Raz na TAK, dwa na NIE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W niedzielę do naszego schroniska zawitał nowy gość, przepiękny i urzekający owczarek niemiecki. Długo przypatrywałem się jego puchatej sierści, bo jak na pierwszy rzut oka wyglądał na malutką kulkę. Podobno ktoś podrzucił go w kartonie pod drzwi schroniska w nocy, nikt nie poznał tego, który go zostawił. Jednak żaden wolontariusz nie złościł się na tego człowieka, według nas postąpił słusznie, choć nie przyczynił się do śmierci z głodu tej chmurkowej kulki.

— Witam moją ulubioną właścicielkę jeża. — Uśmiechnąłem się do Julki, która właśnie sprawdzała sierść owczarka, w poszukiwaniu kleszczy.

Ostrożnie podniosła na mnie wzrok, który zaraz później opuściła. Przewróciłem oczami, czyżbyśmy znowu zaczynali te straszne, milczące przebywanie obok siebie?

— Nie będę z tobą tutaj rozmawiać. — Powiedziała jakby do psa, udając że mnie nie widzi. — Nie tutaj.

Brawo Kacper, nie dosyć że stałeś się jej pupilkiem który ma spełniać jej prośby, to naprawdę chcesz zrobić to co ci każe. Nie czułem wtedy żadnego wywyższania dziewczyny, tylko szczerą chęć porozmawiania w idealnym dla niej miejscu.

Co mnie więc skusiło żeby kiwnąć głową i uspokoić swój przyspieszony puls?

— W takim razie, które miejsce proponujesz, Księżniczko? — Puściłem do niej oczko, choć pewnie nie zauważyła tego gestu.

To wszystko wydawało się takie dziwnie, zupełnie nie pasujące do mojej osoby. Ukrywanie się przed rozmowami, potajemne spotkania oraz codzienne rozmyślania nad sekretami dziewczyny, która tylko mi potrafiła zaufać. Nigdy nie byłem takim chłopakiem bądź harcerzem, aż do tegorocznego kwietnia. Do momentu w którym ujrzałem jej dobro w oczach i miłość do przyrody.

Tak bardzo chciałem żeby założyła mundur. Żeby znowu usiadła przy ognisku i zawiązała krąg. Żeby otworzyła kolejne sprawności i w pocie czoła zastanawiała się nad zadaniami na stopień. Wiedziałem, że kiedyś naprawdę musiała to wszystko kochać. Musiała kochać harcerstwo, jednak coś się wydarzyło. Coś tak silnego, że potrafiła z tego zrezygnować i zamknąć się za tym szczelnym murem jej cichości.

— Ogrody Biblioteki Uniwersyteckiej, dzisiaj o siedemnastej. — Powiedziawszy to, odwróciła się i podeszła do klatki, w dalszym ciągu udając że mnie nie widzi.

Ogrody na dachu zawsze kojarzyły mi się z dzieciństwem. Z miejscem, gdzie zabierała mnie chrzestna i rozmawiała na poważne tematy, których byłem ciekawy. To była nasza umowa, to właśnie w ogrodach mogłem zadać jej wszystkie dręczące mnie pytania. Począwszy od przyrodniczych skończywszy na religijnych. Dla kilkuletniego chłopca było to bardzo ważne, czułem się jak dorosły który wszystko rozumie. A przecież każde dziecko chce być dorosłym, jedyny mit dzieciństwa. Bo w czym bycie dorosłym jest takie wspaniałe?

— Przyjąłem do wiadomości, jeżowa dziewczyno. — Pomachałem na pożegnanie, czując że moje policzki robią się czerwone.

**

Winda jechała najwolniej jak się dało, choć i tak wiedziałem że się spóźniłem. Nie było to bardzo widoczne spóźnienie, ale aż tak długie, że byłem na siebie wściekły. Wściekły na komunikację, która miała problem z dowiezieniem mnie do metra. Problem z kartą miejską, która stwierdziła że ma na mnie focha. Problem z tłumem ludzi, którzy wręcz biegli w stronę bulwarów. Problem ze mną, który ciągle coś gubił, szukał bądź poprawiał.

Kiedy tylko winda się zatrzymała popędziłem w stronę kopuły, gdzie Julka miała na mnie czekać. Nawet nie chciałem wiedzieć, jak ona sama musiała się czuć. W każdej komedii romantycznej jest przedstawiony obraz idealnego spotkania. To chłopak czeka na dziewczynę, a nie na odwrót.

Co ja mogłem poradzić na ten swój dziwny dar? Dar, który pozwalał mi być niezwykłym, nie rozumiejąc rzeczy oraz wydarzeń bardzo normalnych.

— Przepraszam, przepraszam! — Nieomal wpadłem na blondynkę, która wpatrywała się na przechodzącą obok rodzinę. — Nie mogłem znaleźć tej ukrytej windy!

Spojrzała na mnie z zapytaniem na twarzy. Jednak po biegu, emocjach które powoli ze mnie odchodziły, byłem naprawdę zmęczony. Oparłem się o stalową konstrukcję porośniętą pnączami i wziąłem kilka głębokich wdechów.

— Jechałeś windą? Wiesz przecież, że tu są schody. — Wskazała palcem w kierunku, z którego przychodzili ludzie.

Kiwnąłem głową, patrząc we wskazane miejsce. Wiedziałem to doskonale, w końcu te ogrodu niegdyś były moim dziecięcym drugim domem. Przepraszam, gdzie lepiej bawić się w chowanego niż w ogrodach na dachu biblioteki?

— Wiesz, już teraz muszę oszczędzać siły. — Bąknąłem pod nosem, znajdując jakikolwiek powód wybrania windy od schodów.

— Na co?

— Na majówkę, Księżniczko. Na majóweczkę. — Wzruszyłem ramionami i usiadłem na wolnym krzesełku w kolorze zgniłej zieleni.

Od strony Wisłostrady dobiegały dźwięki karetkowej syreny, oraz straży pożarnej. Kolejny pociąg przemknął po torach mostu średnicowego. Azjaci ustali przy żywopłocie i uśmiechali się do drogich obiektywów swoich aparatów.

Życie toczyło się dalej, choć wszystko wydawało się inne wraz z Julką obok swojego ramienia. Wraz z czujną obserwatorką ludzkich charakterów, której czasami się bałem. Miałem wrażenie, że miała w oczach skan, którym dokonywała analizy każdego, który się do niej zbliżał. Mroczna Julka?

— To zacznijmy tak, jak powinniśmy zacząć. — Podniosłem się, poprawiając spadającą na czoło grzywkę. — Kacper Orzechowski.

Wyciągnąłem w jej stronę dłoń, która przybrała odcień delikatnie opalonej. Był to pewny ruch jak na niepewność emocjonalną wewnątrz mnie. Dłoń jednak nawet się nie poruszyła, czekała na uścisk. Czekała na odpowiednią decyzję dziewczyny.

— Julia Kwiatkowska. — Niczym leciutki powiew wiatru, musnęła moje palce nie łapiąc mojej dłoni.

Zapomniałem. Ciągle zapominałem, że to przecież była Julka. Ona nie była jak wszystkie inne dziewczyny, miała swoje reguły których trzymała się w każdym przypadku. Wiedziałem jednak na co się piszę, dostrzegałem to w jej oczach.

Jako harcerz poszukuje się inspiracji w innych osobach. Poszukuje się autorytetów, pomocników oraz kogoś kto zawsze wskaże odpowiednią drogę. Przez długi czas nie potrafiłem odszukać takiej osoby, nawet Remek nie spełniał się na tym stanowisku. Dopiero kiedy zacząłem służkę, kiedy spotkałem skrzywdzoną przez świat dziewczynę, poczułem w sobie harcerką wenę. Potrafiłem napisać najlepsze rozkazy, zorganizować najlepsze zbiórki drużyny i zasypać instagram milionami zdjęć ze zbiórek, które zobaczyła chyba cała Polska, #harcerskieideały.

Może właśnie dlatego, chciałem aby moja inspiracja znowu wróciła do swoich korzeni. Do dzieciństwa i czasów, które zawsze kojarzyły jej się wspaniale. Do harcerstwa. Wiedziałem, że będzie to jedno z trudniejszych zadań, z którymi miałem stoczyć walkę. Jednak dla dobra tej dziewczyny, byłem gotowy stawić temu czoło. Nawet jeśli miałaby mnie znienawidzić. Nawet jeśli znowu miałaby się zamknąć. Julka musiała być harcerką.

— Masz rodzeństwo? — Spojrzałem na jej rozwiane przez wiat blond włosy.

Wpatrywała się przez balustradę w ulicę, wypatrując miejsca w którym dostrzeże wodę Wisły. Jak na swój wiek, była dosyć drobną osobą. Wyobrażałem sobie, że wiatr bez problemu ją porywa, a ona unosi się nad miastem i wreszcie się uśmiecha. Bo tylko tam w powietrzu nie spotkałaby miejsc, ludzi oraz winnych przez których musiała się zamknąć w sobie.

— Nie, moja mama umarła jak miałam osiem lat. — Jej oczy zabłysły od napływających łez, które za wszelką cenę próbowała zahamować. — Wypadek samochodowy. Nie miała szans, to tamten z naprzeciwka w nią uderzył. W lewą stronę... Ja siedziałam obok niej... Gdybym to była ja, dalej by żyła.

Chciałem ją przytulić, pobujać tak jak robiła to moja własna mama kiedy przychodziłem do domu z kolejną raną na kolanie przez przewrócenie się na boisku. Chciałem złapać ją za dłoń. Chciałem, żeby poczuła że nie jest sama, że nigdy już nie będzie sama.

— Jesteś taka dzielna. Byłaby dumna, naprawdę byłaby dumna. — Szepnąłem, przełamując się i łapiąc ją za dłoń.

Z wielu łez, które powinno wypłynąć z jej oczu, na policzku przepłynęła tylko jedna łza. Spłynęła na jej brodę i spadła na białą koszulę w czarne kropki. Szybko jednak się pozbierała, wycierając pozostałości po tym rozklejeniu.

Nigdy nie myślałem nad życiem, bez mamy. Bez osoby, która piekła najgorszą zebrę na świecie. Która płakała na każdym zakończeniu roku szkolnego. Która budziła mnie każdego poranka abym nigdy nie spóźnił się do szkoły. Która przekupywała mnie budyniem, za którego powinna dostać nobla. Która zawsze przychodziła po mnie na peron, kiedy wracałem z obozu i całowała mocno w czoło. Która głaskała mnie po głowie, kiedy jako dziecko śniły mi się koszmary.

Jak miałbym żyć dalej, właśnie bez mamy? Na to pytanie nie byłem w stanie odpowiedzieć. Wiedziałem jednak, że Julka musiała żyć bez ukochanej osoby przez ponad dziewięć lat.

— Czy mogę ci zadać jeszcze kilka pytań? Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj. — Chciałem szybko zmienić temat, żeby nie miała kolejnych powodów do łez.

Pokręciła głową, patrząc na mnie ze smutkiem w oczach, który znałem doskonale. To właśnie takim wzrokiem obdarzała każdego, kto chciał z nią porozmawiać. Znowu chciała zbudować mur.

— Raz na tak, dwa na nie. — Wskazałem na nasze splecione dłonie i ścisnąłem, tłumacząc o co mi chodzi.

Kiwnęła głową zamykając oczy i odwracając twarz w stronę spokojnego słońca. Była odprężona, jej twarz wyglądała tak gładko, jakby niczym się nie zamartwiała. Jakby nie nosiła na swoich plecach tak wielkich ciężarów.

— Lubisz ludzi?

Dwa słabe uściśnięcia.

— Jesteś szczęśliwą osobą?

Jedno mocne, drugie słabsze. Czyżby to oznaczało, coś pomiędzy?

— Chciałabyś wrócić do harcerstwa?

Stanowcze i silne dwa uściśnięcia.

— Kiedyś uwielbiałaś swoją drużynę.

Jedno, pełne energii uściśnięcie i jedna łza, spływająca po jej policzkach.

— To ludzie sprawili, że jesteś taka zamknięta w sobie?

Dwa uściski, i kolejna łza spadająca na jej koszulę.

Spojrzałem na jej spokojną twarz i płynącą w oddali Wisłę. Harcerze nie miękną, harcerze są zawsze stanowczy.

— A mnie? Czy mnie lubisz?

Jedno uściśnięcie i cień uśmiechu, który przez sekundę przemknął po jej ustach. Duma która rozpromieniła moje serce była gigantyczna. Dosłownie chciałem mocno ją objąć i podziękować za ten gest. Julia Kwiatkowska polubiła mnie jako jedną z nielicznych osób, która dostała te miano.

Ja ciebie też lubię, Księżniczko — Pomyślałem, choć bałem się wypowiedzieć te słowa tak wcześnie.

***
Rozdział, który zawsze daje mi mnóstwo uśmiechu i dumy. Prostota, ale i szczerość. Tego potrzebowalismy w tym zawiłym usposobieniu Julki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro