Rozdział 12 "Najgorszy dzień"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mówiłam o tygodniu? W takim razie pomyliłam się. Następego dnia dowiedzieli się dziennikarze. Dwa dni później wiedział cały kraj.

-Kuroko! Kuroko Ryota, jak skomentujesz...

- Czy data ślubu została ustalona?

-Jaka suknie ślubna? 

Przeciskałam się przez tłum reporterów czychających przed uczelnią. Wszyscy dostali bzika na punkcie ślubu, który będzie miał miejsce za parę lat. Zupełnie jakby to było coś ważnego dla świata. Ale to przecież nie powinno obchodzić. Każdego dnia tysiące ludzi bierze ślub. Co takiego wyjątkowego jest we mnie i Kise? Pomijając oczywiście to, że on jest jednym z najpopularniejszych modeli w kraju. I w gazetach sportowych często wspominają o sławnym "pokoleniu cudów", które ponownie stanęła po jednej stronie. Dobra, to było głupie pytania. Wiem dlaczego ten ślub tak wszystkich interesuje. Po prostu nie jest to fakt, który mnie uszczęśliwia. Jak ja niecierpię tego całego szumu.

Gdy już w końcu udało mi się wejść do budynku wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitkę. Niech mi ktoś powie, że ślub to radosne wydarzenie, a przysięgam, że to będą ostatnie słowa jakie wypowie. Zacisnęłam wargi i udając, że nie zauważam wścibskich spojrzeń ruszyłam w kierunku sali, w której miałam lekcje. 

Dasz radę, Ryota.

To przywoływało wspomnienia. Druga gimnazjum, gdy Kise zaczął chodzić za mną krok w krok, jak gyby Haizaki mógł wyskoczyć zza rogu. Wszyscy się temu dziwili, a jego fanklub patrzył na mnie jak na wroga numer jeden. 

-Hej, ty! - przede mną stanęła nieznajoma dziewczyna

Nie wyróżniała się z tłumu. Ubrania zgodne z obowiązującymi trendami, torba przerzucona przez ramię, ciemne, proste włosy, grzywka zakrywająca czoło. Nic nadzwyczajnego.

-Czego? - burknęłam. Jakoś nie wierzyłam w pokojowe zamiary. Zwłaszcza, że stanęła tak by utrudnić mi przejście. Zupełnie jak w dramach. Niewinna główna bohaterka idzie sobie korytarzem aż nagle zatrzymuje ją zakochana w jej kumplu idiotka. Dlaczego mam wrażenie, że właśnie o to chodzi? Z pewnością chce żebym odczepiła się od ich idola.

-Czy to prawda? Jesteś z Kise Ryotą? - zaczęła oburzonym tonem.

-Nie muszę z tobą o tym rozmawiać - rzuciłam ze sztucznym uśmiechem.

Nie mówiłam, że chodzi o Kise?

-Ej, lepiej się od niego odczep! Bo jak nie...

-Bo jak nie to co? - weszłam jej w słowo. Rany... myśłalam, że na studiach będę miała spokój. Ale nie, jak widać stały punkt programu wraca. - Nic mi nie zrobisz.

Odwróciłam się od nich i próbowałam przejść bokiem, ale złapała mnie za rękę. 

-Powiem to tylko raz - wycedziłam przez zęby - daj mi spokój. 

-Odwołaj to. Nie masz prawa z nim być! - krzyknęła.  Kilka osób zatrzymało się i z zainteresowaniem śledziło nasza wymianę zdań. Świetnie, zróbmy z tego cyrk. 

-Jesteś irytująca - wyszarpnęłam rękę z uścisku. - Nie cierpię takich jak ty.

-Uważaj na słowa! - warknęła.

-Bo co? - ta sytuacja zaczynała mnie bawić. Pojawiła się zniknąd, wysuwa te swoje irracjonalne żądania i oczekuje, że potulnie się zgodzę. Wybacz laska, ale nie tędy droga.

-Nie wiesz kim jestem?!

-Mam to... - zaczęłam, ale czyjeś ramię oplotło moją szyję. Czyjaś głowa oparła się o moje ramię.

-Co jest? - usłyszałam nad uchem znajomy głos. Głos Kastiela. - Dam ci małą radę, dzieciaku. Jeśli chcesz poderwać faceta to grożenie jego narzeczonej nie jest najlepszym pomysłem. Spróbuj wypadu do kina. Albo czekoladek na walentynki - odsunął się kawałek i złapał mnie za nadgrstek. Chwilę później szliśmy korytarzem, zostawiając fankę Kise gdzieś za nami.

-Poradziłabym sobie sama - burknęłam.

-Wiem - odparł pogodnie. - Ale wolałem interweniować. Gdzie masz pierwszą lekcję? - jasne, zmieniaj temat, wcale tego nie zauważę.

-W trzydzieści siedem.

-Drugie piętro - mruknął pod nosem i pociągnął mnie w stronę schodów. Ale zanim do nich doszliśmy wyszarpnęłam rękę z jego uścisku.

-O co ci chodzi? -zmarszczyłam brwi. 

-O nic, a tobie? 

Coś było nie tak. Był zdecydowanie zbyt radosny. To w końcu Kastiel. On nie bywa tak... pokojowo nastawiony do świata. To nie w jego stylu.

-Dlaczego miałoby mi o coś chodzić? 

-Zachowujesz się jak... nie ty - powiedziałam z wachaniem, lustrując jego twarz. 

Westchnął ciężko.

-Tak źle znosisz mój dobry humor? 

-Tak to nazywasz? Jeszcze chwila i zaczniesz rzygać tęczą! - parsknęłam. 

-Takie zadanie błazna. Zgodzisz się ze mną, wasza wysokość? 



Kastiel zaciągnął mnie na samą górę i próbował porozmawiać. Ale jak w większości naszych rozmów po chwili zaczęliśmy się wykłócać i każdy poszedł w swoją stronę. I spóźniłam się na wykłady, co nie napawało optymizmem co do reszty dnia. 

I rzeczywiście, jeśli coś zaczyna się psuć, to musi się popsuć do końca. Zaręczyny, dziewczyna Kise, durna studentka, wkurzający Kastiel. Kogo brakuje? Haizakiego. A oczywiste jest, że Haizaki lubi dawać o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. 

Chwilę przed rozpoczęciem ostatniego wykładu usiadł obok mnie i jak gdyby nigdy nic rozpoczął swój monolog:

-Co u twojego chłoptasia? Już od dawna podejrzewałem, że lgniecie do siebie z blondasem, ale nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Kuroko nie jest zły? Bądź co bądź... jego siostra i przyjaciel - zaśmiał się. - Ale Tetsu taki nie jest. Nawet wybuch trzeciej wojny światowej nie wyprowadziłby go z równowagi, co? Nie mniej uważam, że wasz związek jest skazany na porażkę. Bez urazy, rozumiem, że się kumplujecie... w sensie ty i blondas. Nie Tetsu. Ale nie dacie sobie rady. To was przerośnie. Dlatego z troski o twoje biedne serce, które prędzej czy później zostanie złamane radzę ci z nim zerwać. 

Jak mogłam zareagować? Miałam ochotę krzyczeć z frustracji. Dlaczego wszystcy ciągnęli temat tych cholernych zaręczyn? Nie chciałam o nich pamiętać. Do ślubu miałam masę czasu, a przez ten cały szum zaczynałam mieć wrażenie, że lada chwila będę wybierać suknię.  

-Zamknij się - wycedziłam pod nosem.

-Co jest? - zmartwił się sztucznie. - Nie wyglądasz na szczęśliwą. Nowy status ci nie służy. Właśnie! Nie zmieniłaś stutusu. Chłopcy będą cię podrywać, a Kise będzie niezadowolony. Tego raczej nie chcesz, co? Denerwowanie narzeczonego to nie najmądrzejsze posunięcie. Dlatego czym prędzej to zrób.

Gadał bez ładu i składu. Przeskakiwał z tematu na temat, jednocześnie wciąż nawiązując do tych nieszczęsnych zaręczyn. Mogłam mieć tego dość, prawda? Mogłam nie wytrzymać? Poprawna odpowiedź brzmi: oczywiście, że tak, to zupełnie zrozumiałe.

Tak więc gdy zaczął gadać o ukrytym homoseksualizmie Kise i formułować teorie o jego związku z moim bratem (szczegóły, które podawał były obleśne! W końcu to mój brat i przyjaciel. Życie intymne żadnego z nich, nie ważne czy wspólne, czy osobne znajduje się poza kręgiem moich zainteresowań) miałam tego serdecznie dość. Tzn. zawsze mam, ale dziś to już szczególnie. 

Dlatego wzięłam głęboki wdech, zacisnęłam dłoń w pięść, zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam nią w jego policzek. Raczej zabolało, bo usłyszałam chrupnięcie. Następnie wzięłam kolejny, głęboki oddech, wstałam i dziękując bogu, że przyszłam dużo wcześniej i klasa była pusta, wyszłam na korytarz, wydostałam się z budynku i ruszyłam w kierunku boiska do koszykówki. 

Niech mi ktoś powie, czy moje życie może spieprzyć jeszcze bardziej? 

Cholera jasna! Parę sekund temu myślałam, że nie. Ale pędzący w moją stronę samochód chyba twierdzi, że to nieprawda. 



Pierwszy poferyjny rozdział :D 

Wstawiam dopiero dziś, bo leżę w łóżku i umieram. Nienawidzę być chora :/ 

A jak tam u was? Kto ma ferie, a kto już po? 

Kocham ^^

Nataria

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro