt mnie nie obudził, aczkolwiek nie zwracam na to uwagi. Włączam internet i wchodzę na twitcha.

Odpalam lajw Thorka, aczkolwiek nic na nim nie piszę. Odkładam urządzenie na bok i przymykam oczy wsłuchując się w jego głos. Wolałbym, aby przy mnie był i szeptał słodkie słówka do ucha. Pocieszył i przytulił. Zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Po prostu był.

Ale nie może. Musi zapomnieć, póki czas.

Nie mogę pozwolić, aby się zamartwiał.

• • •

Kolejny, kolejny i kolejny dzień tej przeklętej chemii, badań oraz obserwacji. Pragnę już wyjść. Nie widzę najmniejszego sensu męczenia się tutaj. Nie mówią mi tego, ale ja to czuje. Tak na prawdę przedłużają tylko moje życie. Umrę. Po prostu umrę, a ja jestem tego świadomy.

od; Thoruś

Słońce, czemu mi nie odpisujesz ani nie odbierasz? Byłem u Ciebie, ale chyba nawet Cię nie było. Martwię się, proszę daj znać co się dzieje

do; Thoruś

Jestem kolejny dzień na chemioterapii. Choruje już od dłuższego czasu, ale nie miałem odwagi Ci powiedzieć. Nie chcę, abyś się zamartwiał. Prędzej umrę bez Ciebie niżeli tych wszystkich leków i zabiegów. Czeka mnie śmierć, a ja chce żebyś o mnie zapomniał. Brzmi okropnie, ale nie chce, abyś cierpiał i martwił się z każdym dniem.

Nie wysłano.

do; Thoruś

Zostałem u babci trochę dłużej, a padł mi telefon. Nawet nie zauważyłem. Jutro chyba będę wracać do domu, więc możemy się spotkać

Patrzę na swoje pokłute ręce i wzdycham. Zaciągam na siebie bluzę i pakuje torbę. Powinienem zostać chociażby do rana, ale nie jestem w stanie. Opuszczam salę i schodzę do recepcji. Wychodzę poprzez wypis na własne życzenie i kieruję się na przystanek. Na całe szczęście zdążam na autobus.

Już po dłuższym momencie stoję pod domem i wchodzę do środka. Wychodzę na górę i odkładam torbę. Natomiast żołądek podchodzi mi do gardła. Biegnę do łazienki i klękam nad toaletą. Zwracam swój ostatni posiłek, a nieprzyjemne pieczenie rozchodzi się po moim gardle.

W końcu wstaje i podchodzę do umywalki. Opieram się o nią, i zaczynam kaszleć. Na porcelanie znów widać krew. Mój organizm słabnie przez co dodatkowo ta szkarłatna ciecz zaczyna spływać z mojego nosa. Spada na moje zimne dłonie, a mój wzrok wbity jest w lustro. Nagle znów mam duszności przez co rękoma opieram się o ścianę. Z ust wypluwam coraz więcej cieczy, a w około panuje bród. Czerwień zaczyna pojawiać się wszędzie w około mnie.

Upadam na podłogę i nie jestem w stanie się podnieść. Ciało odmawia mi posłuszeństwa, a jedne co to wzmacnia duszący kaszel oraz ogólne osłabienie. Poddaje się i opieram plecami o chłodne płytki. Odchylam głowę tak, aby stykała się ze ścianą, a gorzkie łzy samoistnie zaczynają wypływać z moich oczu.

Boje się.

Boje się.

Boje się.

Sięgam po telefon z kieszeni i odblokowuje go. Nie przeszkadza mi to, iż już po chwili jest cały brudny i lepiący, a krew zasłania mi obraz. Po prostu szukam tego numeru. I choć głowa mówi mi, abym tego nie robił, serce wygrywa tę rundę.

do; Thoruś

Błagam przyjdź do mnie dzisiaj. Zostań na noc. Nie chcę zostawać sam

od; Thoruś

Stało się coś?

do; Thoruś

Boje się, że umieram. Byłem tak na to przygotowany, ale kiedy już sięgam po dłoń śmierci, panikuje. Nie chce odchodzić. Nie chce Cię zostawiać.

Nie wysłano.

od; Thoruś

Nie ważne, już jadę. Kocham Cię i nigdy nie zostawię. Obiecuje, że będę za chwilę

Dopiero po chwili dociera do mnie co zrobiłem. Jak oparzony wstaje i zaczynam wszystko sprzątać. Pragnę mu wszystko powiedzieć, ale jestem tchórzem. Zwykłym nieudacznikiem, który nawet nie potrafi być szczery.

• • •

Wycieram swoją twarz i schodzę na dół. Biorę przepisane leki, a chwilę później słyszę pukanie do drzwi. Otwieram je, a do środka wchodzi Thorek. Próbuje się powstrzymać, ale łzy same zaczynają napływać do moich oczu. Wtulam się w mocno w chłopaka i próbuje stłumić płacz. Ten od razu mnie opatula i głaszcze po głowie.

— Co się stało? — pyta cicho przez co totalnie się rozklejam. — Hej, spokojnie. Jestem tutaj — mówi szeptem i całuje delikatnie w czoło.

Moje popłakiwanie zamienia się w gęsty szloch, który nie jestem w stanie opanować. Staś bierze sytuację w swoje ręce i ciągnie mnie na górę. Następnie wpycha do sypialni i sadza na łóżku. W końcu kładzie się na materacu i przyciąga mnie do siebie.

Opatula mnie mocno ramionami i całuje delikatnie w nos. Również go obejmuje, aczkolwiek moje serce nadal kłuje. Jedną dłoń kładzie na moim policzku i kciukiem ściera ciągle pojawiające się łzy. Splata nasze nogi razem i szepcze do ucha.

Mija trochę czasu, a mój organizm się uspokaja. Pociągam nosem, a na moim czole ląduje kolejny całus. Wtulam głowę w jego klatkę piersiową i przymykam oczy.

— Opowiesz mi co się wydarzyło? — pyta cicho.

Momentalnie zamieram. Wszystko w ciele krzyczy, bym w końcu ujawnił mu prawdę.

— Lekarze mówią, że stan babci się pogarsza. Tylko, że ona nic nie wie. Nie chcą, aby się tym zamartwiała, a ja udzieliłem na to zgodę ze względu na opiekę nad nią. Ona powoli odchodzi, osoba która całe życie się mną opiekowała.

Kłamstwa.

Cholerne.

Kłamstwa.

— Na pewno jej się polepszy. Najważniejsze żeby miała wsparcie. Będąc samotną na pewno będzie jej ciężko stawić czoła problemu. Na szczęście ma ciebie, prawda?

— Tak.

Odpowiadam krótko i mocniej się w niego wtulam. To ja umieram. To ja chce być samotny. To ja jestem chory. I to ja marzę, by mi się polepszyło.

Moja babcia jest w lepszej kondycji niż ja.

Zamykam oczy, czuje jak serce bije mi niesamowicie szybko. Chowam głowę w jego klatce piersiowej. Chcę się schować i nie pokazywać. Wstydzę się tego jak wyglądam, jak moje ciało się zmienia i jak znikam.

Jestem nieodpowiedzialny. Odpycham cię i równocześnie przyciągam. Gram w grę o której nic nie wiesz. Ranię siebie niezdecydowaniem, ranie ciebie o czym jeszcze nie wiesz. Żyjemy w iluzji, zwłaszcza ty. Jak mógłbym ci spojrzeć w twarz kiedy dowiedziałbyś się jak tobą manipuluje?

— Staś? — pytam cicho.

— Słucham.

— Obiecaj, że nigdy mnie nie znienawidzisz — głos mi się załamuje.

— Dlaczego miałbym cię nienawidzić? — pyta zaskoczony.

— Po prostu obiecaj.

Cisza.

— Obiecuje — szepcze w końcu.

• • •

Zatrzaskuje drzwi i od razu biegnę do łazienki. Wymiotuje, a przez ciało przechodzi okropny ból. Klęczę nad toaletą z myślą, że zaraz przyjdzie pielęgniarka. Nie jestem w stanie się podnieść. Ogarnia mnie słabość, a przed oczyma wirują mroczki. Napadają mnie duszności, a pukanie do drzwi sprawia olbrzymie morderstwo uszu.

Klęczę i wtapiam palce we włosy. Szarpię je mocno, a przez głowę przechodzi niepokojący impuls. Przez górne partie ciała przepływa mrowienie. Z transu wyrywa mnie nagłe szarpnięcie. Kręci mi się w głowie, ale rozpoznaje zarys twarzy swojej 'opiekunki'. Ta natychmiast rozprostowuje moje kończyny i próbuje nawiązać kontakt. Nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Kłuje mnie serce, a w gardle zbiera mi się krew. Ostro kaszle, a szkarłatna ciecz ląduje na płytkach oraz spodniach pielęgniarki.

Starsza ode mnie bierze mnie pod pachę i wyciąga do salonu. Usadawia na kanapie i podciąga rękawy koszulki. W oczy rzucają się rany od źle wbitych igieł, czy też zbyt często w jedno miejsce. Obserwuje działania kobiety. Dobrze wie co robić. Już po chwili w moim ciele znów krążą nowe płyny, trucizna która ma ratować.

Robi mi się coraz bardziej słabo. Czuje okropne zimno, a bark mi drętwieje. Pielęgniarka delikatnie, ale stanowczo maca mają szyję. Z pewnością jest spuchnięta. W jej oczach widać lekką panikę. W końcu to pierwszy raz kiedy ma ze mną, aż tak duży kłopot.

— Krzysztof, nic więcej nie mogę zrobić. Leki zaraz zaczną działać. Nie ruszaj się, dobrze? Zostanę, aż wrócisz do normalnego funkcjonowania.

Odchylam głowę do tyłu. Połowy nie rozumiem, drugiej nawet nie chce. Z każdą chwilą czuje się coraz gorzej, zdecydowanie nie lepiej.

W końcu nachylam się do przodu i wymiotuje.

Znowu krew.

Znowu mdłości.

Znowu ból.

Ponownie czuje jak sanitariuszka odchyla mnie do tyłu. Mówi coś do mnie, ale zamiast jej głosu w uszach bębni mi piszczenie. Widzę jedynie zrezygnowanie w jej twarzy. Nie była na to przygotowana. Nawet nie powinna być przy moim przypadku choroby. Jest tutaj tylko ze względu na brak problemu ze mną. Cóż, tym razem sama nie da rady.

Śledzę wzrokiem jej poczynania, doskonale wiem, że zadzwoni do szpitala w którym pracuje. Nie dziwie się jej. Sama jest pod wpływem emocji. Nie jej winą jest, że trafiła do osoby, z którą nie umie współpracować. Nie takie jest jej wykwalifikowanie.

Chwilę później pod dom podjeżdża karetka. Znowu trafię w to miejsce. Dwójka ratowników pomaga mi wejść na nosze. Następnie kierują się ze mną do pojazdu. Robią mi ogląd ogólny i przyglądają uważnie szyi. Podpinają mi kroplówkę, a ja znów czuje gromadzącą się krew, którą wypluwam już po chwili.

W szpitalu znajdujemy się całkiem szybko. Od razu jestem przeniesiony na mój ukochany oddział, a do sali wchodzi przydzielony mi lekarz. Jego twarz je obojętna, już nawet nie próbuje udawać, że będzie lepiej, że widzimy się by poprawić mój stan.

Znowu to samo.

I jeszcze gorzej.

• • •

Z drzemki wybudzają mnie uporczywe wibracje telefonu. Sięgam po niego i wyciszam. W końcu dostaje sms'a. Wzdycham zmęczony i odblokowuje ekran gdzie widzą mnóstwo nieodebranych od Stasia. Coś musiało się stać. Albo musiał się dowiedzieć.

Kurwa.

od; Thoruś

Zabije cię własnymi rękoma
[12:58]

od; Thoruś

Odbierz. Ten. Telefon.
[13:03]

od; Thoruś

Mogę widzieć dlaczego w TWOIM domu jest jakaś baba, która ci sprząta?
[13:06]

od; Thoruś

No tak, zapomniałbym. W STROJU PIELĘGNIARKI.
[13:06]

od; Thoruś

Krzysiek, co ty odpierdalasz?
[13:07]

od; Thoruś

Unikasz mnie, nie odbierasz, kłamiesz. Twoja babcia ma się podobno bardzo dobrze :)) Chciałem ci jakoś pomóc i zadzwoniłem do twojej mamy.
[13:07]

od; Thoruś

Jak to tak zlepisz to trochę wygląda jakbyś mnie zdradzał. Chciałem to z tobą wyjaśnić, ale widzę że jaśnie pan nawet nie ma zamiaru do mnie napisać kiedy nie jestem potrzebny.
[13:08]

od; Thoruś

Nie masz nawet odwagi mi powiedzieć tego prosto w twarz? Mogliśmy to zakończyć jakoś w normalny sposób.
[13:08]

od; Thoruś

Przynajmniej już wiem czemu ciągle mnie zbywałeś. Jesteś zajebistym chłopakiem. A może byłeś? Pewnie się nie dowiem, bo masz lepsze zajęcia i towarzystwo.
[13:09]

do; Thoruś

Zapomnij o mnie, tak będzie lepiej dla nas obojga.

Wysłano pomyślnie.

Odkładam telefon, a w moich oczach kształtują się łzy. W głowie panuje chaos. Sprzed popadnięciem w szloch wyrywa mnie piszczenie telefonu.

od; Thoruś

Pojebało cię do reszty? Na prawdę chcesz ze mną zerwać w ten sposób?

do; Thoruś

Nie umiem już tak dalej. Ciągle cię okłamuje. Możesz być pewny, że cię nie zdradziłem. Po prostu jestem obrzydliwym nieudacznikiem, który nie umie spojrzeć prawdzie w oczy. Sam nie rozumiem tego co się dzieje. Nie chce zamartwiać innych. Jestem z tym wszystkim sam z własnego wyboru.

od; Thoruś

O czym ty mówisz?

Żołądek podchodzi mi do gardła. Nie wiem, czy jestem gotów wyjawić mu prawdę. Znieść cierpienie i kłopoty jakie na niego sprowadzę mówiąc mu o tym. Obarczę się winą, a jego drogą bez wyjścia.

Chyba, że mnie zostawi.

do; Thoruś

Nie możemy być razem dłużej.

Tchórz.

od; Thoruś

Co.

do; Thoruś

Nie chcę żebyś cierpiał. Nie chce cierpieć. Tak będzie dla nas najlepiej.

od; Thoruś

CO.

do; Thoruś

Przepraszam. Kocham Cię, ale nasze drogi muszą się rozejść. Kiedyś zrozumiesz.

od; Thoruś

Mógłbyś mi to powiedzieć chociaż prosto w twarz.

do; Thoruś

W parku. Za dwie godziny. Przy jabłoni, ku skraju rzeki.

od; Thoruś

Będę.

Odkłam telefon i dopiero wtedy orientuje się, że po moich policzkach spływają łzy. Ocieram je szybkim ruchem, następnie obserwuje otoczenie. Znów podpięte płyny. Nic nowego.

Jednak tym razem nie skupiam się na tym co się wydarzyło w domu. Nie użalam się, że znów tutaj jestem. Moją głowę opanowuje strach, strach przed rozmową z osobą, którą kocham nad wszystko.

• • •

do; Thoruś

Będę za chwilę.

od; Thoruś

Też.

Staję na początku parkingu, a wzrok wlepiam w kostkę brukową. Moje ciało otacza chłód poprzez wiejący wiatr. Dygocze delikatnie, a w środku ściska mnie ze stresu.

Słysząc odgłos silnika podnoszę wzrok, który pada na ubera. Bez słowa wsiadam do środka i zapinam pas. Odjeżdżamy spod szpitala, a ja siedzę cicho. Opieram głowę o szybę i spoglądam na niebo. Powoli robi się coraz ciemniej. Czuje jak adrenalina pomieszana ze strachem buzuje w moich żyłach. Jednak równocześnie opanowuje mnie częściowe osłabienie.

Czuje jak brakuje mi tchu kiedy dostrzegam bramę wejściową do parku. Żegnam się z kierowcą i niepewnym krokiem idę w stronę umówionego miejsca. Moimi włosami targa wiatr, a chłód otacza całe ciało. Dobrze wiem, że wyglądam okropnie. Za duże ciuchy na znikającym ciele, zapach szpitala, blada twarz i zagubione we mgle oczy.

Biorę głęboki oddech widząc drzewo jabłoni. Kieruję się pod nie i siadam na trawie zauważając, że jestem pierwszy. Moje serce przyśpiesza, a krew w żyłach zaczyna nieprzyjemnie pulsować.

— Cześć — słyszę za sobą.

Podnoszę się w trybie natychmiastowym i staje twarzą w twarz, na przeciw Thorka. Moje serce chce wyskoczyć z piersi, a głos grzęźnie w gardle. Coraz bardziej oblewa mnie strach, a do świadomości dochodzi fakt co się właśnie dzieje.

— Hej — dukam niepewnie.

— Może wytłumaczysz mi to wszystko? — widzę jak chłopak krzyżuje dłonie.

Przepraszam.

— Staś, ja... Ja nie wiem co ci powiedzieć. To wszystko jest moją winą. Wybacz, że tak to wygląda.

— Krzysiek, czemu mi po prostu nie możesz powiedzieć co się dzieje? Wiesz, że bym ci pomógł. A ty odwalasz takie rzeczy. Co się z tobą dzieje? Na prawdę chcesz zrywać i nawet nie podawać mi konkretnego powodu? — w jego oczach widzę zrezygnowanie.

— Nie chce żebyś cierpiał. Im szybciej to zakończymy, tym lepiej.

— I ciągnąłeś mnie tutaj tylko po to, żeby mi powiedzieć, że nie chcesz abym cierpiał? Twoim jedynym rozwiązaniem jest zerwanie? Nie ufasz mi?

— Skończ, błagam — patrzę mu prosto w oczy. — Zapomnij.

— Mam sobie odpuścić? Zostawić osobę, którą kocham i nawet nie wiedzieć dlaczego?

— Wybacz mi.

Jego usta się otwierają, ale tak samo szybko zamykają. Chłopak odwraca się na pięcie i odchodzi. Natomiast ja upadam na kolana. Kładę ręce na trawie, a oczy zapełniają łzami.

Ja...

Ja...

Ja, nie chciałem.

Wróć, nazwij mnie idiotą.

Przytul i powiedz, że jestem zbyt głupi, by poradzić sobie samemu.

Nienawidź mnie.

Pokaż jak cierpisz.

Dokop leżącego.

Ale wróć.

Nie zrobisz tego, prawda?

Sam właśnie wbiłem sobie gwóźdź w trumnę.

Zostając samemu.

Poddając się własnemu strachowi.

_____
Tutaj chciałam skończyć shota. Jednak myślę, że jego kontynuacja też może być ciekawa. Także nie zostawiam was z takim zakończeniem i biorę się za dalszą robotę! Jeżeli uważacie, że taki koniec się wam podoba - po prostu tutaj zakończcie. Jeśli chcecie posiedzieć w tej historii jeszcze trochę... Droga wolna! Zapraszam!
_____

W końcu się podnoszę, a przez ciało przechodzi dreszcz. Czuje obrzydzenie do samego siebie. Jestem tutaj jedynym winnym. Tak bardzo pragnąłem go nie skrzywdzić, a właśnie to zrobiłem. Nie mówiąc mu prawdy.

Powolnym krokiem opuszczam park i kieruję się w stronę domu. Dalej analizuje co tak na prawdę zrobiłem. Zostałem sam. Podciąłem tej miłości gardło. Jednak ta dalej oddycha. Przynajmniej po mojej stronie. Moje serce krwawi przez głupotę. Zraniłem nas obojgu. Wystawiłem na próbę.

Tylko, że to ja muszę to teraz odkręcić.

Czy ja tego chcę?

Czy on tego chce?

Zepsułem coś, aby naprawiać to natychmiast?

• • •

Ściągam buty i wychodzę na piętro. Rzucam się na łóżko i wtulam twarz w poduszkę. W mojej głowie wirują myśli. Żołądek robi fikołka, a ręce zaciskają na skórze, by poczuć ból. Ból inny niż ten co zawsze.

Tak bardzo nie chciałem nas skrzywdzić. Nie chciałem skrzywdzić ciebie. Uchronić przed stratą. Dać szansę na zapomnienie i pogodzeniem się z losem. Jednak wszystko wyszło inaczej. Pogrążam się w ciemności, a strata ciebie rozcięła mi serce.

Tutaj nie ma twojej winy. Tylko i wyłącznie ja za to odpowiadam. Wypchnąłem cię ze swojego życia, chociaż nie chciałem. Zostawiłem w niewiedzy, tak po prostu.

Miłość jest jak porcelana mawiali. Raz upuszczona zostaje stracona.

Czy mogę ją jeszcze posklejać?

Wiem, że już nie będzie wyglądać to tak samo.

Ale postaram się jak mogę.

By pokazać ci, że ja też kocham.

Żałosne.

• • •

Odwracam się na drugi bok, wzrok wlepiam w okno. Wszędzie panuje mrok, a jedynym światłem jest blady księżyc. Znów nie mogę spać. Ciągle się obwiniam. Brakuje mi jego dotyku, ciepła.

Za niedługo znów zaczną się szpitale, terapie. Jednak jak mogę żyć ze świadomością, że cie nie ma? Że zraniłem cię tak bardzo, a mogłem po prostu wyjawić ci prawdę?

Co przytrzymywało mnie tak na prawdę przy życiu?

Ty, czy ta cholerna trucizna?

Bo teraz usycham z każdą chwilą.

W końcu nie wytrzymuje i wstaje. Kieruje się do łazienki i staje przed lustrem. Spoglądam na swoje odbicie. Jasno widzę jak znikam, jak choroba ciągle mnie wyżera.

Opieram się plecami o zimne płytki i zjeżdżam na podłogę. Podciągam kolana pod brodę i chowam między nimi twarz. Przechodzi mnie dreszcz. Czuje się obrzydliwie. Tak bardzo zjebałem.

Nie mogę się powstrzymać. Wyciągam telefon z kieszeni i drżącymi rękoma wybieram jego numer.

do; Thoruś

Możemy porozmawiać? Wiem, że zawaliłem

Ku mojemu zdziwieniu odpowiedź przychodzi już po chwili. Czyżby też nie mógł spać? A może mu w czymś przeszkadzam?

od; Thoruś

Tak szybko zmieniłeś zdanie? Przedwczoraj byłeś taki pewny siebie.

do; Thoruś

Proszę. Okej, zepsułem wszystko. Okłamywałem cię, zostawiłem bez żadnych wyjaśnień. Po prostu się bałem, emocje wzięły górę. Teraz widzę jak absurdalne to było i jak cię zraniłem

od; Thoruś

Zastanowię się. Dobranoc.

Odkładam komórkę obok siebie i wzdycham. Po kilkunastu minutach zbieram się z powrotem do sypialni i kładę się do łóżka. Zasypiam dopiero nad ranem.

Budzę się kilka godzin później. Bolą mnie mięśnie, brakuje mi sił by wstać. Czuje nadchodzące mdłości. W końcu zmuszam się do wstania i idę rzucam się w kierunku łazienki. Nachylam się nad muszlą, ale nie wymiotuje. Jedynie kaszle, krwią.

• • •

Biorę najważniejsze rzeczy i pakuje je do plecaka. Wzdycham ciężko i wychodzę z domu. Kieruję się w stronę szpitala. Zamiast autobusu wybieram spacer, aby się przewietrzyć. W mojej głowie dalej przesiaduje Staś. Dalej się nie spotkaliśmy. Minął niecały tydzień, ale dla mnie ciągnie się on w nieskończoność.

Zastanawiasz się, czy warto na mnie tracić czas? A może podjąłeś decyzje, ale karą dla mnie jest czekanie w nieskończoność?

Zrobiłem największy błąd w moim życiu. Chcę go naprawić, ale bez ciebie mi się nie uda.

Na prawdę cię kocham. I żałuje.

Żałuje, że wciągnąłem cię w to bagno.

Nim się orientuje znajduje się na parkingu, tuż przed placówką. Niechętnie wchodzę do środka i witam z recepcjonistką. Następnie czekam na swoją kolej, która nadchodzi zadziwiająco szybko. Od razu jestem wyszukany w bazie danych, a następnie przekierowany na odpowiedni odział.

Tym razem onkologia musi obejść się smakiem, bowiem kieruję się na oddział intensywnej terapii. W tym przypadku nie dostrzegam swojego lekarza, a lekarkę o promiennym uśmiechu. Od razu do mnie podchodzi, co świadczy, że akurat nikogo przede mną nie przyjęła.

Znowu badania, kontrole, pytania. Znudzenie. Jedyne czego pragnę to wyjść z tego miejsca najszybciej jak to możliwe.

Nagle lekarka podnosi się i przeprasza mnie na moment. Kiedy wychodzi od razu sięgam po telefon. Moim oczom rzuca się nieodczytana wiadomość.

od; Thoruś

Możemy spotkać się teraz?

Lepszego momentu wybrać nie mógł.

do; Thoruś

Będę wolny dopiero za jakąś godzinę. Jak dobrze pójdzie to mniej

od; Thoruś

Serio? Co tym razem? Dobra wiem, że nie napisałem ci wcześniej, ale czuje się jakbyś znów czegoś unikał.

Unikam prawdy.

Ale na kłamstwa już za późno.

do; Thoruś

Jestem w szpitalu. Jak wyjdę do zadzwonię.

Odkładam telefon i czuje jak moje serce bije szybciej. Lekko się krzywię kiedy przechodzi przez nie, na moment, rażący ból.

Lekarka w końcu wraca, a w dłoni trzyma garść plików. Siada na przeciw mnie i od razu zaczyna rozmowę. Powinienem jej uważnie słuchać, ale moja głowa ciągle ucieka do spotkania, które ma nadejść. Dodatkowo w pewnym stopniu już mi nie zależy na tym leczeniu. Straciłem zaufanie najbliższej mi osoby.

Nigdy nie mogłem wziąć się za siebie, bo tkwiłem w tym sam.

Może tym razem będzie inaczej?

Pomożesz mi?

• • •

Siadam na ławce i biorę głęboki oddech. Wyjmuję telefon i odblokowuje go. Waham się przez moment po czym wybieram numer do Thorka. Zaciskam palce na materialne spodni, a wzrok wbijam w buty. Chwilę później połączenie zostaje odebrane.

— Hej, właśnie wyszedłem — zaczynam niepewnie.

— Podjechać po ciebie? — w jego głosie słyszę nutę troski.

— Nie, nie. Po prostu powiedz mi gdzie mam przyjść.

— Może ta nowa kawiarnia koło centrum?

— Daj mi 15 minut.

Nie jestem w stanie dalej poprawnie składać zdań. Rozłączam się i chowam twarz w dłoniach. To wszystko jest tak skomplikowane.

Nie mając czasu na użalanie się nad sobą wstaje i kieruję się na rynek. Na całe szczęście mam całkiem niedaleko, więc nie muszę zamawiać ubera. Chociaż w sumie i tak powinienem ze swoim stanem zdrowotnym.

Cała podróż zajmuje mi trochę dłużej, ponieważ co jakiś czas musiałem usiąść by uspokoić serce. Niestety po dawce leków zawsze potrzebuje chwilę na przystosowanie się.

W końcu docieram na miejsce. Wchodzę poprzez drzwi, które dają o sobie znak dzięki przymocowanemu nad nimi dzwonku. Moje ciało otacza ciepło, a do nozdrzy dostaje się zapach kawy. Dopiero teraz orientuje się jak bardzo temperatura mojego ciała spadła. Dlatego też pocieram ręce i rozglądam się w celu odnalezieniu stolika.

Dostrzegając Thorka chwilowo zamieram. Jednakże szybko się otrząsam i idę w jego kierunku. Siadam na przeciw i patrzę mu w oczy. Żaden z nas się nie odzywa, a ja czuje się jakby nagle cały lokal opustoszał i ucichł.

— Dziękuję, że zgodziłeś się spotkać — przełamuje się pierwszy.

— Wybacz, że musiałeś tyle czekać na odpowiedź. Na prawdę musiałem przemyśleć sobie to co się wydarzyło.

— Nie dziwie ci się — wzdycham. — Zawaliłem po całości.

— Powiesz mi w końcu prawdę?

— Tak, w końcu po to tutaj jesteśmy.

Otwieram buzię, by zacząć mówić, ale przerywa nam kelnerka. Thorkowi podaje filiżankę kawy, a ku mojemu zdziwieniu, mi herbatę z imbirem i pomarańczą. Uśmiecham się delikatnie i biorę łyk napoju.

— Szczerze? Nawet nie wiem od czego zacząć — niepewnie podnoszę na niego wzrok.

— Mamy czas, wiesz że cię wysłucham.

— Od małego mam niewydolność serca, z genów — mówię prosto nie owijając w bawełnę. — Razem z mamą często jeździliśmy po szpitalach, ponieważ miała ze mną problemy. Miałem mieć operację, ale ciągle zostawała odkładana w czasie. W końcu trochę podrosłem i wiedziałem czego nie mogę robić. Po prostu byłem świadom co mnie czeka. W końcu dostaliśmy ostateczni termin kiedy mam wylądować na salę operacyjną i skończyć z lekami. I wtedy wszystko wywróciło mi się do góry nogami.

Czuje jak do moich oczu napływają łzy. Próbuję złapać oddech, ale nie potrafię. Milknę na chwilę. Przez moje ciało przechodzi dreszcz. Nagle pod stołem czuje ciepło. Chłopak łapie mnie za rękę i splata nasze palce razem. Drżącym głosem kontynuuje.

— Lekarze na rentgenach zauważyli coś dziwnego. Dlatego też korekta została odwołana, a ja zostałem przy lekarstwach. Nagle ich priorytetem stało się odnalezienie przyczyny dziwnych plam wewnątrz mojego ciała. W końcu się wyprowadziłem, a wraz z nowym miejscem zamieszkania przyszła wiadomość ze szpitala. Zdiagnozowany rak płuc.

Po moim policzku spływa pojedyncza łza, którą szybko wycieram.

— Jest on spowodowany paleniem biernym, czyli wdychaniem tytoniu kiedy ktoś w towarzystwie pali. Może być to też przyczyna niezależna od tego, a od innych trujących substancji. Lekarze obawiali się operacji, by go zniwelować. Dlatego też ciągle chodziłem na badania i obserwacje. Aż w końcu było za późno. Teraz ciągle chodzę na chemioterapię. Jeżeli ona nie zniweluje raka, zostanie mi tylko przyjmowanie leków, by przedłużyć życie.

Biorę głęboki wdech, by nabrać jeszcze trochę pewności siebie.

— Ostatnio kiedy byłeś u mnie i zauważyłeś tę pielęgniarkę... To przypisana mi sanitariuszka. Nigdy nie było ze mną kłopotów, więc dali mi ją pomimo wykwalifikowania w innej dziedzinie. Jednak tym razem mi się pogorszyło. Zabrała mnie karetka, a ona została. Dzisiaj byłem na wizycie w sprawie serca.

Teraz już wie o moich chorobach.

— Kiedy zaczęliśmy chodzić nie powiedziałem ci o tym. Nawet nie wiem czemu. Później zacząłem się obawiać, że mnie zostawisz. Jednak szybko zrozumiałem, że taki nie jesteś. Aż w końcu uroiłem sobie, że muszę cię chronić. Nie mogę pozwolić, byś cierpiał kiedy odejdę. Dlatego sądziłem, że najlepiej jeśli o mnie zapomnisz. Tylko, że kiedy mi cię zabrakło... Zrozumiałem, że raniłem cię odrzuceniem i odpychaniem. W końcu dosięgnęła mnie karma i pokazała, że bez ciebie sobie nie poradzę. Kocham cię i ta cała sytuacja była głupotą. Nie potrafiłem funkcjonować normalnie, bo byłem z tym sam. Żyłem i poddawałem się leczeniom, by móc spędzić przy tobie jak najdłużej.

Teraz już wie czego się bałem.

Biorę wdech i spoglądam na jego twarz. Czuje, że w moich oczach błyszczą łzy, a żołądek zaciska mi się w supeł. Moment ten przerywa kelnerka.

— Przepraszam, ale za chwilę zamykamy! — mówi pogodnie.

Staś wstaje i chwyta mnie mocno za rękę. Wychodzimy z lokalu, a w środku mnie dalej panuje burza niewiedzy. Chłopak narzuca mi na ramiona swoją bluzę i ponownie splata nasze dłonie razem. Odchodzimy kawałek, a w około nas nikogo nie ma. Zajmujemy miejsce na ławce, a jedyne co słyszę to odgłos bicia swojego serca.

— Krzyś? — słyszę z boku, więc odwracam głowę.

— Słucham.

— Kocham cię i już nigdy więcej nie zostawię. Będę walczył razem z tobą.

Otwieram usta, ale nie jest dane mi nic powiedzieć. Starszy łapie mnie w ramiona i przytula mocno co odwzajemniam.

— Obiecaj, że zawsze będziesz ze mną szczery.

— Obiecuje.

— Nie chcę cię stracić już nigdy. A już na pewno z powodu tajemnic. Pomogę ci z tym walczyć. Po prostu będę. Nic się nie zmieni. Dalej będę cię kochał takim jaki jesteś. Nie ważne, czy chorego, czy nie.

— Kocham cię — wtulam się w niego mocniej.

Cały czas byłem w błędzie. Chowałem się, unikałem prawdy. Tak bardzo bałem się straty, że sam zgładziłem zaufanie i wsparcie. Zamknąłem się na klucz i nie pozwalałem emocjom wziąć górę. Żyłem w strachu przed tym co powiesz. Obawiałem się, że mnie zostawisz, więc zrobiłem to pierwszy.

Teraz już wiem, że postąpiłem nieodpowiedzialnie. Pozwoliłeś mi z siebie czytać jak z otwartej księgi. Tymczasem ja zacząłem się bunkrować. I próbowałeś do mnie dotrzeć, zrozumieć co się ze mną dzieje. Jednak ja pozostawałem zimnym głazem, który potrzebuje uwagi.

Skupiłem się tak bardzo na sobie, że odszedłeś w zapomnienie. Tym samym nasza wspólna część gdzieś się zapadła. Ja zbyt uparty, by prosić o pomoc. Ty zbyt ugięty, by stanowczo do mnie dotrzeć.

I choć głównie ja zawaliłem. Z mojej winy zaczęła się ta karuzela nieszczęść. Oboje dobrze wiemy, że mogłeś coś zrobić. Chociażby miało mnie to skrzywdzić.

Jednak teraz jest już to dla mnie nie ważne.

Teraz liczysz się tylko ty. Liczymy się tylko my. I to, że przetrwaliśmy tę próbę.

Kocham cię nad wszystko i cieszę się, że jesteś tutaj ze mną. Na pewno nadejdzie jeszcze jakiś kryzys, ale jestem pewien, że damy rady.

I choć teraz wspólnie walczymy...

Umierałem i umieram.

Ale z tobą, to będzie najpiękniejsza śmierć.

_____

6162

Czytelnicy: Będzie smutne, czy wesołe zakończenie?

Ja: Tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro