Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Ptaszki w naszym ulubionym klubie mi wyćwierkały — odparł beztrosko Compress, kręcąc powoli nadgarstkiem, a tym samym swoim drinkiem. Dźwięk lodu obijającego się o ścianki szkła drażnił uszy zgromadzonych. Potem upił kilka łyków wirującego płynu, patrząc cały czas na Tomurę, jakby oczekiwał, że przyjaciel się zaraz złamie i poda więcej szczegółów w związku z nowymi narkotykami Yakuzy.

Nic takiego nie miało nastąpić. Shigaraki przez chwilę bębnił palcami w swoje kolano, rozważając wszystkie potencjalne scenariusze. Nie spodziewał się, aby Kai nagle postanowił rozsiewać jakieś plotki na temat swoich nowych środków i to tak nieostrożnie. To jeszcze nie ten czas.

— Co ty pieprzysz? Niby kiedy? — warknął Tomura, wychylając się trochę do przodu, jakby miał zaraz zacząć konspiracyjnie szeptać lub ewentualnie jakby chciał napluć do jednego z napoi. Rozzłościło go, że nie mógł znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia dla tego, co się dzieje.

Dabi położył mu dłoń na kolanie, w momencie, gdy Compress wywrócił kokieteryjnie oczami i uśmiechnął się półgębkiem. Zapewne już cisnęła mu się na usta jakaś uwaga odnośnie tego "pieprzenia", ale powstrzymał się, kiedy zerknął na siedzącego obok Dabiego. Może był nieco beztroski i frywolny, ale miał na tyle wyczucia, żeby nie rzucać sprośnymi uwagami do zajętego faceta przy jego partnerze. Nie ważne jak bardzo by mu się nie podobał.

— Nie wiem dokładnie. Jakoś zeszłej nocy, około północy... — zaśmiał się Atsuhiro, dopijając swój drink do końca. Tomura łypał na niego spod opadających na twarz włosów i wtedy jego przyjaciel odstawił na kieliszek na stolik z wyraźnym brzękiem, jakby chciał tym zaakcentować, że na dzisiaj koniec z piciem. Następnie złożył razem dłonie i nachylił się tak jak Tomura, aby coś powiedzieć. Jednak nie zdążył.

— Szefie! — Shigaraki aż wzdrygnął się, kiedy usłyszał za swoimi plecami donośny głos Kurogiriego, który właśnie wkroczył do odgrodzonego przedsionka. Dabi widząc jego niepokój, mocniej ścisnął jego kolano, jakby chciał przekazać niewerbalny komunikat: "Nic się nie dzieje".

— Co jest? — zapytał Tomura, odwracając się do starszego ochroniarza.

— All For One dzwonił. Czeka na nas w Yakuzie. Chce, żebyśmy po niego przyjechali — oznajmił. Tomura prychnął z niezadowoleniem, a potem spojrzał z grymasem na Compressa, jakby był zły, że tamten tak owijał w bawełnę, przez co ostatecznie niczego się nie dowiedział.

— Już idziemy — rzucił do Kurogiriego, podnosząc się z rozzłoszczonym westchnięciem z kanapy. Dabi również wstał, ale nie robił żadnych scen. Może jedynie uśmiechnął się delikatnie, widząc dąsy Tomury. Gdyby nie fakt, że widzi ich tyle osób, poczochrałby go po głowie i przezwał naburmuszonym dzieciakiem, ale teraz musiał się powstrzymać. Byli w pracy.

***

— Wyjdźcie, chcę porozmawiać z Tomurą — powiedział cierpko All For One. Teraz wszyscy siedzieli już w niebieskim samochodzie spokojnie zajmującym jedno z ogromnej liczby wolnych miejsc parkingowych w podziemnym parkingu Yakuzy. Dabi i Kurogiri z przodu, Shigaraki i jego opiekun z tyłu.

Spojrzenie oczu All For One'a spotkało się z odbiciem oczu Kurogiriego w lusterku.

— Szefie... — zaczął spokojnie starszy ochroniarz, ale szybko zostało mu ucięte.

— Wyjść! — rozkazał All For One. Kurogiri zerknął jeszcze na Shigarakiego, który siedział cicho, wpatrując się w okno, a potem, zanim nie otworzył drzwi i nie wyszedł z pojazdu, spojrzał porozumiewawczo na Dabiego. Brunet wyszedł zaraz po nim, chociaż przeciągał wszystko od odpięcia pasów, po zamknięcie drzwi. Potem jeszcze spojrzał z niepokojem na przyciemnianą, od zewnętrznej strony, szybę niebieskiego samochodu. Nie zobaczył Tomury, ale wiedział, że chłopak widzi jego, jak bezskutecznie próbuje przejrzeć szkło.

Kurogiri złapał go za ramię i razem odeszli od samochodu pod ścianę parkingu, raptem kilka metrów.

— I co zadowolony z siebie jesteś? — zaczął All For One, kiedy wiedział, że już nikt ich nie słyszy. Nie patrzył na Tomurę, a przed siebie i Shigaraki wiedział doskonale, że jest bardzo zły, zawiedziony.

— Nie rozumiem — odparł, choć tak naprawdę doskonale wiedział, o czym będą toczyć rozmowę. Wiedział, że kiedyś nadejdzie ten dzień, odkąd tylko All For One wszedł do domu i zobaczył go razem z tajemniczym, dla siebie, Dabim. Wiedział, że to właśnie teraz, ale chciał odłożyć to wszystko w czasie, jak najbardziej się dało. Niemal rozpaczliwie, choć o kilka sekund, żeby przynus wyjawienia wszystkiego odwlec choć o kilka chwil.

— Nie udawaj, że nie wiesz — odparł All For One. Jego głos był nieprzyjemnie szorstki, słuchanie go automatycznie sprawiło, że Tomurę zaczął boleć brzuch, a umysł niespodziewanie przypomniał sobie sytuacje na przestrzeni kilkunastu lat, kiedy ten sam człowiek mówił do niego w zupełnie inny sposób. Kiedy on sam był mały, a All For One cierpliwie tłumaczył mu zasady gry w karty, kiedy ten sam All For One brał go na kolana i czytał bajki albo po całym dniu z pracy przychodził i dawał mu w prezencie nowe zabawki. Tego All For One, który wziął go na ręce i głaskał po plecach, gdy chłopiec popłakał się, będąc pierwszy raz cmentarzu przy grobie swojej rodziny.

W miarę jak Tomura rósł, ich relacja naturalnie ulegała zmianie, ale chłopak zawsze miał go za ukochanego ojca, tego którego nigdy nie widział w swoim biologicznym rodzicu, a którego zawsze chciał mieć, tego którego zazdrościł innym dzieciom.

Tomura odwrócił głowę od szyby, gdzie jeszcze mógł zobaczyć oddaloną postać Dabiego, i spojrzał na swojego rodzica. Siwe włosy, zmarszczki w kącikach oczu i ust, coś, na co w sumie nie zwracał do tej pory specjalnej uwagi. Coś, czego kompletnie nie dostrzegał przed kilkumiesięcznym wyjazdem All For One za granicę. Chłopak zastanawiał się, czy gdyby do tego nie doszło, czy jego relacja z ojcem, która po powrocie uległa ochłodzeniu, byłaby taka sama jak kiedyś.

— Wychowywałem cię przez te wszystkie lata jak własne dziecko. Troszczyłem się, dawałem wszystko, co mogłem, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że po tym wszystkim będziesz knuł za moimi plecami. Nigdy nawet przez chwilę nie pomyślałem, że tak mało dla ciebie znaczę, że będziesz chciał wbić mi nóż w plecy — mówił powoli, tak, żeby z każdego słowa sączył się paskudny żal, skierowany prosto do Tomury.

— Chodzi o Dabiego, naprawdę? To, że on z nami jest, aż tak ci przeszkadza?

— Przeszkadza mi i doskonale wiesz dlaczego! Przeszkadza mi, bo jest jak tykająca bomba w naszym domu! Chcesz, żeby mnie zamknęli?! Jak mogłeś być taż tak nieodpowiedzialny, żeby go sobie wziąć! I jeszcze nic mi nie powiedzieć! — All For One uniósł głos i teraz chłopak uświadomił sobie, że tak właściwie to zrobił to pierwszy raz w życiu. — Do kiedy chciałeś trzymać to w tajemnicy? Aż policja zapuka w nasze drzwi?! — dodał szybko.

Tomura pokręcił głową, zaciskając przez chwilę zarówno wargi, jak i powieki.

— To wszystko nie tak. Poszedłem na jedną jedyną aukcję, ale nie miałem zamiaru brać w niej udziału. Miałem się z kimś spotkać — zaczął wyjaśniać, ale wiedział, że jest już za późno, że czekał z wszystkim zbyt długo. Wiedział i bał się, jakie będą tego konsekwencje, ale teraz nie miał już innego wyboru, jak powiedzieć tyle, ile się da.

— A wróciłeś do domu z tym czymś. Pięknie. — All For One prychnął z pogardą. Tak nawiasem mówiąc, jego oczy również łypały na Tomurę z pogardą. Już nie jak na ukochane dziecko, a jak na wpół rozgniecionego ślimaka, z którego wylewają się wnętrzności.

— Wróciłem do domu z Dabim. Nie żałuję tego. Gdybym tego zrobił, nie wiadomo co by się z nim stało — powiedział Shigaraki. Jeszcze przez chwilę znosił to paskudne spojrzenie, jakim obdarzał go opiekun, a potem odwrócił głowę w stronę okna. Sylwetka Dabiego opierającego się o ścianę była mała, ale dalej widoczna. Tomura zagryzł wargę, żeby nie unieść kącika ust ku górze. Podjął najlepszą decyzję w swoim życiu, zabierając Dabiego do siebie i był tego pewny, jak niczego innego.

— Nie obchodzi mnie, co by się z nim stało. Obchodzi mnie tylko to, żeby zniknął z naszego domu raz na zawsze. Wybaczę ci, Tomura, ale on musi zniknąć. Natychmiast — głos All For One nagle stał się znacznie łagodniejszy, jakby miał skłonić Tomurę do przystania na jego propozycję. Jednak Shigaraki pokręcił głową.

— Jeśli Dabi nie wraca do domu, ja też tam nie wrócę — oznajmił, z trudem oderwał wzrok od postaci ukochanego gdzieś w dali za przyciemnianą szybą, żeby popatrzeć na ojca. Sam nie był zły, chyba gdzieś w głębi przeczuwał od samego początku taką reakcję All For Ona'a i podświadomie się na nią przygotowywał od momentu, kiedy usłyszał, że ten niedługo wróci do domu z wyjazdu.

— Próbujesz mnie zaszantażować?

— Nie. Mówię tylko, że nie zostawię Dabiego. Nawet jeśli miałbym zostać z nim na ulicy.

— Przyjaciela sobie w nim upatrzyłeś? — prychnął All For One, ale kiedy syn nie wyglądał na oburzonego takim stwierdzeniem, zrozumiał, że wcale nie jest takie absurdalne. Parsknął śmiechem pozbawionym radości, a przepełniony żalem i niedowierzaniem. — Nie rozśmieszaj mnie, dziecko. Myślisz, że naprawdę coś dla niego znaczysz?

— Wiem, że coś dla niego znaczę. On też znaczy bardzo wiele dla mnie — odparł Tomura bez jakiegokolwiek zawahania się.

— Chyba byłby jeszcze głupszy niż ty, jeśli pozwoliłby myśleć, że jest inaczej. Chroni swój tyłek, to jasne, że będzie zachowywał się tak, jak tego oczekujesz. Na litość boską, czy urodziłeś się wczoraj?! — All For One najprawdopodobniej nie tak zaplanował sobie w głowie całą tę rozmowę, a bardzo nie lubił, kiedy coś szło nie po jego myśli. Kiedy czekał na parkingu na Kurogiriego, zwizualizował sobie kolejne punkty, a rzeczywistość znacznie przekręcała zakończenie. Na końcu Tomura miał go potulnie przeprosić i zgodzić się na to, czego chciał, czyli tak, jak zawsze. Chyba przekreślenie żadnego innego podpunktu, jak tego ostatniego, nie mogło go tak bardzo zszokować.

— Po cholerę zostawiałem cię samego na tak długo? To nie był jeszcze odpowiedni czas, na taką samodzielność... — syknął na tyle cicho, że osoba siedząca na przednim siedzeniu nie mogłaby tego usłyszeć, o ile ktoś by tam był. Odwrócił głowę do swojej szyby i przetarł twarz i siwe włosy dłonią. Chwila jego słabości, bo wiedział, że od teraz musi improwizować. — Przepraszam cię, synu. Będzie jak dawniej, obiecuję.

Shigaraki patrzył na kiedyś ukochanego rodzica, niegdyś jedyną osobę, jaką wpuścił do swojego serca i nie widział już w nim tego autorytetu, co kiedyś. Może ten wyjazd ojca naprawdę tak wiele między nimi zepsuł, a może tak naprawdę wszystko, co ich łączyło do tej pory, było bardzo kruche i tylko tworzyło iluzję silnej więzi.

Tomura przełknął ciężko ślinę, żeby nawilżyć zaschnięte gardło, a potem sięgnął ręką (która swoją drogą zrobiła się lodowata ze stresu) do klamry od pasa bezpieczeństwa. Charakterystyczne kliknięcie zwróciło na siebie uwagę All For One'a.

— Nie chcę, żeby było jak dawniej, tato. Podoba mi się, jak jest teraz. Mam cię i Dabiego, was obu kocham i na was obu mi zależy, ale jeśli każesz mi wybierać, zostanę z nim. Przepraszam, że znowu cię zawiodłem — odparł zadziwiająco spokojnie. Na tyle spokojnie, że zaskoczony All For One siedział bez ruchu w samochodzie, kiedy Shigaraki sięgnął do klamki, za która pociągnął i wyszedł na zewnątrz. Jego poddenerwowany krzyk zbiegł się z trzaśnięciem drzwi.

— Tomura!

Jednak chłopak się nie zatrzymał. Nawet gdyby chciał zerknąć na ojca, nie zobaczyłby nic przez przyciemnianą szybę. Poprawił płaszcz, zmierzając na wprost do ściany, gdzie stał Dabi.

— Tomura! — kolejny krzyk i kolejny trzask drzwi zagrzmiał za nim, a echo odbiło się dramatycznie od ścian praktycznie pustego parkingu.

Dabi usłyszał już pierwszy krzyk, ale teraz przy drugim uznał, że to czas najwyższy, żeby się wtrącić. Już odbił się od gładkiej powierzchni muru, o którą się opierał i już miał iść do samochodu, ale Kurogiri mocno zacisnął dłoń na jego przedramieniu. Brunet spojrzał na niego zaskoczony, ale i po części trochę zły, bo nie wyobrażał sobie, że akurat ten mężczyzna mógłby chcieć go powstrzymywać. Powinien chcieć dobrze dla Tomury tak jak on i jak All For One powinien chcieć, jeśli byłby dobrym rodzicem. Tak przynajmniej starał się sądzić Dabi, dopóki opiekun Shigarakiego nie dopadł do niego i nie pociągnął mocno w tył. Przez chwilę się szarpali i tym razem, ktoś musiałby przykuć Dabiego kajdankami do czegoś ciężkiego, aby powstrzymać go od interwencji.

— Shiggy! — krzyknął, brnąc przez parking. Z chaotycznej wymiany zdań między jego ukochanym a ojcem wyłapał te głośniejsze jak: "Masz ostatnią szansę", "Pożałujesz tego" i "Proszę, puść". Tylko to ostatnie wypowiedziały usta Tomury, a przynajmniej tylko to usłyszał Dabi, bo Shigaraki nie wrzeszczał w przeciwieństwie do swojego ojca.

— Shiggy, co się dzieje? — krzyknął, będąc jakieś dwa metry od chłopaka. All For One drastycznie puścił
Tomurę, a wtedy siła jaką wkładał, gdy próbował wyszarpać swoje ramię ojcu, odrzuciła go na dwa kroki do tyłu. Wpadł plecami na Dabiego, a ten objął go od razu ramieniem, chcąc zatrzymać przy sobie. Jakby coś takiego miało pozwolić im zostać razem.

— Masz ostatnią szansę, Tomura. To nie ty jesteś problemem — rzucił All For One, a potem spojrzał na Dabiego. Jego twarz wydawała się niewzruszona, ale oczy pluły palącą nienawiścią. Wyciągnął otwartą rękę, ale Shigaraki nie przyjął jej, a jedynie spróbował cofnąć się, choćby jeszcze trochę, byle dalej od ojca, w konsekwencji, jedynie bardziej wcisnął się plecami w klatkę piersiową Dabiego.

— Zostaję z nim — wydusił. Trzymający go brunet miał wrażenie, że czuł, jak szybko bije mu serce albo to jego własne dudniło tak mocno, że czuł nierówne wibracje krwi w swoich rękach. Nie wiedział, która z tych opcji była gorsza.

— Ale dziecko, obawiam się, że nie będziesz miał z kim zostać — zaśmiał się All For One, rozkładając z politowaniem ręce na boki.
_________________________________________

Tak, tak, ja zła i okropna, bo nie było rozdziału przez 2 tygodnie, a ten się jeszcze kończy w takim momencie. Przynajmniej coś się dzieje.

Czy tłumaczenie się, od przerwy ma sens? Nie wiem, ale i tak to zrobię. Jedna sobota to święta, a kolejna to sylwester, mam nadzieję, że nikt z was nie miał wtedy czasu na czytanie moich gejowych opowiadań tylko bawiliście się w najlepsze. Ja wtedy też nie miałam za bardzo czasu na pisanie, a w tygodniu dopadł mnie jakiś spadek sił i tak naprawdę dzisiaj pierwszy raz od 2 tygodni zabrałam się do pisania.

Za dzisiejsze opóźnienie mogę przeprosić albo mogłabym, gdybym nie pisała o tym na tablicy na watt. Szczerze, nie wiem czy do kogoś to w ogóle dociera,  bo watt to szalone miejsce, jak wszyscy wiemy. Mam nadzieję, że skoro 10 stycznia nie będzie aktywny, to wtedy naprawią wszystkie problemy czy coś.

Tutaj został nam jeszcze jeden, zapewne krótki rozdział i epilog (+ może jakiś dodatek, zobaczę). W ferie (a przynajmniej moje ferie zimowe) wracamy z Villian Deku, ale póki co nie traćcie czasu na przypominanie sobie fabuły, bo zacznę od drobnej renowacji.

Do usłyszonka za tydzień (tak, na pewno za tydzień)!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro