Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdyby był u siebie, na pewno nie zastanawiałby się ani chwili, tylko wyszedł, głośno trzaskając drzwiami, ale teraz nie mógł sobie na to pozwolić. Nie, kiedy był w siedzibie Yakuzy na oku Kaia, nie może dopuścić do zachowania, które Dabi bez ogródek określiłby jako dziecinne. Zamiast tego wyszedł z pokoju Chisakiego po bardzo długiej, mozolnej, ale i pełnej wzajemnych docinek rozmowie, spokojnie i z klasą nawet się za siebie nie oglądając.

Stanął na korytarzu i utkwił swój wzrok w czekającym tam na niego Spinerze. Dzisiejsza rozmowa z szefem Yakuzy miała obejmować ścisłe plany dotyczących ich działalności oraz procesu dystrybucji nowych środków, dlatego ludzie postronni (jak w tym przypadku ochroniarze Tomury) mieli poczekać przed pokojem. Ochroniarze, bo tym razem z Shigarakim przyjechało dwóch. Jednak teraz, mimo że Tomura rozejrzał się dokładnie po korytarzu, widział tylko jednego.

— Gdzie Dabi? — zapytał, marszcząc groźnie brwi. Spinner zrobił kwaśną minę i wyglądał, jakby zjadł coś niesmacznego, ale po prawdzie zawsze tak wyglądał, gdy coś szło nie po jego myśli.

— Poszedł do toalety... jakiś czas temu. Nie wiem, gdzie teraz jest i dlaczego go tutaj nie ma, szefie — odparł, lekko schylając głowę, jakby chciał się ukłonić w ramach przeprosin. Chronostasis, stojący za Tomurą, prychnął głośno. — Nie mogłem pozwolić, żebyśmy oboje cię tutaj zostawili, dlatego zostałem na miejscu. Powinien był trafić, ale chyba się przeliczyłem.

***

Korytarze bazy Yakuzy okazały się jeszcze bardziej nieprzewidywalne, niż Dabi mógłby zakładać nawet w najczarniejszych snach. A było ich tak wiele, że ktoś niezaznajomiony z terenem nie miał najmniejszej szansy na odnalezienie właściwiej drogi, wszystkie wyglądały tak samo i nie sposób by się rozeznał, gdzie już był, a gdzie nie. Westchnął ze zrezygnowaniem, przypominając sobie kawałek rozmowy z Tomurą jeszcze z tego ranka.

— I pamiętaj, jeśli się nie popiszesz, nie zabiorę cię już więcej — oznajmił stanowczo Shigaraki, w chwilę po tym, jak samochód (prowadzony przed Spinnera) zaparkował na miejscu w podziemnym parkingu, a kierowca wyszedł z pojazdu.

— Pokaże się z jak najlepszej strony. Obiecuję, że nie będziesz się musiał za mnie wstydzić, szefie — odparł brunet i posłał niższemu ostatni, szeroki uśmiech, póki jeszcze nikt z zewnątrz nie mógł ich zobaczyć.

Jego spektakularne zniknięcie z pewnością można było nazwać "popisaniem się", tylko coś mu mówiło, że Tomura właśnie tego wolałby uniknąć. Obrócił się wokół własnej osi, ale nie pomogło mu to zorientować się w terenie. Wszystkie drzwi, w zasięgu jego wzroku, naliczył ich dokładnie 3, były zamknięte, a pomieszczenia w środku najprawdopodobniej puste, ponieważ nikt nie raczył odpowiedzieć brunetowi, kiedy do nich pukał. Nie wiedział nawet, która to godzina, ale czuł wewnątrz, że spotkanie Shigarakiego z Kaiem mogło już dobiec końca, a to nie wróżyło nic dobrego.

Ostatecznie ruszył przed siebie, mając w planach, aby cały czas iść prosto i nie skręcać nigdzie po drodze. W końcu musi trafić na jakichś ludzi, o ile za którymś z zakrętów nie czaiła się brama do innego wymiaru. To by wyjaśniło, dlaczego tu tak pusto — pomyślał Dabi i jakby na przekór jego teorii (która swoją drogą mogłaby nie być najgorszą linią obrony, kiedy już będzie musiał tłumaczyć się Tomurze) usłyszał jakieś głosy.

Z niemałą ulgą ruszył w kierunku, z którego po metalowych ścianach niósł się cichy dźwięk śmiechu i rozmów, coraz bardziej intensywny z każdym kolejny krokiem. Za ostatnim zakrętem zobaczył trójkę mężczyzn, ewidentnie nienależąca do elity Yakuzy, która okupowała jeden z korytarzy przy jakichś drzwiach. Nie było tam wentylacji, więc zdążyła nagromadzić się wokół nich obfita chmura dymu z czegoś, co sobie popalali.

Dabi powoli ruszył do nich, podczas gdy mężczyźni patrzyli na niego podejrzliwie, marszcząc czoła z niezadowoleniem, że ktoś śmiał przeszkadzać im w "pracy".

— Wiecie może, jak stąd wyjść? — zapytał bez zbędnych ogródek.

— A ty kto?

— Pracuję dla Tomury Shigarakiego. Zabłądziłem. Byłbym wdzięczny, gdyby ktoś pokazał mi drogę — odparł, starając się z całej siły nie parsknąć kaszlem. Ten dym paskudnie drapał go w gardło i od razu wykluczał, żeby tamci zażywali sobie zwykłej nikotyny. Wiedział, co robiła tu Yakuza i swoją drogą wolał trzymać się jak najdalej od wszelkich spożywanych tu używek.

— Nie znamy nikogo takiego jak Shigaraki. Spadaj, zanim się zdenerwujemy — burknął jeden z jego rozmówców. Miał okazałą, umięśnioną sylwetkę, najpewniej wysoki, choć tego Dabi nie mógł stwierdzić, kiedy tak siedział pod ścianą. Dałby mu może z 30 lat, ale siwizna, która znaczyła już plackami jego przerzedzone w niektórych miejscach włosy, na pewno nie działała na jego korzyść.

— Od All For One, jego pewnie kojarzycie — ciągnął Dabi, spoglądając na pozostałych. Jeden młody, chyba nawet młodszy od niego samego, a drugi opalony z tatuażami na całych rękach, ciągnącymi się w górę, aż po żuchwę. Tył łysej głowy również był wytatuowany. To właśnie ten wykazał obecnie największe zainteresowanie. Zmierzył Dabiego wzrokiem od czubków butów po końcówki sterczących włosów, a potem parsknął, ni to z rozbawienia, ni to z wyższością.

— Od tego gościa, co podobno śpi na forsie, powiadasz? — zapytał, zerkając znacząco na swoich kolegów. — No garniturek masz niczego sobie. Jeśli nam coś odpalisz, to chętnie ci pomożemy.

— Nie mam gotówki. Moglibyście zrobić dobry uczynek. Przewietrzenie się na pewno by wam nie zaszkodziło — mruknął Dabi przez zęby i to wcale nie dlatego, że się denerwował. Po prostu chciał, żeby jak najmniej tego śmierdzącego dymu wleciało mu do ust. Po tym, jak zaczynały piec go oczy, wnioskował, że może to być dosłownie wszystko, łącznie z trutką na szczury. Jednak mimo to nie cofnął się, nawet kiedy siedzący pan w średnim wieku wstał, groźnie napinając mięśnie.

— Słuchaj no — zaczął cierpko, stawiając pierwsze powolne kroki w kierunku bruneta. Dabi sięgnął dłonią do paska za placami, żeby upewnić się, że broń jest na miejscu, zapewne odziedziczył ten nawyk po Tomurze. To właśnie w tym momencie, drzwi, przy których zebrali się faceci, otworzyły się z głośnym szczęknięciem.

— Już myślałem, że uciekliście, chłopaki, tak cicho się zrobiło — westchnął chłopak, którego Dabi już miał okazję zobaczyć i to nawet nie raz, na jego nieszczęście. — Co tu się dzieje? — zapytał, kiedy zobaczył, jak gęsta zrobiła się wcześniej przyjemna, zabawna atmosfera. Zmrużył oczy zza żółtych okularów, próbując rozpoznać Dabiego.

— Negocjujemy właśnie z nowym kolegą. Zgubił się — odparł najmłodszy ze wszystkich. Hawks podszedł bliżej bruneta, bo ten dym był dokuczliwy również i dla jego oczu. Dopiero kiedy miał już wystarczającą pewność, że to naprawdę ten ochroniarz od Tomury, uśmiechnął się szeroko.

— No proszę, proszę, ty tutaj? — parsknął wesoło, szturchając zaczepnie wyższego ręką, jakby byli starymi dobrymi przyjaciółmi, którzy nie widzieli się od bardzo dawna i Dabi nie miał pewności czy Keigo tylko udaje przed swoimi kolegami, czy naprawdę w to wierzy.

— O to samo mógłbym zapytać ciebie — burknął, aż za dobrze przypominając sobie ostatni raz, kiedy się widzieli i na pewno nie należało to do przyjemnych spotkań, nawet jeśli to nie Dabi, tylko Tomura poprzestawiał blondynowi kości w ręce.

— No widzisz, jaki ten świat mały — zaśmiał się. — W dodatku ty się zgubiłeś, a ja znam drogę.

Brunet spojrzał na niego sceptycznie i nie dlatego, że wątpił w jego słowa, ale dlatego, że zaraz spodziewał się usłyszeć jakieś roszczenia typu: "jeśli poprosisz, to cię zaprowadzę", a prosić tego chłopaka o cokolwiek nie miał zamiaru. Nie darzył go sympatią już po sytuacji z baru, gdzie dosypał czegoś Tomurze, a włamanie się do ich domu wcale nie ociepliło ich stosunków. Mimo tego Hawks wydawał się nie chować do Dabiego żadnej urazy, był zaskakująco miły i brunet miał gdzieś z tyłu głowy, że znów może coś planować.

— Zaczekajcie na mnie. Odprowadzę go i zaraz wrócę — oznajmił blondyn, po czym zarzucił Dabiemu rękę na szyję, jakby naprawdę byli dobrymi kumplami i pociągnął korytarzem na prawo.

***

Okazało się, że Chronostasis nie jest cierpliwy, a przynajmniej nie do rzeczy, w których nie widzi swojego interesu. Szybko znudziło mu się bezowocne szukanie Dabiego i szybko wyszedł z inicjatywą, aby Shigaraki po prostu poczekał na swojego zaginionego pracownika na parkingu, bo w końcu (jak przekonywał) to będzie najlepsze rozwiązanie.

Jednak niefortunnie (dla Spinnera oczywiście) Tomura również do cierpliwych i spokojnych osób nie należał. Kulminacja jego nerwów wybiła już po 15 minutach okrążania pustego samochodu na parkingu. Dabi się nie zjawiał.

— Nie wiem, jak wielkim kretynem trzeba być, żeby się tak zgubić. Dokładnie wytłumaczyłem mu drogę, przysięgam — próbował usprawiedliwić się Spinner, bo wyczuwał, że w tym przypadku to on może mieć problemy, jeśli Dabi magicznie nie teleportuje się na tylne siedzenie w tym momencie.

— Uważam, że powinniśmy wracać do rezydencji. Niech ma nauczkę na przyszłość — dodał.

Tomura posłał mu mordercze spojrzenie.

— Nie odjadę stąd bez niego — warknął, groźnie stukając palcami o wypolerowaną, niebieską karoserię. Na pewno nie martwiłby się tak bardzo, gdyby byli w jakimkolwiek innym miejscu. Yakuza działa na niego jak zapalnik. Yakuza i ten przeklęty Kai, który na pewno z chęcią chciałby wbić mu przysłowiowy (ale i ten prawdziwy może i też) nóż w plecy, Yakuza i te jej przeklęte testy, Yakuza i jej przeklęci członkowie, myślący tylko o swoich interesach.

Tomura okrążył samochód jeszcze z trzy razy, a potem podszedł do Spinnera, beztrosko opierającego się o maskę samochodu. Westchnął ciężko i przeczesał włosy palcami. Dlaczego jeszcze nie dał Dabiemu telefonu?!

— Nie zdziwiłbym się, gdyby nie wykorzystał okazji, żeby zwiać — podsunął ochroniarz, zakładając ręce na piersi. Shigaraki miał ochotę uderzyć Spinnera, ale ostatecznie jedynie złapał go za krawat i szarpnął jak smyczą, aby mężczyzna schylił się do niego.

— Jeszcze jedno słowo i przestrzelę ci kolano, rozumiemy się?

— T-tak, szefie! Na pewno się zaraz znajdzie!
_________________________________________

Jeśli ktoś chce, to tutaj możemy zrobić kącik wyzywania Hawksa –>

I to by było dzisiaj na tyle. Ładowarka jest, więc wracamy do regularności, następny rozdział będzie standardowo w sobotę!

No i jeśli gwiazdeczka już zostawiona to do usłyszenia <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro