Zapomnij o tym

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ile razy mam ci tłumaczyć, że mnie sprowokował? - Warknął Zoltan. Otarł krew z wąsów zewnętrzną stroną dłoni i kiwnął na barmana, żeby ten dolał mu piwa.


- Nie trzeba specjalnej filozofii, żeby cię sprowokować, wystarczy krzywe spojrzenie. - Pokręcił głową Jaskier.

Próbował w jakiś sposób wytrzeć posokę z twarzy przyjaciela, ale ten warczał i prychał, o ile akurat nie odciągał głowy w bok, żeby napić się łyk chmielowego napoju.

Jak co wieczór popijawę rozpoczął bójką, ponieważ jakiś młokos spojrzał przychylnym okiem na pannę, którą krasnolud już od tygodnia próbował zapędzić w swoje ramiona i na dodatek bezczelnie zaproponował jej kufel grzanego wina. Tego nie wytrzymał.

- Mógłbyś czasem panować nad złością.

- Panować to ja mogę co najwyżej nad toporem! - Zagrzmiał, a kilka osób spojrzało na niego znad kufli. Jaskier tylko machnął ręką, co uspokoiło zmęczoną bójkami gawiedź. - Nikt nie będzie proponował trunków mojej Tekli. Zwłaszcza taki wypizdek. Mogłem mu zajebać porządniej, to jak zwykle wchodzisz mi w drogę, Jaskier.

- Wybacz mojemu zdrowemu rozsądkowi! Ktoś musi myśleć za nas dwóch, a że wypadło na mnie, tak spełniam się w swojej roli.

- Nie stróżuj mi tu, tylko podaj drugi kufel, będę leciał na dwa. - Wybełkotał, bekając w środku zdania.

- Zaraz będziesz leciał na zero, jak nie przestaniesz mi rozkazywać. Nie pij tyle, przecież Ciri tu jest - Ostatni raz Jaskier wyszarpał rękę z mokrym materiałem i usiadł na taborecie obok przyjaciela.

- A co to, Ciri nie widziała pijanego chłopa?

- Wyobraź sobie, że Cirilla jest damą i nie chce oglądać jak zataczasz się, bełkoczesz i obrzygujesz własne gacie. - Poinformował go bard, szelmowsko zakładając nogę na nogę.

- Ty mnie rzygającego nie widziałeś. Zapasów w piwnicach by im nie starczyło, żeby doprowadzić mnie do bełta. - Odparł Zoltan.

- Mam ci przypomnieć ślub Anny?

- To na pewno pieczony prosiak mi tak zaszkodził. Mówiłem, że nie był dopieczony.

- Z pewnością - Uśmiechnął się Jaskier.

- Jaskier! Gdzie jest Jaskier?! - Do izby, w której doprowadzali Zoltana do porządku, wpadła przejęta Ciri. Białe włosy zwisały kaskadami wzdłuż jej pleców, a policzki poróżowiały rumianym blaskiem.

- Tu jestem! Co się stało, królewno? - Bard uniósł dłoń i przywołał do siebie młodą damę.

- Masz jakieś wstążki? - Zapytała z przejęciem.

- Wstążki?

- Wstążki, tasiemki, chociaż sznurek?

- Chyba nie mam. - Zastanowił się.

- A te wszystkie ozdoby, które znajdujesz w łóżku po...

- Ciiiicho Zoltan - Powstrzymał go przed wyjaśnianiem nieprzystających młodej dziewczynie tajemnic. - Zaraz coś znajdę. Jakiś konkretny kolor, królewno?

- Obojętnie. I mów na mnie wiedźminko, tyle razy cię prosiłam. - Naburmuszyła się odrobinę i nadęła rumiane policzki.

- No dobrze, moja wiedźminko, więc wyruszam w poszukiwaniu wiedźmińskich artefaktów! - Zakrzyknął heroicznie i minął pijącego Zoltana.

Nie musiał długo szukać. Kobiety masowo gubiły u niego różnego rodzaju akcesoria, zanim w jego życiu na stałe zaczął pojawiać się Geralt. Teraz odczuwał pewnego rodzaju stabilizację. Wiedźmin mógł nie wracać dni, tygodnie i miesiące lecz zawsze spodziewał się Płotki z jeźdźcem na grzebiecie. Wracał, bo chyba sam odnalazł w osobie Jaskra jakiegoś rodzaju przystań, choć nie miał odwagi tego przyznać. To takie dziwne, najodważniejszy człowiek jakiego dane było poznać Jaskrowi, bał się zwykłych słów oraz uczuć.

Wybrał gładką, jedwabną wstążkę w kolorze błękitu. Zdecydował, że będzie pasować do niewinnej urody i pudrowej cery jedenastolatki.

Pewnie wszedł do pokoju tymczasowego zajmowanej przez Cirillę.

- Znalazłem wstążkę, myślę, że będzie pasowa...

Zatrzymał się w pół słowa i kroku.

- Zamknij te cholerne drzwi! - Warknął Geralt.

Jaskier niewiele myśląc wykonał rozkaz, nie do końca mając pojęcie, co takiego właśnie zobaczył. Przecież nic dzisiaj nie pił, nie ma możliwości, by ktoś go otruł, w końcu dzień spedził z przyjaciółmi, przespał całą poprzednią noc jak dziecko, to nie mogły być omamy.

Zatrzasnął drzwi i zwrócił się w stronę Geralta. Mógłby przysiąc na własną lutnię, że rzeźnik z Blaviken ma upięte w warkocze włosy, zaczynające się tuż nad czołem, dokładnie splecione kłosy, opuszczone na zgarbione ramiona, przytłoczone nadmiarem zażenowania.

- Jeśli będziesz się gapił jeszcze dwie sekundy, to wydłubię ci oczy tępym sztyletem i rzucę na pożarcie topielcom.

Choć bardzo chciał i tak nie umiał odwrócić wzroku. Widok Geralta w warkoczach nie jawił się nawet w jego wyobraźni, w największej fantazji, bez znaczenia o jakim charakterze. To coś, jakby zobaczyć czarownicę na herbatce z Radowidem, zwolennika religii wiecznego ognia grającego w gwinta z elfem, topielca czytającego tomik poezji, albo skalnego trolla na turnieju szachowym.

- Jeśli komuś powiesz, to stanę się twoim największym koszmarem. - Dalej groził Geralt, już trochę mniej zły, a bardziej zdesperowany.

- Gdybym miał sztalugę, to chyba bym to uwiecznił. - Jaskier aż usiadł na brzegu łóżka z wrażenia.

- Zasadzić ci kopa w rzyć?

- To jest takie... Takie... - Wstał i podszedł do wiedźmina siedzącego grzecznie w prywatnym salonie balwierskim Cirilli. Przyjrzał się fryzurze z bliska i nawet złapał warkocz między palce, żeby ocenić, czy aby na pewno nie śni.

- Nie dotykaj moich włosów!

- Spokojnie, nic ci nie zepsuję.

- Nie o to chodzi!

- To jest... Takie urocze! - Pisnął Jaskier.

- Błagam, nie...

- Wyglądasz jak wojownik ze Skellige, wiesz, syn morskiego wilka, nawet do ciebie pasuje! W końcu jesteś Białym wilkiem! Od teraz, kiedy będziesz pływał na Skellige zawsze robimy ci taką fryzurę! Będziesz przyciągał klientów jak afrodyzjak. Wyczuwam spory przychód gotówki. Kupimy ci bardziej dyskretne akcesoria do upinania, bo ta kokardą trochę nie pasuje. - Złapał za czerwoną wstążkę, którą Ciri związała mu jednego warkocza. Na resztę już zabrakło, pewnie dlatego przybiegła do Jaskra po kolejne. - Ale gdyby były to takie cieniutkie, przezroczyste żyłki, albo czarne, wąskie wstążki, ładnie odznaczały by się na tle białych włosów.

- Możesz zawrzeć jadaczkę!? Nigdy więcej nie pozwolę się dotknąć do swoich włosów.

- Teraz tak mówisz, ale chyba nie chcesz sprawić przykrości Ciri?

- Wystarczy, że już raz dałem się w to wciągnąć. Ciri niedługo wraca do domu, a ty nawet nie próbuj nigdy o tym wspominać.

- Ale Geralt!

- Wara od moich włosów!

- Czyli mam rozumieć, że rezygnujesz z masaży głowy? - Jaskier założył ręce na biodra. Często po długich wyprawach wiedźmin pozwalał mu myć jego włosy i wmasowywać w nie jakieś ustrojstwa, których zapachu nienawidził równie bardzo jak potajemnie lubił.

- Tego nie powiedziałem - Burknął pod nosem.

- Bo brak warkoczy równa się z brakiem moich magicznych dłoni na twojej zakutej łepetynie.

- Nie drażnij mnie...

- Możesz sobie warczeć i mruczeć do woli. Od dzisiaj to mój warunek.

- Nie zależy mi. Zamknij się i przyprowadź tu Ciri, bo zaraz rozplącze to cholerstwo, a wstążkę wsadzę ci to gardła, tak że wyjdzie rzycią.

- No i po co tyle agresji? Nie możesz się wreszcie pogodzić, że takie rzeczy ci pasują? - Zapytał bard, przeczesując jeden z warkoczy i delikatnie ciągnąc za niego, żeby rozdrażnić Geralta.

- Jestem wiedźminem, nie manekinem ćwiczebnym dla balwierza.

- Nie możesz sprawić Ciri tej przyjemności i chociaż raz udawać, że coś cię cieszy? - Zapytał trochę poważniej, nadal przeczesując, tym razem nie zaplatane jeszcze pasemka włosów.

- Nie będę robić z siebie idioty - Odparł wiedźmin, ale już spokojniej.

- Robisz z siebie idiotę takim oślim uporem. Przecież to tylko zabawa. Wiesz co - Przeszedł do przodu i oparł dłonie na twardych udach wiedźmina. - I tak jestem z ciebie dumny - Powiedział cicho ze słodkim uśmiechem na ustach.

- Hmm...- Geralt przewrócił oczami i zwrócił się w kierunku okna, żeby nie musieć czuć wzroku i bliskości barda.

- Wprawiasz się w rolę ojca.

- Nie muszę się z nią wprawiać. Nigdy nie będę miał dzieci.

- Nigdy nie mów nigdy. Poza tym Ciri traktuje cię jak prawdziwego rodzica, już się od niej nie uwolnisz, pogódź się z tym.

- Nie chcę się od niej uwalniać. Jest moim przeznaczeniem. - Przyznał z odrobiną wstydu, ale i szczerości.

- Więc dbaj o swoje przeznaczenie.

- Czy wiązanie włosów wlicza się w moje przeznaczenie?

- Najwyraźniej tak. To bardzo ważne poświęcenie. Dla innych niewinny wybryk, dla ciebie przełknięcie dumy na rzecz czyjego szczęścia.

Geralt westchnął i znów mruknął pod nosem. Na moment uciekał i wracał wzrokiem na twarz Jaskra.

- Ale z masaży nie rezygnujemy... - Powiedział tak cicho, że młodszy ledwo dał radę to wyłapać.

- Jeśli tak sobie życzysz. - Uśmiechnął się i przygryzł dolną wargę. Geralt zgrywał niewzruszonego, ale nie umiał już uciec wzrokiem.

- Chodź tutaj! Tutaj jest! - Drzwi otworzyły się szeroko, a Jaskier cofnął się do pozycji stojącej.

Do pokoju wpadła Cirilla, a zaraz za nią uśmiechnięty od ucha do ucha Lambert. Przez kolejne kilkanaście minut Zoltan, Jaskier i barman z gospody musieli odciągać wściekłego Geralta od duszącego się ze śmiechu Lamberta.

W tym czasie Ciri szykowała kolejne wstążki na piękne warkocze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro