Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kolejne dni szybko zaczęły zmieniać się w tygodnie, kiedy to Tomura jedynie coraz bardziej pogrążał się w pracy i obowiązkach, aniżeli na odwrót. Od rana do samego wieczora przesiadywał w Yakuzie, wracał zmęczony i zirytowany, jedynie czasem zapraszany na jakąś kolację z All For One'em, który chciał wiedzieć o postępach. A po takiej godzinie przy wspólnym stole, zamykał się w swoim pokoju i od razu padał do spania, żeby byleby tylko nie rozmyślać za dużo.

I tak jak na początku Dabi brał to wszystko jedynie za chwilowy stan rzeczy, tak z czasem, nic nie ulegało poprawie, a wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej, nie widywał Shigarakiego już praktycznie w ogóle. Chłopak nie chciał go zabierać ze sobą do Yakuzy i ciągle wysyłał z Kurogirim jak nie na trening, to po jakieś błahe rzeczy.

Dabi, zirytowany takim stanem rzeczy, postanowił więc, że przechwyci cenny towar, zanim jeszcze dotrze do magazynu. Dlatego teraz siedział na schodach do domu, czekając na Tomurę, wcześniej oszacowawszy godzinę jego powrotu na postawie średniej statystycznej z kilku ostatnich dni. Koniec końców był z siebie bardzo dumny, bo pomylił się może o jakiejś 15 minut, co jeszcze mieściło się w granicy błędu statystycznego.

Najpierw przed bramą zatrzymał się błękitny samochód, tak wypucowany, że od jego maski wręcz odbijały się gwiazdy i księżyc. Potem można było usłyszeć kilka trzaśnięć drzwiami, kiedy kierowca musiał wysiąść, otworzyć drzwi Shigarakiemu, zamknąć je i ponownie wsiąść za kierownicę, żeby ulokować pojazd w garażu.

Markotny (czyli jak zawsze po powrocie z Yakuzy) Tomura nie zauważył Dabiego praktycznie do momentu, kiedy to nie stał już praktycznie przed schodami. Przystanął zaskoczony i uniósł do góry jedną brew.

— Wracasz do palenia na zewnątrz? — zapytał, a kiedy wymówił to na głos, nawet nie usłyszawszy odpowiedzi, wrzucił tę informację do szufladki z podpisem "zgadza się".

— Nie do końca — odparł brunet, podnosząc się ze schodka, na którym siedział. Tomura, który stał tuż przed nim, ale na ziemi, wydawał się teraz dużo niższy niż zazwyczaj.

— A z resztą... Rób co chcesz — westchnął Shigaraki, a że musiałby lekko zadrzeć głowę, aby patrzeć prosto w oczy Dabiemu, po prostu spuścił wzrok gdzieś nisko z zamiarem wyminięcia "przeszkody" na swojej drodze do swoich planów na dzisiejszy wieczór. Dom, łózko, spanie. I ku swojemu (a przynajmniej początkowemu) niezadowoleniu, brunet przewidział taki obrót sytuacji, więc w porę zarzucił mu rękę przez ramię, żeby ten nie mógł mu tak po prostu uciec.

— Nie tak szybko, mój drogi. Idziemy na małą przechadzkę — oznajmił, uśmiechając się głupkowato i poszerzając swój uśmiech jeszcze bardziej, gdy zobaczył wyraz twarzy Shigarakiego, nie do końca zaskoczony, ale i niezdenerwowany tak bardzo, aby chciał kogoś zabić. Idealnie, taka reakcja też nie wykraczała poza błąd statystyczny jego chytrego planu.

— Co ci do głowy strzeliło? — burknął niższy, próbując odejść do Dabiego, ale mężczyzna złapał go za kołnierz płaszcza i zacmokał z niezadowoleniem.

— O nie, nie uciekaj mi nigdzie.

— Jestem zmęczony, chcę wracać do domu — marudził Tomura, choć wcale nie stawiał większego oporu Dabiemu. Okręcił się tylko wokół własnej osi, żeby brunet puścił jego płaszcz, a potem grzecznie stanął obok, jakby miał nadzieję, że mężczyzna zlituje się nad nim, a przynajmniej miał taką nadzieję, dopóki wyższy nie westchnął i nie objął go ramieniem.

— Wiem, wiem. Miałeś ciężki dzień, a Kai to nadęty buc, ale daj mi się tobą nacieszyć, chociaż na 15 minut. Niedługo zapomnę, jak wyglądasz — mruknął z każdym kolejnym słowem nachylając się coraz bliżej Tomury tak, że wypowiadając ostatnie zdanie, wręcz mruczał mu do ucha. Tomura udawał przez chwilę, że waha się nad odpowiedzią, z zadowoleniem wykorzystując Dabiego, jako swoją podporę, aż nie usłyszeli gdzieś za sobą wrzasków nawoływania, które chcąc nie chcąc szybko ich od siebie oderwały.

— Szefie! — krzyknęła jakaś służąca, wychylając się przez okno tak mocno, że lada chwila mogłaby stracić równowagę i wypaść, na szczęście nie znajdowała się na piętrze.

— A niech to szlag... — burknął zdenerwowany Shigaraki, domyślając się, o co może chodzić, więc szybko złapał bruneta za rękę i zaczął odciągać go od domu, póki jeszcze służba nie wypatrzyła go w ciemności.

— All For One czeka, żeby zjeść z tobą kolację! — krzyczała, ale młodzieńcy byli już za bramą domostwa i szli chodnikiem wzdłuż bramy, schylając się przy tym tak, aby ich głowy nie wystawały ponad ogrodzenie. Gdyby ich znaleźli, Tomura nie miałby jak się wymigać od spędzenia czasu z ojcem, co ostatnio zaczęło mu trochę doskwierać, a już na pewno wszystkie docinki odnośnie Kaia. Wystarczyło mu, że musi oglądać tego dupka w Yakuzie, ostatnim czego chciał, było słuchanie o nim podczas jedzenia.

— Nie będziesz mieć problemów? — zapytał szeptem Dabi, ale Tomura uciszył go machnięciem ręki i obaj oddalili się od rezydencji, akurat, zanim Kurogiri wyszedł przed dom, żeby sprawdzić podwórze. A oni właśnie biegli chodnikiem, bez chwili przerwy, dopóki nie dotarli do najbliższego parku.

Dopiero w bezpiecznej odległości zatrzymali się, łapczywie wciągając chłodne powietrze, które, teraz kiedy lekko się rozgrzali, było jak zbawienie. Ich oddechy zamieniały się w parę, doskonale widoczną na tle ciemnego nieba.

— Jak romantycznie — zaśmiał się Dabi, odchylając głowę do tyłu, księżyc był akurat nad nimi. — Jak Romeo i Julia — dodał. Idealne podsumowanie, które idealnie przebiło się przez wszystkie negatywne emocje Tomury, nagromadzone wokół niego po całym dniu, kompletnie rozsypując jego zły humor. Niższy zaczął się śmiać, najpierw cicho, ale z każdym ułamkiem sekundy coraz głośniej. O dziwo czuł się, jakby coś ciężkiego spadło z jego ramion, a on był znowu wolny.

— Znając życie ja jestem Julią — wydukał, ocierając kąciki oczu z łez śmiechu. A kiedy wyższy się mu tak przyglądał, sam nie mógł pozostać obojętny, uśmiechnął się szeroko.

— Skoro sam zaproponowałeś, nie będę się kłócić.

— No proszę, proszę, jaki dżentelmen — odparł od razu Tomura, szturchając wyższego łokciem. Dabi wzruszył ramionami, jakby chciał wyrazić największą skromność i pociągnął Shigarakiego za rękę w głąb parku. Przechodzili po liściach, które wyściełały całą ścieżkę, szczególnie w miejscach, gdzie po jej bokach rosły wysokie drzewa, ale wiatr zdążył już je roznieść po całej jej długości.

Tomura mimowolnie prześledził sobie w myślach historię Romeo i Julii, aż pytanie samo nasunęło mu się na usta:

— Przeszkadza ci, że nikomu nie mówimy o tym, że jesteśmy parą?

— Wyrosłem już z okresu, kiedy musiałem rozpowiadać wszystko na prawo i lewo.

— Nie baw się w dyplomatę. Pytam na poważnie.

— Odpowiadam poważnie — odparł Dabi, szczerząc się szeroko, kiedy to Tomura wywrócił oczami. Mocniej ścisnął dłoń niższego, gdy zaczął go ciągnąć w bok do najbliższej ławki. Była trochę mokra, ale nie zważając na to, po prostu usiedli blisko siebie.

— Chciałbyś powiedzieć o nas reszcie? — Shigaraki nie odpuszczał, więc Dabi zacmokał, udając niezadowolenie. Potem przygryzł usta, jakby rzeczywiście zastanawiał się dokładnie nad odpowiedzią.

— Nie mam tego na liście priorytetów. Dopóki mam ciebie, podoba mi się tak, jak jest i uważam, że może tak zostać —odparł, osuwając się trochę w ławce, tak, że siedział niżej Tomury, jego łopatki wbijały się w oparcie.

Tomura mimo usilnych prób nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu wciskającego się na jego usta. Poczochrał Dabiego po włosach, parskając krótkim śmiechem, a potem sam oparł się wygodnie, odchylając głowę mocno do tyłu, żeby podziwiać jesienne niebo wraz z parą gorącego powietrza, która tańczyła mu przed twarzą. Tak jak przez chwilę czuł się rozgrzany po tym krótkim biegu, tak szybko temperatura jego ciała znowu opadła i teraz czuł, jak pod ubraniem zaczyna pojawiać mu się gęsia skórka. Niemniej siedział cicho i delektował się tą chwilą, a przynajmniej starał.

— Dlaczego nie zabierasz mnie ze sobą do Yakuzy? Pracujemy razem — zapytał Dabi po pewnym czasie spokojniej ciszy.

— Nie ma tam nic godnego twojej uwagi — odparł wymijająco.

Brunet wywrócił oczami i poprawił się na ławce. Shigaraki przyglądał się mu uważnie, ale nie próbował nawiązać jakiejś konwersacji. Może czuł swego rodzaju wyrzuty sumienia, że tak wyszło? Dabi szturchnął jego kolano swoim, jakby próbował go sprowadzić z powrotem do dobrego humoru.

— Być może bywam uporczywy, ale lubię chodzić z tobą na misje. — Dabiemu ciężko było powiedzieć prosto z mostu, że tęsknił za czasem, jaki wspólnie spędzali z Tomurą, a jaki został mu gwałtownie wyrwany, kiedy niższy pogrążał się w swoich obowiązkach.

Niebiesko-włosy uśmiechnął się delikatnie do Dabiego. Wyższy odwzajemnił gest i Tomurze naszła niespodziewana myśl, której w sumie do tej pory nigdy nie rozważał. Był najprawdopodobniej pierwszą osobą, od bardzo długiego czasu, która kochała Dabiego i w jakiś (może czasem pokraczny) sposób okazywała mu miłość. Poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku, wyobrażając sobie, jak Dabi był do tej pory traktowany, że to Dabi mógłby wylądować na tych przeklętych testach.

Trochę zmarkotniał, a trochę poczuł potrzebę złapania Dabiego za rękę, obie rzeczy okazał.

— Masz rację, że ostatnio nie miałem dla ciebie za dużo czasu — powiedział cicho, wpatrując się w okaleczoną dłoń bruneta, którą ściskał w swojej. Twarda i chropowata skóra, zupełnie inna od tej jego. — Paskudne dwa tygodnie, znając mnie, pewnie tylko wyładowywałbym na tobie swój gniew. Nie zasługujesz na to.

— Wow, mówisz jak dorosły, dojrzały i poważny człowiek, nie spodziewałem się — skomentował brunet, żeby w porę rozluźnić powoli kumulującą się wokół nich przytłaczającą aurę, a z drugiej strony rzeczywiście tak myślał. Rzadko widział innego Tomurę niż tego albo nerwowego, albo wręcz przeciwnie – tego rozbawionego chłopaka. Lubił uzupełniać jego wyobrażenie w swojej głowie nowymi obliczami.

— Jeszcze wiele razy cię zaskoczę — obiecał Tomura, opierając głowę na ramieniu wyższego, które teraz idealnie robiło mu za poduszkę, a raczej robiłoby, gdyby było wygodniejsze. Tak właściwie to gdyby nie było tak zimno i nie siedzieliby na twardej mokrej ławce, chętnie zostałby tak nawet i całą noc. Był już naprawdę zmęczony.

— Nie mogę się doczekać — zaśmiał się Dabi, patrząc ukosem na ukochanego. Ciepły uśmiech płonął na jego twarzy z rodzaju tych, które dosłownie mogłoby ogrzać adresata. Poczochrał poplątane niebiesko włosy, parskając, kiedy niezadowolony Shigaraki zaczął mamrotać coś pod nosem, a potem wstał, podskoczył z dwa razy, jakby zaczynał nieudolnie prowadzić rozgrzewkę na WF'ie i kucnął plecami do Tomury.

—Chodź, zabiorę cię do domu.

Shigaraki zmarszczył twarz w dziwnym grymasie.

— Zwariowałeś, jeśli myślisz, że dam się nosić na barana, jak dziecko. Dopiero co powiedziałeś, że spoważniałem.

— Jeszcze jakiś czas temu zaproponowałeś, że będziesz moją Julią — droczył się wyższy.

— I kto tu jest dziecinny? — Mimo swoich słów Tomura nie przedłużał już i chwilę później stabilnie siedział Dabiemu na barana.

Wyższy podrzucił go specjalnie, żeby poprawić chwyt rąk pod jego kolanami, przez co zaskoczony Shigaraki odruchowo mocniej przykleił się do Dabiego, zaciskając ręce na jego barkach.

— Tylko mnie nie upuść, Romeo — ostrzegł, wypowiadając swoje słowa prosto do ucha bruneta, więc ciepłe powietrze przyjemnie ppłaskotało jego skórę.

— Ma się rozumieć, szefie!
_________________________________________

Ostatnio nie było rozdziału, a przedostatnio nie było w ogóle Dabiego, więc dzisiaj jest cały rozdział dla tej dwójki.

Halloween już za chwilę, więc wszystkim życzę udanego święta. Ja niestety nie należę do szczęściarzy, którzy przebierają się i idą na imprezę, a zamiast tego będę siedzieć na live'ie u Takefuna i grać w simsy do rana, ale może komuś udało się wykrzesać z tego święta coś więcej hah

Gwiazdeczkę zostawicie, bo to nie wielki koszt dla Was, a mnie cieszy XD (tak, żebram, jak prawie każdy rasowy youtuber)

Do usłyszenia za tydzień!

PS Wszyscy wierni czytelnicy, którzy dotarli dokońca, zostali właśnie obdarowani specjalną informacją: jutro będzie one shot z Bakudeku, krótki, przyjemny fluff <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro