Wspaniałe harcerstwo? Nie ma sprawy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzenie nad stołem w mcDonaldzie i jedzenie kolejnych lodów nie było dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że wszystko fundował jubilat tego spotkania, czyli brat Remka. Tomek kończył właśnie dziewiętnaście lat i postanowił je uczcić naprzeciwko widoku na Marszałkowską. Szukacie oryginałów, Tomek do nich na pewno nie należy.

— Jak te twoje pieski? Jeszcze ich nie pogryzłeś? — Przyciął mi starszy Rogalski, jednocześnie gryząc kolejnego kurczakburgera.

Najchętniej rzuciłbym w niego frytką. Jak to często zdarza się w rodzeństwie, bracia muszą sobie wszystko mówić. Nawet jeśli jeden z nich jest emerytowanym drużynowym, a drugi czerpie z harcerstwa garściami. Spojrzałem z miną oburzenia na Rogala, nawet z moją służbą musiał się wygadać?

— Jest dobrze. — Stwierdziłem zbyt krótko, co spowodowało zdziwienie chłopaków.

Naprawdę było dobrze. Nie czułem się tam spełniony i przepełniony magiczną euforią, ale czułem że jest to jedna z tych służb, które wychodzą mi całkiem nieźle. Sam fakt, że chciałem tam przychodzić sam z siebie dawał dobrą wróżbę. Od dawna nie pałałem takim zapałem, który przeradzał się w udaną pomoc. Nic nie popsułem. Nikt mnie nie zepsuł.

— Twoja mina mówi, że jednak coś chcesz ukryć. — Remek uderzył mocno dłonią w stół, pokazując na moją twarz. — Stary, ja nawet widzę jak przez sen kłamiesz. Mnie nie oszukasz.

Odwróciłem wzrok i spojrzałem przez szybę, za którą rozciągał się dobrze znany widok każdemu turyście. Marszałkowska. Tramwaje snuły się leniwie po swoich torach, zatrzymując się przy kolejnym przystanku. Ludzie biegli jak szaleni do nadjeżdżającego autobusu. Kierowcy znowu zaczęli się wkurzać, trąbiąc na pozostałe samochody w korku.

A pośród tego wszystkiego byłem ja. Chłopak siedzący w jednym z pierwszych maków w Warszawie, popijający słone jak morze frytki kolejnym czekoladowym shakem.

— Jedna dziewczyna mnie zastanawia. Jest inna niż wszystkie. — Powiedziałem pod nosem, nie podnosząc swoich oczu na rozmówców.

Kolejna wycieczka wpadła do pomieszczenia, rzucając się na wolne miejsca niczym wygłodzone psy na miskę z jedzeniem. Prychnąłem, przypominając sobie wszystkie te walki o najlepsze miejsce na obozowych śniadaniach. Może nie trzeba być harcerzem, aby zachowywać się jak on?

— Jeśli bierze narkotyki w schronisku to serio musi być inna. — Skwitował Tomek, prostując swoje nogi pod stolikiem. — Uciekaj od niej gdzie pieprz rośnie. Mówię ci.

Przewróciłem oczami. Dlaczego zawsze musieli rozumieć moje wypowiedzi w odwrotny sposób od zamierzonego? Jeśli ktoś jest inny, nie oznacza że musi mieć tatuaż na twarzy bądź jest uzależniony od trawki. Może być inny w zupełnie inny sposób...

— Ona jest totalnym przeciwieństwem tego co przedstawiłeś. — Westchnął, przypominając sobie jej wzrok kiedy spoglądała na zwierzęta.

Kolejna porcja lodów zawitała na nasz stół. Jeśli kiedykolwiek byłem pewien że nigdy nie najem się fast foodem, myliłem się. Po zjedzeniu tylu zestawów, które zostały popije kawami, colą i skahami, mogłem śmiało odpowiedzieć, że mcDonald potrafi wypełnić żołądek.

— Co w niej jest takiego innego? — Szepnął Remek spoglądając w moja stronę z wyczekiwaniem. — Musi ci się to podobać, widzę ten błysk w oku Orzecha.

Miałem wrażenie, że moje policzki chcą zrobić się gorące, więc wypiłem kilka łyków coli z dużą porcją lodu. Nie mogłem pozwolić, żeby wszystkie moje emocje były na wyciągnięcie dłoni. Trochę tajemniczości jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

— Mam wrażenie, że nie lubi ludzi. Nigdy się do nich nie uśmiecha, a nawet nie odzywa jeśli nie musi. — Uśmiechnąłem się na wspomnienie naszego pożegnania. — Ale nawet nie wiecie jak uwielbia zwierzęta. Nie uśmiecha się do ludzi, tylko do nich.

Spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami. Nie spodziewali się takiego opisu dziewczyny, która wydawała się inna. Jednak nie zaśmiali się ani nie skrytykowali. To pozwoliło mi na spokojniejszy oddech.

— Spróbuj dowiedzieć się co lubi, porozmawiaj z nią o tym. Przecież musi mieć swoją ulubioną książkę bądź film. — Zastanowił się znawca kobiecych serc, czyli Rogalski junior. — Odpowiedziała ci chociaż na jakąś zaczepkę?

Kiwnąłem głową.

Jedno zdanie o głównej bohaterce ,,The 100", ale jednak! Odpowiedziała mi.

— Może do ludzi się nie odzywa, ale dla ciebie zrobiła wyjątek. To dobry początek. — Uśmiechnął się Tomek, ponownie jedząc frytki. — Tylko bądź ostrożny, jeden niewłaściwy ruch i nie będzie powrotu.

Takiej rady nie potrzebowałem, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Od poznania nieznanej dziewczyny ostrożność to moje drugie imię.

***

Wiktoria kręciła się pod moimi nogami jak namolny pies. Dosłownie deptałem ją po piętach, ocierałem się ramieniem bądź wpadałem, kiedy szła tuż za mną. Czułem się przez nią osaczony.

— Julka, pomóc ci? — Krzyknęła, idąc tuż za mną z kawałkami starego eternitu.

Musiałem się odwrócić, aby spojrzeć na osobę, do której krzyczała. I wtedy znowu ją spotkałem. Blondynkę zapatrzoną w smutne oczy szczeniaka, łapczywie jedzącego szarą papkę. Znowu się uśmiechała, jakby to była właśnie jej planeta. Jej miejsce.

— Dobra, załóżmy że jest ci potrzebna dłoń chłopaka. — Zaśmiała się posiadaczka krótkich włosów, jednocześnie szturchając mnie w plecy. — Niby była harcerką, ale pomoc zawsze mile wskazana. Na ciebie chociaż czasami spogląda.

Spojrzałem na Wiktorie z otwartymi szerokimi ustami. Czyżbym się przesłyszał? Może usłyszałem to, co chciałem usłyszeć.

— Julka jest harcerką? — Czułem jak moje oczy zabłyszczały na tę informację.

Harcerka, to właśnie to przykuło moją uwagę. Swój zawsze pozna swego. Harcerka, która najlepiej ze wszystkich przestrzega szóstego punktu prawa harcerskiego. Harcerka, przecież to było można rozpoznać na pierwszy rzut oka.

— Była harcerką. Z tego co mi wiadomo, dlatego jest taka... — Odchrząknęła oczami wskazując na dziewczynę. — Cicha.

Kiwnąłem głową. Nie wiedziałem co się stało, ale wiedziałem że to musiało być naprawdę poważne. Ludzie nie załamują się byle czym, a zwłaszcza harcerze. Potrafią odeprzeć atak w taki sposób, że dalej zachowują klasę. Potrafią wyciągnąć wnioski z każdej kłótni i wyciągać rękę porozumienia jako pierwsi.

Co się więc stało, że Julka zablokowała się przed ludźmi? Co się stało, że stworzyła swoją barierę, pozwalając przyrodzie na wypełnienie pustki?

Jej tajemnica jeszcze bardziej zaczynała mnie intrygować. Cztery dni od ostatniego spotkania upłynęły zbyt wolno. Dopiero kiedy wędrowałem w jej stronę zrozumiałem, jak dawno się z nią żegnałem.

— Dzień dobry, Księżniczko. — Uśmiechnąłem się i kucnąłem obok niej. — Wszystko dobrze?

Poruszyła kilka razy głową, ale nawet na mnie nie spojrzała. Przypatrzyłem się jej splecionym w koński ogon włosom, kilku krostkom na czole oraz delikatnym dłoniom. Wydawała się silna, nie przejawiała żadnych emocji. Jednak, może to było niepokojące?

— Idź stąd, nie potrzebuje pomocy. Dam radę. — Wręcz szepnęła, opierając swoją głowę o szarą siatkę, która tworzyła ścianę kojca.

Nie wyczułem w jej głosie furii bądź złości, bardziej zwyczajną prośbę. Nie miała dobrego humoru jak ostatnio, ale to nie oznaczało że miałem odpuścić. Nigdy nie odpuszczałem, kiedy widziałem cień szansy na wygraną.

— Harcerz zawsze pomoże, prawda druhno? — Ponownie się uśmiechnąłem patrząc na szczeniaka.

Spocona koszulka przyklejała się do moich pleców, włosy opadły na czoło, a ja sam byłem spragniony niczym włóczędzy na pustyni. Nie był to dobry stan na zrobienie dobrego wrażenia, ale czy ktoś w schronisku wyglądał lepiej? Wątpiłem.

— Nie mów tak do mnie, nie masz prawa tak do mnie mówić! — Krzyknęła spoglądać na mnie ze łzami w oczach.

Przełknąłem ślinę i wstałem, uspokajając swój oddech oraz szybciej bijące serce. Przeklinałem siebie w myślach, przecież nie miałem być uparty. To Julka miała zadecydować kiedy się przede mną otworzy i otworzy bramę do samej siebie. Ja miałem tylko wytrwale czekać.

Oczywiście musiałem to zepsuć.

— Przepraszam. Już nigdy tak do ciebie powiem. — Pisnąłem przerażony taką reakcją. — Przepraszam.

Kiwnęła tylko głową, znowu udając że mnie nie ma. Odpuściłem. Tamtejsza wizyta w schronisku nie należała do odpowiedniego momentu. Nie mogłem jeszcze bardziej pogorszyć relacji, która miała się rozwijać. W tej dziewczynie było coś, co przyciągało mnie do niej. Nawet jeśli miałbym czekać wieki. Nawet jeśli miałaby na mnie krzyczeć.

I wtedy postanowiłem, że wróci do harcerstwa. W końcu tylko ona miłowała tak bardzo przyrodę. Przestrzegała prawa harcerskiego bardziej, niż inni działający harcerze.

Musiałem dać jej tylko przykład tego wspaniałego harcerstwa do którego warto wracać. Zalety ZHRu, dla dziewczyny która zwątpiła w to wszystko? Tego nie mogłem zepsuć.



***
Widzieliście w Julce duszę harcerki? Czy raczej szok i niedowierzanie?
Uparty Orzech, ciąg dalszy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro