Rozdział 1 "Rozpuszczona księżniczka"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Koszykówka. Tak w jednym słowie mogę określić moje życie. Zaczęłam grać w gimnazjum. I byłam świetna. Jedna z najlepszych. Koszykówka jest sportem dla ludzi szybkich, silnych i wysokich. Ja mierzę 1,54 m i nie jestem zbyt silna. Ale jestem szybka i zwinna. Zawodnicy przeciwnej drużyny często się ze mnie śmieją (o ile mnie zauważą). Uważają, że jestem jakimś żartem. Dzieciakiem, który wkradł się na skraj boiska. Ale gdy zaczyna się gra sytuacja diametralnie się zmienia. Dzięki temu co zazwyczaj uchodzi za wady u koszykarz z łatwością odbieram piłkę przeciwnikom.

Z natury jestem cicha i trzymam się z boku. O ile mój wygląd nie zwróci uwagi. Wszyscy twierdzą, że wyglądam nietypowo. Może to prawda. Wyglądam niezwykle podobnie do mojego starszego brata – Tetsu. Ale na tym skończymy opisywanie mojej osoby. Bo ile można, prawda? Zaprzestańmy na tym, że dzisiaj rozpoczyna się rok szkolny, a ja leżę w łóżku i nie wstaję. Chłopaki zapewne mnie zabiją. Ehhh... kolejna rzecz o której nie wspomniałam. Mieszkam w męskim akademiku, a moi starsi koledzy się mną opiekują.

-Ryota! – do moich uszu dobiegł trzask drzwi.

Dobrze znałam ten głos. Nie musiałam otwierać oczu by widzieć złotookiego, wysokiego blondyna w szarych spodniach od garnituru, niedopiętej białej koszuli i niedbale zawiązanym krawacie, wbiegającego do pokoju poprawiając srebrne kółeczko w uchu. Widok za który setki dziewczyn by umarło.

-Jeszcze pięć minut – jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok.

-Nie ma tak śpiochu! Jak ja nie śpię to ty też! – wrzasnął i rzucił we mnie jakimiś ubraniami. Nie zareagowałam. Niech sobie rzuca czym chce. Ciuchami, meblami, samochodami. Co udźwignie, niech rzuca. Ja wstanę za pięć minut. – Eeeh! Czemu jesteś taka uparta?!

Tupot jego butów zbliżył się do łóżka. Wyrwał mi kołdrę z zaciśniętych rąk i odrzucił ją na bok. Po chwili siedziałam, a on ubierał mnie jakbym była szmacianą lalką. Gdybym spała bez bielizny to może miałabym jakieś obiekcje. Ale w tym przypadku... nie mam zamiaru narzekać, że przystojny model mnie ubiera.

Po chwili, w pełni ubrana, z torbą w jednej ręce i jabłkiem w drugiej stałam przed swoim pokojem, ziewając. Moja złotooka niańka, Kise Ryota pobiegł po swoje rzeczy. Chociaż imię mamy takie samo to jesteśmy swoimi przeciwieństwami – tak tylko ostrzegam.

Z pokoju naprzeciwko wyszedł jakiś obcy chłopak. Nie miałam jeszcze okazji poznać kogokolwiek spoza kręgu przyjaciół mojego brata, więc praktycznie każdy jest obcy... nieważne. Miał czerwone włosy do ramion i jakieś 1,70m wzrostu. Jak na moje standardy nie jest zbyt wysoki. Murasakibara Atsushi ma ponad dwa metry.

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Szybko przerodziło się ono w kpinę.

-Mała dziewczynka zgubiła się w drodze do domu? – spytał złośliwie.

-Nie. Dzięki za troskę – odpowiedziałam sarkastycznie.

To jedna z niewielu różnic pomiędzy mną a Tetsu. On nigdy nie jest złośliwy, sarkastyczny czy wredny. Co najwyżej zażartuje. A ja... bywam wredna. Bardzo. Zdarzyło mi się przefarbować pewnemu osobnikowi (nie będę wymieniać z imienia i nazwiska) włosy w ramach zemsty. Nie ukrywam, że Satsuki mi pomogła.

Zerknęłam na drzwi Ryoty. Czemu ten debil nie wychodzi?

-Wszystko jasne! Przyszłaś do naszej gwiazdeczki! – warknął z pogardą.

-Masz jakiś problem, Cas? - za plecami usłyszałam wyniosły głos. Dziękuję! Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam z nadejścia Shintaro.

Mierzący 1 ,95m Midorima Shintaro jest jedną z najbardziej niesamowitych osób na świecie. A w tej chwili jego zielone oczy (świetnie pasujące do czupryny a'la glon na jego głowie) ciskają gromy w czerwonowłosego.

-Tylko witam się z fanką Kise – prychnął w odpowiedzi.

Jeśli jeszcze raz mnie tak nazwie to przysięgam, że ktoś go pobije! Nie ja, jestem raczej za mała, ale jestem pewna, że za paczkę słodyczy zrobi to Atsushi.

-Ja bym jej tak nie nazywał – spokojny głos dobiegł nas z miejsca koło „Casa", które jeszcze przed chwilą wydawało się puste. Oto i mój starszy brat we własnej osobie.

Cas podskoczył.

-Jak długo tu stoisz?! – warknął.

- Cały czas – stwierdził Tetsu i napił się waniliowego shake'a przez słomkę. On niemal wszędzie nosi te shake'i. Jak Atsushi słodycze.

-Hah! Jasne! – zirytował się Cas.

Nieświadom napięcia, Ryota wyszedł ze swojego pokoju z radosnym uśmiechem na tej swojej perfekcyjnej facjacie.

-W samą porę – mruknęłam.

-A reszta? Nie poczekamy na nich? – zdziwiony Ryota zaczął się gorączkowo rozglądać na wszystkie strony. – Och, Castiel! Dobrze cię widzieć!

Zanim czerwonowłosy zdążył się odezwać rzuciłam swoją torbą w blondyna.

-Auu! Za co? – jęknął masując lewe ramię.

-Nie mogę pospać pięciu minut i muszę na ciebie czekać?! Człowieku daj ludziom żyć! – powiedziałam, podnosząc torbę.

-Nie moja wina... zadzwonili z... - zaczął Kise.

-Lekcje zaraz się zaczną – zwrócił nam uwagę Shintaro.

-Kiedyś cię zabiję – mruknęłam tylko i ruszyłam ramię w ramię z zielonowłosym. Usłyszałam jeszcze jak Ryota mówi do Castiela:

-Poznałeś już Kuroko Ryotę? Drugiej takiej nie znajdziesz.

Ok, mówiłam, że jestem cicha i spokojna? Kłamałam.

W drodze pod klasę, w której miałam mieć język angielski dołączył do nas Takao Kazunari – najlepszy przyjaciel Shintaro z liceum. Facet tryska pozytywną energią na kilometr. Czarne włosy zawsze sterczą mu na wszystkie strony, a wzrok przesuwa się po wszystkich w szalonym pędzie. Takao niemal wszędzie łazi za zielonowłosym. I, ku jemu uciesze, mają wspólny pokój.

Castiel szybko się od nas odłączył w poszukiwaniu swojego najlepszego przyjaciela. Po nim Kise, Takao i Tetsu, a na końcu Shintaro – jego klasa były naprzeciwko mojej.

Sala lingwinistyczna – jak głosił dumny napis na drzwiach – była ogromna. Do tego niemal wszystkie miejsca były zajęte. A w mojej naturze nie leży swobodne zawieranie nowych znajomości. Teoretycznie mieszkam w akademiku od tygodnia, ale cały ten czas spędzałam grając z chłopakami albo na treningach damskiej drużyny koszykówki.

Nie mając innego wyjścia podeszłam do wysokiej, jasnowłosej dziewczyny ubranej w białą sukienkę do połowy uda i fioletową marynarkę.

-Cześć – powiedziałam. – Jestem Kuroko Ryota.

-Minna Rozalia – odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się przyjaźnie.

-Mogę się dosiąść?

-Jasne! Żadna z moich przyjaciółek nie ma ze mną lekcji, więc mile będzie mieć kogoś znajomego w klasie! – gdy tylko zajęłam miejsce obok Minny do sali wszedł wykładowca, więc nie miałam okazji jej lepiej poznać.

Po godzinnej lekcji angielskiego w jak najszybszym tempie zebrałam swoje rzeczy i wybiegłam z klasy jakby ktoś mnie gonił. Jedno jest pewne – lekcji angielskiego raczej nie polubię. Nauczyciel jest obleśny.

Rozejrzałam się. Nikogo znajomego. Po przestudiowaniu planu lekcji wiedziałam, że mam kulturę antyczną w klasie numer 50. Nie mam pojęcia gdzie to.

-Kuroko! – Minna do mnie podeszła. – Czemu uciekłaś z klasy?

-Mam wrażenie, że nie dogadam się tym profesorkiem, Minna – stwierdziłam cierpko się uśmiechając.

-Po prostu Rozalia – zwróciła mi uwagę. – Nie cierpię zwracania się po nazwisku.

-Ok, Rozalio.

-Dlaczego się z nim nie dogadasz?

-Wygląda obleśnie – wzdrygnęłam się.

-Kto wygląda obleśnie? – spytał damski głos za mną.

Obróciłyśmy się z Rozalią jak na komendę.

-Satsuki! – zawołałam szczęśliwa.

Momoi Satsuki jest moją najlepszą przyjaciółką. Znamy się od pierwszej klasy gimnazjum. Zawsze zwracała na siebie większą uwagę niż ktokolwiek inny. Długie, różowe włosy, oczy w tym samym kolorze, długie nogi i duży biust bardzo działają na facetów.

- Dzień dobry, Momoi-senpai!

-Cześć, Minna – Satsuki uśmiechnęła się do białowłosej z pobłażaniem. – Nie obrazisz się, jeśli zabiorę ci Ryotę?

-Nie, Momoi-senpai. I tak miałam już iść na lekcje, więc... na razie, Kuroko - chan – szybko się wycofała.

- Co się stało, Satsuki? – dziewczyna nie odpowiedziała. Zamiast tego zaczęła ciągnąć mnie w kierunku ławek. – Satsuki?

W końcu zatrzymałyśmy się przy drzwiach prowadzących do składziku. Momoi rozejrzała się, jakby była jakimś super tajnym agentem i wypełniała zadanie od którego zależał los całego świata, po czym wepchnęła mnie do środka.

-To powiesz wreszcie o co chodzi? – spytałam, opierając się o jedyny skrawek ściany wolny od półek.

-NoboniedługosąurodzinyTetsuajanigdyniewiemcomukupićatywieszco.... – słowa wylatywały z jej ust z prędkością torpedy. Nie byłam w stanie ich odróżnić.

-Wow! Spokojnie! – przerwałam jej. – Powoli. Spróbuj otwierać usta i brać czasem oddech, co?

-Ehh... ok – jęknęła. – Niedługo są urodziny Tetsu. Nigdy nie wiem co mu kupić! I co z imprezą urodzinową. A ty jesteś jego siostrą, więc pewnie wiesz... co?

-Urodziny mojego brata są za półtorej miesiąca, więc nie masz czym się stresować. Wyciągasz ten temat co roku. Nieważne co mu kupisz, dla niego liczy się gest – stwierdziłam podchodząc do drzwi. – To tyle w kwestii Tetsu.

- Ale... hej! – zagrodziła mi drogę. – To wcale mi nie pomogło!

-Wybadam go. Zadowolona?

-Teraz tak – jej śliczną twarz ozdobił rozanielony uśmiech. Czy ona próbuje stać się żeńską wersją Kise? Jeśli tak, to zmierza w dobrym kierunku.

Po wyjściu ze schowka każda z nas skierowała się w swoją stronę. Czytaj: znowu nie wiem gdzie iść. Według planu powinnam mieć lekcje w tej cholernej pięćdziesiątce. Czemu byłam tak głupia i nie poprosiłam Ryoty by mnie oprowadził? Będę musiała z nim o tym pogadać. Najlepiej po dzisiejszym treningu.

Booże, dlaczego to zawsze mnie spotyka?

-Kuroko-chan? – przede mną zmaterializowała się Rozalia. Dosłownie. A jestem siostrą Tetsu, więc w moich ustach to dużo znaczy.

-Powiedz mi, że masz teraz kulturę antyczną – jęknęłam.

-Tak. Niech zgadnę... też nie masz pojęcia gdzie iść? – uśmiechnęła się.

To po mnie.

-Nie martw się. Ciągle się gubię – machnęła ręką.

-A ja nigdy – mruknęłam.

-To nic wielkiego. Gubienie się ma to do siebie, że błądzisz póki nie dojdziesz do celu – wytłumaczyła. Nie żeby jej wypowiedź miała jakikolwiek sens.

-W czym to miało pomóc?

-Absolutnie w niczym – uśmiechnęła się jeszcze szerzej. O ile to w ogóle możliwe. – Chodź, nie znajdziemy klasy jeśli będziemy stać w miejscu – pociągnęła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku schodów, które, swoją drogą, znajdowały się na drugim końcu korytarza.

Stukot obcasów jasnowłosej wyznaczał rytm moich kroków. Jak ona może w tym chodzić? Rozumiem, że czasem trzeba, ale nie na co dzień. Ja na przykład ostatni raz założyła obcasy na swój bal maturalny. A wcześniej na bal maturalny Ryo-chena.

-Spotkałaś jakiegoś przystojniaka? – spytała, gdy wdrapałyśmy się na schody.

-Przystojniaka? – moje brwi powędrowały w górę.

Randkowanie jest czymś od czego panicznie uciekam od pierwszej klasy gimnazjum. Wcześniej byłam za młoda, więc... nigdy nie miałam styczności z chłopakami „w ten sposób".

-No wiesz. Przystojniak. Wysokie ciacho, ogólnie boski chłopak. Taki, na którym oko można zawiesić – trajkotała.

-Raczej takich unikam – odpowiedziała, sprawdzając numery klas po lewej stronie korytarza.

-Co? Dlaczego? Ten model, Kise też się tutaj uczy... - zaczęła, ale jej przerwałam:

-Znalazłam! – nigdy nie cieszyłam się tak z powodu lekcji.

Szybko zapukałam i weszłyśmy do środka.

Kilkanaście par oczu skierowało się w naszą stronę. Ale przynajmniej Rozalia nie może opowiadać o Kise, co jest niewątpliwym plusem.

-Dzień dobry, nazywam się Kuroko Ryota. Przepraszam za spóźnienie – wyrecytowałam na jednym wydechu.

Nauczyciel spojrzał na nas nieobecnym wzrokiem.

-Jesteś siostrą Kuroko Tetsuyi, prawda? – spytał. On zna mojego brata? Pamięta o jego istnieniu? Panie profesorze, wzruszyłam się.

-Tak.

-Bardzo miły chłopiec – pokiwał głową. – A twoja koleżanka? Jak się nazywa?

-Rozalia.

-A nazwisko? – widząc zdezorientowane spojrzenie dziewczyny westchnął. – Twoje nazwisko, dziewczyno.

Kilka osób zachichotało.

-Minna – zarumieniła się.

-Dobrze. Usiądźcie.

Zajęłyśmy miejsce na końcu klasy, a staruszek dalej prowadził wykład. Zaczęłam notować najważniejsze informacje, a Rozalia nie odezwała się do końca lekcji. Niestety, gdy tylko zadzwonił dzwonek zaczęła nadawać jak katarynka.

-No więc Kise Ryota, ten model, jest na drugim roku, na... ehh, nie pamiętam. Ale czytałam o tym w jednym z wywiadów. Planuje zostać pilotem, ale nie zamierza rezygnować z modelingu. Jestem ciekawa jak to pogodzi...

-Rozalia! Stop! – zatrzymałam się.

-Co? Co się stało? – spojrzała na mnie zdziwiona. Ona i kilka najbliżej przechodzących osób.

-Nie chcę słyszeć ani jednego słowa o Kise, zrozumiałaś? – warknęłam.

A zapowiadało się tak miło. Ale nie, Rozalia musiała się okazać wielką fanką, która kocha Kise i zrobi dla niego wszystko! I co jeszcze? Może weźmie z nim ślub?! Normalka.

-Nie przepadasz za nim? Trudno. To który model jest według ciebie największym ciachem?

-Minna Rozalia! Chcę zjeść lunch nie słuchając o chłopakach i ich wspaniałym wyglądzie – skręciłam w stronę wielkich drzwi z napisem „STOŁÓWKA".

-Ok., już się tak nie wściekaj.

Przy drzwiach dołączyła do nas jakaś ruda dziewczyna.

-Iris! – jasnowłosa mocno ją przytuliła.

-Cześć Roza – odpowiedziała tamta.

-Iris to jest Kuroko Ryota, Kuroko-chan, to Potter Iris, moja przyjaciółka – zaprezentowała nas Roza.

-Cześć.

-Miło cię poznać.

-Kuroko-chan, siedzisz z nami? – spytała Roza.

-Nie. Muszę znaleźć swoich znajomych – uśmiechnęłam się.

-Ok. Koniecznie musisz mi ich później przedstawić! – obie ruszyły w kierunku grupki machających ludzi.

-Ryota! Ryotacchi! – krzyk Ryoty przebił się przez ogólny gwar. Blondyn przebijał się w moją stronę przez tłumek popiskujących dziewczyn, najpewniej fanek, w moim kierunku. Przy stoliku obok niego dostrzegłam wszystkich znajomych. Nie wiem jakim cudem zmieścili się przy jednym stoliku.

Szybko ruszyłam w kierunku mojego najlepszego przyjaciela. Tłumek mordował mnie wzrokiem i starał nie dopuścić do Ryoty, ale kilka osób oberwała po żebrach i oddalili się ode mnie o parę kroków.

-Dobrze cię widzieć, Ryotacchi – powiedział szczerząc zęby w uśmiechu.

-Gdyby nie twoje fanki też bym się cieszyła – skrzywiłam się.

-Wiem – podrapał się za uchem. – Ehh... dziewczyny... mogłybyście... - jego głos utonął w piskach nacierającego ponownie tłumu.

-Z drogi! Bo pozabijam! – krzyknęłam.

-Ona nie żartuje – stwierdził obojętnie Shintaro, nie odrywając wzroku od książki, którą czytał.

Jasne, zróbmy ze mnie mordercę, czemu nie? Nawet mi się ten pomysł podoba.

- Więc dajcie mi przejść, bo na czas lunchu musicie poradzić sobie bez Ryoty! – przyciągnęłam chłopaka jak najbliżej stolika.

Fanki powoli zaczęły się rozchodzić, a my mogliśmy wreszcie usiąść. Zajęłam miejsce pomiędzy Ryotą, a Tetsu.

-Jak minął ci dzień, Ryota-chan? – spytał niebieskowłosy.

-Poznałam fankę Ryoty – stwierdziłam beznamiętnie. – Ma na imię Rozalia.

-Ee? Rozalia? To ta dziewczyna, z którą cię widziałam? – spytała Satsuki.

-Tak.

-Co? Jaka dziewczyna? Mała Ryota ma dziewczynę? – spytał Daiki, wciskając się między Ryotę a Shintaro. – No mów Kise. Nasza mała królowa jest homo?

-Nie, bakaa! Poznała koleżankę – poprawił go Kise. – Po za tym, nawet gdyby wolała dziewczyny, to co z tego? – założył ręce na piersi. Oho, zaczyna się. W Kise włączył się instynkt macierzyński.

-W niczym by to nie przeszkadzało. Na pewno nie kryłaby się z tym jak ty – Aomine wzruszył ramionami i zaczął jeść hamburgera.

-No ja myślę, że w niczym by... hę? Co to niby miało znaczyć, Aominecchi?! Nie jestem gejem! – oburzył się blondyn.

-Wmawiaj sobie – mruknął Daiki z pełnymi ustami.

-Aominecchi! – jęknął Kise. Już otwierał usta by powiedzieć coś jeszcze, ale uprzedził go Akashi:

-Uspokójcie się. Obaj. To rozkaz – zamilkli. Jak w wojsku.

Lubię Akashi'ego prawie tak bardzo jak Ryotę.

-A jak u ciebie, Tetsu? – spytałam, obserwując jak naburmuszony Kise bawi się jedzeniem.

-Dobrze. Pierwszą lekcję miałem z Momoi-chan, więc było wesoło – na te słowa różowowłosa zaczerwieniła się. Ciekawa kompozycja. – Ryota-chan, zamierzasz jeść?

-Hmm? – spojrzałam na niego zaskoczona. Westchnął i podsunął mi tacę, stojącą na środku stołu. Dziwne, że nie zauważyłam jej wcześniej.

-Jesteś najlepszy – zabierając się do jedzenia. Kto oprócz mnie może pochwalić się tak wspaniałym bratem? Dawałam mu w kość przez całe liceum, a on tak się o mnie troszczy. Co więcej uśmiechnął się. Wywołałam uśmiech na tym jego poker face'sie!

-Zawsze oczekujesz, że jedzenie w magiczny sposób się przed tobą pojawi? – spytał radośnie Takao, nie zwracając uwagi, że krzyczy Shintaro do ucha. Siedzenie w tyle osób ma wady.

-To nie tak, że oczekuję. Po prostu tak jest od zawsze – wzruszyłam ramionami.

-Jesteś najbardziej rozpuszczoną dziewczyną jaką znam – stwierdził Takao.

-Jestem rozpuszczona?

-Tak – odpowiedzieli wszyscy chórem. Nawet Akashi.

-Przez całe gimnazjum wszędzie chodziłaś z Kise. Nawet na sesje zdjęciowe i pokazy – powiedział zielonowłosy. Wciąż nie odrywając wzroku od książki.

-Kise niemal mieszkał z tobą i Tetsuyą przez całe gimnazjum. A potem mieszkaliście razem w liceum. Dla twojej wygody.

Takao zagwizdał.

-Ciekawych rzeczy się dowiaduję – mruknął z uśmiechem.

-Jeśli jesz razem z Tetsu to on musi zadbać żebyś w ogóle miała co jeść – powiedział Daiki w przerwie między olbrzymimi kęsami.

-Kise cię ubiera.

-Midorima pomaga w lekcjach. Zawsze.

-Ok., ok.! Zrozumiałam. Jestem trochę rozpuszczona – przerwałam im tę wyliczankę.

-Powinniśmy iść na lekcje. Zaraz dzwonek – wtrącił Tetsu. – Mamy lekcje obok siebie, więc cię odprowadzę, Ryota-chan.

-Ok. – ruszyliśmy w kierunku drzwi, a mi wciąż brzęczały w głowie słowa chłopaków.

Może i jestem rozpuszczona. Ale królowej chyba wolno?

Gdy wyszłam z uczelni o 16.00, czułam się wykończona. Jako, że Kise kończył lekcje późniejbyłam skazana na pół godziny samotności. A raczej byłabym, bo najwyraźniej Rozalia uznała, że ja, ona i Iris jesteśmy BFF i mają obowiązek ze mną czekać. Rozalia umówiła się ze swoim chłopakiem, co było wredne w stosunku do Iris. Ja pójdę z Kise, ona ze swoim chłopakiem, a Iris co? Zostanie sama. Naprawdę, Rozalia nie ma instynktu zachowawczego.

-Na kogo tak właściwie czekasz? - spytała, gdy tak wystawałyśmy przed budynkiem.

-Na znajomego - lub znajomych. W zależności od nastroju i sumienności Daikiego.

-Ale kogo konkretnie? Znam?

-To... nikt szczególny - ostatnie czego mi to powiadomienie tej wariatki, że mój najlepszy przyjaciel to jej idol. Z doświadczenia wiem jak to się kończy. I dlaczego jedyną dziewczyną, z którą się przyjaźnię jest Satsuki.

Teoretycznie pewnego dnia Rozalia dowie się o Kise (Boże, to brzmi jakby był zakaźną chorobą), ale z pewnością nie ode mnie. Przecież oczywistym jest, że zacznie nachodzić Kise, bo "może u niego jestem". W tym miejscu skończy się nasza znajomość. Bo jeśli chodzi o przyjaźnie to zawsze wyiorę Kise. Nie ważne kto znajdowałby się na drugiej szali.

-To może przejdziemy sie kawałek, skoro i tak czekamy? - zaproponowała Iris.

-No nie wiem... obiecałam, że będę czekać tutaj - stwierdziłam z powątpiewaniem. Jeszcze w Kise włączy się instynkt opiekuńczy poziom hard.

-Daj spokój. Przynajmniej nie będziemy się nudzić. I tyłki nam nie urosną - oceniła Rozalia. I co zrobić? Ruszyłyśmy w najbliższą alejkę.

Gadałyśmy o różnych, niezbyt ważnych rzeczach (czytaj: Rozalia opowiadała o swoim życiu w liceum, a Iris jej przytakiwała co jakiś czas). To co mówiła jasnowłosa o licealnej rzeczywistości zupełnie nieprzypominało tego co ja znałam i przeżyłam. Rozalia w trakcie szkoły średniej poznała miłość swojego życia - Leo, randkowała, imrezowała i unikała wszelkiej aktywności szkolnej jak ognia. Moje życie wyglądało... inaczej.

-A jak było z tobą, Kuroko-chan?

Już miałam odpowiedzieć na jej pytanie, gdy usłyszałam przerażony krzyk.

-Ryota!

Znałam ten głos lepiej niż swój własny. Kise. To on krzyczał. I był zrozpaczony. Zerknęłam na zegarek. Minęło pół godziny.

-Ryotacchi! Gdzie jesteś?! - usłyszałymy tupot kroków, gdy dołączył do niego drugi głos:

-Oi, Ryota! To nie jest śmieszne! - Aomine. Jak widać przetrwał wszystkie lekcje.

Po ułamku sekundy obaj stali przede mną. Kise, nie zwracając uwagi na Rozalię i Iris, objął mnie i przycisnął do siebie z całej siły.

-Miałaś czekać przy głównym wejściu - wydyszał. - Nigdy więcej mnie tak nie strasz. Myślałem... - urwał, jakby jego myśli były zbyt straszne by wypowiedzieć je na głos.

Aomine popatrzył na nas z dezaprobatą, ale kręcąc głową podszedł do nas i potargał nam włosy. Jednocześnie. Mocno. Niemal boleśnie. Ehh... też cię kocham, Daiki.

-Nie strasz go tak, bo kiedyś na zawał padnie - mruknął. - I ja przy okazji.

Gdy w końcu Kise uspokoił oddech i doprowadził do porządku swój strój przypomniałam sobie o Iris i Rozalii.

-Dzięki, że ze mną poczekałyście. Skoro chłopaki już przyszli to będę się...

-Kise Ryota - wyszeptała białowłosa z nabożną czcią. - I Aomine Daiki. O mój Boże! Czy mogę...

-Nic nie możesz - uciął jej Daiki. - Chodźcie, zbieramy się.

Spojrzałam z rozczarowaniem na Rozalię. A moglo być tak miło... Gdy poczułam rękę Kise w swojej odwróciłam głowę i ruszyłam w stronę głównej bramy.

Jeśli mam wybierać to wybiorę Kise. Bez względu na to co znajduje się na drugiej szali.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro