Słowik

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteś tu, Jaskier?

Trudniej było uświadczyć ciszy w bardowym domu, niż czystej dziwki na drodze do Velen. Cisza oznaczała coś złego, niebezpieczeństwo, lub zasadzkę. Geralt chwycił za miecz i ostrożnie zaczął przesuwać się w stronę kolejnych izb.

Cichy stukot i pociągnięcie zasmarkanym nosem powiodło go w stronę sypialni przyjaciela. Drzwi zaskrzypiały, kiedy je mijał, nadal uzbrojony i czujny. Jego wyczulone na ciemność oczy dostrzegły zwinięty w kłębek, złoty kształt, wciśnięty w kąt pokoju.

- Jaskier, co ty wyprawiasz? - zapytał  chowając miecz na swoje miejsce - czemu nie odpowiadasz, kiedy cię wołam? 

Kolejna fala ciszy zaniepokoiła go na tyle, by przykucnąć obok przyjaciela. Może przygłuchł od swojej kociej muzyki. Widział jedynie, że oddycha i słyszał jak jego serce wybija nierówny rytm. Zmrużył oczy dostrzegłszy poruszające się ramiona i zaciskane na spodniach w kolorze złota palce. Czyżby odmówiła mu jakaś niewiasta? A może ktoś obraził jego muzykę. Jaskier zwykle miał głupie powody do płaczu, ale kiedy już się to stało, coś w Geralcie się załamywało. Twarz barda najlepiej, o ile powinien ją tak określić, wyglądała z cwanym, szelmowskim uśmiechem, lub tym dobrodusznym, zarezerwowanym tylko dla niego i Cirilli. Ból natychmiast przywoływał obraz sponiewieranego Jaskra, gdy wylała na niego całą złość podczas wyprawy po smoka. Długo nie potrafił sobie tego wybaczyć. 

 Z dużą dozą niepewności i delikatnego wstydu ułożył dłoń na drżącym kolanie, obejmując je całe. Czasem zapominał jak drobnym mężczyzną był Jaskier, a przypominanie mu o tym budziło w nim zawstydzający instynkt opiekuńczy. 

- Jaskier, powiedz mi co się stało - powiedział najostrożniej jak potrafił. Powody przyjaciela mogły być błahe z jego perspektywy, ale dla małego grajka burzyły cały świat. Już dawno oduczył się postrzegać życia jedynie swoją miarą. Od kiedy pojawił się Jaskier, Yennefer i Ciri, czyli osoby, które darzył osobistymi uczuciami, zupełnie zakotwiczył się w nowej prawdzie. 

Podniósł na niego wzrok i stało się. Poczuł ten ból razem z nim. Czerwone powieki i załzawione oczy wypełnione błękitem krzyczały z rozpaczy. Prawie warknął z bezsilności, bo gorsza osoba niż on, zdolna do pocieszenia nie istniała. Cóż, przybył do miasta, zechciał odwiedzić Jaskra, to ma. Rolę wiedźmina opanował do perfekcji. Czasem bardzo chciał nauczyć się w równym stopniu roli druha i przyjaciela.  

- Powiedz co się dzieje. 

Zamiast słów otrzymał falę gorzkich łez i ponowną ucieczkę. Tym razem się nie powstrzymał i westchnął. Czego on oczekiwał? Że będzie go przytulał? Co to, to nie. Może co najwyżej pomóc mu, jeśli będzie potrafił w sposób jak najbardziej platoniczny i rzeczowy. Konkrety, tego oczekiwał. 

- Jaskier, kurwa, nie będę nad tobą siedział i przyglądał się jak wypłakujesz oczy. Przyjechałem do miasta, chyba powinieneś się cieszyć, czego nigdy nie rozumiałem, ale już do tego przywykłem. Teraz zastaję cię w takim stanie i chcę pomóc, więc mi tego nie utrudniaj i wytłumacz, co się stało. 

Bard podniósł gwałtownie głowę i otworzył usta, lecz zamiast potoku słów wyleciał spomiędzy warg ochrypły, zniekształcony dźwięk, brzmiący jak godowe zawołanie utopca (choć utopce się nie rozmnażają i chwała za to matce Melitele). Z początku się zdziwił, a kiedy Jaskier słysząc swój własny skrzek, schował znów głowę w kolanach, zrozumiał o co ta cała szopka. 

- Nie żeby coś, ale wiele razy kazałem ci przestać śpiewać. Teraz nie byłoby problemu. 

Wypełnione łzami, ale teraz i uporem oczy wbiły się w niego jak ostry sztylet. 

- Dobrze, przepraszam. Wstań i przestań rozpaczać, wymyślimy coś - wyciągnął dłoń w stronę przyjaciela i czekał na decyzję. Ulżyło jego nerwom, gdy przyjął pomoc i dał się usadzić przy stole, jak dziecko, które nie chce zjeść podwieczorku. Wiedźmin zapalił w pomieszczeniu świece i sam przysiadł się na przeciwko, dając odpocząć zmęczonemu ciału. Kilka ostatnich zleceń wykończyło go do imentu. 

Na stole przed Jaskrem ułożył kawałek znalezionego na biurku barda pergaminu i gęsie pióro oraz atrament. 

- Kiedy i jak się to stało? - zapytał od razu, przechodząc do konkretów. 

Jaskier z determinacją pochylił się nad narzędziem pracy i począł pisać wszystko co przyszło mu na myśl, a trochę tego było. W pewnym momencie zawzięcie zmieniał pozycję oczu, nie nadążały one za tekstem i wysunął koniec języka, przejęty swoją pracą, jakby pisał list do króla. Geralt mało co nie prychnął na ten widok. Rozprostował kości i począł rozglądać się po izbie za butelką wina. Jaskier nie wyobrażał sobie nie mieć w domu choć jednej butelki. Powtarzał, że alkohol to jedyny pokarm artysty, a mówiąc to wcinał piąte ciastko cytrynowe.

Wreszcie oddał papier zapełniony w połowie, przyjemnym dla oka pismem. 

Geralt, ja umarłem jako artysta, jako śpiewak, jako bard, jako człowiek. Nie mając głosu utraciłem jedyne, co byłem w stanie ofiarować temu światu. Mój głos to dusza zamknięta w tym prostym ciele, bez niego jestem tylko kupką mięsa i kości, dość uroczą i przystojną kupką, ale cóż z tego, kiedy wraz z duszą uleciała ma wartość, ma poezja. Trafiłem w nicość i gdyby nie to, że przybyłeś z odsieczą zapewne umarłbym na złamane serce. Trzymam je w garści i ledwo bije, nierówno, jakby na przekór życiu. Wszystko co posiadałem oddałem dla muzyki, a podstępny, okrutny los postanowił mi to odebrać. Poświęciłem się wczorajszej nocy, wypełniłem ulice miasta głośnym śpiewem, który niósł posępnym ludziom nowinę lepszego jutra, utkaną ze sztuki i słów pieśni. Chciałem by niosła się w dal, by całą noc cieszyła uszy drogich słuchaczy, którzy poświęcili ostatni grosz, by uraczyć sługę muzyki skromnymi datkami. Wtedy zazdrosny bożek muzyki zawitał do miasta i z zawiścią słuchał moich występów. Nie mogąc dłużej znieść, że ktoś godzi w jego dumę i tworzy coś równie pięknego, jeśli nie bardziej doskonałego niż boskie stworzenie, wystrzelił we mnie zatrutą strzałę. Jad objął moje ciało, zaczynając od gardła. Trawił jego wnętrze jak trujące opary, aż straciłem zdolność oddechu. Z uśmiechem na ustach uciekł, gdy nie potrafiłem wydobyć z siebie choćby prośby o pomoc. 

Znudzony Geralt dotarł do końca opowieści, pomijając co drugie słowo, żeby było szybciej. 

- Czyli za długo wczoraj śpiewałeś i zachrypłeś? 

Jaskier wyglądał jakby dusza opuszczała jego ciało po raz drugi. Spojrzał na wiedźmina z dezaprobatą i wyrwał mu kartkę. 

Tak, w prostackim i bezdusznym sposobie myślenia, właśnie tak było. Zachrypłem. Zadowolony? 

- Ani trochę - stwierdził Geralt po przeczytaniu drugiej wiadomości - przez to będziemy musieli siedzieć w ciszy do rana.

Jaskier chwycił łapczywie za pióro, prawie wylewając atrament z kałamarza. 

I co? Zostawisz mnie tak? Bez duszy? W ogóle cię to nie przejęło? Masz w poważaniu, że twój najlepszy przyjaciel został kaleką? 

Geralt w czasie pisania dramatycznej wiadomości zauważył wino schowane na wysokim kredensie. Bez pytania podszedł do mebla i zdjął owocowy przysmak. Wrócił do stolika z butelką i dwoma kieliszkami. Wolałby zwyczajny, dębowy kufel, ale dobrze wiedział, że bard nie posiada w domu takich "prostackich" naczyń. Czuł się idiotycznie wypijając jednym łykiem zawartość filigranowego, wysokiego kieliszka. Cóż, ważne żeby kopnęło, a Jaskier miał naprawdę dobre wina. Często dostawał prezenty z Tussaint od tamtejszych dam dworu. 

- Ty już od dawna jesteś kaleką, Jaskier - rzekł, na co w oczach barda zabłysnęły łzy - ale z tym problemem cię nie zostawię. Wiesz co jest najlepsze na utratę głosu? 

Obrażony Jaskier pokiwał głową. 

- Butelka wina, zaparzony rumianek i długi sen. Znam się na tym. Vesemir często tracił głos wydzierając się na Lamberta, kiedy uciekał na dziewczyny z Kaer Mohren, wypijał zapasy wódki do odkażania, albo spraszał na zamek kobiety z pobliskiej wsi. Leczenie chrypy miał opanowane do perfekcji - stwierdził i nalał im po czubatym kieliszku wina. 

Ale ty nie rozumiesz Geralt, ja nie utraciłem jedynie głosu. To cząstka mnie rozpadła się w proch. Cząstka mej romantycznej duszy. Nie da się jej poskładać na nowo winem i rumiankiem. To tak nie działa. 

- Napij się, a wszystko zadziała, nawet twoje romantyczne wzloty powrócą. 

Jaskier westchnął zrezygnowany i przechylił kieliszek. Alkohol zapiekł go w obolałe gardło i migdałki. Skrzywił się, jakby przechylił czysty spirytus, a nie słodkie wino z czereśni. Wzdrygnął się i tym razem sam dolał wina. Zwykle przy takich wieczorach opowiadał Geraltowi, co działo się w mieście podczas jego nieobecności, jaką pannę z tego okresu najlepiej wspomina, komu tym razem naraził się Zoltan i z jakich tarapatów trzeba go wyciągać, ile kupił sobie par butów, dlaczego jego sąsiadka to stara raszpla bez wyczucia i gustu, potem śpiewał mu nową balladę, zwykle na cześć wiedźmina, a gdy byli już porządnie napruci, to przyznawał jak bardzo tęsknił za jego towarzystwem, ile by dał za kolejną wspólną podróż. Czasem nawet przyznawał, że go strasznie kocha, co Geralt miał chyba tylko za pijackie, przyjacielskie gderanie. 

Teraz było cicho. Pociągali kolejkę za kolejką, kartka Jaskra skończyła się i nie miał już miejsca, żeby coś napisać. Z resztą pisanie to nie to samo co prawdziwa rozmowa. 

- Za Pontarem znów zamykają osady i miasta. Nie można przejechać bez przepustki - uraczył go informacją Geralt, jakby miało to dla barda jakiekolwiek znaczenie. Nie wybiera się za Pontar, bez głosu nie wybiera się nawet za próg własnego domu. Będzie tu czekał na jego powrót choćby i wieczność. Pokiwał tylko głową na znak, że zrozumiał i jest mu wszystko jedno. 

Butelka wina szybko się skończyła i Jaskier zniknął na moment w piwnicy, bo czuł, że dzisiejszy wieczór bez upicia się w trupa, nie będzie miał większego sensu. Wrócił z trzema dodatkowymi trunkami, tym razem dużo mocniejszymi. 

- A ty, właściwie jak to jest, że tyle mówisz? - zapytał Geralt lekko na rauszu - a, zapomniałem, że nie mówisz. Gdzie masz czyste kartki? 

Po przeszukaniu całego pokoju, stłuczeniu dwóch kieliszków i przewróceniu świecy na drewnianą podłogę, która mało co nie zajęła się ogniem, znaleźli kilka pustych kartek.

O co pytałeś? Bo zapomniałem?

- Czemu tyle mówisz?

To chyba oczywiste, bo lubię to robić, tak samo jak ty lubisz milczeć. 

- Wcale nie lubię milczeć - powiedział wiedźmin, co bardzo zdziwiło Jaskra - po prostu mówię tylko wtedy, gdy mam coś konkretnego do powiedzenia. Po co marnować energię na gadanie o byle czym?

Z byle czego, może się czasem urodzić coś poważnego. Najważniejsze rozmowy zaczynają się od nieistotnych słów. 

- Niby jakich?

Zacząłeś o pytania o to czemu tyle mówię, mógłbym powiedzieć nie wiem i zakończyć rozmowę. Ale brniemy dalej i powstaje całkiem ciekawy wątek. Zaczynasz się otwierać. 

- Pierdolenie. 

Mówisz tylko to co uznajesz za ważne, a może dla kogoś innego najistotniejsze jest to, co przemilczałeś. 

- Jeśli to przemilczałem, to po prostu nie chcę, żeby ktoś o tym wiedział. 

Ukrywasz coś. 

- I co z tego, jakoś wszyscy żyjecie bez tych informacji - wzruszył ramionami i dopił cały kieliszek wódki. 

Wy? Ja też? 

- Na pewno coś tam przed tobą ukryłem.

Może to dobry czas, żeby powiedzieć? I tak nie odpowiem, nie mam jak.

- Nie będziesz o tym wiedział. Nikt nie będzie - zniecierpliwiony i sfrustrowany upił kilka dużych łyków z butelki. 

Ja nigdy cię nie okłamuję. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. 

- A  jakie to ma znaczenie? 

Myślałem, że jakieś ma. 

- Raz jeden zamknąłeś się na dłuższy czas i chcesz ze mnie wszystko wyciągnąć? Nie możesz żyć bez ciszy?

To nie ja zacząłem tę rozmowę. Cisza mi nie przeszkadza. Ważne, że mogę z tobą posiedzieć. 

Uśmiechnął się smutno i nalał sobie kolejną dawkę "leku". I znowu budziło się w Geralcie to okropne uczucie. Dokładnie takie jak na wzgórzu, gdy Jaskier życzył mu powodzenia i odszedł, wcześniej wysłuchując wszystkich niedorzecznych oskarżeń z ust Geralta. Wstydził się każdego z nich do dziś dnia, a nie potrafił powstrzymać kolejnych. Dlatego nie uczył się na tak oczywistych błędach? 

- Wcale nie uważam twojego śpiewania za wkurzające... nie zawsze - dodał od razu. 

Jaskier podniósł na niego wzrok i znów zatopił się w tym błękicie. Mężczyzna nie powinien mieć takich oczu, to budzi sprzeczne emocje. 

- Czasem nawet je lubię. Chyba, że śpiewasz o mnie, wtedy nienawidzę, ale nie dlatego, że robisz to źle. Nie lubię pochlebstw i szukania poklasku na siłę. Musiało minąć dużo czasu, żeby zrozumieć, że robisz to bezinteresownie, że śpiewanie to nie sposób na wkurzenie mnie albo wkupienie się w łaski, tylko twój sposób na życie. Zupełnie różny niż mój, ale to też jakaś misja. Potem... podróżowałem sam i słuchałem ptaków, bo kojarzyły mi się z twoim śpiewem, zaczęło mi go brakować. 

Policzki barda zrobiły się bordowe. Przenigdy nie pomyślałby, że właśnie to ukrywał przed nim Geralt. Teraz tym bardziej żałował, że nie ma głosu i nie może podziękować za szczerość, zaśpiewać, czy po prostu powiedzieć jak bardzo czuje się zaszczycony, że jego śpiew został doceniony przez człowieka, którego darzy tak ogromnym szacunkiem. Na siłę próbował wydobyć z wnętrza choć słowo, ale jego usta milczały. Miał nadzieję, że Geralt rozumie jego bezradność. 

- Nie nadwyrężaj gardła. Powiedziałem tylko prawdę, jedną z wielu. Będę ci je dawkował. Jeśli jesteś ich ciekaw. 

Jaskier pokiwał ochoczo głową i uśmiechnął się szczerze. 

Zdał sobie właśnie sprawę, że jego dusza wcale nie zginęła. Właśnie ją odzyskał. Tylko czekać aż powróci również jego głos. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro