On mnie, cholera, pocałował!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

HAJIME


Trzasnąłem drzwiami od pokoju, aż odskoczyły i na powrót się zamknęły, po czym padłem jak długi na futon.

Szlag by to! Co on sobie myślał?! Cholerny Oikawa!

Nakryłem głowę dłońmi, a palce wsunąłem we włosy, szarpiąc nimi na wszystkie strony.

Ten kretyn! Idiota! On mnie, cholera, pocałował!

Uniosłem pięść do ust. Zagryzłem palec, żeby nie wrzasnąć, gdy jakiś złośliwy głosik w głowie zaczął ze mnie szydzić.

Cholera!

Rąbnąłem otwartą dłonią w podłogę.

Zabolało.

Potem jeszcze raz.

I kolejny.

Ręka była obolała i czerwona. Nie zmieniło się jednak nic.

Przeturlałem się na plecy, po czym nakryłem twarz przedramionami. Oddychałem szybko i nierówno jak po biegu, choć tym razem nie skorzystałem z jedynej znanej sobie metody rozładowania negatywnych emocji i nie biegałem aż do dostania mdłości.

W uszach mi szumiało, a na języku wciąż czułem smak białej czekolady.

Oikawa też nią smakował...

Uderzyłem się dłońmi w policzki; byłem niemal pewien, że pojawiły się na nich czerwone ślady. To mnie odrobinę otrzeźwiło, ale dalej miałem ochotę wyć z frustracji.

Po tym, jak zostawiłem Tōru samego na ławce, jeszcze długo nie mogłem się uspokoić. Przemierzałem parkowe alejki, usiłując znaleźć się jak najdalej, poukładać wszystko i wyrzucić z głowy obraz przyjaciela, który na odchodne wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.

Też miałem ochotę. Niczego jednak nie dało się już odkręcić. Ciągle nie rozumiałem, dlaczego zachowałem się w taki sposób, dlaczego po tym wszystkim uciekłem, a na odchodne rzuciłem jeszcze to zimne „zapomnijmy".

Cholera, przecież nie chciałem zapominać, bo to... było miłe.

I dziwne.

To nie powinno się wydarzyć.

Nigdy dotąd się tak nie czułem, ale też nigdy dotąd nie rozwodziłem się nad tematem własnej seksualności, bo wydawała się oczywista. Podobały mi się dziewczyny, to za dziewczynami się oglądałem i to z dziewczyną widziałem się w związku za kilka lat. Przynajmniej do tej pory. Nie przypominałem sobie, abym w podobny sposób spojrzał kiedykolwiek na jakiegoś chłopaka. Prawdopodobnie nie spojrzałem.

Więc co to było w parku?

Nabrałem powietrza, po czym wypuściłem je powoli z sykiem.

Przede wszystkim zimna krew i trzeźwe myślenie. Zimna kalkulacja.

Bądź jak ojciec, Hajime – upomniałem się w myślach.

Czego w zasadzie się tak przestraszyłem? Uczuć Oikawy czy może własnych?

Zagryzłem wargi i w zamyśleniu zacząłem skubać skórkę przy paznokciu kciuka.

Nigdy się nie zastanawiałem, kim właściwie był dla mnie Tōru. Do tej pory wydawało mi się, że znałem go lepiej niż samego siebie, a jednak dzisiejsze wydarzenia w parku uświadomiły mi, że człowiek, z którym praktycznie się wychowywałem, przez cały ten czas... Co?

Popełniłem błąd, przed którym ostrzegał mnie ojciec. Uznałem, że mogę wziąć obecność Tōru za coś oczywistego, za stałą część swojego małego świata, i przestałem dostrzegać go naprawdę. Nie zauważyłem, jak się zmieniał.

Zachowywaliśmy się jak bracia i właśnie tak traktowałem tę więź. Nigdy inaczej.

Co jeśli on nie?

Podniosłem się do siadu i oparłem łokcie na kolanach, a dłońmi poczochrałem włosy jeszcze bardziej.

Szlag by to! Kiedy tak bardzo skupiłem się na sobie i własnych emocjach, że przegapiłem moment, w którym najlepszy przyjaciel zaczął patrzeć na mnie inaczej?

Westchnąłem ciężko.

Jak miałem go dalej traktować? Było w ogóle jakieś „dalej"?

Postąpiłem jak kretyn, bo powinienem tam zostać i z nim porozmawiać, powiedzieć, że to się nie uda, że chyba nie potrafię, ale tak bardzo przeraziłem się tym, co się stało, i tym, co poczułem, gdy znienacka mnie pocałował, że jedyne, do czego byłem zdolny, to rąbnięcie go w łeb i ucieczka. Przed sobą. Przed emocjami. Przed Oikawą i niemą prośbą, którą widziałem w jego brązowych oczach.

Zostań ze mną. Nie odtrącaj mnie.

Ręce mi się trzęsły, kiedy wybierałem jego numer. Przyłożyłem telefon do ucha i czekałem. Jeden sygnał... drugi... dziesiąty. Poczta głosowa.

Cholera.

Przydusiłem czerwoną słuchawkę, zanim komunikat zdążył rozbrzmieć do końca, i natychmiast spróbowałem połączyć się ponownie.

Bez skutku.

Może to i dobrze? Co miałem powiedzieć? Że przepraszam i mi głupio? Że nie mam zielonego pojęcia, co czuję, ale to chyba nie to? Wolne żarty.

Potrząsnąłem gwałtownie głową. Nie przemyślałem tego. Niczego dzisiaj nie przemyślałem.

Podszedłem do otwartego na oścież okna z nadzieją, że zobaczę znajomą sylwetkę w domu obok, ale i tutaj doznałem zawodu. Rolety w pokoju Tōru były zaciągnięte, więc nie dowiedziałem się, czy już wrócił. Mogłem iść w odwiedziny i się przekonać, ale na samą myśl o stanięciu z nim twarzą w twarz dostawałem drgawek, a żołądek się buntował. Chyba nie byłbym w stanie spojrzeć mu w oczy. A już na pewno nie potrafiłbym zmierzyć się ze smutkiem, jaki w nich zobaczę, a jakiego nigdy nie chciałem w nich widzieć.

Zaparłem się dłońmi o parapet, zwieszając smętnie głowę, kiedy nagle usłyszałem dźwięk podciąganej żaluzji. Serce zabiło szybciej. Przełknąłem ślinę i uniosłem wzrok, krzyżując spojrzenie z Oikawą.

Opierał się ramieniem o drewnianą ramę, a w ustach miał jedną z czekoladowych główek kotów zrobionych przez Suzuki. Przyglądał mi się spod na wpółprzymkniętych powiek, przez co na chwilę wstrzymałem oddech.

Nagle się uśmiechnął i pomachał leniwie, jakby uniesienie dłoni i wykonanie nią jakiegokolwiek ruchu kosztowało go zbyt dużo wysiłku. Nie wyglądał na załamanego, ale równie dobrze mogła to być zwykła maska. Jedna z wielu, jakie przywdziewał.

Zmarszczyłem brwi.

Testujesz mnie, cholera? A może faktycznie się tym nie przejąłeś?

Niepewnie odwzajemniłem gest, po czym patrzyłem, jak przyjaciel znika w pokoju. Nie zaciągnął jednak rolety ponownie.

Skarciłem się w duchu. Powinienem coś powiedzieć. Przecież jeszcze chwilę temu chciałem to zrobić. Wyjaśnić, może obrócić w żart. Miałem idealną ku temu okazję!

Zamknąłem oczy i zdusiłem w sobie chęć wyklinania całego świata aż do zdarcia gardła.

Dlaczego to wszystko musiało być tak cholernie skomplikowane?


*


A jednak nie było tak dobrze, jak myślałem, bo aż do końca lutego Oikawa zawzięcie mnie unikał.

Gdybym nie znał go tak dobrze, to kupiłbym jedną z wymówek o nawale nauki do egzaminów, pilnowaniu bratanka czy spotkaniach z dziewczyną. Gdybym go nie znał, powiedziałbym, że jego zachowanie nie uległo żadnej zmianie – wciąż się śmiał, odpowiadał na zaczepki ze strony zachwyconych nastolatek i zostawał po treningach do późna.

Gdybym go nie znał, uważałbym, że był szczęśliwy.

Ale nie był.

Jeszcze przed feralnym czternastym lutego nie opędziłbym się od jego towarzystwa nawet na przerwach. Gdy tylko się pojawiał, zawsze zagarniał całą scenę dla siebie. Był naprawdę zabawnym gościem i ludzie go kochali. Wiedział o tym i nigdy nie wychodził z roli szkolnej gwiazdy, jednak od pewnego czasu z rosnącym niepokojem obserwowałem kolejne pęknięcia, które pojawiały się w na pozór perfekcyjnej masce Króla Boiska. Miałem świadomość, że to ja je zapoczątkowałem. Ja pierwszy rozbiłem tę maskę i teraz żadnym sposobem nie mogłem zatrzymać efektu domina. Jednak cieniutkie rysy były widoczne tylko dla mnie.

Moja odpowiedzialność.

Zbliżając się do hali, coraz wyraźniej słyszałem odgłosy piłek uderzających o drewniany parkiet. Zacisnąłem wargi, w duchu nakazałem sobie zachowanie spokoju i zajrzałem do środka. Zobaczyłem, jak Oikawa wzbijał się w powietrze, wysuwając język w wyrazie koncentracji, a potem z impetem uderzył w kolejną piłkę, która poszybowała łukiem przez boisko i odbiła się od przeciwległej ściany.

Aut.

Tōru wylądował niezgrabnie i przez chwilę jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu.

Zamrugałem.

Co to było?

Przyjrzałem się dokładniej, ale dziwny wyraz twarzy przyjaciela zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Tōru wyglądał jak zawsze.

Ściągnąłem brwi.

Wydawało mi się?

– Dlaczego znowu tu jesteś? Trening już dawno się skończył.

Wzdrygnął się i odwrócił.

– Iwa-chan! – zaćwierkał, a cały mój wewnętrzny spokój trafił szlag. – Co ty tutaj robisz? Powinieneś już dawno odpoczywać w domu.

Zgrzytnąłem zębami i przyciągnąwszy Oikawę za kołnierz, energicznie nim potrząsnąłem.

– Ja powinienem być w domu?! A ty co sobie myślisz, kretynie?! Znowu chcesz dorobić się kontuzji?! Widziałem, co się stało przed chwilą, nie próbuj mnie spławiać – wycedziłem i zmrużyłem oczy, gdy na te słowa Oikawa zaśmiał się bez cienia wesołości. – Chyba od dawna nikt cię nie walnął w ten pusty łeb – stwierdziłem.

Przechylił głowę i uśmiechnął się przekornie.

– Cóż za niebywała troska o zawodnika, Iwaizumi – zironizował.

Skrzywiłem się, puszczając materiał jego koszulki.

„Iwaizumi"? A gdzie się podziało „Iwa-chan"?

Oikawa parsknął, kiedy zobaczył moje skonsternowanie.

– Porozmawiaj ze mną – poprosiłem w końcu, już spokojniej.

Zamarł w pół kroku i zamrugał. Zerknął na mnie z pobłażaniem, lecz kiedy cisza się przedłużała, westchnął.

– Dobra. O czym chcesz rozmawiać? – zapytał w końcu, pocierając oczy.

– Unikasz mnie ostatnio.

– Naprawdę? – Wydawał się szczerze zdumiony.

Zbyt szczerze.

Znów zacisnąłem dłoń w pięść i pokiwałem głową.

Nie myśl, że możesz coś przede mną ukryć, idioto.

– Jeszcze całkiem niedawno ucieszyłbyś się z takiego obrotu spraw – odparł i wzruszył ramionami.

– Co ty pieprzysz? – Zmarszczyłem brwi.

Uśmiechnął się smutno, błądząc wzrokiem gdzieś ponad moją głową. Wciąż unikał bezpośredniego kontaktu i w tamtej chwili wydawał mi się bardziej obcy niż kiedykolwiek. Miałem ochotę podejść i znów nim potrząsnąć, wyrwać z dziwnego otępienia. Sprawić, żeby na powrót stał się sobą – Oikawą, z którym latem ćwiczyłem ataki do upadłego i oglądałem nudne filmy o kosmitach, faszerując się przy okazji toną niezdrowego jedzenia.

– Sam już nie wiem – mruknął, po czym schylił się i przeszedł pod siatką.

Obserwowałem przez chwilę, jak zbierał porozrzucane po sali piłki, po czym westchnąłem i dołączyłem, aby pomóc. Wystarczająco długo odwlekałem tę rozmowę, żeby teraz tak zwyczajnie mnie odprawił.

– Powinniśmy porozmawiać o tym... co się wydarzyło. Nie uważasz? – zagadnąłem.

Przystanął raptownie i bardziej wyczułem, niż zobaczyłem, jak cały się spiął. Odwrócił się powoli i posłał mi beznamiętne spojrzenie.

– A co się wydarzyło?

Potrząsnąłem głową. Jakbym rozmawiał z automatem.

Podmienili cię pierdoleni kosmici?

– Nie rżnij głupa – warknąłem. – Wiesz, co mam na myśli. Wtedy w parku...

– Nic się nie stało w parku – wszedł mi w słowo, zbywając gestem dłoni. – Prawda? Iwaizumi? – Przekrzywił głowę, a jego brązowe oczy zalśniły wyzywająco.

– Ale... – zacząłem.

– Zapomnij – przerwał mi ponownie. – Ja już zapomniałem – dodał, a potem wrzucił do wózka ostatnią piłkę i uśmiechnął się promiennie na pożegnanie.

Zacisnąłem zęby i odprowadzałem go wzrokiem, dopóki nie wyszedł z sali. Znów miałem wrażenie, że utykał, ale dzisiaj nie ufałem już zmysłom na tyle, aby móc to stwierdzić z całkowitą pewnością. Postanowiłem jednak czujniej przyglądać mu się podczas treningów.

No właśnie – treningi... Jak miałem z nim teraz grać? Ostatnio trener był wyrozumiały, gdy nie trafiałem w piłki posyłane mi przez Oikawę lub nawet w ogóle ich nie dostawałem, ale jak długo to jeszcze potrwa?

Stałem na środku hali jak skamieniały, nie mogąc się ruszyć.

Nie tego się spodziewałem. Byłem przygotowany na wybuch emocji z jego strony, na żal, smutek i złość. Cholera, nawet na nienawiść. Ale nie na obojętność i rzucenie mi w twarz moich własnych słów.

Światła wyczulone na ruch zdążyły już zgasnąć, więc przez okna przy dachu przeświecał do środka jedynie srebrny blask księżyca. Powinienem się zbierać do domu, a mimo to dalej tkwiłem w tym samym miejscu, jakby nogi przyrosły mi do boiska.

Ukryłem twarz w dłoniach, przecierając ją ze znużeniem, i w końcu osunąłem się na podłogę. W myślach bez przerwy odtwarzałem ostatnią rozmowę z przyjacielem.

Czy teraz już zawsze będzie panował między nami dystans? Fakt, za miesiąc kończyliśmy szkołę, a potem każdy wyjeżdżał w zupełnie przeciwnym kierunku, ale do tej pory żyłem w przeświadczeniu, że to nie musiało oznaczać zerwania kontaktu. W każdym razie nie tak całkowicie. Jednak dzisiejsze zachowanie Oikawy zasiało ziarno niepewności. Chyba naprawdę go zraniłem, ale nie chciałem przez to stracić najlepszego przyjaciela. W głębi serca wierzyłem, że więź między nami była na tyle silna, że jedno nieporozumienie jej nie zniszczy.

Zadrżałem.

Co jeśli się myliłem?


*

TŌRU

Iwa, Iwa...

Naprawdę myślał, że te nieudolne próby wyjaśnienia mogą cokolwiek zmienić? Zrozumiałem jego przekaz jasno i wyraźnie. Było boleśnie, ale koniec końców o to przecież chodziło. Lekcje, które pozbawiają nas złudzeń, zawsze bolą.

Uśmiechnąłem się smutno, kiedy przechodziłem obok wejścia do parku. Od tamtych pechowych walentynek nie wszedłem tam ani razu, za każdym razem wybierając drogę naokoło.

Miasto jeszcze nie spało, wszędzie widziałem pozapalane światła i migające neony już nieczynnych sklepów.

Księżyc świecił jasno, blaskiem przyćmiewał gwiazdy. Gdy byłem młodszy, wydawało mi się, że wystarczyłoby wyciągnąć rękę, aby chwycić którąś z nich. Przytuliłbym ją wtedy i wyszeptał życzenie. Od lat takie samo.

Odetchnąłem głęboko nocnym powietrzem i poprawiłem zsuwającą się z ramienia torbę. Dłonią odgarnąłem włosy z twarzy. Pociągnąłem nosem.

Długo mi zajęło zrozumienie własnych uczuć, ale teraz oddałbym wszystko, aby dalej pozostawać nieświadomym. Chciałbym cofnąć czas, by móc kiedyś spojrzeć Iwie w oczy bez obawy, że zobaczyłbym w nich jedynie wyrzut i wstręt.

Skrzywiłem się i pomasowałem klatkę piersiową. Serce biło jednostajnym rytmem, niemal synchronizowało się z pulsującym bólem kolana.

To tylko przeciążenie... To minie.

Zacisnąłem zęby.

Przecież nie mogło być inaczej. Siatkówka to jedyna rzecz, która mi pozostała. Jedyna, która miała teraz jakiekolwiek znaczenie. Przez większość życia zajmowałem pozycję rozgrywającego i tak miało pozostać. Miałem wyjechać, grać w profesjonalnej drużynie. To się liczyło.

Kim bym był, gdybym i to stracił?

Potrząsnąłem głową.

To był długi dzień i teraz marzyłem już tylko o gorącym prysznicu oraz łóżku, chociaż szczerze wątpiłem, żeby udało mi się zasnąć.

Wzdrygnąłem się, kiedy w kieszeni spodni zawibrował telefon. Wydobyłem go, a potem przez kilka długich sekund jedynie stałem na środku ulicy i z zaciśniętymi zębami wgapiałem się w wyświetlacz, zanim zdecydowanym ruchem odrzuciłem połączenie.

Nie dzisiaj, Iwa-chan. Jeszcze nie potrafiłem z tobą rozmawiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro