Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po wszystkich wydarzeniach z całego niezwykle długiego dnia zarówno Dabi, jak i Tomura spali twardo przez całą noc, a nawet dłużej, do czego może tylko w niewielkim stopniu przyczyniły się po dwa drinki na głowę, które zaproponował sam Shigaraki. Na lepszy sen, powiedział. A Dabi się zgodził bez wahania, bo po ostatnich przeżyciach spodziewał się, że noc mogłaby nie należeć do tych najprzyjemniejszych. Niby nie śniły mu się żadne koszmary, tak właściwie to mógł się poszczycić, że nigdy nie śniło mu się nic, a przynajmniej nic co by pamiętał po obudzeniu, ale wolał nie ryzykować.

Ostatecznie napili się obaj i poszli spać jedynie lekko zamroczeni grubo po trzeciej w nocy. Alkohol uporał się z ewentualną bezsennością aż za dobrze. A może to w połączeniu ze stresem i zmęczeniem powalił ich tak, że żadne nie obudziło się ani kiedy wstało słońce, ani kiedy w domu zaczął pojawiać się pierwszy ruch, ani kiedy Kurogiri wszedł do pokoju Tomury, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, bo chłopak nie przyszedł na śniadanie.

I może gdyby starszy ochroniarz nie był tak zszokowany (widząc ich razem, przytulonych do siebie, jak dzieci albo ewentualnie idealne bezgranicznie zakochane pary w popularnych, słodkich do porzygu serialach), ucieszyłby się bardziej, że Tomura w końcu się tak do kogoś zbliżył. Teraz raczej przemknęło mu przez myśl, że sami będą zaskoczeni, kiedy się obudzą, sytuacją, w której się znaleźli. Uśmiechnął się pod nosem i zamknął cicho drzwi do pokoju Tomury, samemu przypominając sobie swoje młodzieńcze czasy, które niestety dawno miał już za sobą.

W każdym razie, żeby kryć swojego młodego podopiecznego, zdecydował się powiedzieć All For One'owi, że Shigarakiego nie ma.

***

Jakieś trzy godziny po tym, jak niezbyt uradowany pan domu pojechał razem ze Spinnerem do siedziby Yakuzy (ponieważ termin wielkiej premiery innowacyjnych specyfików Kaia miał nastąpić już niedługo), najpierw Tomurę, a dopiero później Dabiego, obudził dzwoniący telefon. Zaspany Shigaraki z wielkim trudem ogarnął otaczającą go rzeczywistość na tyle, żeby wymacać komórkę na szafce przy łóżku i odebrać połączenie i nawet przyjemnie się zaskoczył, kiedy okazało się, że miał tyle rozumu wczorajszej nocy, aby podłączyć sprzęt do ładowania.

— Dobrze, że przynajmniej telefon odebrałeś. Nie dość, że sam z siebie nie napiszesz, żeby się dowiedzieć, co u starego przyjaciela, to jeszcze ignorujesz moje wiadomości? — głos po drugiej stronie słuchawki był rześki i wypoczęty, zupełne przeciwieństwo tego, jakim operował Tomura.

— Jakie wiadomości, do licha?

Shigaraki przekręcił się w ramionach Dabiego, ale kiedy okazało się, że poplątana kołdra może utrudnić mu wstanie z łóżka, po prostu odłączył kabel ładowarki i rzucił go na podłogę. Teraz sam mógł się znowu wygodnie położyć.

— Kto dzwoni? — mruknął Dabi, przecierając zaspaną twarz dłonią. Zerknąłby na zegarek na szafce, ale był aktualnie tak ustawiony, że nic nie można była z niego odczytać. Shigaraki przyłożył palec do ust, pokazując wyższemu, aby przez chwilę był cicho.

— Wysłałem ci kilka esemesów, ale słyszę, że jesteś zajęty — odparł Compress, a z jego głosu aż sączył się cwany uśmieszek. Oczywiście już wcześniej domyślał się, że Tomura kogoś ma, ale jednak przyłapanie go, dawało satysfakcję. Zupełnie jak jakiejś hienie dziennikarskiej, która dopiero co zwęszyła gorący niuans.

— Może i jestem. Co się stało? — Shigaraki wolał nie dać przyjacielowi czasu, aby zdążył wpaść na pomysł zagłębiania się w prywatę.

— Musimy pogadać. O interesach.

— Nie przypominam sobie, żebyśmy mieli razem jakieś interesy — westchnął przeciągle, bojąc się tego, na co w głowie Sako mogło się uroić. Sam też chciał spojrzeć na zegarek, żeby dowiedzieć się, jak długo spali, ale nie zobaczył więcej niż Dabi.

— Ale zawsze możemy mieć, złociutki. Przyjedź o 16 do jednego z moich lokalów. Podeślę ci adres potem. Jeszcze nie wiem, w którym spędzę popołudnie — odparł, a brzmiał, jakby był cały w skowronkach, na potencjalną myśl, że może zawiążą razem jakiś układ. Tomura rozłączył się i zerknął na godzinę na telefonie. Przed 12. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak długo spał.

— Robota wzywa? — zapytał brunet, widząc nietęgą minę Tomury. Leniwie podniósł się na łokciach. Jego chłopak przytaknął głową.

— Chyba tak — mruknął, wyciągając dłoń w stronę Dabiego. Położył ją na policzku mężczyzny. Teraz w świetle dnia blizny były jeszcze bardziej wyeksponowane. Nie miałby serca, żeby znowu zaczynać temat nagrania. Przegadali w nocy tyle, na ile Dabi był gotowy i to mu musiało wystarczyć. Wiedział, że jeszcze kiedyś to wróci, zapewne ostatni raz, zanim nie zamknął tego rozdziału na dobre, ale to jeszcze nie teraz. Przyciągnął bruneta do siebie i dał mu krótkiego buziaka.

— Robota jest, ale na później. Może najpierw ogarniemy się i wyjdziemy na jakieś śniadanie na miasto? I kawę? — zapytał z nadzieją. Dabi uśmiechnął się szeroko.

— Brzmi bosko.

***

Tak więc, zanim pojechali do miejsca, które wybrał dla nich Compress, należało wyjść do ludzi. Fakt, ich dzisiejszy wypad na śniadanie można było podciągnąć już pod obiad, ale kto by się tym przejmował? Najważniejsze, że zarówno Dabi, jak i jak Shigaraki spędzili miło czas, a po wczorajszych zdarzeniach należało im się to jak nic innego. Nie wybrali samochodu. Ogłosili Kurogiriemu, że idą na kawę i Dabi przypilnuje szefa (oczywiście jeszcze nie wiedzieli, że starszy ochroniarz widział ich razem w dość jednoznacznej sytuacji i nawet jeśli będzie udawał to, w rzeczywistości nie nabierze się nieważne, co by nie wymyślili).

Na kawę poszli do małej kawiarni, którą kiedyś znalazł Dabi i jak się okazało, za ladą dalej stał ten sam młodzieniec z zielonymi puklami włosów i piegami na policzkach. Uśmiechnął się pogodnie najpierw, kiedy para oznajmiła, że tym razem zostaną na miejscu i zamówili coś słodkiego do jedzenia, a potem równie uroczy uśmiech gościł na jego twarzy, gdy podawał im ich zamówienie i życzył smacznego.

Zapewne, gdyby nie fakt, że kiedy kończyli swoje późne i obfite w cukier śniadanie, pogoda nie była już taka sprzyjająca (zaczęło padać, co na tę porę roku nie było niczym dziwnym), wróciliby do domu tak jak przyszli, czyli na piechotę, a dopiero stamtąd pojechali do lokalu Compressa. W obecnej sytuacji Tomura zdecydował się zadzwonić do Kurogiriego, żeby po nich przyjechał (oczywiście do tego czasu zdążyli już ponownie naciągnąć płaszcze i zachowując między sobą profesjonalny odstęp stanąć pod daszkiem kawiarni).

— Jeśli nie chcesz, nie musisz jechać ze mną — oznajmił Tomura, zerkając przelotnie na Dabiego. Czubek jego nosa zrobił się czerwony od zimna, ale mężczyzna mimo tego, nie zapiął płaszcza.

— Hmm, może zdradzisz mi w sekrecie, kto do ciebie rano dzwonił?

— Przyjaciel — odparł Tomura, przez chwilę zastanawiając się, czy zdradzić jego imię. Koniec końców zdecydował się tylko na pseudonim, jakim tamten się posługiwał. — Compress.

Dabi patrzył na niego, jakby nie do końca wierzył, że Tomura ma jakiegoś przyjaciela, więc niebiesko-włosy poczuł potrzebę drobnego sprostowania:

— Może bardziej bliski znajomy. Ekscentryczny dziwak, ale go lubię. Chce pogadać o jakiś interesach, cokolwiek to znaczy. Chodzi mi o to, że wczoraj był ciężki dzień i wydaje mi się, że przysługuje ci odpoczynek.

— Urocze, że się tak troszczysz, ale podziękuję. Chyba że wolisz, żebym nie poznał twojego przyjaciela.

— Na twoim miejscu po prostu skorzystałbym z wolnego dnia — odparł Tomura. Rozejrzał się po ulicy, próbując wypatrzeć swojego samochodu, choć nie byłoby to potrzebne, gdyby ten faktycznie znajdował się z zasięgu wzroku. Trudno przeoczyć jego intensywny błękitny kolor, a w takiej szarudze tylko jeszcze bardziej rzucałby się w oczy.

— Muszę się dobrze spisywać, jeśli chcę zasłużyć na moją premię, prawda? — Dabi puścił niższemu oczko i Shigaraki sam nie mógł się nie uśmiechnąć. Czuł ulgę, bo brunet ewidentnie miał się już dobrze. Nie tylko rano, ale i potem w kawiarni, ani teraz nie było śladu, który mógłby pokazywać, że mieli ostatnio jakiś kryzys.

— Na premię już zasłużyłeś i tylko czeka, aż ją odbierzesz — odparł, przez chwilę zagryzając wargę, żeby nie pozwolić uśmiechowi na zbyt dużą samowolkę. Dostrzegł kątem oka, że z prawej strony nadjeżdża niebieski samochód, rozchlapując przy tym stworzone przy krawężnikach głębokie kałuże na boki, jak małe wodospady. — W końcu jest. Zaraz bym tutaj zamarzł — dodał. Dabi przytaknął.

Pojazd zatrzymał się przed kawiarnią (na szczęście nie było znaku, który kategorycznie zabraniałby krótkiego postoju) i oboje ruszyli w jego kierunku, ale jeszcze zanim Dabi zdążyłby otworzyć swojemu szefowi drzwi niższy dodał:

— Tylko nie zwracaj uwagi na to, co mówi Compress. Czasem bredzi, co mu ślina na język przyniesie.

***

Ze wszystkich osobistości, jakie przyszło Shigarakiemu Tomurze poznać to właśnie Atsuhira Sako, większości znany pod pseudonimem Compress, najbardziej pasował na właściciela czterech klubów nocnych.

Kurogiri zaparkował właśnie pod jednym z jego przybytków, tym ulubionych, jeśli Tomura dobrze pamiętał i jeśli od tego czasu nic się nie zmieniło. Życie zaczynało się tutaj tak naprawdę po godzinie ósmej wieczorem, więc problemu ze znalezieniem miejsca nie było. W samym klubie też problemu z tłokiem nie było. Tak na dobrą sprawę kręciło się tam tylko kilka pracowniczek (to ulubiony klub Sako, więc oczywiście, że nie licząc ochrony, musiały pracować tam same kobiety najlepiej takie, które miały czym oddychać i na czym siadać).

Ochroniarz Compressa zaprowadził całą trójkę do jednej z loży specjalnej, gdzie czekał na nich Atsuhira. Tomura błagał w duchu, aby przyjaciel powstrzymał się od dziwnych zachowań, a do takich też zaliczał namiętne pocałowanie się z jedną z kelnerek, która siedziała okrakiem na szatynie. Czego innego Shigaraki mógłby się spodziewać?

— Wiedziałem, że rozmowa o interesach z tobą w takim miejscu to fatalny pomysł — rzucił na wejściu Tomura. Dziewczyna jako jedyna wydawał się zaskoczona tym, że ktoś wkroczył do specjalnie odgrodzonego pomieszczenia. Szybko odskoczyła od swojego szefa i zaczęła poprawiać koszulę swojego uniformu (jak spostrzegł Tomura, Compress zdążył już jej porozpinać kilka guzików).

— Szybko jesteś — zauważył Sako, wycierając usta z intensywnie różowej, niestety nie zastygającej, szminki. Potem kiwnął, aby przyjaciel usiadł do niego na kanapę. — Przynieś nam coś dobrego do picia, maleńka — dodał w stronę dziewczyny. Ta najwidoczniej niezadowolona, że jej umizgi z przystojnym, bogatym przełożonym zostały przerwane, obrzuciła gości nieprzychylnym spojrzeniem. Tomura prawie słyszał, jak myśli "zboczeńcy", kiedy gorączkowo poprawiała podwiniętą spódnicę, wymijając ich w drodze do wyjścia.

— Nie piję — oznajmił stanowczo Tomura.

Jak zawsze — nie myślał, żeby Sako chciał go czymś otruć, ale ktoś na zapleczu to zupełnie inna bajka. Jednej dziewczynie już dał powód, aby dosypała mu coś do drinka.

— Dobra, dobra. Siadaj, słonko, i opowiedz mi, co tam u ciebie. Stęskniłem się — odparł Compress, klepiąc zachęcająco miejsce blisko siebie.

— Miałeś tak do mnie nie mówić, pamiętasz? — mruknął zrezygnowany, bo gdzieś w trzewiach przypuszczał, że zwracanie Sako uwagę na takie detale, gdzie ten mężczyzna obrzuca pieszczotliwymi ksywkami 85% ludzi, których spotyka (może z wyjątkiem swoich ochroniarzy, bo byli to zwykle duzi, postawni mężczyźni, a w typ Sako wpisywali się raczej ci drobni i niscy).

Tomura usiadł obok Atsuhiro, zachowując oczywiście stosowny odstęp na ciemnej, skórzanej kanapie. Ogólnie rzecz biorąc, w całym pokoju było dziwnie ciemno, bo dużych lamp nie było, jedynie dwa kinkiety ścienne nad Sako przysłonięte jakąś czarną, koronkową zasłonką i neony przy listwach w podłodze podświetlane na fioletowo.

— Nie mogliśmy spotkać się gdzie indziej? Ta twoja nora wygląda jak burdel, wolałbym, żeby nie widziało mnie tu dużo osób.

— No bez przesady. Do rasowego burdelu jeszcze trochę jej brakuje, choć zainwestowałem w kilka wygodnych pokoi na górze — odpadł Sako, a potem nachylił się do ucha Tomury tak, żeby ani Dabi, ani Kurogiri stojący w wejściu, czuwający nad bezpieczeństwem szefa, tego nie słyszeli: — Chętnie je z tobą wytestuję.

Tomura nie odwrócił się, żeby sprawdzić, czy Dabi tego nie usłyszał, bo po pierwsze prawdopodobieństwo było znikome, Sako naprawdę ściszył głos do swojej najlepszej wersji zmysłowego szeptu. Po drugie wyglądałoby to podejrzanie, jakby usłyszał coś znaczniej gorszego. Ostatecznie krzywiąc się (to zobaczył tylko jego przyjaciel), odepchnął go ręką w sposób, w jaki odganiałby natrętną muchę.

Compress nie spojrzał na niego z zawodem, bo przypomniał sobie gorący temat, którego w sumie Tomura wolałby z nim nie poruszać, ale tak naprawdę wiedział, że ta to padnie, kiedy tylko przyjaciel zaproponował mu spotkanie.

Szatyn zerknął przelotem na starszego ochroniarza (za którym de facto nie przepadał, uważał, że jest zbyt sztywny), a potem na drugiego. Nowego jak mniemał, bo nie pamiętał, żeby Tomura mu go już kiedyś przedstawiał, ale po tym, jak tamten patrzył się w ich kierunku, coś Sako mówiło, że to może o niego chodzić. Pamiętał — co prawda jak przez mgłę, ale jednak — wysokiego mężczyznę z ciemnymi włosami, który był kiedyś z Tomurą w barze (nie wiedział, że niefortunnie, kiedy Shigaraki ten bar opuścił, paskudnie się "rozchorował").

Przez chwilę patrzyli na siebie z Dabim, a potem Atsuhira skupił spojrzenie swoich bystrych oczu na Tomurze. I w sumie już obaj doskonale wiedzieli, co im chodzi po głowie. Shigaraki westchnął, a potem wiedząc, że nie wygra, może się nabawić tylko jakiegoś wstydu, jeśli nie ulegnie i nie zaspokoi ciekawości Sako, dał za wygraną.

— Kurogiri, możesz wrócić do samochodu i na nas zaczekać. Chciałbym, żeby Dabi pozwolił do nas na słówko — ogłosił. Starszy ochroniarz może nieco się ociągał, ale nie miał nic więcej do gadania. Musiał się zastosować do rozkazu szefa, więc posłusznie wyszedł tak, jak tamten prosił, ale wcześniej zdążył posłać Dabiemu spojrzenie, mówiące "lepiej pilnuj go dobrze".

— Nie lubię go, zawsze niszczy całą zabawę. Stary maruda — pozrzędził chwilę Sako, ale szybko znów się rozpromienił i o dziwo miało to tylko trochę wspólnego z cycatą kelnerką (inną niż ta, z która się dzisiaj całował, a przynajmniej, z którą całował się, kiedy Tomura mu przeszkodził), podającą właśnie im drinki, zionące dziwnym dymem. Upił kilka łyków z kieliszka i wodził wzrokiem za pełnymi biodrami kobiety, dopóki ta nie zniknęła za drzwiami. Wtedy skupił pełną uwagę na Dabim, który usiadł obok Shigarakiego. Oboje mogli się sobie nawzajem przyjrzeć dopiero teraz, bo z daleka w tym świetle nie było widać żadnych szczegółów.

— Czyli to ty skradłeś serce Tomury. Miło cię poznać, jestem Compress — przedstawił się, ale nie wyciągnął dłoni, a przynajmniej nie od razu. Najpierw zlustrował go od stóp do głów, popijając drinka. Dopiero potem nachylił się, żeby podać mu rękę do uściśnięcia.

— Dabi. Mnie też miło poznać — odparł brunet. Powstrzymał się przed dodaniem, Tomura nic nigdy o tobie nie wspominał albo pierwszy raz o tobie dzisiaj usłyszałem, gościu.

— Trochę mi szkoda oddawać taki diament w cudze ręce, ale już od dawna wiedziałem, że nie mam u niego szans. Najważniejsze, że jesteście razem szczęśliwi — westchnął Sako, zakładając nogę na nogę. Potem uniósł kieliszek, jakby chciał wznieść toast, niestety pił tylko on. Nie pluł jadem, kiedy wygłaszał swoją kwestię, ale był po prostu sobą. Ponadto Tomura, po tym, jak poczuł oddech Compressa z bliska, podejrzewał, że jednak nie przyjechał na tyle wcześnie, aby jego przyjaciel nie zdążył wypić drinka czy dwóch.

— Przechodź do sedna, dobra? O jakich interesach mowa. Tak na poważnie — westchnął Shigaraki. Wolał uprzedzić wszystkie głupkowate podchody i aluzje o interesach. Opadł się wygodnie o oparcie kanapy, kiedy Sako zaczął cmokać, jakby zbierał myśli.

— Słyszałem, że teraz współpracujesz z Yakuzą.

— Poniekąd. Bardziej All For One jest w to zamieszany — odparł, zgodnie z prawdą. Gdyby to od niego zależało, to palcem by nie kiwnął, żeby nawiązać jakikolwiek sojusz z Yakuzą.

— To prawda, że mają nowy mocny towar? Słyszałem, że kopie jak cholera — mruknął Compress. Nie wydawał się podniecony możliwością spróbowania nowych narkotyków, ale Tomura wolał go uprzedzić:

— Nawet tego świństwa nie próbuj. Zmiecie cię z planszy.

Atsuhiro pokręcił głową, jakby zapewniał, że nie chodzi o niego. Nie chodzi też o to, że sam był czysty i nigdy nic nie brał. Brał, ale wiedział, że z czymś takim lepiej nie szaleć. Wolał sprzedawać towar dalej tym, co już dawno popłynęli z prądem uzależnienia i którzy byli prostym łowem, dla takich jak Sako — tych, którzy chcą się dorobić.

— Mógłbyś załatwić coś dla mnie? Kilka działek? Jeśli to okaże się tak dobre, jak plotki mówią, to mogę już zwijać swój interes. Nikt ode mnie już nie kupi. Wszyscy będą chcieć ten nowy towar. Nie zostawiaj mnie na lodzie.

Tomura zmarszczył z niepokojem brwi.

— Jakie plotki? Z tego, co wiem, nikt nie powinien o tym wiedzieć. Skąd masz takie przecieki?
_________________________________________

Nie było rozdziału w zeszłym tygodniu, ale macie za to dzisiaj 2500 słów. Dawno czegoś takiego nie pisałam, bo chciałam wpisywać się w koncepcję krótszych prac, ale wyszło jak wyszło. A wyszło trochę wszystkiego po trochu, choć przynajmniej macie Compressa, dawno ziomeczka nie było, a go lubię XD

Jak już wspominałam w ostatnim ogłoszeniu, zbliżamy się do końca i chyba serio zostają już tylko 2-3 rozdziały. Trochę mi smutno, a trochę się cieszę, bo będzie czas na powiew świeżości, wszystko ogłoszę Wam w swoim czasie (ale chyba będzie zadowoleni ( ͡° ͜ʖ ͡°))

Do usłyszonka za tydzień!

PS Jesteśmy już na końcu, więc musicie się mobilizować z gwiazdkami <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro