Odzywał się do was?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

HAJIME

Irvine, California

– Cholera, właśnie zdałem sobie sprawę, jak dawno nie widziałem waszych zblazowanych ryjów – rzuciłem, kiedy na ekranie pojawiły się twarze Hanamakiego i Matsukawy.

Takahiro parsknął, opluwając się herbatą, a Mattsun jedynie się wyszczerzył i ułożył dłonie w kształt serduszka. Zaraz potem mruknął „itadakimasu" i chwycił za pałeczki, by zacząć jeść.

– To zabrzmiało prawie jak cholerne wyznanie miłosne – uśmiechnął się Hanamaki.

– Nie przyzwyczajaj się za bardzo – odparłem, pociągnąwszy łyk piwa z butelki. – Co jesz?– zapytałem, zwracając się do Isseia.

– Gyōza – wymamrotał. – Kiyo-san ostatnio przechodzi sam siebie.

Poklepałem się po burczącym brzuchu z miną zbitego psa.

– Aż zatęskniłem. Wisicie mi tam rāmen, pamiętacie?

– Żonka ci nie zrobi? – zagadnął Makki.

– Lily jest moją narzeczoną – sprostowałem ze ściągniętymi brwiami.

Przewrócił oczami i westchnął.

– Przyszła żonka ci nie zrobi? – powtórzył, kładąc przy tym nacisk na pierwsze słowo, po czym uśmiechnął się zadziornie.

Zmarszczyłem nos.

– Nie, nie zrobi. Nie ma jej teraz.

Gwizdnął.

– Ładnie! Wywaliłeś ją przez okno, kiedy kolejny raz cię zapytała, jakiego koloru mają być balony?

Matsukawa się zapowietrzył, a zaraz potem rozkaszlał. Zamknął oczy, odłożył pałeczki na biurko i przytknął pięść do ust, niemal wypluwając płuca.

– Cholera! Prawie się przez ciebie udusiłem, ruda pało! – wydusił w stronę Takahiro.

– Nie jestem rudy!

– Niedawno byłeś, więc się liczy!

Parsknąłem, a piwo poszło mi nosem.

– Serio byłeś rudy, Hanamaki? – zainteresowałem się.

– Nie byłem! – zaprzeczył natychmiast.

– Był! – zawołał Issei, próbując przekrzyczeć przyjaciela. – Podczas imprezy absolwenckiej na uniwerku. Jak spał, to nałożyli mu szamponetkę.

Zasłoniłem usta dłonią.

Makki poczerwieniał albo przynajmniej tak to wyglądało w blasku promieni słonecznych wpadających przez okno. Oparł się łokciami o blat, a palce wsunął we włosy.

– To było moje najbardziej traumatyczne przeżycie – przyznał ze zbolałą miną. – Do tej pory mam rude koszmary.

– Śni ci się rudy karzeł z Karasuno? – wydukał z pełnymi ustami Matsukawa.

– Nie, cholera! Ja się sobie śnię. W rudych kłakach na głowie!

– Zamieniasz się we śnie w rudego karła z Karasuno? Co za okropny fetysz.

– Udław się tymi pierożkami i zamilcz wreszcie – burknął pod nosem Takahiro.

– Aleś ty niemiły – obruszył się Issei.

Makki wniósł na chwilę oczy, po czym pokazał do kamerki środkowy palec i wybuchnął śmiechem razem z nami.

– To co w końcu zrobiłeś z przyszłą żonką? – zwrócił się do mnie po chwili.

Podrapałem się po potylicy i skrzywiłem nieznacznie. Jak by to ładnie wytłumaczyć...?

– Nocuje u koleżanki – wypaliłem po chwili.

Mattsun uniósł brew.

– Bo?

Wypuściłem powoli powietrze.

Żebym to ja wiedział.

– Chyba się obraziła – przyznałem, zmieszany.

– Coś jej zrobił? – Hanamaki wytrzeszczył oczy i pochylił się do przodu, zupełnie jakby szykował się do wysłuchania historii czyjegoś życia, aby ją potem sprzedać do pierwszego lepszego magazynu plotkarskiego.

– Nic! – Uniosłem ręce w obronnym geście.

Obaj spojrzeli na mnie powątpiewająco.

Zmarszczyłem brwi. Co to ma być? Cholerne przesłuchanie?

Sapnąłem i pociągnąłem kolejny łyk piwa, żeby dodać sobie odwagi i może zyskać na czasie. Otarłem usta wierzchem dłoni, a potem wyjrzałem przez okno, za którym panowała już nieprzenikniona ciemność.

Zbliżała się północ.

Sto lat, sto lat, Hajime...

Westchnąłem ciężko, odwracając się z powrotem w stronę ekranu.

– Według niej nie przejmuję się – zrobiłem w powietrzu znak cudzysłowu – tym wszystkim tak bardzo, jak powinienem – prychnąłem.

– „Tym wszystkim"?

Zacisnąłem wargi i wykonałem bliżej nieokreślony ruch ręką.

– Tymi całymi przygotowaniami. Jakby to było teraz takie ważne. Ślub jest za cholerny rok!

– Ucieczka do Vegas zawsze aktualna, nie zapominaj o tym. – Makki pokiwał głową i złożył dłonie w piramidkę tuż przed twarzą. Wyglądał idiotycznie, chociaż upierał się, że to dodawało mu powagi.

Parsknąłem krótko.

– A tak poważnie... – podjął po chwili. – Powiedz jej, co myślisz.

– Świetny pomysł! – zironizowałem. – Kiedy ostatnio byłeś z jakąś laską?

– W liceum – mruknął za niego Mattsun, zanim wgryzł się z lubością w następnego pierożka.

– Co to ma do rzeczy? – zapytał Takahiro, ignorując odpowiedź przyjaciela.

Westchnąłem, splotłem dłonie na brzuchu i opuściłem się nieco na kanapie.

– Bo widzisz... – zacząłem – kobiety są dziwne. Jak jej powiem, co myślę, to strzeli focha. Tak jak dzisiaj. Dzisiaj próbowałem jej powiedzieć, co myślę. Że niepotrzebnie robi teraz wokół tego tyle szumu. No jasne, salę rezerwuje się z wyprzedzeniem, to rozumiem, ale przymiarki? Dekoracje? Na chuja mam teraz myśleć o tym, jakiego koloru kwiatki mają mi postawić na stołach? Sram na kwiatki, w ogóle może ich nie być, naprawdę, wielkie halo. I te ciągłe próby, jakbym miał zaraz zapomnieć swojej kwestii. No. W skrócie o to poszło. No i jeszcze o kolejny nieopłacony rachunek, który miała zapłacić, ale znów zabrakło jej kasy. – Przez cały ten czas, kiedy się produkowałem, przyjaciele przysłuchiwali mi się z uwagą, a gdy skończyłem, na chwilę zapadła cisza.

Pierwszy odezwał się Mattsun:

– W takiej formie jej to powiedziałeś?

Skrzywiłem się.

– Nie do końca.

– Dobra, cofam wszystko, co powiedziałem – wtrącił Hanamaki. – Żadnej ucieczki do Vegas. Spartoliłeś, Iwaizumi. I mówię to jako koleś niemający aktualnie dziewczyny – dokończył z przekąsem.

Spojrzałem na chłopaków z politowaniem.

– Dzięki, Hanamaki. Właśnie to pragnąłem teraz usłyszeć.

– Wybacz, miałem cię pocieszyć?

– Wypadałoby – bąknąłem pod nosem, na co przewrócił oczami. – Zasłużyłem na trochę lojalności.

– Przejdzie jej – odezwał się Issei, machając ręką, jakby odganiał natrętną muchę. – Wyżali się koleżance i...

– U lasek to tak nie działa, casanovo – wtrącił Makki.

– Znawca się znalazł, cholera jasna – padła mrukliwa odpowiedź. – To kup jej coś, nie wiem... Kwiaty, czekoladki, złóż milion obietnic poprawy, których nie dasz rady spełnić...

Reszta wypowiedzi została zagłuszona przez głośny rechot Takahiro, który odchylił się na krześle, trzymając się jedną ręką na blat, a drugą za brzuch.

Gdy tak na niego patrzyłem, sam zacząłem się śmiać, a za chwilę cała nasza trójka dławiła się ze śmiechu, nie wiedzieć z jakiego powodu. Jako pierwszy doprowadziłem się do porządku i otarłem łzy z kącików oczu.

– Jakby to było takie proste, to już dawno bym to zrobił. Kłamałeś kiedyś prosto w oczy? Babie? – zwróciłem się do Mattsuna.

Wykrzywił usta i przymknął jedno oko w zamyśleniu. Dłonią potarł policzek z rzadkim, ciemnym zarostem.

– Nie próbowałem. To Oikawa był mistrzem w bajerowaniu, jego spytaj – rzucił.

Na dźwięk nazwiska byłego kapitana coś ścisnęło mnie w dołku. Popatrzyłem na chłopaków, ale oni też mieli niewyraźne miny.

Takahiro przygryzł wargę i spuścił wzrok, kręcąc resztkami herbaty w szklance, a Issei pocierał kark, zwróciwszy twarz w stronę okna.

Westchnąłem ciężko i odchrząknąłem, a potem jako pierwszy przerwałem niezręczną ciszę, która zapadła.

– Odzywał się do was?

Niemal synchronicznie odwrócili głowy w stronę monitorów i – o ile było to w ogóle możliwe – jeszcze bardziej się speszyli.

– Od operacji nie – przyznał w końcu Makki. – Napisałem do niego na Facebooku jakiś czas temu, ale nie odpisał. Wyczyścił też wszystkie konta. Jakby... odciął się od wszystkich?

Zacisnąłem usta, potakując mechanicznie.

Niech cię cholera, śmieciu. Nawet od nich się odwróciłeś?

– Do ciebie też się nie odzywał? – usłyszałem głos Matsukawy.

Zamrugałem szybko, a mgiełka wspomnień opadła.

– Nie. Już od dawna z nim nie rozmawiałem – przyznałem, pokręciwszy słabo głową.

– Od jak dawna? – Takahiro wbił w ekran spojrzenie przenikliwych brązowych oczu i podparł policzek na dłoni.

Otworzyłem usta, a przez głowę przebiegło mi, że on już wiedział. Przełknąłem ślinę.

– Skąd ty to...?

Cmoknął i zmarszczył brwi.

– Przyznaję, nigdy nie był ze mnie najpilniejszy uczeń... ani student – dodał po chwili namysłu. – Ale potrafię łączyć fakty. Za każdym razem, gdy pisaliśmy, pytałeś mnie, co u Oikawy. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego sam go o to nie pytasz, a jeżeli pytasz, to dlaczego ci nie odpowiada. Akurat tobie powinien... – Odetchnął głęboko i już przygotowywałem się mentalnie na odparcie ewentualnych zarzutów, kiedy dokończył: – Ale do tej pory nie wykminiłem przyczyny.

Rąbnąłem się z otwartej dłoni w czoło, a Issei zachichotał.

– A już myślałem, że czymś mnie zaskoczysz, Hanamaki – zakpiłem.

– Oświeć nas, Iwaizumi – odgryzł się.

Wydąłem wargi i uniosłem ręce na znak kapitulacji.

– Od dawna. Pokłóciliśmy się.

– Powaga? – Mattsun uniósł brwi. – Wy nigdy się nie kłócicie.

Uniosłem brew.

– No wiesz... – dodał. – Nie tak poważnie.

– Teraz wyszło całkiem poważnie. – Wzruszyłem ramionami.

– I nie gadacie ze sobą od...? – dopytywał Makki, przeciągając sylaby. Rozwalił się na biurku, brodę oparł na blacie, a wyczekujące spojrzenie utkwił w kamerze.

– Od tamtej imprezy, którą zrobił po liceum.

Gwizdnął pod nosem. Zmrużył oczy, a usta rozciągnął w przebiegłym uśmiechu.

– O co wam poszło?

– Chcielibyście wiedzieć, co?

– Poczekaj, niech zgadnę: o jakąś nieistotną pierdołę. Ale ponieważ nie umiecie normalnie rozmawiać i was to ubodło w męską dumę, to postanowiliście zamieść sprawę pod dywan i taktycznie milczeć.

Roześmiali się, kiedy wyraźnie drgnąłem i przełknąłem nerwowo ślinę. W duchu dziękowałem za panujące w salonie ciemności, które maskowały wypieki na policzkach.

Odchrząknąłem i zaklaskałem w dłonie.

– Brawo, gratulacje! Jak na kogoś, kto ma mózg przeżarty ziołem, całkiem nieźle idzie ci dedukcja.

Skrzywił się i popukał w czoło.

– Raz się upaliłem! Raz, jedyny, i to na pierwszym roku studiów! A ty mi tym rzygasz do dzisiaj! Drogi Buddo! – zawołał, po czym oparł łokcie o biurko i wyrzucił ręce w powietrze. Zaraz potem nakrył nimi głowę, by przez chwilę poleżeć w takiej pozycji.

Zerknąłem przelotnie na Matsukawę, ale ten tylko wzruszył ramionami.

Nagle Takahiro poderwał się do siadu i spojrzał wprost w kamerę roziskrzonymi oczami.

– Iwaizumi... – zaczął. Sposób, w jaki przeciągał poszczególne sylaby był irytujący. I zwiastował kłopoty.

– Czego? – burknąłem.

Uniósł palec wskazujący i odwrócił się na chwilę. Usta otworzył, jakby miał coś zaraz powiedzieć, lecz tego nie zrobił. Po prostu siedział w takiej pozycji, wbijając wzrok w jakiś przedmiot za plecami, którego nie dane mi było zobaczyć.

Zmarszczyłem brwi.

– No czego? – ponowiłem pytanie.

– Czekaj, jeszcze chwila... – W pewnym momencie odwrócił się i wyszczerzył. – Tanjōbi omedetō[1]! – krzyknął i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, razem z Mattsunem zaczęli śpiewać Happy Birthday.

Potarłem dłonią oczy i zaśmiałem się. Głośno, szczerze, z głębi serca. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio śmiałem się w taki sposób, ale coś mi podpowiadało, że było to bardzo dawno temu.

Kiedy skończyli, Hanamaki rozłożył szeroko ramiona i zapytał:

– I jak?! Podobało się?!

Przyklasnąłem.

– Cholernie fałszujecie, ale to było najlepsze Happy Birthday, jakie kiedykolwiek słyszałem. Powaga – przyznałem, położywszy dłoń na sercu.

Wyszczerzyli się.

– Jak wpadniesz, to w prezencie dostaniesz rāmen, może być? – Makki złożył usta w dzióbek i puścił oczko.

– I tak mi go wisicie, pamiętasz? – Uniosłem brwi, patrząc na przyjaciela wyczekująco.

Zacmokał.

– Pazerny... To dorzucimy coś ekstra.

– Stoi. Upomnę się! – obiecałem.

– Na nic innego nie liczyłem – przyznał z uśmiechem.

– To co?! – Issei zatarł dłonie. – Urodzinowa partyjka Counter Strike'a?

Takahiro się przeciągnął, potem wyłamał palce, a na koniec klepnął się w uda.

– Jakżeby inaczej! Nasz staruszek na pewno chce pokazać, na co jeszcze go stać, prawda? – mruknął prowokacyjnie.

Zapowietrzyłem się.

– Jak mnie nazwałeś, ryża cholero? – zapytałem, powoli cedząc słowa.

– Powtarzam: nie jestem rudy!

– Więc ja wypraszam sobie staruszka! – oburzyłem się.

– Policjanci czy terroryści? – zapytał znudzonym głosem Mattsun.

– Terroryści! – odkrzyknęliśmy zgodnie.

Uśmiechnąłem się pod nosem, poprawiłem zsuwające się z głowy słuchawki i odpaliłem Steama. Kątem oka zerknąłem na cyfrowy zegar na szafce – trzy minuty po północy. Westchnąłem cicho.

Telefon leżący obok laptopa nie zawibrował tej nocy ani razu.


[1] Tanjōbi omedetō – (z jap.) wszystkiego najlepszego (przyp. aut.).


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro