Chyba zaraz zrobię coś bardzo głupiego...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



TŌRU


Kiedy ostatnia osoba wyszła z mieszkania, w środku zostaliśmy tylko ja i Iwa. Plecy i kark bolały mnie od ciągłego kłaniania się gościom na pożegnanie.

Poruszyłem głową na boki.

Zaraz potem spojrzałem przelotnie na przyjaciela i zauważyłem, że chociaż wyraźnie chwiał się na nogach, to wyglądał na całkiem zadowolonego z życia. W każdym razie na tyle zadowolonego, że gdy wróciłem do domu po tym, jak odprowadziłem Aiko do furtki, nie próbował mnie już zabić.

– Wszystko gra? – zagadnąłem, wycierając nos.

Przeczesał dłonią włosy i ściągnął brwi.

– Chyba tak... – Czknął. – Tylko obraz wydaje się jakiś niestabilny.

Parsknąłem.

– Jesteś nawalony. Po prostu kręci ci się w głowie – stwierdziłem.

Skrzywił się, uniósł pięść i uderzył mnie w ramię. Lekko, prawie tego nie poczułem, ale w obecnym stanie to wystarczyło, żebym zatoczył się na ścianę.

Zaśmiałem się.

– Poważnie? Tylko na tyle cię stać, Iwa-chan?

Pogroził mi słabo palcem, zaciskając wargi.

– Rano się z tobą policzę – zapowiedział bełkotliwie. – Mówię poważnie. Mattsun cię już nie uratuje. No i nie będę miał widowni.

Zasalutowałem niezgrabnie, po czym obaj wybuchnęliśmy pijackim śmiechem. Podszedłem do Iwy i zarzuciłem sobie jego ramię na szyję. Jeszcze bardziej poczochrałem jego nastroszone czarne włosy.

– Ciebie też mam odprowadzić do domu?

– Jebło cię? Ojciec mnie zabije, jeśli wrócę w tym stanie.

Przytaknąłem ze zrozumieniem.

– Fakt. W takim razie chodź, asie. Najwyższy czas pójść w kimę. – Poklepałem go po głowie.

Zmarszczył czoło i wydął wargi, jak gdyby próbował sformułować jakąś myśl.

– Nie wierzę, że zamieniliśmy się rolami – wymamrotał w końcu, po czym wtulił nos w moją szyję. – Śmierdzisz... – stwierdził po chwili, ale mimo to się zaciągnął.

– Ty też nie pachniesz najładniej – odciąłem się, wlekąc jego prawie bezwładne ciało w kierunku pokoju.

– To twoja wina. Po co kazałeś kupić tyle piwska?

– Nikt nie kazał ci żłopać.

– Nie odzywaj się tak do mnie, bo ci walnę.

– Mhm, powodzenia – zaśmiałem się, po czym strząsnąłem z szyi jego ramię.

Zwalił się na futon jak szmaciana lalka, prawie pociągając mnie za sobą. Musiałem podeprzeć się dłonią, żeby szczęka nie zaliczyła bliskiego spotkania z panelami, podczas gdy Iwa śmiał się w najlepsze, trzymając się za brzuch.

– Nie krępuj się, kapitanie – powiedział, gdy już trochę się uspokoił, i poklepał miejsce obok.

Zawahałem się na chwilę, po czym machnąłem ręką i ułożyłem się na tyle wygodnie, na ile pozwalała niewielka przestrzeń, którą zostawił Hajime. Czułem, że mi się przyglądał, ale nie potrafiłem się zmusić do tego, żeby odwrócić głowę. Nie chciałem się przekonywać, czy ciągle się mną brzydził.

Przełknąłem ślinę, a całą uwagę skupiłem na suficie obklejonym gwiazdkami. W duchu ucieszyłem się, że w pokoju panowały niemal całkowite ciemności, bo inaczej nawet w stanie upojenia Iwa mógłby dostrzec moje zaczerwienione policzki i szyję.

– O czym myślisz? – zapytał cicho.

Ściągnąłem brwi i zamrugałem kilkakrotnie, zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu się poddałem i wzruszyłem ramionami.

– Pytasz się jak baba. Chyba o niczym szczególnym – odparłem i potarłszy twarz dłońmi, szykowałem się do skłamania, że bardzo chciało mi się spać.

– Będę za tym tęsknił – wypalił niespodziewanie.

Wydąłem policzki.

To by było na tyle z wymówki. Zanotowałem w pamięci, że po pijaku Iwa zaczynał się robić gadatliwy.

– Za czym?

– Za siatkówką, za drużyną... Nawet za chodzeniem na żarcie z tymi idiotami.

Parsknąłem.

– Nie przesadzaj, nie zachowywali się tak źle – stwierdziłem.

Zaśmiał się, zakładając ręce za głowę.

– Byli koszmarni. Z żadnych innych wypadów nie mam aż tylu kompromitujących fot.

– Niektóre są zabawne.

– O tak, zwłaszcza to zdjęcie, które dostała twoja dziewczyna, nie?

Nadąłem się.

– Nie, ono nie było śmieszne. Aiko do tej pory mi wypomina, że jadłem wtedy jak świnia, i twierdzi, że to dlatego nie daje się zaprosić w miejsca publiczne. Boi się, że zrobię jej obciach.

– Zrobisz. Przecież zawsze jesz jak świnia – skwitował. – Zwłaszcza kiedy czymś się podjarasz.

Kopnąłem go w goleń i syknąłem, gdy oddał.

– Okrutny! – zawołałem.

Szturchnął mnie łokciem w żebra.

– Za tobą też będę tęsknił – przyznał po chwili. – Jak się rozstaniemy, nie będę miał kogo wyzywać od idiotów. Nikt też tak skutecznie nie będzie podnosił mi ciśnienia.

– To był komplement czy właśnie mi pocisnąłeś? – zapytałem, marszcząc brwi.

Wzruszył ramionami.

– Interpretuj, jak chcesz.

Westchnąłem, a gdy w pokoju zapanowała cisza, uniosłem dłoń i zacząłem kreślić w powietrzu szlak między błyszczącymi gwiazdkami. Wspomnienia z nocy podobnych do tej napływały falami i nawet gdybym chciał, nie mógłbym ich powstrzymać. To były dobre wspomnienia.

– Pamiętasz, jak pierwszy raz u mnie nocowałeś?

Znów się zaśmiał.

– Nigdy nie zapomnę. Pobeczałeś się jak dziecko na scenie śmierci Yody i zasmarkałeś mi nową koszulkę.

– Byłem wtedy dzieckiem – przypomniałem.

– Ta. I straszną beksą – dodał, czochrając mi włosy. – Uspokoiłeś się dopiero wtedy, kiedy oddałem ci swoją ulubioną figurkę Godzilli.

Rozpromieniłem się.

– Ta, pamiętam. Mam ją do tej pory, wiesz?

– Serio?

Pokiwałem głową, ale zaraz zorientowałem się, że Iwa przecież nie mógł tego zobaczyć. Odchrząknąłem.

– Tak. Stoi na specjalnym miejscu na półce. Jutro ci pokażę.

– Niech będzie, trzymam za słowo. – Szturchnął mnie, po czym wystawił mały palec, abym mógł o niego zaczepić swój. – Byłeś dobrym przyjacielem, Oikawa – podjął. – I najlepszym partnerem w grze, jakiego miałem. Dla mnie zawsze będziesz najlepszym rozgrywającym.

Przygryzłem wargę i przewróciłem się na bok.

– Dzięki – odparłem, uśmiechając się szczerze. – Ty też byłeś najlepszym partnerem. Aiko mówiła prawdę.

Odwrócił się twarzą w moją stronę i popatrzył mi w oczy.

– Tym razem mówię serio. I przepraszam za wtedy... – dodał po chwili milczenia. – No wiesz... Nie umiałem...

Skrzywiłem się nieznacznie.

– W porządku – przerwałem mu. – Już o tym zapomniałem, mówiłem ci przecież. Nie masz mnie za co przepraszać.

Pokręcił głową i przysunął się bliżej.

– Nie jest w porządku. I wiem, że nie zapomniałeś, bo ja też nie zapominałem. Nie umiem... Ja... Ja naprawdę przepraszam... Ja wtedy... – urwał. Westchnął i znów pokręcił głową. – To takie dziwne, wiesz...? – Przejechał mi delikatnie palcem wskazującym po policzku, po czym uniósł się niezgrabnie na łokciu.

– Trochę – przyznałem, na co parsknął cicho pod nosem.

Wciąż gładził mój policzek, a w miejscu, którego dotykał, pojawiała się gęsia skórka.

– Chyba naprawdę się narąbałem.

– Skąd ten trafny wniosek, Iwa-chan? – Starałem się zachować żartobliwy ton, mimo że serce tłukło mi w piersi jak oszalałe.

– Bo... chyba zaraz zrobię coś bardzo głupiego...

Otworzyłem szerzej oczy, obserwując, jak powoli się pochylał, by na koniec nieśmiało musnąć moje wargi. Na jedną, krótką chwilę moje serce zamarło, a zaraz potem odtańczyło dziki taniec radości, tak głośny, że byłem niemal pewien, że cała ulica mogła go usłyszeć. Twarz paliła żywym ogniem, zabrakło mi tchu.

Iwa przesunął szorstką dłoń z mojego policzka pod brodę i ponownie mnie pocałował. Tym razem śmielej, mocniej. Wysunąłem język na próbę i przejechałem po jego wargach, a on w odpowiedzi rozchylił je, by pogłębić pocałunek.

Przymknąłem oczy.

Dłonią niepewnie zawędrowałem pod koszulkę Hajime i drżącymi z napięcia palcami dotykałem jego rozpalonej skóry. Badałem umięśniony tors, kolejny raz odnosząc wrażenie, że moje ciało poruszało się samoczynnie.

Kiedy Iwa na moment się odsunął, wydałem żałosny jęk protestu, na co zaśmiał się ochryple tuż przy moim uchu. Zaczął się szarpać z T-shirtem, próbując ściągnąć go przez głowę, aż w końcu odrzucił go niecierpliwym ruchem za siebie.

Nie zastanawiałem się długo i również pozbyłem się własnego. Ledwo jednak zdążyłem to zrobić, Iwa na powrót do mnie przylgnął i przygryzł skórę na szyi. Odchyliłem głowę, pociągnąłem lekko za rozczochrane kosmyki Hajime i stęknąłem, gdy ten przypadkowo otarł się kolanem o moje krocze.

Zacisnąłem powieki. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.

Ponownie usłyszałem jego cichy śmiech, a na małżowinie poczułem ciepły oddech.

Zadrżałem.

Resztkami świadomości skupiałem się na tym, aby nie spuścić się w spodnie, kiedy Iwa sunął wilgotnymi ustami po mojej żuchwie, szyi, obojczykach, a w końcu brzuchu, znacząc ciało strużką śliny oraz śladami zębów. Jego dłonie, które do tej pory były wszędzie, teraz siłowały się z moim rozporkiem.

Wstrzymałem oddech, kiedy w końcu wsunął jedną pod materiał bokserek i chwycił mojego sterczącego penisa. Zamruczał cicho, całując mnie w policzek, a następnie zaczął z wolna poruszać ręką.

Stęknąłem.

Opuszkami palców dotknąłem jego spoconej twarzy oraz rozchylonych warg, spomiędzy których uciekały urywane oddechy, po czym przyciągnąłem go za kark i pocałowałem. Mocno. Zaborczo. Słyszałem zadowolone pomruki, jakie wydawał, a także dudnienie własnej krwi w uszach.

Nagle otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia i wciągnąłem powietrze ze świstem, gdy poczułem, jak jego gorący członek styka się z moim.

Nawet nie zauważyłem, kiedy rozpiął spodnie.

– Och, kurwa... – sapnął, przesuwając dłonią w górę i w dół.

– Iwa... – wydukałem, po czym poruszyłem biodrami, próbując niezgrabnie dopasować się do narzuconego przez niego rytmu.

W tamtym momencie mogło stać się wszystko, a ja nawet bym tego nie zauważył. Wtuliłem twarz w zagłębienie szyi Iwaizumiego, objąłem go mocno ramionami i otarłem się o jego rozgrzane ciało.

Westchnął.

W głowie kotłowały mi się upierdliwe myśli, jednak za wszelką cenę starałem się je odgonić.

To pierwsza i ostatnia taka noc.

Widzimy się dzisiaj ostatni raz, bo rano wszystko się skończy.

Rano stracę Iwę na zawsze.

Hajime zetknął nasze czoła i przygryzł wargę, a jego zielone oczy błyszczały w ciemnościach...

Pożądaniem? Chyba naprawdę byłem najebany...

Jedną ręką ścisnąłem go za pośladek, a drugą przytknąłem do ust, wyczuwając zbliżający się orgazm. Nie zdołałem jednak powstrzymać stłumionego jęku, kiedy wytrysnąłem prosto w ciepłą dłoń przyjaciela, brudząc przy tym pościel i ubranie.

Cholera.

Zamknąłem oczy, nakryłem twarz przedramieniem i łapczywie chwytałem powietrze przez usta. Zaraz też poczułem na uchu gorący oddech Hajime, a chwilę później wilgoć pokrywającą mój brzuch.

Iwa stęknął, opadł na mnie bez sił, a następnie cmoknął w nos.

– Szybki jesteś – wyszeptał.

Pokręciłem głową.

– Pieprz się – mruknąłem.

Parsknął, zapiął spodnie i przetoczył się na plecy. Ułożywszy się wygodnie, trącił mnie nosem w szyję.

Ponownie go pocałowałem.

Oddech powoli się normował, serce zwalniało szaleńczy bieg, ale policzki dalej mnie paliły. Dotknąłem opuszkami dolnej wargi. Ciągle mrowiła, więc przygryzłem ją kłem. Podciągnąłem brudne bokserki i skopałem z nóg spodnie, a w tej samej chwili z boku dobiegło ciche pochrapywanie.

Uniosłem brew i uśmiechnąłem się półgębkiem.

Ja jestem szybki, co?

Opadłem z powrotem na futon, z westchnieniem podpierając się na łokciu, i wyciągnąłem dłoń, by przejechać palcem od skroni, przez policzek, aż do linii żuchwy Hajime. Uśmiechnąłem się smutno i pocałowałem go w czubek głowy. Chłonąłem ten obraz, starałem się zapamiętać jak najwięcej szczegółów: lekko garbaty nos, wąskie usta, gładkie czoło, pozbawione zmarszczek złości.

– Kocham cię – wyszeptałem. – Po prostu... chciałem, żebyś to wiedział, wiesz?

Zaraz potem ułożyłem się na boku i wtuliłem w jego rozgrzane, umięśnione ciało. Mimo że powieki ciążyły mi ze zmęczenia, nie chciałem zasypiać, nie dzisiaj.

Pociągnąłem nosem.

To nie był dobry czas na pożegnanie.

I żaden nigdy nie będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro